wtorek, 31 sierpnia 2010

Podsumowanie sierpnia 2010

Podczas urlopu postanowiłem inwestować mechanicznie w oparciu o średnie kroczące. Dość szybko okazało się, że same średnie nie wystarczą - to co na wykresie wygląda bardzo ładnie, po analizie potencjalnych wejść i wyjść już tak fajne nie jest. Czasami między przecięciami średnich jest np. różnica +10% ale już różnica między cenami otwarcia na kolejnej sesji po przecięciu może być ujemna!

Średnie wniosły jednak 3 bardzo ważne zalety do mojej gry:

1. Pokonują lęk przed zajęciem pozycji. Większość swoich transakcji z zeszłych miesięcy mógłbym opisać w ten sposób: kupowanie w okolicach dołka, sprzedaż przy pierwszym wybiciu a w efekcie zrealizowanie 10-20% potencjalnego zysku. Tak było z akcjami w 2009 roku, z certami na spadki ropy i na pszenicę w tym. Teraz po wygenerowaniu sygnału kupna nie mam obaw przed kupieniem waloru.

2. Pozwalają uciąć stratę póki nie jest duża. Akcje, które widnieją w moim portfelu to w większości nieucięte na czas inwestycje, które czekają na lepsze czasy. Kiedy kurs zaczął się osuwać liczyłem na powrót. Ale kurs spadał i spadał. Wkońcu przekonany, że papier zaczął bessę redukowałem go, po czym ten rozpoczynał korektę. Respektując sygnały kupna i sprzedaży postępowałbym odwrotnie.

Dwie pierwsze zalety to usystematyzowanie zasad wejścia i wyjścia (jak napiszę później posiłkuję się jeszcze innymi narzędziami).

3. Trzecia, chyba najważniejsza jakość: zredukowałem o jakieś 80% częstotliwość gapienia się na notowania i myślenia o kursach. To pewnie przychodzi z doświadczeniem, po prostu staje się. W efekcie spada liczba głupich, przypadkowych transakcji (w tym miesiącu tylko jedna nieudana spekulacja na FW20), które generują większość strat.

Efekty w portfelu będą widoczne z opóźnieniem. Po pierwsze większość akcji, które włączyłem do systemu mechanicznego jest na sygnałach S, więc ich nie kupiłem (dzięki temu portfel wolniej spada ;) ). Po drugie takie Arctic dobrałem po sygnale, ale kurs stoi w miejscu a wcześniej miałem na nich stratę, stąd średnia wyższa od aktualnej ceny. Po trzecie w portfelu będą ciążyły jeszcze spółki dobrane z innych powodów (Newconnect, Jutrzenka). Po czwarte do różnych instrumentów dobrałem różne średnie - od krótkich po długie np. dla EURUSD, na którym będę się uczył trzymania zysku (właśnie dziś zysk stopniał prawie do 0 :) . Długoterminowe inwestycje przyniosą zysk w swoim czasie.

Miesiąc kończę wynikiem +472.10zł. Wciąż gorzej od planów, ale najlepiej od lutego. Granie mechaniczne ma ten plus, że nie przywiązuję wagi do miesięcznych wyników: wciąż mamy konsolidację, nie pobiliśmy nawet kwietniowych szczytów, więc systemy podążające za trendem nastawione głównie na zwyżkę ceny mają nikłe szanse na generowanie zysków. I faktycznie: główne zyski (+122.56, +93.89) wygenerowały certyfikaty na spadki ropy, które aktualnie są na sygnale S, więc zostały w portfelu symboliczne 2 certy.

Wśród spółek, których wykres obserwowałem codziennie rano był LCC:


Kolejna spółka, która odpaliła w górę. Jak zajrzałem na notowania było już za późno. Czy to samo będzie z IDM? To jest przykład spółki, dla której same średnie dają za dużo mylnych sygnałów. Lepiej wychodzą kanały, trójkąty i fibo.

Jak zaznaczyłem na wstępie same przecięcia średnich to za mało. W przypadku RCSCRAOPEN zyski byłyby znacznie mniejsze, gdybym nie redukował pakietów na poziomach fibonacciego. Dzięki temu ścinałem optymalnie zysk (który zresztą byłby lepszy, gdybym przed rozpoczęciem gry mechanicznej nie łapał spadających noży, przez co średnia cena certyfikatów była ok. 10% wyższa). Będę musiał opracować zasady powiększania, redukowania pozycji w trakcie trwania sygnału.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Kiedy inwestorzy kupują konserwy i zakopują złoto spółki szykują się do wyskoku(?)

Jest źle, ma być jeszcze gorzej a tymczasem coraz więcej spółek zaczyna byczo wyglądać. Cóż zatem robi prosty technik jak ja? Zamyka oczy i kupuje akcje. W piątek do portfela zawitał PGN:


Dziwna to spółka, chadzająca własnymi drogami, ale liczebność wzrostowych świeczek zrobiła swoje: nie czekam już na lepszą cenę, minimalny pakiet trzeba mieć, bo jak to wystrzeli, to większość wzrostu zrobi w jedną sesję. Była okazja złapać po 3.41, wygodniej byłoby siedzieć, mówi się trudno. 3.80 to wg mnie poziom minimum. A jak spadnie? To dobieram, przy tej cenie raczej nie stracę w skali roku.

Rok temu ładnie zarobiłem na IDM. W piątek wróciłem skromnie do papiera:

Na razie tylko 500 sztuk, poczekam na wybicie. Jeśli rynek będzie wbrew nastrojom rósł powiększę pozycję, albo ustawię Stop Limit. Tutaj wybicia są bardzo silne: w jedną sesję rośnie 20-30% a potem kiszonka. Jak się nie siedzi na papierze, ruch przechodzi bokiem.

Tepsy nie kupuję, ale to kolejny walor, który może podtrzymać Wig20 obok PGN, PKN czy PGE:


Pierwsza, dynamiczniejsza linia bessy przebita, wybroniona po nawrotce i zatrzymanie na fibo 23.6%. Może nastąpić kolejna fala wzrostowa do fibo 38.2% na 19zł a zasięg do długiej lini bessy to aż okolice 20zł przy fibo 50%.

Zaglądam na koniec na WIG20USD:


Nadal jesteśmy w kanale bessy! 6 razy wykres odbił od górnego ograniczenia. Na wykresie nawiązana walka o SMA60, która odpowiada mniej więcej popularnej SMA15 dla wykresów miesięcznych. Może wykres pokonsoliduje się kilka tygodni przy SMA60 i fibo 38.2%?

Na koniec hossy zaczętej w 2009 roku całkiem możliwy jest rajd na energetyce i telekomunikacji. To by pasowało do długiego budowania szczytu.

I jeszcze jedna rzecz: oto wykres Dow Jones od 1900 roku urealniony o inflację (polecam szczególnie ten o inflacje z ShadowStats):


80% wzrostów zrobione inflacją. Dużo lepiej wygląda to, kiedy uwzględnimy wypłacone dywidendy (a już przepiękna byłaby ponad 100-letnia stopa zwrotu uwzględniająca reinwestycję dywidendy):


Wracając do poprzedniego wykresu (zielonego) zadajmy sobie pytanie: czy akcje są rzeczywiście tak przewartościowane?

piątek, 27 sierpnia 2010

Jak Donald Dyzma Polaków wykiwał



Jestem jednym z tych młodych przedsiębiorczych, którzy nie mogąc znieść świrów i miernot z PiS zagłosowali na PO w 2007 roku. Nie wierzyłem w żadne cuda, natomiast na poważnie traktowałem słowa Tuska o zniesieniu zaświadczeń na rzecz oświadczeń, uproszczeniu przepisów podatkowych, zniesieniu koncesji i zmniejszeniu biurokracji.

Nic więcej ponad to nie wymagałem od rządów PO. Rzeczywistość jest druzgocąca: 60 tys. nowych urzędasów, setki nowych przepisów, które zmarnowały aktywność milionów ludzi a za tą nieudolność zapłacimy wyższymi podatkami.

Jako że nie mamy w domu telewizora, sporadyczne oglądanie TV podczas urlopu okazało się całkiem miłą rozrywką. Długo przy TV-Reklama nie da się wytrzymać, ale nie przepuściliśmy żadnego odcinka Kariery Nikodema Dyzmy. Potem dawno niewidziane Fakty a tu niespodzianka - ten profil, to marsowe, zatroskane losem narodu oblicze, gdzieś już widziałem. Ależ tak! Jednak pomylił się "Żorsz" w ostatnim odcinku Kariery - Dyzma premierem został!


Z jednej strony szurnięty dziadek spod krzyża, z drugiej koleś, który w czasie kryzysu podwyższał płace, rozdymał budżetówkę i dług. To ja wybieram odcięcie się od mediów (poza netem, którego jeszcze nie opanowali;) ). Na koniec ilustracja przebudzenia wyborców PO za jakiś rok-dwa.

Występują:
Nikodem Dyzma - Donal Tusk
Kunik - wyborca PO

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Ropa jak w 1987

Jednym z instrumentów na których zacząłem grać mechanicznie są certyfikaty na spadki ropy RCSCRAOPEN. Na razie to skromne 8-10 sztuk, żeby zbudować szczegółowe zasady, ale jeśli w ciągu kwartału będą generowane regularne zyski, powiększę pozycję.

Z ciekawości zajrzałem na analogie dla ropy i oczom moim ukazało się takie ciekawe porównanie:



1987 rok pojawił się już w kilku analizach na różnych blogach; straszono podobnym wykresem przed krachem na akcjach i bodajże zbliżoną sytuacją na podaży pieniądza, która to załamanie poprzedziła.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Długie budowanie szczytu?

Oczekujących na hossę lub armageddon pogodził trwający praktycznie od roku trend boczny. Dynamiczne wzrosty z 2009 roku wynikały z często absurdalnie zaniżonych wycen. Przy aktualnym c/wk dla WIG równym 1.49 ten argument stracił znaczenie.

Biorąc pod uwagę często kosmiczne wyceny gruntów i nieruchomości w bilansach spółek oraz nieciekawe perspektywy dla "zielonej wyspy" trudno liczyć na spektakularne wzrosty. Porównując WIG20, MWIG40, SWIG80 i NCINDEX można zauważyć, że tylko spółki z dwóch pierwszych indeksów ciągną rynek (kapitał zagraniczny):


Na Newconnect można zauważyć ciekawe zjawisko - dotychczasowym lokalnym szczytom towarzyszył wzmożony wolumen. Tym razem wysokie obroty odbyły się na spadkach:


Sam nie wiem jak zinterpretować ten sygnał. Poprzedni wolumen na szczycie był dla mnie silnym sygnałem rozpoczęcia spadków. Tym razem szczytu nie ma, jest przerwana linia trendu wzrostowego, jest kanał spadkowy i wyjście dołem pod fibo 23.6% - te argumenty przemawiają za testem kolejnego zniesienia na całej fali wzrostowej na poziomie 38.2%.

Moje pakiety spółek z NC są na tyle małe, że nie będę ich redukował. Nie kupię natomiast nowych akcji, tylko poczekam na kolejnym wsparciu fibo.

Na wielkie spadki raczej nie liczę. Teraz, kiedy przechodzę z kolejnymi papierami na system oparty o średnie to zła wiadomość (konsola jest wtedy najbardziej zabójcza). Mogę conajwyżej przykrócić średnie oraz redukować zyskowne pozycje na poziomach fibo, żeby inwestycja nie zamieniła się w stratną.

Skąd moje przypuszczenia? Z analizy S&P500:


Analogia z 1976:


I chyba bliższa obecnej bessa deflacyjna z lat 30-stych:


Przebiegi tych wykresów są bardzo podobne do aktualnej sytuacji na S&P500. Analizer wyszukuje je już na pozycjach 9 i 11. Co ciekawe nieco dalej, ale w granicach podobieństwa (pozycja 35) przebiega lansowana ostatnio przez W. Białka analogia do roku 2004:


Cóż.. zapowiada się ćwiczenie cierpliwości :) Z analogii historycznych przed nami jakieś pół roku konsoli i bessa lub (2005) początek nowej hossy.

Może i te Hindenburgi wysadzą rynki, może nie - ja tam przykracam średnie i wracam do projektów. 15 minut dziennie wystarcza do sprawdzenia wszystkich wykresów i złożenia zleceń. Zyski na razie nieduże, większość spółek wciąż czeka na sygnały K, za to spokój - bezcenny.

środa, 18 sierpnia 2010

Początki systemu

Po prawie dwóch latach grania (to jest dobre określenie) na giełdzie zrozumiałem wreszcie, że kręcę się w miejscu. Arbitralnie podejmowane decyzje, zmiany planów, sprzedawanie akcji "bo zaraz pewnie spadnie" - któż z nas tego nie zna?

Do tego nieustanny szum informacyjny, pilnowanie notowań i dekoncentracja w pracy. A wyniki? Po ponad pół roku ledwie 25% i tak niewyśrubowanego planu na rok 2010. Nyndza panie. Wydaje mi się, że dotarłem do pierwotnej przyczyny słabych wyników: skupiałem się na wyciągnięciu zysku z każdej otwieranej transakcji, zamiast pozwolić inwestycjom płynąć z prądem.

Pokażę to na przykładzie Jutrzenki. Jakiś czas temu kupowałem ją pod wybicie z trójkąta. Wybicie poszło, zarobiłem, ale nie został zdobyty zakładany zasięg. Dlatego odebrałem pakiecik akcji licząc na realizację ruchu. Tymczasem kurs zawrócił i spadł o 20% a ja zamieniłem JTZ na inwestycję długoterminową. Trójkąty, poziomy fibo, wsparcia, opory - granie pod formacje wymaga dużo uwagi i umiejętności traderskich.

Nie mam czasu ani nie czuję się dobrze psychicznie przy aktywnym tradingu. Dlatego zamiast wykreślać figury i zniesienia na wykresie, wrzuciłem proste średnie ema25 i ema50:


Średnie zostały dobrane indywidualnie do tej spółki. Sygnały wchodzą po potwierdzeniu, tj. dopiero po zamknięciu sesji wiem czy nastąpiło przecięcie średnich i transakcję mogę zawierać na openie kolejnej sesji. I to wszystko: te banalne średnie posłużą do długoterminowego płynięcia z Jutrzenką. W ostatnim roku nie dałyby zarobić, ale uchroniłyby praktycznie przed całą bessą i pozwoliłyby skonsumować większą część ruchu wzrostowego w 2009 roku.

Po przejściu na wykres tygodniowy mamy odpowiedniki w średnich ema5/ema10:

Nie widać tu za dużo, ale chodzi mi o coś innego - małe i średnie spółki chodzą długimi trendami przetykanymi równie długimi konsolidacjami. Dojrzały system powinien charakteryzować się wskaźnikami wyłapującymi konsolę, w której średnie by się skracały, albo sygnały wymagałyby mocniejszego potwierdzenia. Na razie nie mam pomysłu na takie optymalizacje, wiem natomiast jedno: w czasie hossy zarabiało się na Jutrzence dużo, w czasie bessy było się poza rynkiem a w czasie konsoli traci się głównie na prowizjach.

Kolejny papier: Arctic. Też kombinowałem z kanałami, zniesieniami, dywidendami a kurs spadał i strata rosła. W dodatku redukowałem pakiet w lokalnych dołkach. Dla ATC "system" jest trochę bardziej skomplikowany, wymaga analizy nachylenia dłuższej średniej (niebieskiej):


Nie mam jeszcze opracowanego planu zachowania, historia kursu jest za krótka. Na razie postanowiłem grać przecięciami krótkich średnich i obserwować dłuższą. Do portfela wpadło 100 akcji po wygenerowaniu sygnału kupna.

Podobne "systemy" zrobiłem dla PGE, RCSCRAOPEN, EURUSD (tutaj również długie średnie), IDM, FPKO. Walorów jest dość sporo, żeby wielkość pozycji na każdym z nich była nieduża, co ogranicza ryzyko strat. Różne są również zasady otwierania i zamykania pozycji - na IDM będę otwierał krótkoterminowe pozycje przy bardziej wiarygodnych sygnałach kupna a przez większość czasu będę poza rynkiem; na EURUSD będę grał w obie strony (L i S), na PGE tylko L przy trendach średnioterminowych wzrostowych (sygnały kupna przy opadającej długiej średniej będą ignorowane) itd.

Papiery są różnorodne, w większości nieskorelowane i na różnych interwałach czasowych. Zasady będą się jeszcze dopracowywały. Dotychczas wyłapałem 2 sygnały - na RCSCRAOPEN i ATC. Analiza wszystkich spółek zajmuje ok. 15 minut z rana i jeśli nie ma zleceń do złożenia, to sesja się kończy :)

Na efekty będę musiał poczekać conajmniej kwartał. Myślę, że będą lepsze od dotychczasowych - na samych certyfikatach na spadki ropy zarobiłem ok. 6% a zysk byłby wyższy, gdybym ich wcześniej nie zbierał kiedy spadały, tylko całość kupił na sygnale K. Najlepsze jest to, że nic nie trzeba zgadywać, przewidywać - gilają mnie już Fedy, bezrobocie, stan gospodarki czy inne fałszowane dane. Jak się przetną średnie (sprawdzenie dopiero na cenach zamknięcia), to rano dostaję sygnał i otwieram/zamykam pozycję na otwarciu sesji.

System jest nieoptymalny. W konsoli jedna długa czarna świeca potrafi skasować zysk z tygodni, albo zamienić całą zyskowną pozycję w stratę. Wiele rzeczy wyjdzie dopiero w praniu.

środa, 11 sierpnia 2010

Poza czasem

Zen to robienie jednej rzeczy
w jednym momencie.

Urlop. Czytam, wyleguję się, pomagam trochę przy żniwach. Proste prace - wrzucanie snopków na wóz, rozładowywanie, wożenie drewna taczką, szukanie z córką kurzych jaj, jeżdżenie z nią na przyczepie ciągniętej przez najpiękniejszy pojazd świata - traktor c-330 (ciapek). A nade wszystko wybudzanie ze snu, w którym tkwiłem całe życie.

Gdybym miał przywołać wszystkie poprzednie urlopy, dni wolne, to mógłbym opisać je podobnymi słowami. Jednak słowa te nie oddałyby prawdy, choć wówczas wierzyłem, że tak spędzam wolny czas. W rzeczywistości wolny czas spędzałem identycznie jak 99% chwil w każdym innym momencie - rozmyślając. Tkwiąc w pułapce zapętlonego myślenia, fantazjowania, szacowania, analizowania, oceniania itd.

Uświadomiłem sobie, że to było(jest) sztuczne życie. Życie w świecie iluzji, w którym tkwi prawie cała ludzka populacja. Na urlop zabrałem książki Eckharta Tolle'a, który po lekutrach de Mello stał się moim nowym przewodnikiem. Pomiędzy znajomością faktów a świadomą wiedzą leży ogromna przepaść. Jeden akapit mądrego zdania można czytać co roku i za każdym razem odkrywać jego głębsze znaczenie. O tym, że fantazjowanie jest rodzajem uzależnienia wiedziałem od lat a dopiero teraz zaczynam to widzieć.

Kiedyś interesowałem się psychologią i utkwiły mi w pamięci teorie o tzw. ośrodku nagrody i kary w mózgu. Wspominałem o tym na blogu nie raz, każde ukończone działanie mózg nagradza wyzwoleniem hormonów, które nas relaksują, budują lepszy obraz siebie. Z drugiej strony nieukończenie zadania zostawia bałagan w umyśle (wisi nad nami) a nagromadzenie zaległych spraw w końcu przygniata człowieka. Zamiast nagród są troski i problemy. Człowiek zaczyna rekompensować sobie brak sukcesów używkami, które wyzwalają podobne reakcje w organizmie jak wypełnienie zadania.

Jedną z najgroźniejszych używek, o istnieniu której większość z nas nie zdaje sobie sprawy, jest właśnie rozmyślanie. Np. taki Hitler - nie pił, nie palił, żył skromnie, a jednak fantazjowanie o mocy doprowadziło go do żądzy władzy, która wraz z nienawiścią do wyimaginowanych wrogów ściągnęła cierpienia na miliony ludzi. Większość z nas nie posunie się nigdy tak daleko - fantazjowanie o zdobywaniu pieniędzy, sławy czy pięknych kobiet oszuka przez chwilę umysł i mózg sypnie endorfinką, która ukoi ból niespełnionego ego.

Niektórzy przekraczają próg marzeń i realizują pragnienia. Pragnienia przestają już nimi być - stają się potrzebami. Czymś naturalnym, bez czego nie wyobrażamy sobie siebie. Cała teoria nagrody i kary odnosi się do umysłu. Nauka skupia się głównie na umyśle, bo z nim utożsamiamy człowieczeństwo. Myślę, więc jestem. Uwierzyliśmy w to i dlatego nie możemy zaznać spokoju. Myślę.. więc jestem nieszczęśliwy. Myślę.. i dlatego wierzę, że ja to mój wymyślony obraz. Nagradzany za zdobywanie pragnień i karany za porażki, niewypełnianie wiecznie nienasyconych żądz ego.

To wszystko nie ma nic wspólnego z prawdą. Bliżej prawdziwego życia jest człowiek w śpiączce, nazywany przez nas uśpionych warzywem. On przebywa w raju zwierząt, z którego my wyszliśmy poznając czym jest dobro i zło. Oprócz książek Tolle'a kupiłem też Nauki Duchowe Ramana Mahariszi i to wyłącznie dlatego, że była to jedna z kilku pozycji po nabyciu której nie płaciło się kosztów przesyłki :D Ale też jakaś intuicja skierowała mnie, by kliknąć w link PROMOCJA, co zawsze z automatu umysł pomijał podczas przeglądania strony. Ten oświecony człowiek mówił - jeśli jesteś początkujący zadawaj sobie wciąż pytanie "Kim jestem?".

Kim jestem? Czy ja myślę? Ja mogę zobaczyć myśli, które przeze mnie przepływają, zatem jestem czymś więcej. Mogę rejestrować to co dzieje się z ciałem i umysłem. Jeśli wpadam w trans myśli, wystarczy że sobie go uświadomię i za chwilę się wybudzam. Umysł przestaje być tyranem - staje się moim przyjacielem. Pomoże mi podczas pisania programu, pomaga obliczyć ile kosztuje jedna akcja Hardexu przy c/wk=1. To jeszcze bardzo zaborczy przyjaciel, ode mnie zależy czy wychowam go na porządnego umysła, czy pozostanie pyszałkowatym pawiem.

Do tych prawd dochodzę od jak to się mówi "dupy strony", bo wszystko najpierw przetrawiam umysłem a potem odstawiam go na bok i próbuję obserwować. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Ale były 2 chwile, podobne do stanu głębokiego zakochania. Bardzo krótkie, niezwykłe doświadczenie jedności ze światem. Inaczej teraz odczytam słowa świętej, która poślubiła Jezusa, czy mnicha, który zjednoczył się z Buddą. 

Słowa wynurzone z uwarunkowanej kultury nie oddadzą tego stanu; usłyszane z boku budzą śmieszne skojarzenia, umysłowe gry. Doprowadza do niego świadomość. Chwilę uchwyciłem raz w trakcie lektury książki, drugi raz pisząc ten tekst i słuchając muzyki. Niesamowite uczucie. Nie ma co tęsknić do niego ani tym bardziej dążyć, bo powrócę w kierat umysłu. Każdy z nas nosi w sobie taki dotyk Boga/prawdziwego Ja/Podstawy wszelkiej rzeczy/Absolutu/umysłu Buddy; nazwa nie ma znaczenia.

Urlop, praca, święto. Wszystko to tylko etykietki, iluzoryczne znaczenie, jakie nadajemy czasowi. Dla przebudzonego całe życie jest urlopem. Jak wspaniałym wypoczynkiem jest praca, kiedy nie musimy rozmyślać po co ją robię, ile jeszcze zostało do końca, ile za nią dostanę.