wtorek, 17 marca 2009

Zmiana podejścia

Ostatnie wpisy przesyciłem krytyką. Po wnikliwszych badaniach, wielu sformułowań bym nie umieścił. Tak to już jest, że im więcej się człowiek dowie, z tym większą pokorą podchodzi do głoszenia prostych tez.

Podoba mi się sposób, w jaki Ryszard Kapuściński podchodził do swoich książek. Uważał, że aby napisać jedną stronę, potrzeba przeczytać średnio 100 stron innych książek i dokumentów. Po tym poznajemy wielkich ludzi, że pragną odsłonić kolejną cząstkę prawdy, zamiast budować iluzje.

Będąc zielonym w jakiejś dziedzinie, warto przeczytać nawet nędzne streszczenie ważnego traktatu. Przychodzi jednak kiedyś moment, w którym stwierdzamy, że wszystko już gdzieś przeczytaliśmy i szukamy księgi-esencji.

Prowadzę firmę od prawie 4 lat i czuję, że coraz mniej mogę przekazać innym. Być może to wynik przyzwyczajenia do traktowania pewnych spraw jako zwyczajnych, podczas gdy za pierwszym razem zdawały się nie do przebrnięcia. Co mogę powiedzieć po tych (prawie) 4 latach, to że większość książek, blogów i tzw. złotych rad dotyczących biznesu, o kant dupy można rozbić.

Niezaprzeczalnie wszystkie te porady miałyby sens, gdyby je pisano jako podręcznik użytkownika gry komputerowej. Próba wdrożenia ich w życie przy moim temperamencie, może zakończyć się co najwyżej załamaniem nerwowym. Zaplanuj, zorganizuj, kontroluj, jak słyszę te rzeczy, dostaję gęsiej skórki. Efekt? Setki rozpisanych zadań, stosy niepozałatwianych spraw. Jako produkt cywilizacji, mierzący i oceniający wszystko wokół, wystawiam sobie przez to złe oceny i źle się czuję.

Kiedy czytam podręcznik savoir vivre'u sprzed 150 lat, bawią mnie rytuały panienek i dżentelmenów z dobrych domów. Niedaleko tym pląsom do godów kwok i kogucików. Wystarczy jednak przypatrzeć się zasadom negocjacji czy rozmów kwalifikacyjnych a widać podobne wyuczone schematy.

Żeby nie zwariować, wracam do korzeni. W szkole radziłem sobie dobrze, ponieważ zajmowałem się tylko tym co mnie interesuje a reszta sama przychodziła. Rzeczy nieważne odkładałem na ostatnią chwilę i potem hurtowo odwalałem. Metoda świetnie zdała egzamin na studiach, choć chyba tylko jedna sesja obyła się bez poprawek. Za to pracę dyplomową zacząłem już na 3-cim roku i po kilku resetach obroniłem jako jeden z pierwszych.

Dopiero budując firmę starałem się na poważnie zmienić naturę. Planowałem terminy, na bieżąco wypełniałem rubryczki księgowe i harmonogramy. Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka. Miarka się zebrała, ale zaległości, bo już wysiadłem. Pisałem nie raz, że nie rozumiem polskiego zamiłowania do komplikowania wszystkiego co proste. 4 lata potrzebowałem, żeby zrozumieć, że jedyna droga do zdrowego życia, to traktowanie całego tego "państwa" jak szkoły, która nie przeszkadza, jeśli odpowiednio się ustawimy.

ZUS i urząd skarbowy to zaborca, który niszczy tkankę społeczną, a pozostali rodacy to mieszkańcy folwarków. Szlachciury wszystko wiedzą najlepiej, a chłopi odwalają pańszczyznę. I znowu jednoznacznie oceniam, ale stety/niestety tak w skrócie wygląda nasza rzeczywistość. Jeśli chcę oficjalnie trwać w polskim systemie, to albo zginam kark i przechodzę na pańszczyznę, albo biorę wszystko na głowę i wysiadam na serce przy 50-tce.

Pozostaje mi ostatnia droga, umiłowana przez dawnych rewolucjonistów, dzisiejszy PSL i Kościół, czyli życie z boku we własnej organizacji. W przeciwieństwie do dwóch ostatnich zamierzam przynajmniej utrzymywać się ze swojej pracy.

3 komentarze:

  1. Trochę przygnębiający wpis. Masz dużo racji we wszystkim o czym piszesz. Widzę, że potraktowałeś pisanie bloga jako formę spowiedzi która widocznie pozwala Ci trzeźwo na wszystko patrzeć. Szkoda, że piszesz tylko co może czekać osoby, które są na drodze podobnej do Twojej.

    Sam piszesz, że wszelkie porady są o kant dupy, jednak skoro dalej prowadzisz działalność i jest Ona rentowna, to musiałeś się wiele nauczyć oraz wprowadzić wiele zmian w swoje życie. Ja chętnie poczytałbym o tym, co mnie może uchronić przed klęską :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sęk w tym, że na razie ani klęski, ani sukcesu nie ma. Nie udało mi się przyswoić bardzo rozsądnie brzmiących praktyk, dlatego odwracam system i idę w typowo polską prowizorkę. Nie wiem czy jestem produktem naszej kultury i uporządkowanie (poza kodem enginu) jest mi obce, czy taki mam temperament i improwizując zajdę dalej.

    Jeśli interesuje Cię co może uchronić przed klęską, zrobię o tym kolejny wpis, operując na swoich doświadczeniach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki ;)

    Wiesz, cała sztuka nie polega na tym, żeby robić to, co mówią inni, którzy uznali, że tak jest efektywnie i tak jest dobrze. Wg mnie powinno się robić swoje na swój własny sposób, tak żeby było wygodnie i tak, żeby zawsze wiedzieć na czym się stoi.

    Imho z życiem jest jak z systemem na giełdę. Albo użyjesz głowy i znajdziesz swój sposób, albo będziesz próbował odnosząc losowe sukcesy i porażki.

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca