Dzisiaj napiszę wam dlaczego ludzie biegają ultramaratony, wspinają się na Mount Everest lub ogólnie ryzykują zdrowie w niebezpiecznych, niepraktycznych przedsięwzięciach.
Kilka lat temu w trakcie zdobywania szczytu Nanga Parbat zmarł Tomasz Mackiewicz. Medialna burza nad losem himalaisty wdarła się do mojej bańki informacyjnej. Jeden z blogerów skomentował w stylu "obejrzeliśmy spektakularne samobójstwo". Poparło go wielu komentujących, dodając argumenty: "mógł wybrać tańszy sposób", "każdy ma marzenia, dlaczego mamy składać się na akcje ratunkowe nieodpowiedzialnych ludzi". Zaczęto wygarniać mu, że lepiej mógł zająć się dziećmi z poprzedniego małżeństwa lub długami firmy. Zarzucano mu tchórzostwo i ucieczkę przed życiem.
Uważam, że było dokładnie odwrotnie. Tomasz Mackiewicz był odważnym, ciężko pracującym, wytrwałym i odpowiedzialnym człowiekiem. Inaczej nie podjąłby i nie zrealizował wielu wcześniejszych ambitnych wypraw. Pokażę to wam na prostym przykładzie.
Od 9 lat biegam ultra i maratony. Jeśli widzicie takiego gościa z boku, może się wydać, że motywuje go pragnienie zdobycia przysłowiowych 5 minut sławy. Jednak zdecydowana większość ultrasów to zamknięte w sobie typki, które mało kogo interesują poza wąskim gronem im podobnych. Raporty roczne z sezonu ultra piszę głównie dla siebie i kolegów, z którymi dzieliłem przygody. Przeciętny wpis giełdowy generuje 10 razy więcej wejść. Po co zatem poświęcać tysiące godzin na treningi, przygotowania, a potem umierać na trasie przez kilkanaście godzin?
Biegi ultra są proste, choć nie łatwe. Maraton miał być ukoronowaniem. Jednak po przebiegnięciu apetyt urósł: podwójny maraton, 100 km, 150 km. Sport wciąga tak wielu ludzi, ponieważ występuje w nim korelacja: im więcej pracy i zaangażowania, tym lepsze wyniki. Jeśli bardzo chcesz, to prędzej czy później osiągasz cel. Czy jest to przebiegnięcie długiego dystansu, czy zdobycie wysokiej góry.
Niestety w życiu tak nie jest. W związku, przy wychowywaniu dzieci, na giełdzie czy w biznesie. To są tak złożone, nieliniowe procesy, że czasami zbyt duże zaangażowanie i zbyt ciężka praca przeszkadzają w osiąganiu pozytywnych wyników. Skala tego, czego "nie wiesz, że nie wiesz", jest zbyt wielka, żeby nawet poprawnie zdefiniować co chcesz osiągnąć. Człowiek nastawiony na osiąganie celów chwyta się pozornie racjonalnych pojęć typu "wykształcić dziecko", "zrobić X projektów w firmie", "przeanalizować N spółek", bez świadomości, że cała para idzie w gwizdek, bo nie potrafi poprawnie wyciągnąć wniosków z porażek. Myśli, że jeśli jeszcze mocniej uderzy, to wreszcie przebije głową mur.
Znacznie łatwiej jest, kiedy oddamy sterowanie swoimi losami w tych dziedzinach na zewnątrz. Niech pracodawca martwi się o zdobywanie pieniędzy na moją pensji, niech państwo zadba o wypłacenie mi emerytury. To racjonalny i sensowny wybór dla większości ludzi. Nie osądzajmy jednak tych, którzy polegli, bo próbowali inaczej.