sobota, 30 listopada 2019

Ostatni będą pierwszymi

Małe spółki są największymi przegranymi bessy na GPW. Zaczęły bessę w kwietniu 2017, podczas gdy średnie i duże dopiero w styczniu 2018. Ale w listopadzie wreszcie pokazały pazur i wygenerowały sygnał kupna:


Za wzrostami przemawiają również cykle miesięczne:


Oraz fundamenty:



Nie muszę dodawać, że rynek jest kapryśny i rozegra tę partię po swojemu. 

wtorek, 26 listopada 2019

Co zrobić gdy certyfikaty Raiffeisena znikają z notowań?

Dzisiaj zakończyła się moja 2-tygodniowa przeprawa z zamknięciem pozycji na certyfikatach inwestycyjnych Raiffeisen Centrobank AG na Turcję (RCTVBAOPEN). Dlaczego o tym piszę? Ponieważ natrafiłem na nieoczekiwany problem, który może dotknąć każdego z nas. Po kolei.

1. Strategia

Moja strategia polega na otwieraniu setek niewielkich pozycji, w których posiadam tzw. 'edge', czyli przewagę nad rynkiem, opracowaniu planu zagrania i prowadzeniu pozycji. Reszta to statystyka - jeżeli wartość oczekiwana moich analiz jest dodatnia, to średnio w długim terminie powinny generować wzrost.

2. Plan zagrania

Rok temu dostrzegłem okazję na rynku tureckim. W tym czasie ETFy były dla Polaków niedostępne (dyrektywa unijna), ale znalazłem certyfikaty RCB na ten rynek. W tym czasie Turcja przeżywała poważne problemy, Erdogan zadarł ze Stanami, lira się posypała. Założyłem jednak, że dojdzie do podobnej sytuacji co w Rosji w 2015 roku:


Dokonałem zatem inicjalnej transakcji, a potem zgodnie z planem powiększyłem ją:


Horyzont inwestycyjny zagrania: 2021.

3. Problem

Pojawił się jakieś 2 miesiące temu. Animator zaczął notorycznie zanikać. Gdzieś w drugiej połowie października zwinął się na dobre. W końcu 13 listopada zwróciłem się w tej sprawie do GPW przez ich profil na Twitterze. Odpowiedzieli, bym napisał na gpw@gpw.pl . Niestety na tego maila nie dostałem odpowiedzi. Co mnie zresztą nie dziwi - jeśli  duża firma do relacji z drobnicą ma jeden zbiorczy email, można się domyśleć wyniku. Dlatego zresztą wolałem napisać od razu przez Twittera.

Ku mojemu zaskoczeniu w piątek 15 listopada po sesji pojawił się komunikat o zawieszeniu i wycofaniu tych certyfikatów. Nagle zostałem z pozycją, której nie mogłem zamknąć. W poniedziałek zadzwoniłem do swojego maklera, który potwierdził, że posiadam owe certyfikaty i przy okazji pocieszył mnie, że mogę z kimś podpisać umowę cywilno-prawną na ich sprzedaż, żeby móc wliczyć stratę w koszty :) Niezbyt mnie jednak takie rozwiązanie urządzało, dlatego dalej pisałem do GPW. W końcu dostałem też odpowiedź na maila, która brzmiała mniej więcej: na podstawie komunikatu certyfikaty zostały wycofane.

4. Rozwiązanie

Informacja poszła jednak też z GPW do RCB i wkrótce dostałem od nich maila, że wyjaśniają sprawę. Okazało się, że moja pozycja gdzieś zniknęła i myśleli, że wycofują nieaktywny certyfikat. 21 listopada złożyli wniosek o przywrócenie go, a 26 listopada animator wrócił i  mogłem sprzedać certyfikaty - ryzyko trzymania certyfikatów, na których nikt nie handluje jest zbyt wysokie.

Poprosiłem też o instrukcje co zrobić, gdyby podobna sytuacja powtórzyła się w przyszłości - w takim wypadku piszcie na produkte@rcb.at 

5. Podsumowanie

Na certyfikatach gram praktycznie od początku, pamiętam swoje pierwsze zyskowne zagrania sprzed 10 lat na RCCRUAOPEN (ropa, obecnie RCLOILAPEN), RCNMBAOPEN (koszyk metali szlachetnych), a także przeciąganą wiele miesięcy stratę na RCSCRAOPEN (certy na spadki ropy). W tym czasie na świecie zaszła rewolucja ETFów, rozbłysł forex dla ubogich, Bitcoin i alt coiny. Mimo to nadal uważam je za ciekawe instrumenty, bo mogę niskim kosztem (prowizje jak za akcje) budować pozycję na indeksy czy towary. Większość dostępnych na świecie ETFów na towary również bazuje na instrumentach pochodnych.


sobota, 23 listopada 2019

Najpotężniejsza siła

Pierwsza połowa lat 90-tych, lekcja historii. Pan zadaje pytanie: jak myślicie, dlaczego Kolumb popłynął na zachód? Zgłaszam się bez zastanowienia. Byłem jednym z pupili pana od historii, a wśród pozostałych nauczycieli miałem również tzw. dobrą opinię. Nie dlatego, żebym był kujonem czy się podlizywał - bywałem arogancki, gadałem w ławce i biłem się na przerwach jak inni chłopcy, próbujący zabłysnąć przed grupą. Byłem jednak lubiany przez nauczycieli i sam ich lubiłem, bo zawsze widziałem w nich ludzi, którzy pracują dla nas; nawet z nudnych przedmiotów się starałem, żeby nie sprawić im zawodu, że ich wysiłek poszedł na marne. Nie bez znaczenia był fakt, że od wczesnej podstawówki nauczyłem się całego atlasu geograficznego i historycznego na pamięć i łapczywie zwiedzałem okoliczne księgarnie w poszukiwaniu nowych źródeł.

No, ale wróćmy do tego dnia w dużej bydgoskiej szkole. Zostaję wytypowany do odpowiedzi: rzucam z automatu argumenty o handlu, przyprawach z Indii, skróceniu szlaków itd. itp. Ku mojemu zaskoczeniu pan się pyta: co jeszcze? Zgłaszają się inni uczniowie, dochodzą nowe sensowne przyczyny, ale nauczyciel wciąż nie uzyskał satysfakcjonującej odpowiedzi. Kiedy wreszcie się poddajemy, unosi dłoń na wysokość ust niczym grecki filozof i odkrywa przed nami największą tajemnicę podróży Kolumba: ciekawość.

Dlaczego zapamiętałem tamtą lekcję sprzed ok. 25 lat? Bo nie mogłem w nią uwierzyć. Wydawała mi się kompletnie nieistotna. Zaczytywałem się książkami historycznymi, w których głównym motorem ludzkich działań było zdobycie władzy, bogactwa, sławy, ewentualnie jakaś namiętna miłość czy patriotyzm, ale wzmianek o ciekawości albo nie było, albo musiałem ją nieświadomie pomijać. Ta sama ciekawość, która pchała mnie do wskakiwania w kolejne sporty i sztuki, do nieustannego próbowania, by poczuć "jak to jest", pozostawała poza moją świadomością jako czynnik sprawczy. Coś jednak sprawiało, że przez kolejne lata odpowiedź pana od historii wracała do mnie jak bumerang.

11 lat temu zacząłem przygodę z giełdą. Zapewne początkowo marzyłem o wielkich zyskach, zwyciężaniu w grze, byciu podziwianym jak Livermore czy Buffet, ale z perspektywy czasu widzę, że to nie tym emocjom zawdzięczam dziesiątki tysięcy godzin przesiedzianych przed taśmą i wykresami. Byłem, jestem i pozostanę na rynku z powodu ciekawości. Nie oczekuję za ten trud żadnej nagrody, to realizowanie potrzeby dotarcia do prawdy o sobie i zjawiskach na świecie jest wystarczającą nagrodą. Pieniądze są tylko bonusem.

8 lat temu kończę 30 lat, przechodzę na wegetarianizm i zaczynam biegać. Argumentuję: z mięsa rezygnuję z powodów zdrowotnych, bieganie pozwala podładować baterie, wybiegać stresy. A jednak z czasem brnę dalej: maratony, ultramaratony, rezygnacja z nabiału, posty, krio - aktywności, po których bliscy prędzej martwią się o moje zdrowie. Czytam o "herosie", który wygrywa na 150 km i sam też zapisuję się na taki dystans. Czy dlatego by być podziwianym? Nie. Już dawno wkroczyłem na tereny, po których stąpanie jest uznawane w najlepszym razie za dziwactwo i muszę się pilnować, by nie zostać tak zaszufladkowanym.

To opowieści stojące za pokonywaniem ludzkich ograniczeń są tak fascynujące, że nie mogę powstrzymać się przed dalszymi ćwiczeniami i przesuwaniem granic. De Mello kiedyś pięknie napisał: nie jesteś w stanie opisać osobie, która nigdy nie piła alkoholu, na czym polega upojenie. Słowa z książek mi nie wystarczają - poznawanie ich prawdziwego znaczenia to najbardziej pasjonujący element drogi.

Jeśli ciekawość to pierwszy stopień do piekła, dawno już tam jestem. I tak mi się podoba, że wciąż schodzę głębiej.

niedziela, 17 listopada 2019

Inwestowanie to czekanie

Kiedy w 2008 roku stawiałem pierwsze kroki na GPW wydawało mi się, że giełda to roller coaster. Zmienność szalała, kupowałem coś mocno przecenione, gwałtownie odbijało i sprzedawałem 20-50% drożej. A czasem spadało kolejne 20-50% :) Potem była gwałtowna hossa (V-shaped) w 2009, panika 2011, hossa 2013 na małych spółkach, bessa 2015-2016 na dużych, hossa 2017 na dużych i wreszcie bessa 2017-2019 na szerokim rynku. Każda kolejna fala była słabsza i przynosiła mniej okazji do szybkiego zarobku.

Kiedy patrzę na wykres WIG:


ostatnie 10 lat wygląda w porządku - rynek jest w hossie. Kiedy jednak pomyślimy, że od 12 lat rynek nie jest w stanie odrobić ledwie półtora rocznych strat z lat 2007-2009, to dociera do nas, że to co widzimy na wykresie jest iluzją. Mamy do czynienia ze straconą dekadą na polskim rynku.

W USA takie okresy zdarzyły się tylko 3 razy od czasów Wielkiej Depresji. Porównajmy WIG20 z najdłuższymi bessami Dow Jones Industrial Average:


Jaki z tego wniosek? Polska giełda może ruszyć do hossy jak w scenariuszu 2000-2012, ale też zawodzić jeszcze przez lata jak w okresach 1929-1949 czy 1966-1982. O ile teraz jestem spozycjonowany głównie na Polskę, bo kiedyś ta cholerna hossa cykliczna musi ruszyć, to w kolejnych latach będę szukał rynków i aktywów z perspektywami. Zbyt wiele lat straciłem na granie według starych zasad; zbyt wiele analiz poszło na porzucony i zapomniany polski parkiet, podczas gdy wynalazki i inwestycje powstawały zupełnie gdzie indziej.


środa, 13 listopada 2019

J-23 znowu nadaje



4 i pół roku temu po 10 latach prowadzenia firmy poszedłem na etat do korpo. Programowanie, socjal, podróże. To był naprawdę fajny czas. Poznałem interesujących ludzi, uczyłem się od nich, przekazywałem swoje doświadczenia. Nabrałem dystansu do życia. A jednak w tych cieplarnianych warunkach zaczynałem się dusić. 5 na 7 dni spędzane w biurze; i nie, między bajki włóżcie te wszystkie opowieści jak to w korporacjach wyciskają z ludzi ostatnie soki. Było odwrotnie: przy projektach wymagających obcowania z najnowszymi koncepcjami programistycznymi czasami nie mogłem się powstrzymać, by nie siedzieć przy nich w domu. Programowanie może być sztuką, jak łapiesz natchnienie to nic innego się nie liczy.

Ale były też projekty, przy których głównie czekałem na dostarczenie lub naprawienie komponentów, bez których nie mogłem działać dalej. Szukałem po świecie ludzi, którzy mogą coś wiedzieć, lub przekierować mnie do kolejnego człowieka. Dodajmy do tego różnice czasowe - zadzwonić nie możesz, bo ktoś ma teraz północ, piszesz więc maila, na którego w najlepszym wypadku dostaniesz odpowiedź na drugi dzień; regularne meetingi, na których umierasz z nudów. Nie robisz już projektu, reagujesz na niezliczone, ciągnące się w nieskończoność mikrozadania. Brakowało mi poczucia  jakie miałem gdy robiłem gry, programy edukacyjne czy książki: że wytwarzam wartość, która trafia do ludzi. Zmienianie projektów na produkty pozwala zamykać etapy, wyczyścić umysł i planować kolejne przedsięwzięcia.

W końcu machnąłem ręką, wychodziłem pogadać przy kawce, czekałem na obiad, coś dłubałem, oglądałem youtube i czekałem na fajrant. Nie miałem już ambicji i wiary, że stworzę coś ambitnego. Nikt mi krzywdy nie robił, płacili świetnie, a jednak gdy wychodziłem z domu rano i wracałem przed zmrokiem, czułem że życie gdzieś ucieka. Przenikało mnie poczucie winy z powodu niemocy i braku efektów. Wypełniałem je licznymi ćwiczeniami, żeby dalej się rozwijać, ale organizm zaczął wysyłać symptomy, że w tym pozornie ułożonym systemie coś szwankuje.

Zaczęło się od powtarzającego się niedosypiania. Bywały tygodnie, gdy w robocze dni spałem 4-5 godzin i dopiero z piątku na sobotę coś odpuszczało i mogłem spokojnie przespać 9 godzin. Potem jeszcze w ciągu dnia drzemałem. Sumarycznie jednak tydzień wychodził ze sporym deficytem snu. W czasach gdy pracowałem na swoim też mi się zdarzały takie okresy, kiedy budziłem się o 3.30 w nocy kompletnie wyspany i do 6 mózg pracował na intensywnych obrotach, ale wtedy mogłem bez problemu dospać nad ranem lub po południu.

W niedospanym organizmie zaczyna kiełkować niepokój, zmęczenie i pytania o sens. W czasach sprzed korpo szarpanie z rzeczywistością było bez porównania większe, ale miałem też dużo czasu na poszukiwania duchowe i docenianie prostych rzeczy. Dlatego kiedy pojawiła się propozycja wejścia w nowy biznes, nie odmówiłem od razu jak podpowiadała pierwsza emocja, ale dałem sobie kilka dni na odpowiedź. Myślę, że takim przełomem był wrześniowy Ironman. Trochę się nim spinałem, nie przygotowałem się należycie i to dołożyło balast na głowę. Kilka dni przed startem pojawił się impuls i rozładowałem go... składając wypowiedzenie.

W piątek minie drugi tydzień odkąd znowu pracuję "na swoim". Tym razem działam z większą świadomością i odwagą, bo pomijając oszczędności, wiem już że bez względu na rezultat tego biznesu, poradzę sobie. Kilka lat pracy z mądrymi ludźmi z całego świata dało mi perspektywę. Widziałem jak bardzo nieefektywne mogą być korporacje i ile jest miejsca na innowacyjne rozwiązania, które mogą dostarczyć tylko zdeterminowane zespoły specjalistów. Takie zespoły potrafię budować i razem z nimi osiągać cele. Czas trochę dopieprzyć swoje szare życie :)

niedziela, 3 listopada 2019

Drożyzna w blokach startowych

Pamiętacie co się myślało 10 lat temu? Dolar śmieciuch, papierowe waluty skończą jak w Weimarze czy Zimbabwe, wartość ma tylko coś namacalnego: złoto, ropa, puszki z sardynkami. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej: dolar king, bitcoin, gry komputerowe. Kto by tam chciał jakąś stal czy kawę. Wykres surowców (commodity index) testuje obecnie bardzo ważny opór:


Jak długo mogą jeszcze utrzymywać się ceny surowców na poziomach z lat 90-tych? Jak długo polskie akcje mogą przebywać na poziomach sugerujących recesję w gospodarce?


Uważam, że nieuniknione się zbliża: rosnąca inflacja (wybicie na surowcach), hossa na akcjach (hedge na inflację):


rozlewanie się dolara po świecie:


i odwrót od obligacji:


Zmiana wielkiego trendu na obligacjach będzie prawdziwym game-changerem. Od 37 lat na spadkach rentowności zyskują pożyczkodawcy; kiedy długi będą zadrukowywane, bardziej opłaci się bycie pożyczkobiorcą. To będzie trudny okres dla ludzi oszczędnych, stroniących od kredytów.

Kiedy dostrzeżemy dowody na wykresach i w portfelu, trzeba będzie zmienić myślenie i działać w nowej rzeczywistości. Nie trzeba się spieszyć, nie trzeba ustrzelić dołka - będzie wiele lat na dostosowanie się do 30-40 letniego trendu. Dla mnie to praktycznie całe pozostałe życie :)

Te wykresy to tylko mapa. Bazowy plan, który na bieżąco będzie się zmieniał. Pod mniej więcej taki scenariusz opracowałem strategię gry i się spozycjonowałem, reszta w rękach losu.