Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :)
Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
Wszystko zostało już powiedziane. Wszystko idzie zgodnie z logiką procesu zgrabnie ujętego przez Hemingwaya:
- Jak zbankrutowałeś?
- Na dwa sposoby. Najpierw powoli, potem nagle.
Powiecie, że podobne problemy ma cały nasz region, a my poradziliśmy sobie lepiej od większości sąsiadów. I nie zamierzam temu przeczyć. Nasz problem polega na tym, że przez ostatnie lata żyliśmy w bańce propagandy i postrzegamy sytuację jak Rosjanie swoją armię przed inwazją na Ukrainę. Z pewnością mniej przykro wchodzić w kryzys w towarzystwie, to jednak nie rozwiązuje naszych problemów.
Przejdźmy do wykresów.
2024
Projekcja z grudnia 2023 vs obecna rzeczywistość (kliknij by powiększyć):
SWIG80
MWIG40
WIG
2025 i dalej
No i ok, ale to już głównie przeszłość. Pytacie o ścieżkę 2025. Trochę tego już wygenerowałem. Są projekcje optymistyczne jak i pesymistyczne. No, ale skoro ten wpis jest o depresji, to wypadkową zostawię sobie na grudzień, tutaj natomiast w przypadku Polski zastosuję analogię do drugiej połowy lat 90-tych:
- Obecny kryzys chiński byłby odpowiednikiem kryzysu azjatyckiego 1997. Po pęknięciu bańki w Japonii w 1990 kapitały zostały przekierowane na inne państwa regionu: Koreę Południową, Filipiny, Tajlandię itp. Podobny proces odbył się w drugiej dekadzie XXI wieku w Chinach. W poszukiwaniu zwrotu napompowano największy w historii ludzkości balon na nieruchomościach, który obecnie nie ma pokrycia w kapitale. Sytuacja jest oczywiście inna od ówczesnej, juan trzyma się mocno i nawet nie próbuję zgadywać jak komuniści będą rozbrajać ten dług (oby nie poprzez wojnę), ale wiadomo: historia rymuje.
- Bankructwo Rosji 1998 = bankructwo Rosji 2025. Zakładam, że jeśli Republikanie nie uratują Putina poprzez odcięcie kroplówki od Ukrainy, to Rosja zapadnie się pod własnym ciężarem. Giełda rosyjska zdaje się już wyceniać scenariusz:
Tak wygląda ścieżka SWIG80 1996-1998 przeskalowana do proporcji hossy 2022-2024:
Niezależnie czy cokolwiek będzie z tej analogii, większość modeli sygnalizuje słabość w okresie luty-lipiec 2025.
S&P500
Przewodnik stada. Kręciłem na różne sposoby modelem. Początkowe uśrednione projekcje są płaskie do początku 2026:
Jako kultywator sztuki AT nie mogłem jednak przejść do porządku dziennego nad nietkniętą luką na 4500!
Ze stooq.pl
Porównując odtrendowione wzorce i kombinując ze sposobami mieszania uzyskałem m.in. coś takiego:
Inwersja krzywej rentowności (rentowność 10-letnich obligacji skarbowych USA minus rentowność 2-letnich) zrobiła w ostatnich latach karierę. Skutecznie przewidziała krach 2020. Potem wpuściła w maliny analityków na początku 2023, kiedy powszechnie spodziewano się bessy.
Obecnie wobec nieustępliwej wspinaczki amerykańskich indeksów giełdowych jej popularność przygasła. Czy słusznie? Spójrzmy na krzywe rentowności 10-latek względem pozostałych obligacji:
Gwałtowny odwrót krzywych z ujemnych terytoriów może zapowiadać deflację. To zaskakujący wniosek w środowisku narracji o upadku walut i wędrówce złota oraz akcji do nieba.
Co może być głównym czynnikiem? Zapaść na rynku nieruchomości w drugiej największej gospodarce świata: Chinach. Podobno mają tam mieszkań na 2 miliardy ludzi. Globalni i lokalni pożyczkodawcy z ostatnich kilkunastu lat drżą o swoje bilanse.
W ostatnich tygodniach sporo narzekania na polską giełdę. Stany codziennie biją szczyty a u nas słabizna.
Sprawdźmy wykresy - porównam polskie małe spółki z SWIG80 oraz amerykańskie z Russel2000 (fundusz IWM):
Faza 1: listopad 2021-październik 2022
Oba indeksy spadają synchronicznie.
Faza 2: październik 2022-październik 2023
SWIG80 w hossie, IWM trend boczny zakończony fałszywym wybiciem w dół.
Faza 3: październik 2023-lipiec 2024
Oba indeksy rosną w miarę synchronicznie.
Faza 4: od lipca 2024
SWIG80 opada, IWM wspinaczka.
Wniosek:
Polskie akcje przez cały rok rosły podczas gdy amerykańskie stały w miejscu.
Hipoteza:
SWIG80 wyprzedza IWM. Nie ma co sugerować się zachowaniem Ameryki, bo możemy przez kilka miesięcy być już w bessie nim amerykańskie spółki pokażą słabość.
Sprawdźmy czy zależność występowała historycznie. Na warsztat biorę indeks NYA (NYSE Composite Index), dzielę go przez SWIG80 i porównuję z SWIG80:
Widzimy jak dołki proporcji niemal idealnie wyznaczały szczyt na SWIG80 i start bessy. Tylko sierpień 2010 roku potrzebował jeszcze 8 miesięcy do końca hossy, aczkolwiek indeks małych spółek niewiele już urósł.
Kiedyś regularnie pisałem o diecie jako lekarstwie na choroby i stylu życia. Wydawało mi się, że po przeczytaniu popularnych książek, wgryzaniu się w blogi i artykuły prasowe, a przede wszystkim po przećwiczeniu większości rozsądnie brzmiących rad na sobie i wyleczeniu schorzeń laryngologicznych w 2000 roku, mam coś do powiedzenia.
Potem przestałem pisać. Po pierwsze: wszystko co miałem do powiedzenia, powiedziałem. I te teksty nadal są według źródeł, które najbardziej mnie przekonują, aktualne. Od 2011 jestem wegetarianinem, z różnym natężeniem dążenia ku czysto roślinnej diecie i odchyleniami ku nabiałowi. Cóż, uprawianie sportu wytrzymałościowego i sporadyczna słabość do lodów nie idą w parze z niskoenergetyczną żywnością. Za każdym razem jednak, gdy jadłem zbyt dużo przetworów mlecznych i jaj, kończyło się to u mnie stanami zapalnymi. Wtedy wracałem do niskoprzetworzonych pokarmów roślinnych i czułem się dużo lepiej - do czasu, gdy musiałem przygotować się do jakiegoś ultra górskiego, w dodatku zimą. Te zmagania jeszcze opiszę, bo chcę podsumować lata łączenia diety ze sportem, postami i terapią zimnem.
Drugi powód nie pisania o odżywianiu to zalew badań naukowych w mediach. Na każdą tezę można znaleźć jakieś badanie potwierdzające i inne, które jej zaprzecza. Siedzę w temacie odżywiania od 24 lat i im więcej tego wszystkiego czytam, tym bardziej widzę swoją niekompetencję i wycofuję się. Z drugiej strony mam coraz więcej argumentów za trzymaniem się tego, co jest głoszone od dziesiątek lat. Po prostu wszystko ma niezliczone odcienie, okna czasowe, w których jest dla nas pożyteczne i poza którymi zaczyna szkodzić. Jakie wnioski można wyciągnąć z badania, które trwało 3 miesiące i dowiodło, że zmieniły się na korzyść określone parametry krwi? A co będzie po 3 latach?
Dzisiaj postanowiłem zabrać głos w sprawie modnych od kilku lat diet niskowęglowodanowych. Diety keto i low carb zyskują na popularności, bo pozwalają w dość krótkim czasie schudnąć i pozbyć się chronicznych dolegliwości. Rozumiem ten zachwyt, bo sam w 2000 roku przeżyłem coś podobnego po odstawieniu cukru, mleka, mąki i soli pod wpływem książki Tombaka. Kiedy wyleczysz się dietą i ćwiczeniami ze schorzeń laryngologicznych, które uprzykrzały ci całe dotychczasowe życie, a konwencjonalna medycyna nie mogła nic poradzić poza doraźną ulgą po zażyciu koktajlu lekarstw, stajesz się osobą wierzącą. Otwierasz się na testowanie różnych, często nierozsądnych, czasem niebezpiecznych koncepcji. Skoro prosty "protokół" w 3 tygodnie dokonał to, czego od lat nie mogła medycyna, zaczynasz wierzyć, że możliwe jest wyleczenie dowolnych schorzeń.
Niestety, nasze organizmy nie są w stanie wszystkiego zregenerować. Czasami zanik, zwłóknienie jakiegoś organu wyłącza go na dobre i nasze przeżycie zależy od lekarzy. Bardzo chcę do tego nie dopuścić, stąd od początku skupiam się na poszukiwaniu tego, co działa w skali dekad.
"Spiskowa" piramida
Uwaga: w poniższym tekście stosuję uproszczenia i przejaskrawienia. Zdaję sobie sprawę, że wielu dietetyków popierających diety niskowęglowodanowe zjadłoby mnie argumentami. Niemniej w dalszej części zamieszczę źródła, których krytykę chciałbym posłuchać.
Fundamentem wykładów o dobroczynności diety keto jest rzekomy spisek przemysłu cukrowo-margarynowego sprzed kilkudziesięciu lat, który o wszystkie choroby obwinił tłuszcz odzwierzęcy. Od tego czasu ludzie porzucili jedzenie mięsa na rzecz przetworów mącznych z olejami roślinnymi i obserwujemy eksplozję zawałów, cukrzycy, raka i innych schorzeń cywilizacyjnych.
Symbolem spisku jest piramida żywieniowa oparta o węglowodany (warzywa, owoce, pieczywo, kasze, strączki):
Rzekomo dzisiejsze owoce i warzywa nie mają witamin, owoce to głównie cukier, który powoduje wyrzuty insuliny i prowadzi do insulinooporności a w konsekwencji cukrzycy.
Problem z tymi wywodami jest taki, że dieta przeciętnego Amerykanina, na którym robione są badania, jest kompletnie, zupełnie, absolutnie inna od rekomendowanej przez państwowe instytucje. Prędzej wygląda tak:
Nie dziwi zatem, że kiedy odstawi się wszystko, co ma cukier (słodkie napoje, słodycze), mąkę (naleśniki, pizze, makarony, chleb tostowy, bułki) i co jest smażone na oleju roślinnym (czipsy, frytki, przekąski), pozytywne efekty zdrowotne pojawiają się niemal z dnia na dzień.
Zerknijmy teraz jacy ludzie współtworzą piramidę żywieniową (traktowaną jako kompromis między tym co powinniśmy jeść, i tym co ludzie chcieliby jeść, a co i tak nie jest przestrzegane).
Trwające 75 lat badanie, angażujące setki lekarzy i naukowców:
Film ma 25 minut. W ogóle polecam kanał Plant Chompers, szczególnie sekcję, w której autor debunkuje dietetycznych guru i influencerów. Obejrzyjcie, wyciągnijcie wnioski sami.
Co zostaje po odstawieniu źródeł węglowodanów? To, co składa się głównie z białka i tłuszczu: nabiał i mięso, do tego jakaś zielenina, kilka wybranych warzyw i jeszcze mniej owoców. Zdecydowana większość kalorii ma pochodzenie odzwierzęce. Wiem, że istnieją diety roślinne low carb, ale w tym momencie analizuję talerz przeciętnego keto neofity.
Ketony vs rak
Moje okresy flirtowania z nabiałem zbiegły się z falą filmów o insulinooporności. Latem w trakcie upałów miewam zgony po posiłkach, więc zacząłem doszukiwać się problemów z absorpcją cukru. Zmniejszyłem spożycie owoców, potem jak to niewiele zmieniało, odstawiłem kawę. Teraz zaczynam podejrzewać, że po prostu tak reaguję na upał. W każdym razie włączenie jaj, kefiru, jogurtu do codziennej diety oraz uzupełnianie deficytów kalorycznych oliwą za każdym razem kończyło się nawrotem stanów zapalnych w ciągu kilku dni. Wracałem zatem do diety węglowodanowej i dolegliwości ustępowały.
Dlaczego w ogóle eksperymentowałem z low carb? Jakiś czas temu Bartek Czekała udzielił bardzo ciekawego wywiadu, w którym przybliżył jak komórki nowotworowe odżywiają się glukozą i glutaminą:
Linkuję wywiad, bo nie chcę pomieszać terminów. Wniosek z wywiadu jest taki, że gdyby w trakcie terapii odżywiać się tłuszczami, czyli komórki zamiast glukozą żywiłyby się ketonami, to byłaby szansa zagłodzić komórki rakowe.
To bardzo ciekawa teoria i gdyby dotknął mnie lub kogoś bliskiego nowotwór, zacznę ją intensywnie zgłębiać. Ostatnio jednak trafiłem na materiały o ryzyku długotrwałego stosowania diety niskowęglowodanowej.
Glukoza z białka i blokujący efekt tłuszczu
Youtube podrzucił mi kilka wywiadów z twórcami kanału Mastering Diabetes. Tutaj pierwszy raz zetknąłem się z opisem w jaki sposób wysokie spożycie tłuszczu powoduje skoki cukru po zjedzeniu np. banana (nadmiar tłuszczu wnika do komórek mięśni i wątroby i blokuje wchłanianie glukozy, przez co ta dłużej utrzymuje się we krwi):
Wpływ dodania 60 gr tłuszczu do posiłku na poziom glukozy we krwi
Co gorsza, jeśli posiłek jest białkowo-tłuszczowy, efekt jest wzmocniony, ponieważ przez 8 godzin od spożycia organizm zamienia na glukozę (glucogenic amino acid) 20-40% białka:
W ten sposób będąc na diecie ketogenicznej, spożywając ledwie 10% kalorii z węglowodanów, można nieświadomie nabawić się insulinooporności!
Cały wykład znajduje się tutaj:
Bonus - test długowieczności
Na koniec polecam obejrzeć serię 3 filmów o tym, jak długo żyli krzewiciele różnych teorii żywieniowych. To właśnie jeden z tych powodów, dlaczego zawsze wracałem do roślin. Mimo, że nie mam pamięci do wszystkich mechanizmów przedstawianych przez lekarzy, nie potrafię ich weryfikować, nie mam problemu z dostrzeżeniem oczywistości:
Wniosek?
Jakkolwiek jestem przekonany, że żyją sobie w świetnym zdrowiu 100-latkowie na diecie keto, dla szerokiego społeczeństwa najzdrowsza jest dieta oparta w większości o niskoprzetworzone rośliny. Low carb nie jest panaceum na długie, zdrowe życie, ale może być świetnym rozwiązaniem, kiedy chcemy wyjść z otyłości, insulinooporności, początków cukrzycy. Potem jednak zdecydowanie szukałbym zdrowej diety opartej o węglowodany złożone. Kolejna wielka nadzieja to antyrakowe właściwości ketonów.
Ostatnio nie mogę zebrać się do pisania. Mam kilka tematów: klimatyczny maraton, jak przygotować się do recesji, ponad rok testowania różnych koncepcji wzmacniających organizm (lub jak się okazało osłabiających - albo przynajmniej posiadających złożone konsekwencje).
Najłatwiej pisać o rynku, więc w celu odświeżenia sytuacji machnę krótkie podsumowanie tego, co zdarzyło się w ostatnim czasie.
Wygląda na to, że materializuje się podstawowy scenariusz (na przykładzie SWIG80):
Teoretycznie szansa na powtórkę 2011 jeszcze jest, ale odbicie w sierpniu było zbyt długie.
W tym czasie kontynuowałem rozbudowę portfela defensywnego:
- waluty, obligacje, s-ki na akcje,
oraz wróciłem na KPL po świetnych wynikach. To obecnie moja główna pozycja akcyjna, z którą zostaję na bessę i zamierzam uśredniać na panikach (i w zależności od rozwoju sytuacji redukować na podbitkach).
Celem jest już dowiezienie wyników z 2024 i jeżeli rynek da okazje, to rozegranie czegoś na wysokiej zmienności.
Podsumowując:
Na razie sprawdza się projekcja wedle której powinniśmy dryfować do końca października przed poważniejszą falą wyprzedaży.
Przychodzi też czas podsumowań minionej (?) hossy. Posłużę się w tym celu strategią zdefiniowaną jako "weź do portfela spółkę, która znajduje się w 10% swoich najlepszych rocznych stóp zwrotu". Nie będziemy jednak patrzeć na zwrot z takiej strategii tylko procentowy udział spółek z GPW, które wchodzą do takiego portfela:
Nie ma tu zaskoczenia, że miniona hossa była jedną z najsłabszych jeżeli chodzi o szerokość rynku. Kluczowym składnikiem zarabiania w latach 2022-2024 była restrykcyjna selekcja, ponieważ tylko w pierwszej połowie 2023 roku rynek rósł szeroką ławą. Od sierpnia wiele spółek technicznie zaczęła już spadać.
Co zwiastuje słabość hossy 2022-2024? Przyszłe kłopoty, kolejne lata umieralni na GPW, czy może płytką bessę, jakieś podwójne czy potrójne dno? W pierwszej połowie dominującą narracją wobec bessy w Stanach w 2022 była recesja na skutek odwrócenia krzywej rentowności. Obecnie wrócił temat i każdy pisze o zawracającej krzywej i wynikającej z niej recesji - ale z tego co widzę, to raczej zakłada się, że tym razem będzie miękkie lądowanie.
Zawsze może też być recesja, a akcje mimo to mogą rosnąć - jak to się dzieje w Niemczech:
Na WIG można znaleźć wiele atrakcyjnie wycenianych spółek. Wysokość dywidend jak w dołkach bessy:
Powiem wam, że od dawna nie byłem tak skołowany. Im bardziej rynek zachowuje się zgodnie z projekcjami, tym bardziej jestem przekonany, że w kluczowym momencie zrobi mnie w konia. Ale im więcej patrzę w wykresy, tym bardziej widzę, co widzę: rynek zaczyna spadać.
Wysoka zmienność przy formowaniu ekstremum to ABC giełdy. Zagranica kontroluje obecnie 2/3 GPW, dlatego w krótkim terminie mogą zrobić z dużymi spółkami co zechcą.
Z drugiej strony - jeśli rządowi nie uda się wprowadzić dopłat do mieszkań, ich ceny zaczną spadać i zniknie popyt spekulacyjny, co jeszcze nakręci spadki. Dodajmy do tego spadającą rentowność obligacji, kiedy ruszą obniżki stóp. To może przekierować gigantyczne oszczędności na giełdę, gdzie jak widać po dywidendach zwrot jest znacznie wyższy niż z wynajmu.
Mamy zatem niezły miks: potencjalna recesja i hossa płynnościowa z oszczędności. Zapraszam do dyskusji.
1. Gdyby projekcja miała dalej się sprawdzać, lokalny dołek na akcjach wypada ok. 20 sierpnia, potem odbicie do początku listopada i nowa fala wyprzedaży (akurat po wyborach w USA).
Widać też, że potencjał spadków w tym roku został już w dużej mierze wyczerpany.
2. Scenariusz spadkowy ala 2011, który zasugerowały moje narzędzia "AI". Opublikowałem go 20 lipca na X:
Zsynchronizowałem więc daty szczytów i mamy coś takiego:
Czekałem na korektę spadków, żeby zbudować pozycję z shortów na odbiciu, ale muszę wziąć i taki scenariusz pod uwagę, że piątkowa luka spadkowa jest początkiem głębszego załamania, jak w 2011. Krach zaczyna się wtedy, kiedy nagle puszczają wsparcia i wszyscy rzucają się do ucieczki. Zazwyczaj jednak wsparcia trzymają i piątkowa luka może kończyć sekwencję spadkową jak w listopadzie 2021:
Scenariusz "2011" ma u mnie mniejsze prawdopodobieństwo realizacji, niemniej musiałem się i na niego przygotować, wszakże i opcja 1) zakłada jeszcze ponad 2 tygodnie do dołka.
Pisałem ostatnio o przesuwaniu środków ze sprzedaży akcji do walut. Jest to na razie ruch wbrew trendowi, oparty o cykle a nie technikę, która pokazuje siłę złotego względem wszystkich globalnych walut.
Postanowiłem stworzyć indeks złotego w oparciu o wszystkie sensowne światowe waluty, czyli takie, które nie spadają permanentnie i nie są przywiązane np. do dolara. Wybrałem następujące pary:
Otrzymałem całkiem zgrabny wykres za ostatnie 28 lat:
Kształt wykresu jest wyraźnie skorelowany z głównymi parami typu EURPLN czy USDPLN. Co mnie jednak zaskoczyło, to siła PLN na wykresie ADLINE (advancing-declining):
Okazuje się, że PLN częściej rośnie względem innych walut niż spada i ten trend jest trwały w badanym okresie.
Jeśli dodać do tego fakt, że zdecydowana większość światowych walut, często całkiem popularnych jak rubel, rand, lira, rupia czy beryl spadają raczej permanentnie względem złotego, okazuje się, że mamy całkiem stabilny pieniądz.
Obserwuję jednak ostatnio pewne zjawisko: Polska zaczęła pojawiać się w mediach jako przykład sukcesu. Widziałem porównania PKB mierzonego parytetem siły nabywczej na mieszkańca do Wielkiej Brytanii czy Japonii. sugerujące, że dogoniliśmy te państwa. To jest niestety iluzja. Gdzie nasza Toyota, Honda, Suzuki, Mazda czy Sony?
Jesteśmy w przededniu demograficznej katastrofy, którą opisywałem w cyklu "Depresja 2025". Silny złoty hamuje eksport i dobija lokalną turystykę, bo okazuje się, że taniej spędzimy wakacje w Turcji czy Egipcie, których waluty straciły 70% wartości w ciągu 3 ostatnich lat niż w Polsce. Mieszkania i domy mamy droższe niż państwa basenu Morza Śródziemnego.
16 lat temu Hiszpanię, Portugalię, Włochy i Grecję globalny kryzys finansowy dotknął szczególnie dotkliwie ze względu na bańkę na nieruchomościach i spadającą demografię. Mieliśmy czas, żeby się przygotować, ale tego nie zrobiliśmy (znowu odsyłam do cyklu "Depresja 2025"). Ponieważ państwa te nie posiadały już własnych walut tylko euro, nie mogły zdewaluować pieniądza i zostały skazane na wieloletnią deflację. Nie sądzę, żeby takie rozwiązanie przeszło w Polsce. Wszystkie znaki na niebie wskazują, że obecny rząd będzie kontynuował politykę poprzedników polegającą na drukowaniu pieniędzy, żeby nie dopuścić do upadku eksportu i spadku cen mieszkań. W efekcie ceny i pensje będą rosły, a złoty będzie osłabiał się względem głównych światowych walut.
A co wy sądzicie? Jakie widzicie luki w moim rozumowaniu?