Jedno trzeba Jarosławowi Kaczyńskiemu przyznać - potrafi jechać po bandzie va banque. Był kiedyś podobny wódz, któremu przez lata podobna gra wychodziła. Aż wreszcie wypowiedział o jedną wojnę za dużo i doprowadził naród do ruiny. Im bliżej do katastrofy, tym silniej był przekonany o swoim geniuszu oraz niekompetencji i zdradzie generałów.
Mamy koniec października. W połowie miesiąca było już jasne, że epidemia wyrwała się spod kontroli. Patrząc na stan przygotowań rząd liczył, że przejdzie bokiem jak na wiosnę. Niestety zawiodły nadzieje, że dysponujemy jakąś tajemniczą odpornością na koronawirusa i zaczęły materializować się zapowiedzi przepełnionych szpitali i ludzi umierających samotnie w domach. Wódz wiedział, że walka medialna jest już przegrana, ludzie znienawidzą jego partię za przegraną kampanię po miesiącach tłoczenia propagandy jak to świetnie jesteśmy przygotowani na zwycięstwo.
Musiał działać szybko. Ok. 1% Polaków spisał na straty, trudno, bywały cięższe lata. Trzeba zorganizować jakiś pożar, który przyćmi obrazki ze szpitali i dotrwać do uzyskania odporności stadnej. Neron spalił Rzym, Putin wysadzał bloki i szpitale, junta generałów zaatakowała Falklandy, niestety u nas to nie przejdzie. Ale już stara dobra wojenka o pryncypia niezawodnie rozpali umysły ludu. No to pach, zaostrzamy aborcję, ferment gotowy, ludzie wyszli na ulice. Teraz trzeba przygotować drugą stronę konfliktu, bo wiadomo, że za partię nikt nie będzie ginął. Wódz w wystąpieniu zapowiada obronę Kościoła. Przekaz dla narodu jest jasny - to nie z nami się lejcie, tylko z Kościołem, my tylko realizujemy jego misję.
Sytuacja zatem wygląda tak: toczy się w kraju wojna jakichś hugenotów z katolikami o prawa człowiecze lub boskie. Jeśli ci pierwsi nie zaczną palić kościołów i zjadać płodów, trzeba będzie wysłać swoich od brudnej roboty. W odwodzie trzymany jest TikTok, żeby uspokoić sytuację, jak tylko wirus zacznie odpuszczać. Wtedy nawet zwykły kryzys przyniesie ulgę. Tak skończyło się 30 lat rozwoju RP.