2016 był dla mojego portfela trudnym rokiem. Kupowałem mnóstwo przecenionych spółek ze świetnymi fundamentami, ale mało kto był nimi zainteresowany i kursy dalej się osuwały lub trwały w męczących konsolidacjach. Nawet dywidendy, czasem z dwucyfrowym procentem, mało kogo kusiły. Kapitał wybierał spółki rosnące, obiecujące jeszcze lepsze wyniki pomimo wysokiego współczynnika ceny do wartości księgowej.
Teraz sytuacja się odwróciła. Szeroki rynek się osuwa, liderzy utknęli w konsolidacjach, a spółki z mojego portfela zaliczają co rusz odpały. Największą niespodziankę sprawił mi LUG, którego po latach trzymania zacząłem nazywać zŁUGiem. Wykres mówi sam za siebie:
Pierwszy pakiet kupiłem 5 lat temu, później dałem się złapać na kilka wybić po świetnych wynikach, ale kurs zawsze wracał w okolice dna. Rok temu po kolejnym spadku byłem tak wkurzony, że myślałem już o wywaleniu tych akcji, ale fundamentalnie nie miałem się do czego przyczepić, więc w końcu uśredniłem.
Wystarczy jedna taka perła na kilkadziesiąt spółek, by portfel mozolnie pokonywał szczyty. Pod warunkiem jednak, że nie jesteśmy w bessie. W ciągu 9 lat na GPW przeżyłem kilka fal wyprzedaży i wiem, że lepiej nie siedzieć wtedy na akcjach. W trakcie paniki wszystko leci na pysk, szczególnie małe spółki, które bez oporu oddają połowę wartości w ciągu tygodnia. Dlatego jestem wyczulony, by nie dać się złapać na bessę, nawet jeśli przyjmuje ona płaską formę, jak w latach 2004-2005 lub 2014-2015, ponieważ nie znam z góry rozmiarów spadków. Z drugiej strony nie chcę sprzedać akcji zbyt wcześnie, bo miałem już kilka razy akcje, które urosły 10-20 krotnie (tak, tak, miało się Monnari po 1zł i to tuż przed odpałem), a ja zadowoliłem się zarobkiem na pozycji 50-100%.
Obecna hossa, jeśli liczyć start od dołka ze stycznia 2016 roku, jest już dojrzała. Sytuacja przypomina mi okres sprzed 7 lat, czyli lato 2010. Wtedy też polski rynek był wymęczony przedłużającą się korektą, a do rajdu ruszyły energetyczne muły. W optymistycznej wersji dawałoby to nam jeszcze ok. pół roku wzrostów na wyselekcjonowanych akcjach i branżach.
Przeanalizujmy kilka wykresów.
Najgorzej sprawuje się stooqowy indeks nieważony wszystkich spółek:
Styczeń i luty bieżącego roku przypomniały nam stare dobre czasy, gdy rosło wszystko, a największe gnioty robiły 100% w kilka dni. Miałem nadzieję, że po krótkiej korekcie rynek szybko wróci do wzrostów i wyrysuje z 5 kolejnych wzrostowych świeczek miesięcznych, jak to wielokrotnie wcześniej bywało:
Niestety 'easy money has been made' i musiałem zadowolić się poleganiem na dość dużej pozycji zbudowanej ze spółek WIG20, ponieważ te dalej rosły, gdy reszta rynku utknęła w korekcie:
'Timing is everything', a timing mówi nam, że po 16 miesiącach od dołka cyklicznej bessy, kolejny rynek niedźwiedzia uderzał dopiero kilka miesięcy później. Uważny czytelnik zauważy, że dołki nie są idealnie wyznaczone, np. w 2011 WIG był niżej niż w 2012, a mimo to start hossy wyznaczyłem w 2012, podczas gdy w 2016 za dołek przyjąłem styczeń, mimo że wtórny dołek pojawił się po czerwcowym referendum w sprawie Brexitu. Przyjmuję taki zapis na podstawie analiz, których nie będę teraz przytaczał, ale wierzcie mi na słowo, pojawiały się w trakcie ostatnich 6 lat ;)
Roboczo zakładam, że kolejnej fali hossy spod znaku 'wszystko rośnie' już nie będzie. Jeśli się pojawi, to będę mile zaskoczony, ale wolę poczynić plany na gorsze scenariusze. Zerknijmy na fundamenty:
Cena do wartości księgowej: wysoko w stosunku do lat 2012-2016, neutralnie do pozostałych.
P/E:
Cena do zysku jest na atrakcyjnych poziomach w stosunku do ostatnich 4 lat i neutralna względem lat wcześniejszych. Dobry wynik w środowisku niskich stóp procentowych i niskiej inflacji.
div yield:
Dywidendy wciąż są atrakcyjne, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę kiepskie odsetki z obligacji i marginalne zyski z lokat.
Na koniec zajrzyjmy co wskaże nam dawno nie prezentowany analizer, gdy podrzucimy mu 100 ostatnich sesji z SWIG80:
Cisza przed burzą? Dwa razy przedłużająca się korekta przy bardzo niskiej zmienności zakończyła się wybiciem w górę, a raz kontynuacją spadków i krachem.
Konkludując:
Za kontynuacją hossy przemawiają:
- wciąż atrakcyjne wyceny akcji,
- timing,
- niski sentyment, niewielki udział inwestorów indywidualnych na rynku;
za bessą przemawia sytuacja techniczna na szerokim rynku. Ja jeszcze trzymam akcje, niektóre redukuję gdy zbyt mocno i zbyt szybko rosną, inne podbieram po spadkach zakładając, że to korekta w hossie.