piątek, 9 września 2022

Zachód w kontrofensywie

 Kontrofensywa Ukraińców pod Charkowem zaskoczyła Rosjan i liczne zachodnie media. Media wykreowały świat, w którym odcięta od gazu Europa nie przetrwa zimy. Tymczasem ceny gazu wyhamowały a ropy spadły poniżej ceny sprzed inwazji Rosji na Ukrainę. Armia tankowców skuszonych wysokimi cenami LNG płynie w kierunku portów europejskich.

Ropa Brent

Wg mnie głównych kandydatów na wysypanie się mamy dwóch:

Rosja i Chiny.

Rosja przegrywa wojnę. Przez sankcje stanęła jej gospodarka oparta o import technologii z Zachodu, skończyło się surowcowe pole do szantażu. Zostały "tylko" nuki, ale użycie ich będzie definitywnym końcem rosyjskiego imperium.

Chiński model rozwoju oparty o budowanie pustych miast wypalił się rok temu. Ludzie zadłużali się, żeby kupić mieszkania jako lokaty i zabezpieczenie na starość, pieniądz płynął na rynek. Władze prowincji emitowały obligacje, wyburzały stare dzielnice i finansowały budowę nowych. Wszystko kulało się, dopóki ceny murów rosły i więcej młodych wchodziło na rynek niż wychodziło z niego starych. W końcu jednak demografia i absurdalnie wysokie ceny zrobiły swoje.

Pozostał gigantyczny, największy w historii ludzkości dług, którego nie da się spłacić. Można go tylko zadrukować w czasie. Na to mogą pozwolić sobie bardziej stabilne państwa demokratyczne jak Japonia, USA czy Europa, których zdywersyfikowany rynek i system zabezpieczeń społecznych są w stanie wchłonąć konsekwencje pękających baniek spekulacyjnych. 

Czy autokratycznym Chinom się uda przejść przez depresję suchą nogą? Wątpię. Na razie nakręca się zamordyzm i lockdowny, żeby spacyfikować ludzi walczących o swoje wirtualne oszczędności. Partia gromadzi zapasy żywności, bo pamięć wielkiego głodu za Mao jest wciąż żywa. Głód byłby gwoździem do trumny partii komunistycznej i być może zaczynem rebelii. Zachodnie demokracje mają wentyl bezpieczeństwa w postaci rotacyjności polityków: wybuch niezadowolenia zmiecie aktualną ekipę bądź większość partii, ale zaraz rodzi się nowy establishment. W Chinach czy Rosji rządząca klika jest zbyt skorumpowana, żeby oddać władzę pokojowo - albo zostaną wybici przez kolejną klikę, albo system się rozpada.

W najłagodniejszym scenariuszu Chiny zadrukują najbardziej toksyczne bilanse. W mniej łagodnym uda się skokowa dewaluacją Yuana. W skrajnym chaos, wojna (domowa bądź zewnętrzna). Niestety historia przyspiesza na naszych oczach i wraz z rosnącą zmiennością należy spodziewać się coraz większych kataklizmów. Spełnia się "Przepowiednia złota", którą zamieściłem 2 lata temu:

http://podtworca.blogspot.com/2020/03/zoto-i-momenty-przeomowe-we-wspoczesnej.html




sobota, 3 września 2022

Maraton Wakacje 22

Za trzy tygodnie biegniemy cykl Maraton 3 jezior koło Bielska-Białej. Odkąd 2 lata temu Tomek zawiesił buty na kołku, biegi przygodowe robimy w składzie: Misiek, Piotrek i ja. Podobnie jak rok temu przed Bieszczadzką 90-tką, postanowiliśmy ok. miesiąc wcześniej pobiec maraton przygotowawczy. Padały różne pomysły, ostatecznie ustaliliśmy trasę Kowale-Straszyn-Kolbudy-Otomin.

Ustalenia na dzień przed:

1. Czas nie istnieje, bierzemy wolne w poniedziałek i jesteśmy w trasie tyle, ile trzeba.

2. Pokażę chłopakom, gdzie serwują najlepsze gofry w Kolbudach.

3. Jeśli dobiegamy do plaży, to się kąpiemy.

4. Na trasie jemy pizzę, a na koniec pijemy razem piwo.


Po wyznaczeniu ambitnych celów, umówiliśmy się na 8 rano koło stawu "małego" jak rok temu. Gdy już wychodziłem, chłopacy wysłali wiadomość, że jednak czekają między stawami, bo stamtąd bliżej:


Mi w to graj, tylko 2 km i jesteśmy za obwodnicą. Prowadzę łąkami na Straszyn naszą starą trasą.

- Będzie polna droga koło bagna, nie pożałujecie!

Tymczasem cywilizacja dotarła do Jankowa i wszędzie asfalt, magazyny i place budowy. Nawet bagno zasypali. Szczęśliwie udało się wyminąć tereny budowy i płoty, i dotarliśmy do malowniczej drogi z fragmentami kocich łbów.

Kiedyś trasa do Straszyna i z powrotem była naszym standardowym szlagierem na 14 km. I to w sumie tyle co mogę napisać o tym odcinku. Tematy, które omawialiśmy nie nadają się do przytoczenia w publicznym wpisie :P

Po 9 km docieramy wzdłuż Raduni do elektrowni Straszyn. Widoki piękne, jeśli ktoś jest zainteresowany (jest ośrodek i dom weselny), biegłem tutaj 2 lata temu i wrzuciłem kilka zdjęć:

http://podtworca.blogspot.com/2020/04/maraton-w-czasach-pandemii.html

Z tego odcinka zrobiłem tylko jedno zdjęcie zbiornika:


Szlakiem żółtym obiegliśmy zbiornik w kierunku Kolbud. Można tam zobaczyć elementy elektrowni wodnej zbudowanej za Niemca:



Wieże, rury, kanały. Pogoda bardzo sprzyjająca, ciepło, ale nie upał. Ani się spostrzegliśmy, a już dotarliśmy do plaży w Kolbudach.


Zgodnie z planem zrobiliśmy przerwę na kąpiel.


- A teraz zapraszam na gofry! - zapowiedziałem i ruszyliśmy do ukrytej za betonowymi blokami kawiarni.

Na miejscu poszczuły nas psy. Godzina 10:20, otwierają o 11. Posnuliśmy się zatem 40 minut po placu zabaw i sklepach, podjedliśmy. Wreszcie otworzyli kawiarnię i zamówiliśmy gofry z kawką:


Gdy wychodziliśmy, było dla nas jasne, że z pizzy już dzisiaj nici. Ale nie żałowaliśmy, to były naprawdę rewelacyjne, przygotowane na świeżo gofry!

Po takiej uczcie ciężko się rozgrzać, więc ze dwa kilometry szliśmy pod górkę zielonym szlakiem. Zielony szlak Skarszewy-Gdańsk pobiegłem 2 lata temu, a jego fragmenty regularnie biegamy przygotowując się do górskich ultra. 

W Łapinie kolejny kompleks elektrowni wodnej:


i ciekawy odcinek szlaku ze stromym zboczem:


Tutaj zaliczyłem combo: przywaliłem najpierw prawą nogą w korzeń i wybiłem palca; kiedy skupiałem się, żeby unikać stąpania na nim, przywaliłem palcem z lewej nogi i też go wybiłem, aż mi się dziura w bucie zrobiła:


Więc przez następne kilometry skupiałem się na bólu, a nie przygodzie. Zrobiło się prawie jak na ultra.

Na szczęście po jakimś czasie ból się rozbiegał i przeoczyliśmy szlak. Dzięki temu mieliśmy okazję trafić na opuszczony cmentarz w Sulminie:


To już nasze tereny, gdziekolwiek byśmy nie pobiegli, trafilibyśmy do Otomina. A tam oczywiście "nasza" plaża, na której przygotowywałem się do ironmana. Niestety zdjęć nie zrobiłem, bo padła mi bateria w telefonie.

Po kąpieli trzeba było podjąć męską decyzję: zatrzymujemy się w barze, czy lecimy do końca i dopiero wtedy piwo. Wygrała opcja nr 2, i tak dotarliśmy na otomiński wiadukt nad obwodnicą.

Kilometr dalej w jednym z nowych bloków ulokowano Żabkę, w której to nabyliśmy trunki. Jako, że jednym z tematów rozmów na biegu były piwa, jakie można było kupić pod koniec XX wieku, ze zdumieniem odkryliśmy, że na półkach nadal jest młodzieżowe 10 i pół.


Kiedy tak delektowaliśmy się ostatnimi wspólnymi chwilami, zaczął padać deszcz. Pożegnaliśmy zatem Miśka i ruszyliśmy z Piotrem w stronę naszych domów.

Udało się zrealizować prawie wszystko - jedynie pizza nie wypaliła, bo po jedzeniu ze sklepu i gofrach nie mieliśmy ochoty. Na ostatnich kilometrach dodaliśmy jeszcze jeden punkt: poleżeć w wannie i wysączyć winko po dobrze przebiegniętym maratonie. Należało nam się na koniec wakacji!





Pozioma kreska to efekt padniętej baterii