Gdybym miał CD PROJEKT od 1 zł,
a przygód bym nie miał,
to nic bym nie miał.
W. Buffet 1975
Kiedy człowiek jest młody myśli głównie o tym co zrobi, co chciałby osiągnąć. Wraz z wiekiem coraz częściej patrzy wstecz. Czasem by powspominać, czasem by poanalizować, czy mógł dokonać lepszego wyboru. Gdzieś przeczytałem ciekawą anegdotkę:
Siedzi sobie dwóch facetów przy piwku na działce. Jeden mówi do drugiego:
- Gdybym był miliarderem jak Jobs, to bym więcej czasu cieszył się życiem, a nie tylko pracował.
- Dlatego nie jesteś miliarderem - odpowiada mu drugi.
Życie daje nam nieograniczone możliwości, ale ograniczony czas. Gdybym poświęcił życie na zostanie człowiekiem bardzo majętnym, to najprawdopodobniej już bym nim był. Okazje były. Jednak chciałem też założyć rodzinę, tworzyć niezależne produkcje, pobiec maraton, potem 100 km, potem 150, chciałem podróżować po innych krajach, smakować życie, dużo czytać itd. Punkt, w którym się znajduję, jest konsekwencją podjętych wyborów.
W dzieciństwie zaczytywałem się Szklarskim, Vernem, Mayem. Uwielbiałem filmy historyczne i marynistyczne. Nie byłem jednak typem podróżnika - wolałem odbywać przygody w wyobraźni, niż wyjść na dwór. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy zacząłem biegać w 2011 roku. Początkowo kręciłem kółka po nieużytkach w okolicach osiedla. Po roku wybrałem się na pierwszy bieg zorganizowany (10 km Bieg Niepodległości w Gdyni). Wkręciłem się. 2013 - pierwszy maraton, wyprawy z kolegami do okolicznych lasów, wyjazdy na inne biegi. W 2014 pierwszy ultramaraton, pierwsze TriCity Ultra 80 km, wyprawa na Hel 100 km, wspólny wyjazd na pierwszy zorganizowany bieg w górach (Łemkowyna Ultra Trail 70 km).
Wtedy bardziej skupiałem się na wynikach: jaki czas na 5, 10 czy 42 km, jaki rekord odległości. Gdyby jednak chodziło o wyniki, już dawno porzuciłbym bieganie. Tym co liczyło się najbardziej, co zrozumiałem dopiero później, były przygody. W pewnym sensie przeżywałem zdarzenia, o których mogłem kiedyś tylko czytać: wyprawa w nieznany teren, towarzysze, ekstremalne zmęczenie, piękno przyrody.
Od jakiegoś czasu czuję potrzebę, by z dziesiątek wypraw wybrać te, które najbardziej zapadły w pamięć. Oto 5 przygód z ostatnich 5 lat.
2015 - Fiesta Łemkowyna (150 km)
Choć od czwartku do niedzieli rano przespałem łącznie ok. 5 godzin, pokonałem w górach 150 km i przez kilka godzin miałem halucynacje, nie był to najtrudniejszy bieg w życiu. Dobrze się przygotowałem. Był to natomiast bieg, w którym wyjątkowo długo przebywałem w stanie "tu i teraz". Odległość kilometrowo-godzinowa do mety była nierealna, że myślenie o celu nie miało sensu. Liczyła się tylko droga. Wielokrotnie czułem się, jakbym wyszedł poza racjonalny świat i stapiałem się ze światem. Zmęczone ciało nie traciło energii na jałowe interpretacje tworzone przez mózg. Powstawały niezwykle silne obrazy, jak np. ten:
Suniesz sam przez noc w sąsiedztwie mając tylko majestatyczne czarne szczyty i gdzieniegdzie wątłe światełka z okien domków, by w finale wejść w gwarny rozświetlony punkcik na ziemi. Małe kolorowe mrowisko w wielkiej ciemnej pustce. Stacja Puławy Górne...
Potem autobus odwiózł nas na start, ale przygoda trwała jeszcze dwa dni :)
http://podtworca.blogspot.com/2015/10/fiesta-emkowyna.html
2016 - Orkan Tor (100 km)
Kwiecień 2014, wracam Polskim Busem z Orlen Warsaw Marathon. Przysiada się pozytywnie zakręcona dziewczyna, z tych co w 3 godziny opowiedzą ci całe swoje życie. Sporo mówi o swoim hobby: wyszukiwaniu promocyjnych połączeń lotniczych po Europie, noclegach u poznanych przez internet znajomych. Mnie bardziej interesuje, gdy opisuje jak jej chłopak zarabia na grach komputerowych w Google Play, ale ta rozmowa uzmysławia mi, jak łatwo w obecnych czasach wyskoczyć za grosze do innego kraju.
Po Łemkowynie 2015 jestem w fazie "setkę (km) wciągam na śniadanie". Chciałbym przeżyć coś więcej niż zorganizowany bieg; zaczynam myśleć o krainie marzeń z czasów, gdy zaczytywałem się Thorgalem. Kilkanaście miesięcy dojrzewania do decyzji, godzina planowania i organizowania wyprawy. To że akurat jest zima wydaje się nieistotnym szczegółem...
http://podtworca.blogspot.com/2016/02/humory-thora-cz-1.html
http://podtworca.blogspot.com/2016/02/humory-tora-cz-2.html
http://podtworca.blogspot.com/2016/02/humory-tora-cz-3.html
2016 - Lambrusco i d'Iseo (70 km)
Planowałem umieścić po jednym biegu z każdego roku, ale rok 2016 to była kumulacja wypraw i przyćmił 2017.
Po Bergen posypały się kolejne imprezy biegowe i wyjazdy. Ciężko wybrać z nich jeden najlepszy. Na pewno jednym z fajniejszych wspomnień była Sudecka 100 i uczta po biegu pod zabitym deskami budynkiem dworca. Krótkie podsumowanie wypraw umieściłem tu:
http://podtworca.blogspot.com/2016/12/podsumowanie-sezonu-ultra.html
Ale specjalne miejsce w pamięci zajmuje wyprawa z Tomkiem do Włoch, by obiec jezioro lago d'Iseo. Po raz pierwszy nie polecieliśmy, by się tylko zmagać z dystansem, a na koniec imprezować. Mieliśmy całe 3 dni, które wykorzystaliśmy na zwiedzanie i pochłanianie galonów lambrusco. To było idealnie wyważone połączenie rozrywki z wysiłkiem.
I napiszę to po raz setny - jak to dobrze, że był Tomek i napisał relację:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2016/11/giro-del-lago-diseo-dzien-1-idea-i.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2016/11/giro-del-lago-diseo-dzien-2-bieg.html
http://runaroundthelake.blogspot.com/2016/11/giro-del-lago-diseo-dzien-3-powrot-i.html
2018 - Powrót na fiordy (77 km)
Mijają lata, coraz trudniej zebrać się, by gdzieś wspólnie pojechać. Trzeba oddawać czas pożyczony wcześniej od rodziny, pracy i innych aktywności. Ale przynajmniej wybór jest prosty - największa przygoda 2018 to wylot do Stavanger:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2018/04/wyprawa-nad-fiordy-stavanger.html
2019 - Malbork Ironman (226 km = 3.8 + 180 + 42.2)
2019 również nie obfitował we wspólne wyjazdy. Pojechaliśmy z Tomkiem na Rzeźnika w Bieszczady. Było super; jak dawniej. Ale przygodą 2019 został pierwszy start w triathlonie.
http://podtworca.blogspot.com/2019/09/plan-ironman.html
http://podtworca.blogspot.com/2019/09/jestes-ironman.html
2020?
Ostatnie lata przyniosły uspokojenie. Nadal biegam ok. raz w miesiącu maraton, żeby podtrzymać gotowość na wypadek czegoś większego. Ale na razie nie planuję większych wypraw. Biznes i giełda mocniej mnie angażują. Jednak księga przygód nie jest kompletna. Od dłuższego czasu rodzi się w głowie plan na bardziej duchową podróż.