Dobrze raz na rok spisywać co się działo, dzięki temu można zobaczyć kiedy zaczęły się pewne zjawiska, których konsekwencje dopadły nas później.
Odkryłem wreszcie przyczynę zjazdów energetycznych!
W 2020 kiedy zaczęła się pandemia, znacząco ograniczyłem spożycie alkoholu. Zaczęło się od promocji Biedronki na piwa 13+13 gratis. Jak już przyszedłem do sklepu, okazało się, że zostały same 0%. Przytargałem zatem 26 niebieskich do domu i w kolejnych dniach z zaskoczeniem odkryłem, że piwa bezalkoholowe działają na mnie odprężająco jak kiedyś piwko po pracy. Zacząłem kombinować i wyszło mi, że prawdopodobnie bywałem lekko odwodniony, więc pół litra złocistego płynu skutecznie stawiało mnie na nogi.
Po kilku miesiącach zacząłem odczuwać wyraźną poprawę stałego samopoczucia w związku z zaprzestaniem regularnego picia alkoholu. Później jednak okresowo sięgałem po alkohol i słodycze w trakcie przygotowań do ciężkich biegów. Opisałem to dokładniej w podsumowaniu prac nad zdrowiem w 2022 ( https://podtworca.blogspot.com/2022/12/podsumowania-zdrowie.html ). Wtedy również na skutek prac o insulinooporności zdecydowałem się zredukować ilość jedzonych owoców (szczególnie kilogramowe dawki truskawek czy czereśni w sezonie).
Nie wiem czy wystrzał filmów o keto jest nową modą, czy YouTube mnie odpowiednio sprofilował, ale pod wpływem kolejnych informacji odstawiłem wszystkie napoje z cukrem. Zatem także piwo bezalkoholowe. Ograniczyłem spożycie go tylko do sytuacji przed/po cięższych treningach, podobnie jak owoce. Ponadto praktykuję post przerywany od lat, więc do godziny 10 i tak nie spożywam nic z kaloriami. Ale płyny jakoś trzeba uzupełniać. Padło zatem na kawę, którą bardzo lubię i dotychczas piłem średnio 2-3 filiżanki dziennie.
Kawa ma bardzo dobry PR: podobno można bezpiecznie pić do 5 filiżanek dziennie, wydłuża życie i z racji braku kalorii nie przerywa postu. Bez owoców i piwa 0% szybko więc dobiłem do 5 filiżanek. Ale zaczęły się problemy ze zgagą. Zszedłem więc do 4 filiżanek max do godz. 16, a potem piłem kubek melisy. Zgaga przeszła, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie umiałem ocenić tego obiektywnie, ponieważ odeszły męczące objawy, ale nadal często coś mi się przelewało w żołądku, co uznałem za naturalne zjawisko.
W 2023 kontynuowałem redukcje cukrów i w wakacje podciągnąłem post 16-8 (16 godzin bez jedzenia, 8 godzin okienka żywieniowego, najczęściej 9-17) do 20-4 (12-16). Ponadto zaczęło ostatnio się pojawiać mnóstwo filmów i wywiadów (znowu nie wiem czy to nowa moda, czy efekt profilowania) o wysokiej szkodliwości alkoholu. Pod ich wpływem wyeliminowałem go prawie całkowicie z diety, zostawiając furtkę na kilka okoliczności w roku.
I mimo tego - nadal miewałem zjazdy energetyczne po posiłkach! Coś mi tu nie grało. Czyżbym musiał odejść i od chleba razowego, humusu i warzyw? Czy na pewno te zjazdy były od węglowodanów? W ciągu tygodnia chodziłem średnio 100 km, wychodziłem na spacer po każdym posiłku, żeby spalić cukier, a mimo to miałem czasem w upale takie zjazdy, że zamykały mi się oczy. Jak to możliwe, że mimo wchodzenia w ketozę i spalania węgli od razu po posiłku nadal miałem objawy insulinooporności: zmęczenie, senność, 'zgon'?
Pewnie domyślacie się już prawdy, w końcu podrzuciłem w historii kilka tropów, ale mi zajęło przyjęcie tego do świadomości lata. Przyczyną tych zjazdów była... kawa. Nagle wszystko stało się takie oczywiste - piłem ją do każdego posiłku, popijałem w trakcie pracy. Delektowałem się nią w weekendy od śniadania, przez kawkę po spacerze i obiedzie. Zbudowałem sobie tożsamość kawosza, uprzyjemniającego życie rytuałem spijania zdrowego napoju.
Ale niestety w moim przypadku to nie była prawda. Kiedy świadomie prześledziłem jak zachowuje się mój organizm po wypiciu kawy, nagle wszystkie drobne dolegliwości zbiegły się w schemat: najpierw uczucie wypełnienia brzucha, po kilkunastu minutach zmęczenie i senność, a potem przelewanie w brzuchu i często lekka zgaga. Różnicę doświadczyłem bardzo wyraźnie pierwszego dnia, w którym nie wypiłem ani jednego kubka kawy. Nie pojawiły się żadne dolegliwości. Dla testu zjadłem talerz owoców. Poczułem jak węgle uderzają do głowy, ciało pobudza się. I to wszystko. Żadnego zjazdu z powodu uderzenia insuliny. Może miałem je kiedyś, ale po roku rugowania węgli, wydłużeniu postów i utrzymaniu regularnych treningów insulinooporność odłożyłem na półkę.
To było ciężkie doświadczenie. Podobne do tego, kiedy rozpadła się nasza grupa biegowa TriCity Ultra i zrozumiałem, że kończy się epoka popijaw po ultramaratonach. Tak jak pożegnałem się z alkoholem, musiałem uznać, że kawa nie jest napojem dla mnie. Mimo tylu źródeł chwalących jej walory i tylu wspomnień związanych z jej piciem. Życie i giełda nauczyły mnie, żeby nie zakłamywać faktów. Umysł jest mistrzem samooszukiwania, musimy wierzyć w opowieści, żeby utrzymać się w kupie na tym świecie. Ale żeby naprawdę iść do przodu, trzeba zmierzyć się z faktami i uznać prawdę.
Podsumowanie
Nie wiem co powoduje u mnie pokawowy zgon. Może kofeina? Kolega podrzucił mi inne możliwe rozwiązanie: mykotoksyny, które podobno znajdują się w prawie każdej kawie (produkt uboczny działania pleśni) i podobno aż 1/3 ludzi jest na nie uwrażliwiona. Więcej tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=ku9I1OWE-Ao
Wiem natomiast, że w 2023 dorzuciłem kolejny kamyczek do podniesienia zadowolenia z życia. Pozornie utraciłem chwile przyjemności wynikające z rytuału picia, w praktyce pozbyłem się znacznie dłużej trwających drobnych dolegliwości. Przyzwyczajam się do sączenia wody i odkryłem, że herbatę też da się pić (choć na razie wolę nie przekraczać 2 kubków dziennie).
Jedyne co się nie zmieniło to dalej ograniczony do 6-6.5 godz. sen złożony z dwóch faz, często oddzielonych kilkoma godzinami przerwy. Myślałem, że w bonusie za odstawienie kawy dostanę 7 godzin w jednym kawałku, ale sen się nie wydłużył. Nie jest to dla mnie problem, bo w tej przerwie od spania mam najwięcej pomysłów i efektywnie chłonę wiedzę. Zresztą w kwestii zdrowia i rozwoju to nie wszystko co w 2023 się wydarzyło, ale żeby napisać o tym, potrzebuję najpierw dokończyć te książki :)