Punktem wyjścia do rozważań o współczesnym porządku społecznym jest PKB i wzrost gospodarczy. "Powiedz jaki PKB ma twój kraj, a powiem ci kim jesteś".
Przyjęliśmy konsumpcjonizm jak naturalny porządek rzeczy a odrzuciliśmy ascetyzm, umartwianie i modlitwę. Bogactwo zawsze było w mniejszym lub większym stopniu wyznacznikiem wartości człowieka. Z biedą wiążą się zazwyczaj patologie. Nie zamierzam krytykować konsumpcjonizmu, z którego sam korzystam, ani propagować jakichś idei. Wypunktuję swoje przemyślenia na temat obecnej ekonomii.
Aby obecny system przetrwał, człowiek powinien:
1. Jeść dużo mięsa, słodyczy i innych potraw, wymagających jak największych nakładów pracy. Dzięki temu nie tylko uzależni się od jedzenia, ale szybko zacznie chorować, da pracę lekarzowi, rehabilitantowi, przedstawicielowi medycznemu, kosmetyczce i (kiedyś) chirurgowi plastycznemu. Zapewni pracę i godziwe zarobki wielu gałęziom przemysłu i rolnictwa.
2. Oglądać filmy (masowo), grać i czytać thrillery, bo to zapewni mu stały dopływ bodźców i podgrzeje emocje. Scenariusz powinien zaskakiwać zwrotami akcji, zły charakter wymyślnie zabijać ofiary a efekty specjalne wgniatać w fotel. To zapewni pracę wyższym szkołom, specom od technologii, producentom alkoholu, reklam, mass-mediom itd.
3. Jak najczęściej przemieszczać się samochodem a wakacje spędzać za granicą. Koniecznie uprawiać jakiś sport np. narciarstwo, żeglarstwo albo skoki spadochronowe.
4. W piątki/weekendy rozerwać się w mieście, pubie, dyskotece, zjeść kolację w restauracji.
5. Ubezpieczyć mieszkanie od pożaru, samochód od stłuczki, kradzieży, zęby od wypadania plomb i rower od przebicia opony.
Nie piszę tego z sarkazmem, taka jest prawda, żeby obecny system przetrwał, trzeba wciąż generować potrzeby i rozwiązania. Człowiek musi być nienasycony, w wiecznej chorobie i lęku, tylko wtedy można mu dostarczać lekarstwa. Wyobraźmy sobie, jaka nastałaby tragedia, gdybyśmy wszyscy pomyśleli sobie: nic do szczęścia mi nie potrzeba ponad to co mam: rodzinę, przyrodę i pełen brzuch.
Stymulowanie potrzeb i ciągłego nienasycenia pobudza rozwój gospodarki. Płacimy jednak za to ogromną cenę. Uczestniczymy w wirtualnej grze, w której zdobywamy zupełnie nieistotne punkty pracy, pozycji i prestiżu. Stresujemy się, kiedy nie wypełniamy abstrakcyjnych planów, jakbyśmy byli obiektami z gry komputerowej, których sens istnienia sprowadza się do upgrade'ów i podwyższania pozycji gracza w rankingu.
Aby doprowadzić do perfekcji dzisiejszy system brakuje tylko jednego: skutecznej utylizacji. Wtedy osiągniemy ideał: jedne fabryki będą produkować miliony telewizorów, a drugie odzyskiwać z nich surowce, ubojnie wyprodukują tysiące prosiaków, a specjalne elektrownie przerobią resztki jedzenia (jakieś 50%) na prąd. Nic się nie zmarnuje, energia będzie krążyć jak we wzorach fizycznych.
Stare religie i filozofie odchodzą. Duch konkwistadora zwyciężył naiwny świat Indian. Przyszłością Ziemian jest ekspansja, dla której potrzeba wzrostu dużo większego niż obecny. Ciekawość i rządza muszą przezwyciężyć śmierć, byśmy dosięgnęli gwiazd.
Dziś bardzo niepraktyczny wpis. Nie umiem przekazywać jasno myśli. Zastanawia mnie, czy obecna gospodarka brnie dobrą drogą, czy zbłądziliśmy i za jakiś czas nastąpi korekta. W mojej wymarzonej gospodarce odżywialibyśmy się warzywami, rybami i ciemnym pieczywem na zakwasie. Artyści i naukowcy latami szlifowaliby kunszt i wiedzę, by odkryć kolejny kawałek prawdy. Lekarze nie przepisywaliby tabletek, żeby wyrobić limit recept, a sensem życia nie byłoby "użyj i zapomnij".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.
Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.
Podtwórca