Dziękuję wszystkim za oddanie głosów. Wyniki:
37% - cash is the king
28% - niskie lub średnie zaangażowanie w akcje
35% - wysokie lub all in
Porównajmy wyniki z Indeksem Nastrojów Inwestorów Indywidualnych:
Wniosek jest tylko jeden: ankietujący nie ściemniają :D
Wynik odpowiada także sytuacji na WIG, który odrobił połowę krachu:
W bliskiej perspektywie dojdzie do wybicia. Wcześniej większość spodziewała się drugiego dna, dzisiaj jedne 36% preferuje wzrost, drugie 36% spadek. Nie mam pojęcia w którą stronę podąży rynek, w polskich realiach na sell in may preferowany jest tradycyjny dół.
Choć ani ankieta, ani technika nie dają sygnału, chciałem podzielić się z wami pewnym spostrzeżeniem. Sporo ostatnio słyszę, że szeroki napływ nowego narybku na GPW jest oznaką końca korekty. Leszcze mają zostać wciągnięte w pułapkę i odejść w skarpetkach. Uważam, że jest odwrotnie - to właśnie ci nowi, którzy przychodzą dzisiaj na giełdę skorzystają najwięcej. Ich umysły nie są skażone wiecznymi spadkami. Możliwe, że w tej bessie dostaną jeszcze kopniaka, jak ja dostałem na początku 2009, kiedy przyszedłem na giełdę w dołku krachu 2008. Ale późniejsze wzrosty pozwolą im odrobić straty bez względu na nikłe umiejętności.
Jako ilustrację niech posłuży kariera słynnego inwestora Stanleya Druckenmillera. Po ledwie 2 latach w pracy został awansowany na dyrektora equity research, przeskakując 8 doświadczonych pracowników. Na pytanie dlaczego taki żółtodziób awansuje, dostał odpowiedź:
For the same reason they send 18-year-olds to war. You’re too dumb, too young, and too inexperienced not to know to charge. We around here have been in a bear market since 1968.’ (this was 1978) ‘I think a big secular bull market’s coming. We’ve all got scars. We’re not going to be able to pull the trigger. So I need a young, inexperienced guy to go in there and lead the charge.
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
środa, 29 kwietnia 2020
wtorek, 28 kwietnia 2020
Ankieta - zaangażowanie w akcje
Zapraszam was do kolejnej ankiety. Tym razem dowiemy się, ile kapitału trzymamy w ryzykownych aktywach.
Mam pewną teorię, popartą kilkoma historycznymi spostrzeżeniami, jednak trzeba sprawdzić, czy dane pasują.
Mam pewną teorię, popartą kilkoma historycznymi spostrzeżeniami, jednak trzeba sprawdzić, czy dane pasują.
poniedziałek, 27 kwietnia 2020
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 5: Koncentracja, perspektywa, zaciemnienie
Dzisiaj napiszę o dwóch kluczowych cechach najlepszych twórców systemów oraz poruszę ideę studiów wyższych.
Powszechnie spotykam się z opinią, że studia to strata czasu i w obecnych czasach można zostać wysoko opłacanym specjalistą bez wyższego wykształcenia. Nie zaprzeczę, znam kilku świetnych programistów, którzy rzucili studia we wczesnych latach i nie przeszkodziło im to w karierze. To ludzie operatywni, nie boją się rzucić dobrej posady i wyemigrować na jakiś czas do UK, albo jeszcze lepiej - założyć firmę w Polsce i pracować zdalnie za zachodnie stawki.
To co łączy ich z najlepszymi (z których większość jednak studia kończyła) to koncentracja. Umiejętność wprowadzania siebie w stan wielogodzinnego skupienia na wykonywanej pracy. Będę ten temat tłukł przy innych częściach reminiscencji, bo wielokrotnie w swoim życiu spotykałem się z niezrozumieniem roli koncentracji w korporacjach, szczególnie na rozmowach kwalifikacyjnych.
Lubię określenie stosowane przez Japończyków: zen. Zen to robienie jednej rzeczy w jednym momencie. Weźmy takiego ogrodnika, który praktykuje zen: spędza cały dzień w ogródku, wykonuje prostą pracę, ale się nie nudzi. Nie patrzy ile jeszcze zostało. Jest w pełni skoncentrowany na “tu i teraz”, przekopuje grządki jedną za drugą. 1 by 1. Życie nie ucieka mu na rozmyślaniu, planowaniu, reagowaniu - on to życie w pełni przeżywa. Jeśli potrafisz w swojej profesji wejść w zen, nie masz problemów z zawalaniem terminów. Kiedy ktoś się ciebie spyta “kiedy to będzie gotowe”, możesz mu z czystym sumieniem odpowiedzieć “będzie gotowe, kiedy będzie gotowe”.
W kulturze zachodniej przyjął się termin ‘flow’. Flow różni się od zen tym, że zadanie wymaga intelektualnego wysiłku. Niesie ze sobą wyzwanie, pobudza umysł do twórczego rozwiązania nie do końca zdefiniowanego problemu. Problem nie może być zbyt łatwy, żeby się nie znudzić, ani zbyt trudny, żeby się nie zniechęcić. W programowaniu i projektowaniu systemów raczej przebywa się we flow, powiedzmy że to pewien podzbiór zen.
Studia wyższe dają perspektywę. Jak przekonywałem w ‘pierwszej mapie’, jesteśmy zakotwiczeni w pierwszych podejściach do nowych problemów. Jak odnoga korzenia rozwijamy się w wąskim obrębie. Nawet jeśli zapuszczamy ten korzeń głęboko, nie wiemy o istnieniu innych rozgałęzień. Studia dają nam wgląd w inne odnogi, które zazwyczaj nas mniej interesują, ale czasami są game-changerami. Takim game-changerem na pierwszym semestrze były dla mnie układy cyfrowe - choć wiedziałem, że nie będę elektronikiem, wyjaśnienie przejścia od najprostszych funkcji logicznych do układów realizujących złożone funkcje otworzyło mi oczy na podstawową cechę systemów: składają się z wielu warstw operujących na własnych zasadach. Zrozumiałem logiki na jakich operują dane warstwy i transformacje pomiędzy sąsiadującymi warstwami.
Po dobrych studiach zaczynasz umiejscawiać węzły układu korzennego i wspinać się wyżej, do węzłów z których odchodzą pozostałe odnogi.
Ostatni temat dzisiejszego wpisu: zaciemnienie. Trzecia cecha twórców systemów: umiejętność selekcji co jest istotne, a co jest szumem. Kiedyś po sieci krążył wpis byłego pracownika Microsoftu, dlaczego wypuszczają tyle dupnych super-hiper bibliotek, kodeków i innych bajerów, które nie wiadomo do czego służą i są przeklinane przez programistów. Na początku XXI wieku MS był nielubianym monopolistą, którego każdy chciał podgryźć. I ten były pracownik napisał: jedyny cel tych wszystkich nowinek wymyślanych przez marketingowców i operatorów powerpointa to skierowanie konkurencji na mielizny. Robili kampanię, że każda firma potrzebuje najnowszy model danych (nazwijmy go roboczo MOX) od Microsoftu, i najlepsi inżynierowie w firmach software’owych byli oddelegowani do implementacji MOXa. Nikt tego MOXa nie potrzebował, nikt go nie używał, ale każdy szanujący się system B2B posiadał jego obsługę.
I podobnie jest na studiach: większość przedmiotów to zaciemnianie. Jak widzisz, że dany przedmiot to lipa, wąska odnóżka korzenia bez rozgałęzień, to robisz tylko niezbędne minimum, żeby go zaliczyć.
Link do wszystkich części: https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow.html
Powszechnie spotykam się z opinią, że studia to strata czasu i w obecnych czasach można zostać wysoko opłacanym specjalistą bez wyższego wykształcenia. Nie zaprzeczę, znam kilku świetnych programistów, którzy rzucili studia we wczesnych latach i nie przeszkodziło im to w karierze. To ludzie operatywni, nie boją się rzucić dobrej posady i wyemigrować na jakiś czas do UK, albo jeszcze lepiej - założyć firmę w Polsce i pracować zdalnie za zachodnie stawki.
To co łączy ich z najlepszymi (z których większość jednak studia kończyła) to koncentracja. Umiejętność wprowadzania siebie w stan wielogodzinnego skupienia na wykonywanej pracy. Będę ten temat tłukł przy innych częściach reminiscencji, bo wielokrotnie w swoim życiu spotykałem się z niezrozumieniem roli koncentracji w korporacjach, szczególnie na rozmowach kwalifikacyjnych.
Lubię określenie stosowane przez Japończyków: zen. Zen to robienie jednej rzeczy w jednym momencie. Weźmy takiego ogrodnika, który praktykuje zen: spędza cały dzień w ogródku, wykonuje prostą pracę, ale się nie nudzi. Nie patrzy ile jeszcze zostało. Jest w pełni skoncentrowany na “tu i teraz”, przekopuje grządki jedną za drugą. 1 by 1. Życie nie ucieka mu na rozmyślaniu, planowaniu, reagowaniu - on to życie w pełni przeżywa. Jeśli potrafisz w swojej profesji wejść w zen, nie masz problemów z zawalaniem terminów. Kiedy ktoś się ciebie spyta “kiedy to będzie gotowe”, możesz mu z czystym sumieniem odpowiedzieć “będzie gotowe, kiedy będzie gotowe”.
W kulturze zachodniej przyjął się termin ‘flow’. Flow różni się od zen tym, że zadanie wymaga intelektualnego wysiłku. Niesie ze sobą wyzwanie, pobudza umysł do twórczego rozwiązania nie do końca zdefiniowanego problemu. Problem nie może być zbyt łatwy, żeby się nie znudzić, ani zbyt trudny, żeby się nie zniechęcić. W programowaniu i projektowaniu systemów raczej przebywa się we flow, powiedzmy że to pewien podzbiór zen.
Studia wyższe dają perspektywę. Jak przekonywałem w ‘pierwszej mapie’, jesteśmy zakotwiczeni w pierwszych podejściach do nowych problemów. Jak odnoga korzenia rozwijamy się w wąskim obrębie. Nawet jeśli zapuszczamy ten korzeń głęboko, nie wiemy o istnieniu innych rozgałęzień. Studia dają nam wgląd w inne odnogi, które zazwyczaj nas mniej interesują, ale czasami są game-changerami. Takim game-changerem na pierwszym semestrze były dla mnie układy cyfrowe - choć wiedziałem, że nie będę elektronikiem, wyjaśnienie przejścia od najprostszych funkcji logicznych do układów realizujących złożone funkcje otworzyło mi oczy na podstawową cechę systemów: składają się z wielu warstw operujących na własnych zasadach. Zrozumiałem logiki na jakich operują dane warstwy i transformacje pomiędzy sąsiadującymi warstwami.
Po dobrych studiach zaczynasz umiejscawiać węzły układu korzennego i wspinać się wyżej, do węzłów z których odchodzą pozostałe odnogi.
Ostatni temat dzisiejszego wpisu: zaciemnienie. Trzecia cecha twórców systemów: umiejętność selekcji co jest istotne, a co jest szumem. Kiedyś po sieci krążył wpis byłego pracownika Microsoftu, dlaczego wypuszczają tyle dupnych super-hiper bibliotek, kodeków i innych bajerów, które nie wiadomo do czego służą i są przeklinane przez programistów. Na początku XXI wieku MS był nielubianym monopolistą, którego każdy chciał podgryźć. I ten były pracownik napisał: jedyny cel tych wszystkich nowinek wymyślanych przez marketingowców i operatorów powerpointa to skierowanie konkurencji na mielizny. Robili kampanię, że każda firma potrzebuje najnowszy model danych (nazwijmy go roboczo MOX) od Microsoftu, i najlepsi inżynierowie w firmach software’owych byli oddelegowani do implementacji MOXa. Nikt tego MOXa nie potrzebował, nikt go nie używał, ale każdy szanujący się system B2B posiadał jego obsługę.
I podobnie jest na studiach: większość przedmiotów to zaciemnianie. Jak widzisz, że dany przedmiot to lipa, wąska odnóżka korzenia bez rozgałęzień, to robisz tylko niezbędne minimum, żeby go zaliczyć.
Link do wszystkich części: https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow.html
sobota, 25 kwietnia 2020
Maraton w czasach pandemii
Bieganie znowu jest legalne od poniedziałku, więc postanowiłem przeznaczyć piątek na tradycyjny reset maratonem. Biegam coś dłuższego średnio co miesiąc od lat. Pozwala mi to spojrzeć na życie z perspektywy, wyrwać się z codziennego kołowrotu. I nie inaczej był wczoraj. Zacząłem z planem, potem go porzuciłem, a potem naszły mnie głębokie refleksje...
1. Zbiorniki wodne
Mieszkam w powstałym praktycznie w ciągu ostatnich kilkunastu lat Gdańsku Południe. To teren pagórkowaty z licznymi parowami, strumieniami i bagnami, które zostały w większości uregulowane i chronią położone poniżej miasto przed powodziami. Do centrum 7 km, do plaży 12, za obwodnicę na Kaszuby 3. I to właśnie ten ostatni kierunek najczęściej wybieramy na dłuższe (15+ km) wybiegania, ponieważ obfituje w lasy i jeziora.
Początkowo chciałem sfotografować każdy zbiornik wodny na osiedlu. Pokazać, że pozornie nudne osiedle na obrzeżach Gdańska może kryć ciekawe miejsca, nie kojarzone z atrakcjami miasta takimi ja zabytki czy plaże. Przy okazji też zobaczyć na własne oczy skutki suszy.
"Mój" największy skarb, to położony tuż obok bloku zdziczały park z pałacem. Uwielbiam wiosną słuchać śpiew ptaków, stukanie dzięciołów. Na co dzień wychodzę tam dla zdrowia psychicznego pokręcić się i pogapić w zieleń. Poziom wody w stawie niestety obniżył się, widać to szczególnie po odsłoniętych korzeniach drzew.
Obok parku wciąż zachował się obszar nieużytków, który częściowo ma pozostać dziki. Kryje się tam kolejny staw:
Po drugiej stronie wzgórza teren został już gęsto zabudowany (dzielnica Ujeścisko) ze sztucznym zbiornikiem koło szkoły:
Biegnę jarem na osiedle obok. Mają dwa stawy. W pierwszym nie można pływać:
A w drugim chyba można, bo nie ma znaku :)
Biegnę kilkaset metrów dalej i:
Potem jakiś kilometr w dół do lasku na punkt widokowy.
Jarem między Orunią Górną a działkami biegnę do Parku Oruńskiego.
Zatrzymuję się przy kanale Raduni:
Wchodzę do parku:
I wracam pod dom zaliczając sztuczne zbiorniki:
Przy zbiorniku obok szkoły zakręcam pod przedszkole. Obok zachował się mój ulubiony "górski" jar. Tutaj już widać suszę, strumień ledwo płynie:
Jestem już z powrotem na naszym osiedlu:
Wtedy przypominam sobie, że koło szkoły sportowej powstaje kolejny park ze stawem, więc skręcam tam:
I w końcu kieruję się nad główne zbiorniki retencyjne:
Powrót tą samą trasą?
Tak, ale drugą, dziką stroną.
Po przebiegnięciu ok. 16 km kieruję się za obwodnicę.
2. Jest pięknie, elektrownia Straszyn
Po drugiej stronie cichnie hałas i przechodzi mi ochota na rejestrowanie każdego stawu. Poddaję się chwili i kolejne kilometry po prostu biegnę. Różnych oczek wodnych, bagien, strumieni jest sporo, jednak niektóre koryta suche na wiór.
W Straszynie skręcam w kierunku jeziora i wzdłuż Raduni docieram do elektrowni wodnej. Widoki piękne:
3. Po co to wszystko?
26 km w nogach, świeci słońce, obmywam się wodą i przypominam sobie, że przez całą trasę wypiłem tylko 0.25 litra soku. Kieruję się na Bąkowo, do naszego tradycyjnego sklepiku, w którym zawsze uzupełniamy promile w krwi, gdy biegamy w pasie Otomin-Kolbudy-Straszyn.
Zmęczenie i pragnienie skłaniają do głębszych refleksji. Po co prowadzę bloga, kanał na Twitterze i inne aktywności. Skąd to pragnienie, by pisać, czy mam coś sensownego do powiedzenia? Przesuwają mi się w myślach ostatnie zdarzenia, gdy próbowałem znaleźć z niektórymi ludźmi nić porozumienia i było to tak trudne.
Wtedy dochodzi do mnie, że czynnikiem decydującym o postrzeganiu sytuacji jest czas. Człowiek skupiony na dniu dzisiejszym, który nie analizuje własnej historii ani skutków swoich poczynań, nie jest w stanie zrozumieć dalekosiężnych planów. Postrzega rzeczywistość jako jest mi dobrze, jest mi źle, więc jeśli teraz jest mu źle, bo wiązał jakieś nadzieje z tobą, a nie widzi że w przyszłości może być o wiele lepiej, będzie cię obwiniał. Nie pamięta też przysług, które mu wyświadczyłeś, przekręca przeszłość kierując się aktualnym stanem.
Są też ludzie, którzy myślą w długim terminie, ale ograniczają się do planowania w skali własnego życia. Susza, pustynnienie kraju, wymieranie gatunków? Olać, to już po ich śmierci. Celem jest zgromadzenie majątku i wydanie go przed śmiercią zgodnie z maksymą, że do grobu nic nie zabierzesz. Nie oceniam negatywnie takiego podejścia, życie mamy jedno i warto je najlepiej przeżyć. Niestety musimy mieć świadomość, że nasze wygody mają często negatywne konsekwencje dla innych ludzi i żywych istot.
Cel mojego życia wykracza poza jego kres. To, że piszę o roślinach, sporcie, odejściu od kolektywnego myślenia, kopalin, masowych hodowli zwierząt, przywróceniu naturalnej retencji wód nie ma na celu wkurzać ludzi, tylko uchronić nas przed negatywnymi konsekwencjami naszych własnych poczynań. Odzwierzęce epidemie, schorzenia cywilizacyjne, depresje, pustynnienie kraju - wszystkiego tego moglibyśmy uniknąć, odwrócić negatywny bieg.
Dlatego każdy głos od Was, że dzięki blogowi zaczęliście zmieniać podejście do odżywiania, ruchu, konsumpcji nadaje sens pisaniu. Wiem, że wszystko co robię pozostanie niszowe, nie trafię z tym przekazem do szerokiej publiczności. Jestem jak średniowieczny mnich kopista, który przepisuje latami starożytną księgę, by wiedza przetrwała. Albo budowniczy katedry, który nigdy nie ujrzy finału swego dzieła, bo jego misją jest dołożenie cegiełki ku chwale Boga.
W końcu docieram do sklepu. Zimne bezalkoholowe i chałwa stawiają mnie na nogi. Zostało ok 12 km do mety. Cykam fotkę dla chłopaków:
I kieruję się na jezioro Otomińskie.
1. Zbiorniki wodne
Mieszkam w powstałym praktycznie w ciągu ostatnich kilkunastu lat Gdańsku Południe. To teren pagórkowaty z licznymi parowami, strumieniami i bagnami, które zostały w większości uregulowane i chronią położone poniżej miasto przed powodziami. Do centrum 7 km, do plaży 12, za obwodnicę na Kaszuby 3. I to właśnie ten ostatni kierunek najczęściej wybieramy na dłuższe (15+ km) wybiegania, ponieważ obfituje w lasy i jeziora.
Początkowo chciałem sfotografować każdy zbiornik wodny na osiedlu. Pokazać, że pozornie nudne osiedle na obrzeżach Gdańska może kryć ciekawe miejsca, nie kojarzone z atrakcjami miasta takimi ja zabytki czy plaże. Przy okazji też zobaczyć na własne oczy skutki suszy.
"Mój" największy skarb, to położony tuż obok bloku zdziczały park z pałacem. Uwielbiam wiosną słuchać śpiew ptaków, stukanie dzięciołów. Na co dzień wychodzę tam dla zdrowia psychicznego pokręcić się i pogapić w zieleń. Poziom wody w stawie niestety obniżył się, widać to szczególnie po odsłoniętych korzeniach drzew.
Obok parku wciąż zachował się obszar nieużytków, który częściowo ma pozostać dziki. Kryje się tam kolejny staw:
Po drugiej stronie wzgórza teren został już gęsto zabudowany (dzielnica Ujeścisko) ze sztucznym zbiornikiem koło szkoły:
Biegnę jarem na osiedle obok. Mają dwa stawy. W pierwszym nie można pływać:
A w drugim chyba można, bo nie ma znaku :)
Biegnę kilkaset metrów dalej i:
Potem jakiś kilometr w dół do lasku na punkt widokowy.
Stąd przybyłem |
Tam zmierzam |
Jarem między Orunią Górną a działkami biegnę do Parku Oruńskiego.
Zatrzymuję się przy kanale Raduni:
Wchodzę do parku:
I wracam pod dom zaliczając sztuczne zbiorniki:
Znowu szkoła - czyżby jakaś prawidłowość? |
Przy zbiorniku obok szkoły zakręcam pod przedszkole. Obok zachował się mój ulubiony "górski" jar. Tutaj już widać suszę, strumień ledwo płynie:
Jestem już z powrotem na naszym osiedlu:
Wtedy przypominam sobie, że koło szkoły sportowej powstaje kolejny park ze stawem, więc skręcam tam:
I w końcu kieruję się nad główne zbiorniki retencyjne:
staw 1 |
ten sam staw 1 |
przejście |
i staw 2 |
Powrót tą samą trasą?
Tak, ale drugą, dziką stroną.
Po przebiegnięciu ok. 16 km kieruję się za obwodnicę.
2. Jest pięknie, elektrownia Straszyn
Po drugiej stronie cichnie hałas i przechodzi mi ochota na rejestrowanie każdego stawu. Poddaję się chwili i kolejne kilometry po prostu biegnę. Różnych oczek wodnych, bagien, strumieni jest sporo, jednak niektóre koryta suche na wiór.
W Straszynie skręcam w kierunku jeziora i wzdłuż Raduni docieram do elektrowni wodnej. Widoki piękne:
3. Po co to wszystko?
26 km w nogach, świeci słońce, obmywam się wodą i przypominam sobie, że przez całą trasę wypiłem tylko 0.25 litra soku. Kieruję się na Bąkowo, do naszego tradycyjnego sklepiku, w którym zawsze uzupełniamy promile w krwi, gdy biegamy w pasie Otomin-Kolbudy-Straszyn.
Zmęczenie i pragnienie skłaniają do głębszych refleksji. Po co prowadzę bloga, kanał na Twitterze i inne aktywności. Skąd to pragnienie, by pisać, czy mam coś sensownego do powiedzenia? Przesuwają mi się w myślach ostatnie zdarzenia, gdy próbowałem znaleźć z niektórymi ludźmi nić porozumienia i było to tak trudne.
Wtedy dochodzi do mnie, że czynnikiem decydującym o postrzeganiu sytuacji jest czas. Człowiek skupiony na dniu dzisiejszym, który nie analizuje własnej historii ani skutków swoich poczynań, nie jest w stanie zrozumieć dalekosiężnych planów. Postrzega rzeczywistość jako jest mi dobrze, jest mi źle, więc jeśli teraz jest mu źle, bo wiązał jakieś nadzieje z tobą, a nie widzi że w przyszłości może być o wiele lepiej, będzie cię obwiniał. Nie pamięta też przysług, które mu wyświadczyłeś, przekręca przeszłość kierując się aktualnym stanem.
Są też ludzie, którzy myślą w długim terminie, ale ograniczają się do planowania w skali własnego życia. Susza, pustynnienie kraju, wymieranie gatunków? Olać, to już po ich śmierci. Celem jest zgromadzenie majątku i wydanie go przed śmiercią zgodnie z maksymą, że do grobu nic nie zabierzesz. Nie oceniam negatywnie takiego podejścia, życie mamy jedno i warto je najlepiej przeżyć. Niestety musimy mieć świadomość, że nasze wygody mają często negatywne konsekwencje dla innych ludzi i żywych istot.
Cel mojego życia wykracza poza jego kres. To, że piszę o roślinach, sporcie, odejściu od kolektywnego myślenia, kopalin, masowych hodowli zwierząt, przywróceniu naturalnej retencji wód nie ma na celu wkurzać ludzi, tylko uchronić nas przed negatywnymi konsekwencjami naszych własnych poczynań. Odzwierzęce epidemie, schorzenia cywilizacyjne, depresje, pustynnienie kraju - wszystkiego tego moglibyśmy uniknąć, odwrócić negatywny bieg.
Dlatego każdy głos od Was, że dzięki blogowi zaczęliście zmieniać podejście do odżywiania, ruchu, konsumpcji nadaje sens pisaniu. Wiem, że wszystko co robię pozostanie niszowe, nie trafię z tym przekazem do szerokiej publiczności. Jestem jak średniowieczny mnich kopista, który przepisuje latami starożytną księgę, by wiedza przetrwała. Albo budowniczy katedry, który nigdy nie ujrzy finału swego dzieła, bo jego misją jest dołożenie cegiełki ku chwale Boga.
W końcu docieram do sklepu. Zimne bezalkoholowe i chałwa stawiają mnie na nogi. Zostało ok 12 km do mety. Cykam fotkę dla chłopaków:
I kieruję się na jezioro Otomińskie.
środa, 22 kwietnia 2020
wtorek, 21 kwietnia 2020
Najsłabsze ogniwo
WIG_BANKI jest obecnie słabszy nawet od odzieżówki. Praktycznie nie uczestniczył w odbiciu z marcowych dołków, a nawet pogłębił je:
Szukanie wsparć w sytuacji jaką mamy obecnie wydaje się jałowe, ale chociaż RGRa narysuję, a co.
Szukanie wsparć w sytuacji jaką mamy obecnie wydaje się jałowe, ale chociaż RGRa narysuję, a co.
poniedziałek, 20 kwietnia 2020
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 4: Pierwsza kompetencja
Nauka stojąca za wczorajszym wpisem jest prosta: znajdź mentora, grupę pasjonatów. Z kim przystajesz, takim się stajesz. Dzisiaj możesz to zrobić ze środka lasu, jeśli masz dostęp do neta. Możesz być aktywnym członkiem grupy programistycznej bez wychodzenia z piwnicy.
Pierwszy semestr na studiach inżynierskich to głównie przedmioty techniczne, fizyka i matematyka. Jest jeden o C++ i najważniejszy dla mnie przedmiot: Organizacja Komputerów. Prowadzi go AJ, facet o aparycji generała Montgomery’ego (tego co pokonał lisa pustyni Rommla): szczupły, krótko przycięte siwe włosy, angielski wąsik. Prawdziwy pasjonat architektury komputerów, rozwiązań technicznych, wszystko rozpisane na instrukcje asemblera. Nie opuszczam żadnego wykładu, chłonę każde słowo.
To co dla mnie jest złotem, dla innych smutną koniecznością. Jak ktoś walczy o średnią (lub przetrwanie), większą wagę przykłada do Analizy Matematycznej. Wielu nie widzi żadnej wartości w pisaniu programów w asemblerze. Chcą zostać administratorami sieci, baz danych. Powoli klarują się obszary kompetencji. Mój cel jest jasno zdefiniowany: robić gry komputerowe, zatem w tym momencie wydaje mi się, że najważniejsze to nauczyć się C++.
Używam starego dobrego kompilatora Borland C++ pod DOS. Jeśli mój program się zawiesza, muszę restartować kompa. Mógłbym już przenieść się na znacznie lepsze środowiska programistyczne pod Windowsa (Linuxa już mam, ale nie udaje mi się skonfigurować karty sieciowej), jednak blokuje mnie ilość nowych rzeczy do nauki. Czuję się niepewnie, więc trzymam się tego co znam. Z jednej strony to wada, bo zamyka mnie na nowości, z drugiej zaleta, bo skupiam się na tym co najważniejsze: programowaniu.
Nad kodem trzeba spędzić kilkaset godzin miesięcznie. Tysiące w skali roku. Dopiero gdy ograniczenia narzędzia zaczynają mi doskwierać, rozglądam się za lepszym. Im więcej umiem, tym więcej pomysłów na bardziej złożone programy. Trzeba przejść przez wskaźniki, sortowanie, listy, żeby napisać pierwszą bazę danych w C. Nie spinać się, że jeden już robi gry, a drugi demka w 3d. Kumpel z łącznika w akademiku zaraża mnie do matematyki wyższej, i pierwszy raz w życiu jestem w stanie wykorzystać komputer do złożonych obliczeń matematycznych i rysowania wykresów. Droga do robienia gier (w tamtych czasach pisało się je od A do Z) jeszcze daleka, ale później te umiejętności będą kluczowe do pisania enginów.
Programowanie to pasja. Fundament tworzenia systemów. Nie wierzę, że można zaprojektować dobry system, jeśli nie podjęło się wcześniej setek tysięcy decyzji co, gdzie i dlaczego zdefiniować, przenieść, usunąć w kodzie.
Pierwszy semestr na studiach inżynierskich to głównie przedmioty techniczne, fizyka i matematyka. Jest jeden o C++ i najważniejszy dla mnie przedmiot: Organizacja Komputerów. Prowadzi go AJ, facet o aparycji generała Montgomery’ego (tego co pokonał lisa pustyni Rommla): szczupły, krótko przycięte siwe włosy, angielski wąsik. Prawdziwy pasjonat architektury komputerów, rozwiązań technicznych, wszystko rozpisane na instrukcje asemblera. Nie opuszczam żadnego wykładu, chłonę każde słowo.
To co dla mnie jest złotem, dla innych smutną koniecznością. Jak ktoś walczy o średnią (lub przetrwanie), większą wagę przykłada do Analizy Matematycznej. Wielu nie widzi żadnej wartości w pisaniu programów w asemblerze. Chcą zostać administratorami sieci, baz danych. Powoli klarują się obszary kompetencji. Mój cel jest jasno zdefiniowany: robić gry komputerowe, zatem w tym momencie wydaje mi się, że najważniejsze to nauczyć się C++.
Używam starego dobrego kompilatora Borland C++ pod DOS. Jeśli mój program się zawiesza, muszę restartować kompa. Mógłbym już przenieść się na znacznie lepsze środowiska programistyczne pod Windowsa (Linuxa już mam, ale nie udaje mi się skonfigurować karty sieciowej), jednak blokuje mnie ilość nowych rzeczy do nauki. Czuję się niepewnie, więc trzymam się tego co znam. Z jednej strony to wada, bo zamyka mnie na nowości, z drugiej zaleta, bo skupiam się na tym co najważniejsze: programowaniu.
Nad kodem trzeba spędzić kilkaset godzin miesięcznie. Tysiące w skali roku. Dopiero gdy ograniczenia narzędzia zaczynają mi doskwierać, rozglądam się za lepszym. Im więcej umiem, tym więcej pomysłów na bardziej złożone programy. Trzeba przejść przez wskaźniki, sortowanie, listy, żeby napisać pierwszą bazę danych w C. Nie spinać się, że jeden już robi gry, a drugi demka w 3d. Kumpel z łącznika w akademiku zaraża mnie do matematyki wyższej, i pierwszy raz w życiu jestem w stanie wykorzystać komputer do złożonych obliczeń matematycznych i rysowania wykresów. Droga do robienia gier (w tamtych czasach pisało się je od A do Z) jeszcze daleka, ale później te umiejętności będą kluczowe do pisania enginów.
Programowanie to pasja. Fundament tworzenia systemów. Nie wierzę, że można zaprojektować dobry system, jeśli nie podjęło się wcześniej setek tysięcy decyzji co, gdzie i dlaczego zdefiniować, przenieść, usunąć w kodzie.
Reminiscencje Twórcy Systemów
1. Początki
https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-1-2.html
2. Pierwsza mapa
https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-1-2.html
3. Przyjaciel
https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-3.html
4. Pierwsza kompetencja
https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-4.html
5. Koncentracja, perspektywa, zaciemnienie
https://podtworca.blogspot.com/2020/04/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-5.html
6. Programming Linux Games
https://podtworca.blogspot.com/2020/05/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-6.html
7. Pierwsza gra, pierwszy system, pierwsza porażka
https://podtworca.blogspot.com/2020/05/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-7.html
8. Liniowość i chaos
https://podtworca.blogspot.com/2020/06/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-8.html
9. Druga gra, pierwsza praca i przełom
https://podtworca.blogspot.com/2020/07/reminiscencje-tworcy-systemow-cz-9.html
10. Programowanie funkcyjne i sposób na naukę trudnych zagadnień
11. Uczelnia zaskakuje na finiszu
piątek, 17 kwietnia 2020
W drodze na opór
Skala odbicia na niektórych akcjach zmusiła mnie do podjęcia przesunięć w portfelu. Być może najlepszą decyzją byłoby nic nie robienie i zajrzenie na konto za rok. Jednak szybkość z jaką indeksy odrabiają straty i rosnący entuzjazm graczy skłaniają do redukcji ryzyka.
ES.F weekly:
Kontrakty amerykańskie osiągnęły już wsparcie z lutego, SMA50, a RSI zbliża się do 60 pkt, które w bessie są często barierą.
DAX:
Tutaj aż się prosi o test luki na 11 tys. gdzie przy okazji biegnie SMA50.
Krach 2020 znowu pokazał jak obosieczną bronią są pochodne. Kilka spektakularnych bankructw, kilka epickich rajdów. Większość uczestników rynku pochodnych doznało poważnych szkód. Następuje wymiana pokolenia. Masowy napływ nowego narybku na giełdę interpretuje się pro-spadkowo i sam zaczynam mieć niedźwiedzie nastawienie w skali najbliższych tygodni. Jednakże w długim terminie interpretuję ten sygnał byczo - byłem wśród rzeszy nowych leszczy, którzy zaczynali przygodę z giełdą po krachu 2008. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zobaczyć że KGHM po spadku ze 140 na 20 zł to okazja.
Podobnie jest dzisiaj - PKO po 2 dychy, PEKAO po 5, nigdy nie był tak tani. Zjazd styczeń-luty 2009 trochę mnie poturbował, ale późniejsza hossa wybaczyła wszystkie błędy. I podobnie będzie po tej bessie. Krótkoterminowo może być boleśnie, ale za rok obecne poziomy będą najprawdopodobniej rozpatrywane jak okazja życia. I podobnie jak ja 11 lat temu, większość nowych graczy będzie żałować, że gdyby trzymali akcje kupione na dnie, zarobiliby x10, ale pokusili się o zyski 20-50%, szarpali się z rynkiem, aktywnie tradowali i niewiele zarobili.
ES.F weekly:
Kontrakty amerykańskie osiągnęły już wsparcie z lutego, SMA50, a RSI zbliża się do 60 pkt, które w bessie są często barierą.
DAX:
Tutaj aż się prosi o test luki na 11 tys. gdzie przy okazji biegnie SMA50.
Krach 2020 znowu pokazał jak obosieczną bronią są pochodne. Kilka spektakularnych bankructw, kilka epickich rajdów. Większość uczestników rynku pochodnych doznało poważnych szkód. Następuje wymiana pokolenia. Masowy napływ nowego narybku na giełdę interpretuje się pro-spadkowo i sam zaczynam mieć niedźwiedzie nastawienie w skali najbliższych tygodni. Jednakże w długim terminie interpretuję ten sygnał byczo - byłem wśród rzeszy nowych leszczy, którzy zaczynali przygodę z giełdą po krachu 2008. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zobaczyć że KGHM po spadku ze 140 na 20 zł to okazja.
Podobnie jest dzisiaj - PKO po 2 dychy, PEKAO po 5, nigdy nie był tak tani. Zjazd styczeń-luty 2009 trochę mnie poturbował, ale późniejsza hossa wybaczyła wszystkie błędy. I podobnie będzie po tej bessie. Krótkoterminowo może być boleśnie, ale za rok obecne poziomy będą najprawdopodobniej rozpatrywane jak okazja życia. I podobnie jak ja 11 lat temu, większość nowych graczy będzie żałować, że gdyby trzymali akcje kupione na dnie, zarobiliby x10, ale pokusili się o zyski 20-50%, szarpali się z rynkiem, aktywnie tradowali i niewiele zarobili.
czwartek, 16 kwietnia 2020
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 3: Przyjaciel
W pierwszej reminiscencji zaszyłem naukę, żeby się nie poddawać, szczególnie w sytuacjach, gdy robią to wszyscy wokół. To wiedziałem od zawsze, działało w szkole, na boisku, przy dokańczaniu rozpoczętych prac.
Reminiscencja druga kryje prawdę, którą zrozumiałem wiele lat później. Za bardzo przywiązujemy się do pierwszej mapy. To dotyczy każdego nowego terytorium, na które wkraczamy. Błąd zakotwiczenia. Pierwszy sposób radzenia sobie z problemem wiąże się z silnymi emocjami, do których wracamy w fazie, gdy nasze kompetencje są wciąż niskie. W pewnym momencie musisz jednak eksperymentować z nowymi podejściami i porzucać stare schematy. Inaczej będziesz jak wujek, który próbował namówić mnie do pisania w Tagu pod DOSem, kiedy dostałem pierwszego pentiuma z Wordem.
Wróćmy do studiów. Mamy rok 2000. Pierwsze zajęcia. Przychodzę na wszelki wypadek godzinę przed czasem. Szeroki margines bezpieczeństwa zawsze się u mnie sprawdzał. A tu zaskocz, stoi sobie wysportowany typek (ćwiczył gimnastykę artystyczną), który przyszedł jeszcze wcześniej. Upewniłem się, że czekamy na te same zajęcia. Potem przekonaliśmy się, że faktycznie mamy jeszcze godzinę zapasu i wyszliśmy zwiedzać teren polibudy. Rozmawialiśmy o asemblerze, liczbach zespolonych i fizyce. Z jakiegoś powodu te tematy wydawały mi się kluczowe do zrozumienia na nowej ścieżce życia.
Tak poznałem swojego największego przyjaciela na studiach. Leny i Tony. Dla mnie on był Leny, bo wpadał do każdego pokoju w akademiku z bananem na twarzy jak gość z filmu Memento, który wpada na maskę auta z okrzykiem “Leny!” A ja dla niego byłem Tony, od Tony’ego Halika. Trop do sceny z “Chłopaki nie płaczą” może nie być fałszywy.
Najlepsi programiści systemów są samotnikami. Żeby ogarniać złożone systemy musisz kontemplować nad nimi tysiące godzin. Nie ma dróg na skróty. Głupie sortowanie bąbelkowe symulowałem w głowie przez wiele godzin. Wstawiałem komórki do pamięci, śledziłem wskaźniki i zachowanie procka. Za to kiedy kilku takich samotników zbierze się w grupę i ustali wspólny interfejs, nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. 1 + 1 = 11.
Reminiscencja druga kryje prawdę, którą zrozumiałem wiele lat później. Za bardzo przywiązujemy się do pierwszej mapy. To dotyczy każdego nowego terytorium, na które wkraczamy. Błąd zakotwiczenia. Pierwszy sposób radzenia sobie z problemem wiąże się z silnymi emocjami, do których wracamy w fazie, gdy nasze kompetencje są wciąż niskie. W pewnym momencie musisz jednak eksperymentować z nowymi podejściami i porzucać stare schematy. Inaczej będziesz jak wujek, który próbował namówić mnie do pisania w Tagu pod DOSem, kiedy dostałem pierwszego pentiuma z Wordem.
Wróćmy do studiów. Mamy rok 2000. Pierwsze zajęcia. Przychodzę na wszelki wypadek godzinę przed czasem. Szeroki margines bezpieczeństwa zawsze się u mnie sprawdzał. A tu zaskocz, stoi sobie wysportowany typek (ćwiczył gimnastykę artystyczną), który przyszedł jeszcze wcześniej. Upewniłem się, że czekamy na te same zajęcia. Potem przekonaliśmy się, że faktycznie mamy jeszcze godzinę zapasu i wyszliśmy zwiedzać teren polibudy. Rozmawialiśmy o asemblerze, liczbach zespolonych i fizyce. Z jakiegoś powodu te tematy wydawały mi się kluczowe do zrozumienia na nowej ścieżce życia.
Tak poznałem swojego największego przyjaciela na studiach. Leny i Tony. Dla mnie on był Leny, bo wpadał do każdego pokoju w akademiku z bananem na twarzy jak gość z filmu Memento, który wpada na maskę auta z okrzykiem “Leny!” A ja dla niego byłem Tony, od Tony’ego Halika. Trop do sceny z “Chłopaki nie płaczą” może nie być fałszywy.
Najlepsi programiści systemów są samotnikami. Żeby ogarniać złożone systemy musisz kontemplować nad nimi tysiące godzin. Nie ma dróg na skróty. Głupie sortowanie bąbelkowe symulowałem w głowie przez wiele godzin. Wstawiałem komórki do pamięci, śledziłem wskaźniki i zachowanie procka. Za to kiedy kilku takich samotników zbierze się w grupę i ustali wspólny interfejs, nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. 1 + 1 = 11.
poniedziałek, 13 kwietnia 2020
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 1-2
Zacząłem niedawno cykl wpisów na wykopowym mikroblogu, w których dzielę się swoimi doświadczeniami z 20-letniej ścieżki programisty. Ponieważ jednak opisane wnioski wykraczają poza inżynierię, zachodzą na zarządzanie, grę na giełdzie, wnioski z lektur i teorii uczenia, pomyślałem że zacznę przenosić tamte wpisy na bloga i rozwijać w obu miejscach.
Hello world.
Zaczynam wykopowego mikrobloga. 20 lat programowania, projektowania i tworzenia systemów, kompilatorów, definiowania języków programowania. Nazwę go Reminiscencje Twórcy Systemów. Robiłem też milion innych rzeczy. Blog nie będzie tylko o programowaniu - dobre programowanie jest pochodną ciekawości, nieustępliwości i ciągłego ulepszania. Poszukiwania formy idealnej.
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 1: Początki
W 1991 wyszedł Terminator 2. Miałem 10 lat, zacząłem słuchać Gunsów (You could be mine), kupiłem komiksową adaptację filmu z TM-Semic. Przyszłość opanowana przez maszyny. Dopiero co dostałem Commodore C-64 na przyjęcie, a w komiksie Skynet był już w stanie opanować świat!
Gram nałogowo od późnych lat 80-tych, kilka tytułów wrzuciłem tutaj:
https://p-gry.blogspot.com/2011/03/powitanie.html
Od rozpowszechnienia się PC-tów w Polsce wsiąkam w gry strategiczne. Ale programowanie wydaje mi się zbyt nieosiągalne - w latach 90-tych rysuję komiksy. Komputery służą do konsumpcji gier, a nie tworzenia.
1999 Matrix. Skynet przy Matriksie to pikuś. Obejrzany w 2000, kiedy zmieniam życiowy cel: zamiast iść na studia plastyczne, żeby rysować komiksy, pójdę na informę, żeby robić gry.
2000 - dostałem się na informę na Politechnikę Gdańską. Dzięki fizyce. Na teście z matematyki i angielskiego cięli punkty o byle co. Na teście z fizyki odwrotnie: ludzie oddawali puste kartki, więc jak chociaż wypisałeś dane i kilka wzorów, udumałeś jakiś rysunek, to dawali za to punkty. Z fizy byłem cienki jak większość, ale 2 dni przed egzaminem intensywnie czytałem, przepisywałem wzory do zeszytu, szukałem korelacji. Na egzaminie wstępnym dostałem 27/50 i to mi wystarczyło, żeby się dostać. To był szczyt bańki dotcomów, po 10 osób na miejsce na informę, ale większość się nie dostawała i szli na ekonomię, elektronikę i telekomunikację, matematykę stosowaną, fizykę techniczną. A potem musieli wkuwać miliony trudnych rzeczy, typu opory w drutach czy rozchodzenie fal w wodzie, choć i tak chcieli pracować w IT.
Linkuję obrazek z grową wersją polibudy, jak zapamiętałem ten klimat.
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 2: Pierwsza mapa
Dostałem się na informatykę. Nie wiem, czego nie wiem. Chcę jak najszybciej nauczyć się wszystkiego. Problem w tym, że nie wiem czym jest to wszystko. Potrafię dostrzec tylko zewnętrzne aspekty: gry komputerowe, systemy operacyjne, internet, układy scalone. Wszystko wydaje się zajebiście ważne. Potrafię złożyć PC-ta, wymienić procka, mieszać zworkami na twardym dysku, pisać ściągi w Wordzie, rysować pixelkami w Gfx2 i oczywiście grać. To tyle co nic.
Od innych speców w podobnej sytuacji do mnie wiem, że Pascal jest be, a C++ jest cool. Wszyscy to wiedzą. Kupuję jakąś biblię C++ z Heliona, która leży na półce do dziś. Równie dobrze mógłbym wydrukować dokumentację. Pascala liznęliśmy w szkole. Pisałem w nim programy podobne do tych na C-64 w basicu prawie 10 lat wcześniej: 2+3. Podaj imię. Cześć . Pamiętam taką scenkę: leżę w namiocie na Przystanku Woodstock i studiuję podręcznik do informatyki. Szukanie elementu w tablicy w Pascalu ze znaną długością tablicy i z wartownikiem.
Mamy na mat-fizie dwóch klasowych guru. Oni już potrafią w C++, ale uchylają rąbka prawdy: jak chcesz, żeby twoja gra szybko działała, musisz znać C i asemblera. Wszystkie newralgiczne części gier pisze się w asemblerze. Na demo scenach piszę się tylko w asemblerze. Dobry programista pisze w asemblerze. Wymieniamy się dyskietkami z kursami i piszę swoje pierwsze programy. Wreszcie jakieś światełko, coś czego mogę się uchwycić. Adresowanie ekranu, wyświetlenie pixela w określonym kolorze, przesuwanie bitów, żeby nie mnożyć, bo ‘mul’ zabiera więcej cykli procesora, z tego samego powodu ‘xor ax, ax’ zamiast ‘mov ax, 0’.
Ten pierwszy wybór (asembler) ustawia mnie na wczesne lata. Pierwsza mapa, jakiej uchwyciłem się, by wpłynąć na ocean informacji. Nie wiesz czy obrałeś dobry kurs, może płyniesz do Ameryki, szukając odpowiedzi w mapie śląskiej kopalni. Potrzeba zrozumienia podstaw działania hardware i oprogramowania da mi z jednej strony lepsze zrozumienie systemów informatycznych. Dzięki niej odkryję, że dobre systemy są jak cebula w Shreku: składają się z warstw. Coś jak protokół sieciowy - każda warstwa ma funkcję do spełnienia, udostępnia pozostałym warstwom niezbędne API, ale ukrywa przed nimi swoje bebechy.
Z drugiej strony wyjście od dołu odciąga mnie od korzystania z wysokopoziomowych narzędzi. Mój bliski przyjaciel też dostał się na informę (na inną uczelnię), ale zamiast trzaskać programy w asmie pisze swoją pierwszą gierkę w html + javascript. Nie drąży jak i dlaczego działa to wszystko poniżej, interesuje go efekt w postaci interaktywnej strony. On się skupi w przyszłości na operowaniu systemami jak klockami, żeby budować wysokopoziomowe usługi.
Hello world.
Zaczynam wykopowego mikrobloga. 20 lat programowania, projektowania i tworzenia systemów, kompilatorów, definiowania języków programowania. Nazwę go Reminiscencje Twórcy Systemów. Robiłem też milion innych rzeczy. Blog nie będzie tylko o programowaniu - dobre programowanie jest pochodną ciekawości, nieustępliwości i ciągłego ulepszania. Poszukiwania formy idealnej.
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 1: Początki
W 1991 wyszedł Terminator 2. Miałem 10 lat, zacząłem słuchać Gunsów (You could be mine), kupiłem komiksową adaptację filmu z TM-Semic. Przyszłość opanowana przez maszyny. Dopiero co dostałem Commodore C-64 na przyjęcie, a w komiksie Skynet był już w stanie opanować świat!
Gram nałogowo od późnych lat 80-tych, kilka tytułów wrzuciłem tutaj:
https://p-gry.blogspot.com/2011/03/powitanie.html
Od rozpowszechnienia się PC-tów w Polsce wsiąkam w gry strategiczne. Ale programowanie wydaje mi się zbyt nieosiągalne - w latach 90-tych rysuję komiksy. Komputery służą do konsumpcji gier, a nie tworzenia.
1999 Matrix. Skynet przy Matriksie to pikuś. Obejrzany w 2000, kiedy zmieniam życiowy cel: zamiast iść na studia plastyczne, żeby rysować komiksy, pójdę na informę, żeby robić gry.
2000 - dostałem się na informę na Politechnikę Gdańską. Dzięki fizyce. Na teście z matematyki i angielskiego cięli punkty o byle co. Na teście z fizyki odwrotnie: ludzie oddawali puste kartki, więc jak chociaż wypisałeś dane i kilka wzorów, udumałeś jakiś rysunek, to dawali za to punkty. Z fizy byłem cienki jak większość, ale 2 dni przed egzaminem intensywnie czytałem, przepisywałem wzory do zeszytu, szukałem korelacji. Na egzaminie wstępnym dostałem 27/50 i to mi wystarczyło, żeby się dostać. To był szczyt bańki dotcomów, po 10 osób na miejsce na informę, ale większość się nie dostawała i szli na ekonomię, elektronikę i telekomunikację, matematykę stosowaną, fizykę techniczną. A potem musieli wkuwać miliony trudnych rzeczy, typu opory w drutach czy rozchodzenie fal w wodzie, choć i tak chcieli pracować w IT.
Linkuję obrazek z grową wersją polibudy, jak zapamiętałem ten klimat.
Reminiscencje Twórcy Systemów cz. 2: Pierwsza mapa
Dostałem się na informatykę. Nie wiem, czego nie wiem. Chcę jak najszybciej nauczyć się wszystkiego. Problem w tym, że nie wiem czym jest to wszystko. Potrafię dostrzec tylko zewnętrzne aspekty: gry komputerowe, systemy operacyjne, internet, układy scalone. Wszystko wydaje się zajebiście ważne. Potrafię złożyć PC-ta, wymienić procka, mieszać zworkami na twardym dysku, pisać ściągi w Wordzie, rysować pixelkami w Gfx2 i oczywiście grać. To tyle co nic.
Od innych speców w podobnej sytuacji do mnie wiem, że Pascal jest be, a C++ jest cool. Wszyscy to wiedzą. Kupuję jakąś biblię C++ z Heliona, która leży na półce do dziś. Równie dobrze mógłbym wydrukować dokumentację. Pascala liznęliśmy w szkole. Pisałem w nim programy podobne do tych na C-64 w basicu prawie 10 lat wcześniej: 2+3
Mamy na mat-fizie dwóch klasowych guru. Oni już potrafią w C++, ale uchylają rąbka prawdy: jak chcesz, żeby twoja gra szybko działała, musisz znać C i asemblera. Wszystkie newralgiczne części gier pisze się w asemblerze. Na demo scenach piszę się tylko w asemblerze. Dobry programista pisze w asemblerze. Wymieniamy się dyskietkami z kursami i piszę swoje pierwsze programy. Wreszcie jakieś światełko, coś czego mogę się uchwycić. Adresowanie ekranu, wyświetlenie pixela w określonym kolorze, przesuwanie bitów, żeby nie mnożyć, bo ‘mul’ zabiera więcej cykli procesora, z tego samego powodu ‘xor ax, ax’ zamiast ‘mov ax, 0’.
Ten pierwszy wybór (asembler) ustawia mnie na wczesne lata. Pierwsza mapa, jakiej uchwyciłem się, by wpłynąć na ocean informacji. Nie wiesz czy obrałeś dobry kurs, może płyniesz do Ameryki, szukając odpowiedzi w mapie śląskiej kopalni. Potrzeba zrozumienia podstaw działania hardware i oprogramowania da mi z jednej strony lepsze zrozumienie systemów informatycznych. Dzięki niej odkryję, że dobre systemy są jak cebula w Shreku: składają się z warstw. Coś jak protokół sieciowy - każda warstwa ma funkcję do spełnienia, udostępnia pozostałym warstwom niezbędne API, ale ukrywa przed nimi swoje bebechy.
Z drugiej strony wyjście od dołu odciąga mnie od korzystania z wysokopoziomowych narzędzi. Mój bliski przyjaciel też dostał się na informę (na inną uczelnię), ale zamiast trzaskać programy w asmie pisze swoją pierwszą gierkę w html + javascript. Nie drąży jak i dlaczego działa to wszystko poniżej, interesuje go efekt w postaci interaktywnej strony. On się skupi w przyszłości na operowaniu systemami jak klockami, żeby budować wysokopoziomowe usługi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)