Przyszła wiosna, słoneczko zaświeciło, zrobiło się ciepło, jasno... i wszystko wokół siadło. Nie wiem czy wy też odczuwacie zmęczenie, ale ja nie nadaję się do życia. Być może za dużo pracy, ale patrząc jak wielu znajomych choruje i jak projekty się wleką, odnoszę wrażenie, że coś naprawdę jest na rzeczy. Kiedyś na przednówku ludzie głodowali i biedowali, teraz mamy jedzenia pod dostatkiem, ale widocznie organizm się jeszcze nie przyzwyczaił do nowych warunków i bieduje po swojemu.
Kolega, który grał notorycznie dużymi lewarami na wykresach 5-min. napisał mi dzisiaj, że ma już dość, że nie chce mu się i przeszedł na długi termin. A ja w weekend zrobiłem pare ciekawych wykresów, ale zwyczajnie nie miałem motywacji, żeby wrzucić je na bloga.
Sytuacja robi się ciekawa. Spisuję spółki, które wypłacą dywidendy i div yield wychodzi bardzo atrakcyjny. Kilka spółek wypłaci dywidendy, które przy obecnym kursie mieszczą się w przedziałe 6-8%. Przyznam szczerze, że zaparkowałbym część kapitału w akcjach, nawet jeśli miałaby jeszcze wystąpić fala C bessy. Niestety utknąłem w certyfikatach na spadki ropy i wyczekuje jakiejś korekty, żeby się z nich ewakuować.
Jedna rzecz wciąż nie daje mi spokoju. Indeksy w USA są za wysoko, Apple zrobiło ewidentną hiperboliczną bańkę i jej pęknięcie powinno zaprowadzić kurs w ciągu kilku miesięcy na 400$. Jak w takich warunkach zaczynać hossę? I to przy ropie bliskiej bicia rekordów? W takim wypadku, gdy nie widać żadnych zagrożeń i wydaje się, że po małej korekcie będzie rosło, powinna zapalić się czerwona lampka. Black swan na kursie kolizyjnym!
Sute dywidendy małych spółek to często pułapka. Wiele razy spółki ogłaszały dywidendy 10-20%, a potem kurs spadał na trwałe o kilkadziesiąt procent i już się nie podnosił. To jest dobry sposób na ubranie ulicy i wypchnięcie jej akcji. Co innego duże spółki, tutaj tradycyjnie będę się czaił na PGE, PGN czy Tepsę, jeśli oczywiście zanurkują choć na chwilę.
Zwolennikom hossy przypominam wykres, który zamieściłem na początku marca - póki co "złoty krzyż śmierci" działa :
W sumie zabawna sytuacja: korci mnie, żeby już kupować akcje, ale mam sporo krótkich pozycji i muszę mieć gotówkę na pokrycie depozytów. Część pozycji wyszła na plusy, część buja się koło zera, a krótkie na SPX w głębokiej d... W takiej sytuacji powinienem pozamykać ile się da, żeby w momencie niepewności zostać z gotówką, ale skoro zaczęło spadać i portfel rośnie, no to trzymam.
Lubię kupować akcje, gdy są mocno przecenione - ale nie są (niektóre są ;) . A szorcić, gdy indeksy w euforii biją szczyty. Ale nie biją. Dlatego bardzo na rękę byłaby dla mnie mocna korekta, na której pozamykałbym większość krótkich i przeparkował część gotówki na muły dywidendowe.
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
czwartek, 29 marca 2012
czwartek, 22 marca 2012
Co tam panie na budowie
Ano nie jest dobrze:
a czasem wręcz tragicznie:
Budownictwo i deweloperka są chyba najsłabszymi branżami na GPW, dlatego można traktować je jako takie kanarki giełdy. Jeśli przebiją dołki z grudnia, możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że reszta spółek podąży w tym samym kierunku. Z drugiej strony deweloperzy nie mają już dużo miejsca do spadków, a podobne formacje do obecnej możemy zaobserwować przy poprzednich dołkach.
Brakuje mi jeszcze jednego zejścia na spółkach z WIG20, po którym kupiłbym akcje pod dłuższy wzrost. Uzasadnieniem niech będzie ten wykres:
Jak to się mówi, po 27 to bym wziął :)
Na wariant C bessy budowana od dziś krótka na FPKN z targetami: 36, 31, 24:
SL po wyjściu nad 40.
PS Właśnie zauważyłem, że temat budowlanki poruszył również Rafał Hirsch. Jak widać nie tylko mi rzuciły się dzisiaj w oczy wodospady na akcjach z tego sektora.
a czasem wręcz tragicznie:
Budownictwo i deweloperka są chyba najsłabszymi branżami na GPW, dlatego można traktować je jako takie kanarki giełdy. Jeśli przebiją dołki z grudnia, możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że reszta spółek podąży w tym samym kierunku. Z drugiej strony deweloperzy nie mają już dużo miejsca do spadków, a podobne formacje do obecnej możemy zaobserwować przy poprzednich dołkach.
Brakuje mi jeszcze jednego zejścia na spółkach z WIG20, po którym kupiłbym akcje pod dłuższy wzrost. Uzasadnieniem niech będzie ten wykres:
Jak to się mówi, po 27 to bym wziął :)
Na wariant C bessy budowana od dziś krótka na FPKN z targetami: 36, 31, 24:
SL po wyjściu nad 40.
PS Właśnie zauważyłem, że temat budowlanki poruszył również Rafał Hirsch. Jak widać nie tylko mi rzuciły się dzisiaj w oczy wodospady na akcjach z tego sektora.
środa, 21 marca 2012
W którą stronę arbitraż
Na giełdzie jest wiele fajnych zależności, które zazwyczaj działają odwrotnie od założeń. Ot choćby taki arbitraż - skracasz klin wzrostowy na S&P500 i unikasz krótkich na zdołowanym FW20, bo nauczyłeś się z poprzednich lat, że jak potem Amerykanin spada, to na GPW ktoś podtrzymuje rynek i pcha do góry. A tymczasem klin w USA dalej sobie rośnie, a FW20 dalej się osuwa.
Oczekiwania względem hossy są ogromne. Główne argumenty to krach na obligacjach, który miał się właśnie rozpocząć, rosnące wskaźniki wyprzedzające i podobno niedźwiedzi sentyment "bo wszyscy spodziewali się drugiego dna bessy, a przyszło mocne odbicie".
Indeks nastroju inwestorów indywidualnych trochę nie współgra z ostatnim argumentem:
Przed rozliczeniem marcowym był jeszcze inny ciekawy 'mem' - wszędzie czytałem, że tak napinają strunę, że zaraz gruchnie do góry lub w dół. Tymczasem zmienność dalej spadała i spadała, aż zacząłem wszędzie czytać, że czeka nas teraz pół roku boczniaka. No to może jeszcze doczekam tego WIG20 po 1900 :) A mam już pare perełek na oku, które chętnie bym na takim poziomie kupił.
Oczekiwania względem hossy są ogromne. Główne argumenty to krach na obligacjach, który miał się właśnie rozpocząć, rosnące wskaźniki wyprzedzające i podobno niedźwiedzi sentyment "bo wszyscy spodziewali się drugiego dna bessy, a przyszło mocne odbicie".
Indeks nastroju inwestorów indywidualnych trochę nie współgra z ostatnim argumentem:
Przed rozliczeniem marcowym był jeszcze inny ciekawy 'mem' - wszędzie czytałem, że tak napinają strunę, że zaraz gruchnie do góry lub w dół. Tymczasem zmienność dalej spadała i spadała, aż zacząłem wszędzie czytać, że czeka nas teraz pół roku boczniaka. No to może jeszcze doczekam tego WIG20 po 1900 :) A mam już pare perełek na oku, które chętnie bym na takim poziomie kupił.
czwartek, 15 marca 2012
Wiosna idzie, czas na nowe przepisy
Rok temu umieściłem zdjęcia swojego pierwszego chleba razowego. Od tego czasu nie wyobrażam sobie, by jeść inne pieczywo. Takiej jakości zwyczajnie nigdzie się nie kupi. Co ciekawe już kilka znajomych osób wzięło od nas zakwas i również pieką w domu. XXI wiek :)
Ostatni wypiek:
Zaczyn:
- 5 szklanek żytniej razowej typ 2000,
- 5 szklanek wody,
- zakwas żytni.
Ciasto:
- 1 szklanka pszennej gracham typ 1850,
- 3 szklanki ciemnego orkiszu,
- 1 szklanka otrębów i płatków owsianych,
- 5 garści ziaren słonecznika,
- łyżka zarodków pszennych,
- łyżeczka czarnuszki,
- 3 płaskie łyżki soli.
Teraz zaczynam się rozglądać za przepisami na sery. Mam dostęp do świeżego mleka i chciałbym zrobić z niego jakieś sery, które potem leżakowałyby w piwnicy, czy gdzie tam leżakują. Może znacie jakieś ciekawe przepisy?
Chciałbym narobić się przy takim serze przez kilka dni i odstawić na dłuugi czas (a kiedyś dojść do takiej wprawy, żeby robić jakieś fajne sery do wina, które dojrzewają miesiącami albo i latami).
Za komuny każdy prawie uprawiał ogródek na działce, żeby mieć warzywka do jedzenia. Teraz jedzenie kosztuje grosze, ale pachnie, smakuje i zachowuje się w żołądku jak mydło. Alternatywą dla wchłaniania tego syfu jest własna produkcja oraz dostęp do sprawdzonych produktów podstawowych.
Od sierpnia nie jem też mięsa (poza sporadycznie rybami i owocami morza), ale nabiał już mi bokiem wychodzi. Znacie może jakieś proste i szybkie do wykonania warzywne potrawy białkowe? Najlepiej żeby coś wymoczyć, a potem ugotować/udusić/upiec (bez smażenia).
Nie lubię babrać się przy jedzeniu (chyba, że mam dużo wolnego czasu), więc szukam prostych potraw. Podam przykład takich "zestawów obiadowych", jakie czasem robię:
- zalać fetę olejem rzepakowym tłoczonym na zimno (lub jak nie ma to oliwą), przysypać ziołami, dorzucić cebulę/czosnek/suszone pomidory/oliwki (co tam się nawinie), do tego pajda razowca i lampka wytrawnego wina,
- ugotować makaron graham, w miseczce wybełtać przecier pomidorowy z oliwą i ziołami, wylać na makaron, położyć plastry sera i wrzucić do mikrofali, do tego lampka wina (prawie jak spagetti :D),
- ugotować włoszczyznę z ziemniakiem, zmiksować, dolać przecier pomidorowy, wsypać natkę pietruszki i zioła, do tego pajda razowca z masłem.
Szukam coś równie prostego i szybkiego w wykonaniu na bazie gotowanej fasoli, soczewicy, cieciorki, grochu. Super byłoby coś warzywno-białkowego na kanapki, żeby nie smarować ciągle serkami.
Ostatni wypiek:
Zaczyn:
- 5 szklanek żytniej razowej typ 2000,
- 5 szklanek wody,
- zakwas żytni.
Ciasto:
- 1 szklanka pszennej gracham typ 1850,
- 3 szklanki ciemnego orkiszu,
- 1 szklanka otrębów i płatków owsianych,
- 5 garści ziaren słonecznika,
- łyżka zarodków pszennych,
- łyżeczka czarnuszki,
- 3 płaskie łyżki soli.
Teraz zaczynam się rozglądać za przepisami na sery. Mam dostęp do świeżego mleka i chciałbym zrobić z niego jakieś sery, które potem leżakowałyby w piwnicy, czy gdzie tam leżakują. Może znacie jakieś ciekawe przepisy?
Chciałbym narobić się przy takim serze przez kilka dni i odstawić na dłuugi czas (a kiedyś dojść do takiej wprawy, żeby robić jakieś fajne sery do wina, które dojrzewają miesiącami albo i latami).
Za komuny każdy prawie uprawiał ogródek na działce, żeby mieć warzywka do jedzenia. Teraz jedzenie kosztuje grosze, ale pachnie, smakuje i zachowuje się w żołądku jak mydło. Alternatywą dla wchłaniania tego syfu jest własna produkcja oraz dostęp do sprawdzonych produktów podstawowych.
Od sierpnia nie jem też mięsa (poza sporadycznie rybami i owocami morza), ale nabiał już mi bokiem wychodzi. Znacie może jakieś proste i szybkie do wykonania warzywne potrawy białkowe? Najlepiej żeby coś wymoczyć, a potem ugotować/udusić/upiec (bez smażenia).
Nie lubię babrać się przy jedzeniu (chyba, że mam dużo wolnego czasu), więc szukam prostych potraw. Podam przykład takich "zestawów obiadowych", jakie czasem robię:
- zalać fetę olejem rzepakowym tłoczonym na zimno (lub jak nie ma to oliwą), przysypać ziołami, dorzucić cebulę/czosnek/suszone pomidory/oliwki (co tam się nawinie), do tego pajda razowca i lampka wytrawnego wina,
- ugotować makaron graham, w miseczce wybełtać przecier pomidorowy z oliwą i ziołami, wylać na makaron, położyć plastry sera i wrzucić do mikrofali, do tego lampka wina (prawie jak spagetti :D),
- ugotować włoszczyznę z ziemniakiem, zmiksować, dolać przecier pomidorowy, wsypać natkę pietruszki i zioła, do tego pajda razowca z masłem.
Szukam coś równie prostego i szybkiego w wykonaniu na bazie gotowanej fasoli, soczewicy, cieciorki, grochu. Super byłoby coś warzywno-białkowego na kanapki, żeby nie smarować ciągle serkami.
wtorek, 13 marca 2012
czwartek, 8 marca 2012
Kluczowy moment na SPX Futures
Taki ruch przewiduje mój plan. SL 1385. Pierwszy TP 1324, drugi 1300.
Ten sam wykres z dołączony kanałem wzrostowym:
środa, 7 marca 2012
Apel do blogerów, kolejna odsłona rozkładu Państwa Polskiego
Tekst z dzisiejszego wykopu. Bardzo proszę każdego, kto podziela wnioski z druzgocącego dla skorumpowanego państwa polskiego arytukułu, o wklejenie go na swojego bloga i puszczenie dalej w obieg.
Wykopowicze pomóżcie! Poniższy tekst jest często usuwany na większości forów - komuś bardzo zależy, żeby nie znalazł szerokiego grona czytelników.
Szokująca prawda o aferze solnej i o tym co znalazło się na naszych stołach. Polacy zasługują czegoś lepszego i nie można dopuścić, aby ten skandal zamieciono pod dywan bez ukarania sprawców, inaczej będzie się to stale powtarzać.
Co jedli Polacy przez ponad 10 lat? Szokujący artykuł. Przeczytaj, skopiuj i podaj dalej.
Argumenty Sanepidu i innych apologetów – poparte rzekomo obiektywnymi badaniami laboratoryjnymi - że sól odpadowa nie jest szkodliwa dla zdrowia są wprost absurdalne i są zniewagą inteligencji każdego Polaka. Równie dobrze można by powiedzieć, że picie wody z kałuży ulicznej na przestrzeni wielu lat jest bezpieczne, ponieważ woda z kałuży w 98% ma ten sam skład chemiczny co woda z kranu, źródła czy z butelki (H20). Pies jest jednak pogrzebany gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%... woda w kałuży ulicznej może być zanieczyszczona brudem, piaskiem, benzyną, olejem i cząsteczkami ołowiu lub wyciekającymi płynami z przejeżdżających samochodów, a nawet drobinkami stłuczonego szkła. Nie mówiąc już o spłukanych odchodach ludzkich lub zwierzęcych.
Sól "wypadowa" to zgrabne, techniczne określenie jednego z ODPADÓW – dlatego bardziej pasuje tutaj określenie „odpadowa” - w procesie produkcji chloru w Zakładzie Chloru i Ługu Sodowego będącym częścią ogromnego kombinatu chemicznego we Włocławku (należącego do spółki ANWIL S.A.), który jest jedynym w Polsce producentem suspensyjnego polichlorku winylu (PCW).
Sól odpadowa jest więc chemicznym odpadem poprodukcyjnym powstałym w procesie produkcji chloru. Powtórzmy jeszcze raz: nie jest to sól kamienna, nie jest to solanka, nie jest to sól glauberska, nie jest to sól spożywcza – jest to chemiczny odpad poprodukcyjny.
Czym może zostać zanieczyszczony/skażony odpad poprodukcyjny w kombinacie chemicznym podczas jego odzyskiwania, osuszania i przetwarzania? Otóż mogą to być nie tylko osadzone cząstki szkodliwych związków chemicznych i metali ciężkich, pył, kurz, lecz mogą tam się dostać także inne osady i zanieczyszczenia jakie zwykle są obecne w każdym zakładzie przemysłowym. Na ten temat lepiej niż ja z pewnością mógłby się wypowiedzieć przedstawiciel/pracownik zakładów chemicznych – i rzeczywiście, Anwil S.A. sprzedawał sól odpadową z wyraźnym oznaczeniem, że produkt może być wykorzystany tylko do posypywania dróg lub w przemyśle garbarskim i absolutnie nie nadaje się do wykorzystania w przemyśle spożywczym.
Jak powiedział prof. dr hab. Włodzimierz Urbaniak z katedry chemii analitycznej UAM:
- Podczas produkcji chloru, sól przemysłowa jest produktem ubocznym. Z racji tego, że nie jest stosowana w produkcji żywności, nie musi spełniać określonych norm. Dlatego w soli przemysłowej możemy znaleźć zanieczyszczenia nieorganiczne, np. piasek, kawałki papieru lub drewna, czy metale ciężkie (gazeta Fakt z 2 marca 2012)
Nabywana przez 3 nieuczciwe firmy w Anwilu sól odpadowa transportowana była luzem brudnymi wywrotkami, a następnie wysypywana łopatami przez robotnika w kaloszach na plac w zakładzie niespełniającym żadnych norm higienicznych i sanitarnych (to wszystko pokazane w programie TVN UWAGA).
W czasie transportu, osuszania, składowania i przesypywania, sól mogła zostać DODATKOWO zanieczyszczona przez: pył, kurz, brud z ziemi, smary, osady i zanieczyszczenia atmosferyczne, drobinki skruszonego szkła, cząstki startego metalu, cząstki asfaltu, betonu, smołę, olej, benzynę, sadzę, piasek, spłukane odchody ludzkie/zwierzęce lub inną materię organiczną – nie można nic wykluczyć, przecież nikt nie sprawdzał tej soli ani jej przydatności do spożycia. To wszystko mogło znaleźć się w naszych wędlinach, serach i rybach. Pies jest niestety pogrzebany właśnie gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%........
Ten skandal jest szokujący nie tylko ze względu na ogromną skalę skażenia – do obiegu wprowadzono setki tysięcy ton skażonej soli – i fakt, że produktów zawierających trefną sól nie wycofano z handlu, co jest rzeczą właściwie bez precedensu w nowoczesnym świecie, lecz także dlatego, że istnieją poważne podejrzenia korupcji. Przecież Prokuratura i Sanepid zostały 10 lat temu poinformowane o tym przestępstwie, a sprawa została zamieciona pod dywan. Poza tym, w przemyśle spożywczym przez wiele lat krążyły plotki o wykorzystywaniu soli odpadowej z Anwil S.A.
Czy kraj, w którym przez 10+ lat sypano brudną sól odpadową do żywności i w którym pomimo donosów i otrzymanej dokumentacji ani prokuratura, ani organa ścigania, ani służby sanitarne nie zareagowały na ten szwindel, powinien w ogóle być w Unii Europejskiej i nazywać się krajem cywilizowanym? Obowiązkiem tych instytucji - już w 2002 r. - było nie tylko surowe ukaranie przestępców, lecz także ostrzeżenie opinii publicznej o masowym skażeniu żywności oraz podjęcie wszystkich możliwych działań, aby coś takiego nie mogło się powtórzyć - to wszystko powinno być zrobione 10 lat temu. Nie można tego nazwać inaczej niż bandytyzmem i zgwałceniem społeczeństwa przez instytucje zaufania publicznego.
Wykopowicze pomóżcie! Poniższy tekst jest często usuwany na większości forów - komuś bardzo zależy, żeby nie znalazł szerokiego grona czytelników.
Szokująca prawda o aferze solnej i o tym co znalazło się na naszych stołach. Polacy zasługują czegoś lepszego i nie można dopuścić, aby ten skandal zamieciono pod dywan bez ukarania sprawców, inaczej będzie się to stale powtarzać.
Co jedli Polacy przez ponad 10 lat? Szokujący artykuł. Przeczytaj, skopiuj i podaj dalej.
Argumenty Sanepidu i innych apologetów – poparte rzekomo obiektywnymi badaniami laboratoryjnymi - że sól odpadowa nie jest szkodliwa dla zdrowia są wprost absurdalne i są zniewagą inteligencji każdego Polaka. Równie dobrze można by powiedzieć, że picie wody z kałuży ulicznej na przestrzeni wielu lat jest bezpieczne, ponieważ woda z kałuży w 98% ma ten sam skład chemiczny co woda z kranu, źródła czy z butelki (H20). Pies jest jednak pogrzebany gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%... woda w kałuży ulicznej może być zanieczyszczona brudem, piaskiem, benzyną, olejem i cząsteczkami ołowiu lub wyciekającymi płynami z przejeżdżających samochodów, a nawet drobinkami stłuczonego szkła. Nie mówiąc już o spłukanych odchodach ludzkich lub zwierzęcych.
Sól "wypadowa" to zgrabne, techniczne określenie jednego z ODPADÓW – dlatego bardziej pasuje tutaj określenie „odpadowa” - w procesie produkcji chloru w Zakładzie Chloru i Ługu Sodowego będącym częścią ogromnego kombinatu chemicznego we Włocławku (należącego do spółki ANWIL S.A.), który jest jedynym w Polsce producentem suspensyjnego polichlorku winylu (PCW).
Sól odpadowa jest więc chemicznym odpadem poprodukcyjnym powstałym w procesie produkcji chloru. Powtórzmy jeszcze raz: nie jest to sól kamienna, nie jest to solanka, nie jest to sól glauberska, nie jest to sól spożywcza – jest to chemiczny odpad poprodukcyjny.
Czym może zostać zanieczyszczony/skażony odpad poprodukcyjny w kombinacie chemicznym podczas jego odzyskiwania, osuszania i przetwarzania? Otóż mogą to być nie tylko osadzone cząstki szkodliwych związków chemicznych i metali ciężkich, pył, kurz, lecz mogą tam się dostać także inne osady i zanieczyszczenia jakie zwykle są obecne w każdym zakładzie przemysłowym. Na ten temat lepiej niż ja z pewnością mógłby się wypowiedzieć przedstawiciel/pracownik zakładów chemicznych – i rzeczywiście, Anwil S.A. sprzedawał sól odpadową z wyraźnym oznaczeniem, że produkt może być wykorzystany tylko do posypywania dróg lub w przemyśle garbarskim i absolutnie nie nadaje się do wykorzystania w przemyśle spożywczym.
Jak powiedział prof. dr hab. Włodzimierz Urbaniak z katedry chemii analitycznej UAM:
- Podczas produkcji chloru, sól przemysłowa jest produktem ubocznym. Z racji tego, że nie jest stosowana w produkcji żywności, nie musi spełniać określonych norm. Dlatego w soli przemysłowej możemy znaleźć zanieczyszczenia nieorganiczne, np. piasek, kawałki papieru lub drewna, czy metale ciężkie (gazeta Fakt z 2 marca 2012)
Nabywana przez 3 nieuczciwe firmy w Anwilu sól odpadowa transportowana była luzem brudnymi wywrotkami, a następnie wysypywana łopatami przez robotnika w kaloszach na plac w zakładzie niespełniającym żadnych norm higienicznych i sanitarnych (to wszystko pokazane w programie TVN UWAGA).
W czasie transportu, osuszania, składowania i przesypywania, sól mogła zostać DODATKOWO zanieczyszczona przez: pył, kurz, brud z ziemi, smary, osady i zanieczyszczenia atmosferyczne, drobinki skruszonego szkła, cząstki startego metalu, cząstki asfaltu, betonu, smołę, olej, benzynę, sadzę, piasek, spłukane odchody ludzkie/zwierzęce lub inną materię organiczną – nie można nic wykluczyć, przecież nikt nie sprawdzał tej soli ani jej przydatności do spożycia. To wszystko mogło znaleźć się w naszych wędlinach, serach i rybach. Pies jest niestety pogrzebany właśnie gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%........
Ten skandal jest szokujący nie tylko ze względu na ogromną skalę skażenia – do obiegu wprowadzono setki tysięcy ton skażonej soli – i fakt, że produktów zawierających trefną sól nie wycofano z handlu, co jest rzeczą właściwie bez precedensu w nowoczesnym świecie, lecz także dlatego, że istnieją poważne podejrzenia korupcji. Przecież Prokuratura i Sanepid zostały 10 lat temu poinformowane o tym przestępstwie, a sprawa została zamieciona pod dywan. Poza tym, w przemyśle spożywczym przez wiele lat krążyły plotki o wykorzystywaniu soli odpadowej z Anwil S.A.
Czy kraj, w którym przez 10+ lat sypano brudną sól odpadową do żywności i w którym pomimo donosów i otrzymanej dokumentacji ani prokuratura, ani organa ścigania, ani służby sanitarne nie zareagowały na ten szwindel, powinien w ogóle być w Unii Europejskiej i nazywać się krajem cywilizowanym? Obowiązkiem tych instytucji - już w 2002 r. - było nie tylko surowe ukaranie przestępców, lecz także ostrzeżenie opinii publicznej o masowym skażeniu żywności oraz podjęcie wszystkich możliwych działań, aby coś takiego nie mogło się powtórzyć - to wszystko powinno być zrobione 10 lat temu. Nie można tego nazwać inaczej niż bandytyzmem i zgwałceniem społeczeństwa przez instytucje zaufania publicznego.
poniedziałek, 5 marca 2012
Złoty krzyż śmierci
W czasach sprzed QE2 furorę robił tzw. krzyż śmierci, czyli przecięcie od góry sma200 przez sma50 na wykresie dziennym. Miał to być niezwykle silny sygnał powrotu do bessy. Tymczasem ci, którzy pod niego grali otworzyli krótkie w dołku i zostali powiezieni przez Benka.
Z ciekawości wrzuciłem średnie sma200 i sma45 na wykres tygodniowy WIG20USD:
Przecięcia takie nastąpiły 4-krotnie i co ciekawe niemal precyzyjnie wskazały lokalne ekstrema:
1. szczyt fali B w czasie bessy 2000-2002
2. lokalny szczyt w 2004 roku
3. lokalny szczyt korekty bessy 2008-2009
4. szczyt hossy 2009-2011
5. ?? Czy mamy do czynienia z lokalnym szczytem na dłuższy czas?
Naniosłem linie bessy 2000-2002 na aktualną sytuację. Taka zabawa, nie zagram pod taki scenariusz.
Z ciekawości wrzuciłem średnie sma200 i sma45 na wykres tygodniowy WIG20USD:
Przecięcia takie nastąpiły 4-krotnie i co ciekawe niemal precyzyjnie wskazały lokalne ekstrema:
1. szczyt fali B w czasie bessy 2000-2002
2. lokalny szczyt w 2004 roku
3. lokalny szczyt korekty bessy 2008-2009
4. szczyt hossy 2009-2011
5. ?? Czy mamy do czynienia z lokalnym szczytem na dłuższy czas?
Naniosłem linie bessy 2000-2002 na aktualną sytuację. Taka zabawa, nie zagram pod taki scenariusz.
czwartek, 1 marca 2012
Zmiany układu bloga, nowe bajery
Nie przepadam za zmianami w czymś, co działa dobrze, ale czasami inaczej się nie da. Poprzedni szablon bloga podobał mi się, był prosty, przejrzysty i czytelny, niestety potrzebowałem dodać kolumnę z lewej strony i nie dało się tego zrobić bez podmiany szablonu na nowy.
Poszerzyłem również układ do 1000 pikseli. Jeśli macie jakieś uwagi dotyczące funkcjonalności, dajcie znać.
Po lewej stronie wrzucę listę programów, które robię. Wiedzcie, że Podtwórca nie tylko gra na giełdzie, ale naprawdę coś tworzy :)
Poszerzyłem również układ do 1000 pikseli. Jeśli macie jakieś uwagi dotyczące funkcjonalności, dajcie znać.
Po lewej stronie wrzucę listę programów, które robię. Wiedzcie, że Podtwórca nie tylko gra na giełdzie, ale naprawdę coś tworzy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)