Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
czwartek, 13 grudnia 2012
wtorek, 11 grudnia 2012
Soros mode on
Od wakacji inwestowałem jak Buffet - fundamenty, analizy, raporty, okazyjne ceny. Brałem najpierw WIG20 (oddane w przedbiegach), potem spółki z MWIG40, SWIG80 i pare nieklasyfikowanych typu Monnari. Wszystkie te indeksy ładnie urosły i wg AT są prawdopodobnie w hossie, podobnie jak (mam nadzieję) spółki z mojego portfela.
Teraz czas pobawić się w Sorosa, więc kupuję za kilkanaście procent portfela trochę "śmiecia" z Newconnect. Kryteria zbliżone do Buffetowych, z tą różnicą, że liczy się dodatkowo kapitalizacja - im niższa, tym lepiej. Spółka musi coś produkować, mieć rosnące przychody, budować zakład, zarabiać na realnej działalności, a nie jakichś przeszacowaniach "aktywów" i oczywiście być drastycznie przeceniona od debiutu.
Robota to całkiem przyjemna, obejrzałem kilka konferencji z debiutów (z sentymentem wróciłem do konferencji Tymochowicza i jego zapowiedzi 6-cyfrowych zysków z Infinity, a później równie przebojowe konferencje przebranżowionej IFY na Green Technology, po którym też już ślad na NC zaginął). Poznałem pare sylwetek, wyłowiłem kilka firemek i podbieram sobie po pare stówek (za większą kwotę mógłbym podnieść spółkę na górne widły, a nie chcę kupować za drogo :D ) .
Czemu Soros? Oddajmy głos Wikipedii:
"Początki fortuny Sorosa mają źródło w spekulacjach giełdowych prowadzonych akcjami tzw. śmieciowych przedsiębiorstw. Były to akcje firm, które miały trudną sytuację finansową, stały u progu bankructwa. Wobec kryzysu rynkowego w owych czasach nikt nie wierzył w możliwość istotnego dorobienia się na grze giełdowej, jednak Soros pod wpływem koncepcji gospodarczo-socjologicznych Poppera, zdecydował się zainwestować w nie posiadane fundusze, wychodząc z założenia, że skoro firmy owe przetrwały najgorszy kryzys, muszą mieć istotną zdolność do kreowania zysku, która w przyszłości spowoduje wzrost ich kursu. Tak też się stało, a Soros dorobił się fortuny."
Widać tu pewną różnicę, bo akurat wybieram nie spółki u progu bankructwa, tylko zapomniane przez rynek, jednak koncepcja jest podobna - nikt nie chce na nie patrzeć i nikt nie wierzy, że są w stanie urosnąć. Obok kryteriów wskaźnikowych biorę pod uwagę akcjonariat - czy nie występują w nich znane zakazane mordy, leśne dziadki, przeglądam fora i skanuje filmy z debiutów, żeby oszacować iloraz inteligencji prezesa, poziom cwaniactwa i czy nie stosują żelu do włosów.
Technicznie ciężko coś konkretnego powiedzieć, tu chyba bardziej liczy się psychologia. Teoretycznie jak puści dno z 2009, to powinien być wodospad, ale jakoś patrząc na szeroki rynek WIGów i maksymalne zniechęcenie na NC, nie chce mi się wierzyć, że będzie tu jeszcze mega sypanie. Może gdy spółki wydmuszki zaczną masowo bankrutować.
Na RSI mamy dywergencję, nowe dno na Ncindex nie jest potwierdzone wskaźnikiem, więc możemy liczyć na podwójne dno.
Teraz czas pobawić się w Sorosa, więc kupuję za kilkanaście procent portfela trochę "śmiecia" z Newconnect. Kryteria zbliżone do Buffetowych, z tą różnicą, że liczy się dodatkowo kapitalizacja - im niższa, tym lepiej. Spółka musi coś produkować, mieć rosnące przychody, budować zakład, zarabiać na realnej działalności, a nie jakichś przeszacowaniach "aktywów" i oczywiście być drastycznie przeceniona od debiutu.
Robota to całkiem przyjemna, obejrzałem kilka konferencji z debiutów (z sentymentem wróciłem do konferencji Tymochowicza i jego zapowiedzi 6-cyfrowych zysków z Infinity, a później równie przebojowe konferencje przebranżowionej IFY na Green Technology, po którym też już ślad na NC zaginął). Poznałem pare sylwetek, wyłowiłem kilka firemek i podbieram sobie po pare stówek (za większą kwotę mógłbym podnieść spółkę na górne widły, a nie chcę kupować za drogo :D ) .
Czemu Soros? Oddajmy głos Wikipedii:
"Początki fortuny Sorosa mają źródło w spekulacjach giełdowych prowadzonych akcjami tzw. śmieciowych przedsiębiorstw. Były to akcje firm, które miały trudną sytuację finansową, stały u progu bankructwa. Wobec kryzysu rynkowego w owych czasach nikt nie wierzył w możliwość istotnego dorobienia się na grze giełdowej, jednak Soros pod wpływem koncepcji gospodarczo-socjologicznych Poppera, zdecydował się zainwestować w nie posiadane fundusze, wychodząc z założenia, że skoro firmy owe przetrwały najgorszy kryzys, muszą mieć istotną zdolność do kreowania zysku, która w przyszłości spowoduje wzrost ich kursu. Tak też się stało, a Soros dorobił się fortuny."
Widać tu pewną różnicę, bo akurat wybieram nie spółki u progu bankructwa, tylko zapomniane przez rynek, jednak koncepcja jest podobna - nikt nie chce na nie patrzeć i nikt nie wierzy, że są w stanie urosnąć. Obok kryteriów wskaźnikowych biorę pod uwagę akcjonariat - czy nie występują w nich znane zakazane mordy, leśne dziadki, przeglądam fora i skanuje filmy z debiutów, żeby oszacować iloraz inteligencji prezesa, poziom cwaniactwa i czy nie stosują żelu do włosów.
Technicznie ciężko coś konkretnego powiedzieć, tu chyba bardziej liczy się psychologia. Teoretycznie jak puści dno z 2009, to powinien być wodospad, ale jakoś patrząc na szeroki rynek WIGów i maksymalne zniechęcenie na NC, nie chce mi się wierzyć, że będzie tu jeszcze mega sypanie. Może gdy spółki wydmuszki zaczną masowo bankrutować.
Na RSI mamy dywergencję, nowe dno na Ncindex nie jest potwierdzone wskaźnikiem, więc możemy liczyć na podwójne dno.
niedziela, 9 grudnia 2012
Euro w dół, akcje w górę
Kontynuując zabawę z europejskimi indeksami, wziąłem dziś na tapetę EUR_I (indeks euro) oraz francuski CAC:
Przecięcie SMA15 ze SMA90 na wykresie miesięcznym indeksu EUR można traktować jak długoterminowy sygnał. Przecięcie jest o tyle ciekawe, że zbiega się z dołkami lokalnymi na EUR_I oraz francuskiego indeksu akcji. O ile jednak dla walut europejskich był to ledwie przedsionek półmetka bessy (waluty osłabiały się jeszcze ok 4 lata), to akcje wchodziły już w dynamiczny rynek byka.
Można to na chłopski rozum dość łatwo wytłumaczyć - osłabia się waluta, poprawia się konkurencyjność gospodarki (lepszy eksport, słabszy import) i/lub na skutek osłabienia waluty postępuje inflacja i w konsekwencji drożeją aktywa.
Przecięcie SMA15 ze SMA90 na wykresie miesięcznym indeksu EUR można traktować jak długoterminowy sygnał. Przecięcie jest o tyle ciekawe, że zbiega się z dołkami lokalnymi na EUR_I oraz francuskiego indeksu akcji. O ile jednak dla walut europejskich był to ledwie przedsionek półmetka bessy (waluty osłabiały się jeszcze ok 4 lata), to akcje wchodziły już w dynamiczny rynek byka.
Można to na chłopski rozum dość łatwo wytłumaczyć - osłabia się waluta, poprawia się konkurencyjność gospodarki (lepszy eksport, słabszy import) i/lub na skutek osłabienia waluty postępuje inflacja i w konsekwencji drożeją aktywa.
piątek, 7 grudnia 2012
Europa wstaje z kolan
Zbankrutowana we wszystkich mediach Europa wybija wreszcie linię bessy (DJ EURO STOXX50 FUTURE) :
Na razie zakładam, że sygnał nie jest fałszywy i do okolic 3000 punktów będziemy się dość bezpiecznie wspinać. Na tym poziomie widzimy serię ciekawych oporów, lukę wielkiej bessy z 2008 roku, więc w okienku między fibo38.2 a zniesieniem 50% bessy 2007-2009 zmienność powinna znacząco wzrosnąć, kończąc czas "łatwego" zarobku na odbijających od dna cenach akcji.
Na razie zakładam, że sygnał nie jest fałszywy i do okolic 3000 punktów będziemy się dość bezpiecznie wspinać. Na tym poziomie widzimy serię ciekawych oporów, lukę wielkiej bessy z 2008 roku, więc w okienku między fibo38.2 a zniesieniem 50% bessy 2007-2009 zmienność powinna znacząco wzrosnąć, kończąc czas "łatwego" zarobku na odbijających od dna cenach akcji.
wtorek, 4 grudnia 2012
Hessa czy bossa?
Czasami rynek idzie w górę, czasem w dół, a zazwyczaj w bok. Na GPW od pół roku mamy nową jakość - szeroki indeks dochodowy idzie w górę, a szeroki indeks cenowy w dół:
Wiele wskazuje na to, że od 4 miesięcy indeks cenowy ubija dno. Całkiem możliwe, że je pogłębi, jednak nie spodziewałbym się wodospadu. Wybrane spółki wybijają w górę i przestają być bardzo tanie. W bessie każdy czynnik jest brany na minus - mniejsze zyski, niespodziewane odpisy, zmiana w radzie nadzorczej. Takie informacje nie mają większego znaczenia w hossie, kiedy szuka się pretekstu do wzrostów.
Dla mnie ten okres to ostrożna akumulacja akcji, dobieranie na dołkach papierów, które technicznie zaczęły trend wzrostowy (i fundamentalnie wszystko mi w nich pasuje) i próba oddawania na górkach (jak na razie słaba zważywszy, że sprzedałem GRAALa i część Agory a te dalej się pną :) . Czekam na sytuację, w której szeroki rynek rozpocznie falę wzrostową, wtedy będzie z tym łatwiej, bo można analizować cały indeks, żeby redukować wykupienie i dobierać wyprzedanie.
PS Często poszukujemy cykli na młodych indeksach GPW - nie widziałem jeszcze takiego porównania :
Wiele wskazuje na to, że od 4 miesięcy indeks cenowy ubija dno. Całkiem możliwe, że je pogłębi, jednak nie spodziewałbym się wodospadu. Wybrane spółki wybijają w górę i przestają być bardzo tanie. W bessie każdy czynnik jest brany na minus - mniejsze zyski, niespodziewane odpisy, zmiana w radzie nadzorczej. Takie informacje nie mają większego znaczenia w hossie, kiedy szuka się pretekstu do wzrostów.
Dla mnie ten okres to ostrożna akumulacja akcji, dobieranie na dołkach papierów, które technicznie zaczęły trend wzrostowy (i fundamentalnie wszystko mi w nich pasuje) i próba oddawania na górkach (jak na razie słaba zważywszy, że sprzedałem GRAALa i część Agory a te dalej się pną :) . Czekam na sytuację, w której szeroki rynek rozpocznie falę wzrostową, wtedy będzie z tym łatwiej, bo można analizować cały indeks, żeby redukować wykupienie i dobierać wyprzedanie.
PS Często poszukujemy cykli na młodych indeksach GPW - nie widziałem jeszcze takiego porównania :
środa, 28 listopada 2012
Ankietowani nie zmieniają zdania od lipca
WIG20 oscyluje ok. 2400, zatem typowanie przedziału 2300-2500 traktuję jako głos neutralny (37%). Poniżej 2300 głosują niedźwiedzie (razem 40% głosów). Byki 24%.
W porównaniu z lipcem wyraźne przesunięcie sentymentu, co jest zrozumiałe zważywszy że został tylko miesiąc do końca roku, a WIG20 przekornie nie runął poniżej 2000 pkt od wakacji. Dlatego podtrzymuję lipcową prognozę.
niedziela, 25 listopada 2012
WIG20 na koniec roku - ankieta nr 2
W lipcu na giełdzie dominowały niedźwiedzie nastroje, co odzwierciedliły wyniki ankiety we wpisie http://podtworca.blogspot.com/2012/07/czas-kupowac-akcje-bo-do-konca-roku.html :
Zapraszam czytelników bloga do ponownego wzięcia udziału w ankiecie:
Zapraszam czytelników bloga do ponownego wzięcia udziału w ankiecie:
piątek, 23 listopada 2012
Ale wkoło jest wesoło
Najnowsze wyniki sentymentu wśród inwestorów indywidualnych są niebezpiecznie bycze:
Byczy sentyment nie musi być znakiem dla kontrarian, że czas sprzedawać - kiedy do uczestników giełdy dociera, że zaczęła się hossa, a spółki rosną po 50-100% w pierwszym rzucie, hurraoptymizm potrafi utrzymywać się przez tygodnie. Jednak na razie przydałby się zimny prysznic, który powstrzymałby zbyt gorące bycze głowy, a zatwardziałych niedźwiedzi utwierdził w przekonaniu, że lepiej siedzieć z gotówką w okopie, bo prawdziwe spadki dopiero przed nami.
Byczy sentyment nie musi być znakiem dla kontrarian, że czas sprzedawać - kiedy do uczestników giełdy dociera, że zaczęła się hossa, a spółki rosną po 50-100% w pierwszym rzucie, hurraoptymizm potrafi utrzymywać się przez tygodnie. Jednak na razie przydałby się zimny prysznic, który powstrzymałby zbyt gorące bycze głowy, a zatwardziałych niedźwiedzi utwierdził w przekonaniu, że lepiej siedzieć z gotówką w okopie, bo prawdziwe spadki dopiero przed nami.
niedziela, 18 listopada 2012
Fala C
Przez większy czas hossy 2009-2011 na blogach dominowało oczekiwanie na wielką spadkową falę C. Od jesieni 2009 do końca 2010 roku rzesze niedźwiedzi padły skracając rynek. Nawet bessa rozpoczęta w 2011 niewielu dała zarobić. Spadki zostały rozegrane w ciągu zaledwie 2 sierpniowych tygodni, po czym rozpoczęła się wyniszczająca konsolidacja, która trwa do dziś:
Wykres miesięczny WIG nie oddaje jednak sytuacji większości posiadaczy akcji. W ciągu ostatnich 2-3 lat większość spółek straciła kilkadziesiąt procent kapitalizacji, co znacznie lepiej pokazuje indeks całego rynku:
W 5 lat po historycznym szczycie indeks notuje ponad 3-krotnie niższe wartości. Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu, że fala C faktycznie wystąpiła. Tym co obecnie nas interesuje to jej trwałość - jak długo jeszcze będą poprawiane minima? Kiedy rynek przestawi wajhę i rozpocznie się cykl wzrostowy cen akcji?
Policzyłem świeczki miesięczne ostatnich rynków niedźwiedzia i jak widzimy aktualna bessa trwa 21 miesięcy. 2 miesiące dłużej niż dotychczasowa średnia, 4 miesiące krócej niż najdłuższa bessa, 8 miesięcy dłużej niż bessa najkrótsza. 5 chudych lat 2007-2012 po 5-ciu tłustych 2002-2007.
W komentarzach pojawiają się pretensję, że polecałem na blogu PGE czy Taurona, a cena spada. Wiele razy pisałem, że takie spółki kupuję na krótki termin po wodospadzie, kiedy kryte są dywidendą lub sporym niedowartościowaniem. Biorę kilkadziesiąt groszy na akcji i w nogi. Energetyczne muły rosną pod koniec hossy i wtedy, jeśli uda mi się trafić z analizami, kupię akcje i uzasadnię zakup na blogu.
Tymczasem zwyczajnie czekam na rynek byka. Zwróćcie uwagę, że dobre akcje już podskoczyły i nie bardzo chcą spadać. Pozbyłem się Graala przy fibo61.8 ok. 12.60 i nie mogę odebrać taniej pakietu. Dlatego liczę jeszcze na ostatnią falę spadkową, żeby dobrać akcje solidnych, mało zadłużonych spółek i zakopać na minimum rok. W międzyczasie chciałbym ponownie zagrać na opcjach, bo w tym roku był to główny instrument, który przyniósł zyski (lekki plus jeszcze na akcjach i spory minus na kontraktach).
Po 4 latach na giełdzie zaakceptowałem wreszcie fakt, że nie zarobię szybko i dużo i że nie osiągnę poziomu mistrzów rynku. Bez ciśnienia na wyniki, bez emocjonowania się fluktuacjami portfela i notowaniami wkraczam powoli w kolejny rok przygody z rynkami. Mam przy okazji prośbę do czytelników bloga, żeby podzielili się informacjami, w jaki sposób można:
1. grać na zwyżkę lub spadek polskich obligacji,
2. kupować opcje na akcje światowych korporacji (amerykańskich, niemieckich),
3. kupować opcje na towary.
Wykres miesięczny WIG nie oddaje jednak sytuacji większości posiadaczy akcji. W ciągu ostatnich 2-3 lat większość spółek straciła kilkadziesiąt procent kapitalizacji, co znacznie lepiej pokazuje indeks całego rynku:
W 5 lat po historycznym szczycie indeks notuje ponad 3-krotnie niższe wartości. Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu, że fala C faktycznie wystąpiła. Tym co obecnie nas interesuje to jej trwałość - jak długo jeszcze będą poprawiane minima? Kiedy rynek przestawi wajhę i rozpocznie się cykl wzrostowy cen akcji?
Policzyłem świeczki miesięczne ostatnich rynków niedźwiedzia i jak widzimy aktualna bessa trwa 21 miesięcy. 2 miesiące dłużej niż dotychczasowa średnia, 4 miesiące krócej niż najdłuższa bessa, 8 miesięcy dłużej niż bessa najkrótsza. 5 chudych lat 2007-2012 po 5-ciu tłustych 2002-2007.
W komentarzach pojawiają się pretensję, że polecałem na blogu PGE czy Taurona, a cena spada. Wiele razy pisałem, że takie spółki kupuję na krótki termin po wodospadzie, kiedy kryte są dywidendą lub sporym niedowartościowaniem. Biorę kilkadziesiąt groszy na akcji i w nogi. Energetyczne muły rosną pod koniec hossy i wtedy, jeśli uda mi się trafić z analizami, kupię akcje i uzasadnię zakup na blogu.
Tymczasem zwyczajnie czekam na rynek byka. Zwróćcie uwagę, że dobre akcje już podskoczyły i nie bardzo chcą spadać. Pozbyłem się Graala przy fibo61.8 ok. 12.60 i nie mogę odebrać taniej pakietu. Dlatego liczę jeszcze na ostatnią falę spadkową, żeby dobrać akcje solidnych, mało zadłużonych spółek i zakopać na minimum rok. W międzyczasie chciałbym ponownie zagrać na opcjach, bo w tym roku był to główny instrument, który przyniósł zyski (lekki plus jeszcze na akcjach i spory minus na kontraktach).
Po 4 latach na giełdzie zaakceptowałem wreszcie fakt, że nie zarobię szybko i dużo i że nie osiągnę poziomu mistrzów rynku. Bez ciśnienia na wyniki, bez emocjonowania się fluktuacjami portfela i notowaniami wkraczam powoli w kolejny rok przygody z rynkami. Mam przy okazji prośbę do czytelników bloga, żeby podzielili się informacjami, w jaki sposób można:
1. grać na zwyżkę lub spadek polskich obligacji,
2. kupować opcje na akcje światowych korporacji (amerykańskich, niemieckich),
3. kupować opcje na towary.
czwartek, 8 listopada 2012
Na zachodzie bez zmian
We wrześniu przedstawiłem 2 możliwe scenariusze dla Euro Stoxx 50. Spadnie lub urośnie prognozowałem, a tymczasem poszło w bok :)
Korekta wzrostów trwa już od miesiąca i spadki zdają się przyspieszać. Wczoraj mieliśmy pierwszą upragnioną obniżkę stóp procentowych, co statystycznie oznacza jeszcze ok. 2-3 miesiące do dołka bessy. O ten dołek na indeksie WIG raczej będzie ciężko:
Ale już na indeksie cenowym jest prawie pewny:
Z mojej szklanej kuli wynika, że najbliższe 3 miesiące będą ostatnim momentem na zakup wyselekcjonowanych akcji. Ostrzę już pazurki na TPS i energetykę (przygodę z PGE zakończyłem na daytradingu, weszło po 17.03 i wyszło na fixie po 17.65) . Sentyment szybko spada, istnieje ryzyko (które potraktowałbym jak okazję pod kupno akcji i opcji) na paniczne tąpnięcie.
Na tygodniowym wykresie WIG nie widać póki co nic strasznego, ot zwykłe odbicie od linii bessy i połowy czarnej świecy z sierpnia 2011 roku:
Do długich średnich i silnych wsparć jeszcze sporo miejsca, dlatego skupiam się na swojej działalności i obserwowaniu spółek pod hossę.
PS Zauważyłem, że wpis ma niedźwiedzią wymowę - nie oddaję zebranych już akcji i przymierzam się do podebrania kolejnych pakietów z horyzontem rocznym.
Korekta wzrostów trwa już od miesiąca i spadki zdają się przyspieszać. Wczoraj mieliśmy pierwszą upragnioną obniżkę stóp procentowych, co statystycznie oznacza jeszcze ok. 2-3 miesiące do dołka bessy. O ten dołek na indeksie WIG raczej będzie ciężko:
Ale już na indeksie cenowym jest prawie pewny:
Z mojej szklanej kuli wynika, że najbliższe 3 miesiące będą ostatnim momentem na zakup wyselekcjonowanych akcji. Ostrzę już pazurki na TPS i energetykę (przygodę z PGE zakończyłem na daytradingu, weszło po 17.03 i wyszło na fixie po 17.65) . Sentyment szybko spada, istnieje ryzyko (które potraktowałbym jak okazję pod kupno akcji i opcji) na paniczne tąpnięcie.
Na tygodniowym wykresie WIG nie widać póki co nic strasznego, ot zwykłe odbicie od linii bessy i połowy czarnej świecy z sierpnia 2011 roku:
Do długich średnich i silnych wsparć jeszcze sporo miejsca, dlatego skupiam się na swojej działalności i obserwowaniu spółek pod hossę.
PS Zauważyłem, że wpis ma niedźwiedzią wymowę - nie oddaję zebranych już akcji i przymierzam się do podebrania kolejnych pakietów z horyzontem rocznym.
sobota, 27 października 2012
Analizer S&P500, 10.2012
Wojciech Białek, którego blog najchętniej czytam (w szczególności komentarze inwestorów i traderów) podlinkował w ostatnim artykule jedne z moich wpisów z serii 'analizer'. To całkiem przydatne narzędzie dawno nie gościło na blogu, zatem nadrabiam zaległości.
Badany wykres: S&P500, głębokość 260 tygodni.
Od ponad roku nic się nie zmienia, program wskazuje wciąż te same analogie. Poza ostatnią (1973 rok) na armagedon na razie się nie zanosi. Większość analogii daje nam jeszcze nieco ponad rok hossy, pod co kupiłem akcje na GPW.
Przeprowadźmy teraz trochę bardziej ogólne "badania" - co się działo po 13-letnim okresie konsolidacji, z jakim mamy do czynienia obecnie.
S&P500, 52 kwartały:
Sporo analogii na wykresach, kto ma żyłkę badacza i wolny czas mógłby przestudiować podobieństwa w ówczesnych nastrojach, sytuacji politycznej, gospodarczej Stanów i świata.
Badany wykres: S&P500, głębokość 260 tygodni.
Od ponad roku nic się nie zmienia, program wskazuje wciąż te same analogie. Poza ostatnią (1973 rok) na armagedon na razie się nie zanosi. Większość analogii daje nam jeszcze nieco ponad rok hossy, pod co kupiłem akcje na GPW.
Przeprowadźmy teraz trochę bardziej ogólne "badania" - co się działo po 13-letnim okresie konsolidacji, z jakim mamy do czynienia obecnie.
S&P500, 52 kwartały:
Sporo analogii na wykresach, kto ma żyłkę badacza i wolny czas mógłby przestudiować podobieństwa w ówczesnych nastrojach, sytuacji politycznej, gospodarczej Stanów i świata.
czwartek, 25 października 2012
Masakra defensywy
Co tu dużo pisać:
Tepsa - co jakiś czas warto wejść pod 8-10%. Gdzieś przy 12zł biegną granice różnych kanałów. 1/12 daje 8.33%, czyli blisko przeciętnej retnowności dywidendy, kiedy spółka płaciła 1.50zł (pamiętam kiedyś miałem po 17.60, co dało przy div 1.50 ok. 8.5%) . Nas oczywiście interesuje skasowanie dywidendy przed jakąkolwiek wypłatą dywidendy, czyli kupić po 12, sprzedać po 13 i pa. A jak nie wpadnie, to poczekać na inną okazję.
PGE - do tej spółki czuję mały sentyment:
Są wyniki, prąd wciąż potrzebny, bardzo ładne równoległe kreski i kurs pod sma200, czyli jest do czego dociągać nawet w trendzie spadkowym. Pakiecik czeka na wsparciu, a jak to puści to się pakiet powiększy. Kupić tanio, gdy mocno spada, oddać drożej jak odbija i zapomnieć, aż znowu zacznie spadać.
Tepsa - co jakiś czas warto wejść pod 8-10%. Gdzieś przy 12zł biegną granice różnych kanałów. 1/12 daje 8.33%, czyli blisko przeciętnej retnowności dywidendy, kiedy spółka płaciła 1.50zł (pamiętam kiedyś miałem po 17.60, co dało przy div 1.50 ok. 8.5%) . Nas oczywiście interesuje skasowanie dywidendy przed jakąkolwiek wypłatą dywidendy, czyli kupić po 12, sprzedać po 13 i pa. A jak nie wpadnie, to poczekać na inną okazję.
PGE - do tej spółki czuję mały sentyment:
Są wyniki, prąd wciąż potrzebny, bardzo ładne równoległe kreski i kurs pod sma200, czyli jest do czego dociągać nawet w trendzie spadkowym. Pakiecik czeka na wsparciu, a jak to puści to się pakiet powiększy. Kupić tanio, gdy mocno spada, oddać drożej jak odbija i zapomnieć, aż znowu zacznie spadać.
piątek, 19 października 2012
Szybki rzut oka na rynek
Ostatnio bardzo mało piszę o giełdzie. Powód jest prosty - po doświadczeniach z poprzedniej bessy postanowiłem, że już nie będę się cieszył z urwania 10-30% na papierze, który odbija od dna, tylko czekał do osiągnięcia 100-300%. Obawiam się jednak, że skoro poprzedni dołek bessy dał okazje na 3-cyfrowe zarobki, to teraz będzie inaczej, bo wielu takich jak ja czeka na podwojenie kapitału.
Rynek dobił do ważnego momentu. Spółki, które przemycałem od wakacji na bloga zarobiły te 10-50% i trzeba podjąć decyzję co dalej. Sprzedałem już Graala, bo TP miałem ustawiony na fibo61.8 od szczytu z 2010, co dawało mi blisko 50% zysku. Zabawnie było z Tesgasem, najpierw zbierałem go od 3.37 do 3.8x, żeby potem oddać wszystko kiedy spadał poniżej 3zł i ponownie zbierać do 4zł. Po ostatnim zejściu z 4.87 na 4.02 znowu przestaje mi się to podobać, ale ogólnie portfel puchnie, bo inne spółki rosną. Nieźle podskoczyła Agora, którą polecałem od 6.xx, Colian swoje zrobił od 1.8x. Załapałem się na trochę Monnari poniżej 1zł.
Podstawowe kryteria zakupów:
- nadpłynność finansowa i niskie zadłużenie,
- mocno niedoszacowane c/wk,
- spółka się nie stacza (lub jak w przypadku Agory jest tak mocno zredukowna, że korekta 38.2% spadku da zarobić 100%),
- pierwsza podstawowa korekta na fibo23.6 lub fibo38.2 da zarobić 100%,
- obiecujące formacje techniczne (Graal, Monnari).
No dobra - trochę tam się zarobiło, ale co dalej. WIG walczy na linii wielkiej bessy 2007-2012:
Na dziennym wygląda to krótkoterminowo jeszcze gorzej:
Zwiększony obrót pod oporem fibo61.8, aż się prosi o nawrotkę pod wybity kanał konsolidacji i test pamiętnej luki po ogłoszeniu QE3.
Spodziewam się zatem zejścia w dół (korekcyjna fala 2 hossy). "Normalnie" (czyli grając jak przez ostatnie lata) sprzedałbym akcje i zrealizował zyski. Tyle że kiedy tak robiłem, to nigdy już potem nie byłem w stanie wrócić na te spółki, a przecież niektóre dopiero startują ze wzrostami i w ciągu roku mają duże szanse zrobić te 100-200%.
Doświadczenia z minionego roku pokazują, że zabezpieczanie pozycji na kontraktach terminowych się słabo nadaje, bo indeksy potrafią latać w konsoli, a tymczasem reszta rynku się osuwa. Tracisz na akcjach małych spółek i tracisz na S-kach na WIG20.
Co do WIG20 to widzę takie 2 scenariusze na najbliższe tygodnie-miesiące:
Czyli albo korekta 1 fali hossy na fibo38.2 i SMA200 na 2265 (która może się zatrzymać na fibo23.6 i wybitej linii konsolidacji na ok. 2328), albo wybicie w górę na fibo61.8 na 2575.
Jest troche punktów do urwania, ale po pierwsze nie mam czasu na aktywną grę, po drugie jestem w stanie przetrzymać dalsze spadki (analogia do bessy 2000-2003 daje jeszcze możliwość pół roku spadków/konsolidacji), a nawet chętnie dokupiłbym wtedy interesujące mnie akcje. W początkowej fazie hossy trzeba być inwestorem, a graczem pod koniec.
Rynek dobił do ważnego momentu. Spółki, które przemycałem od wakacji na bloga zarobiły te 10-50% i trzeba podjąć decyzję co dalej. Sprzedałem już Graala, bo TP miałem ustawiony na fibo61.8 od szczytu z 2010, co dawało mi blisko 50% zysku. Zabawnie było z Tesgasem, najpierw zbierałem go od 3.37 do 3.8x, żeby potem oddać wszystko kiedy spadał poniżej 3zł i ponownie zbierać do 4zł. Po ostatnim zejściu z 4.87 na 4.02 znowu przestaje mi się to podobać, ale ogólnie portfel puchnie, bo inne spółki rosną. Nieźle podskoczyła Agora, którą polecałem od 6.xx, Colian swoje zrobił od 1.8x. Załapałem się na trochę Monnari poniżej 1zł.
Podstawowe kryteria zakupów:
- nadpłynność finansowa i niskie zadłużenie,
- mocno niedoszacowane c/wk,
- spółka się nie stacza (lub jak w przypadku Agory jest tak mocno zredukowna, że korekta 38.2% spadku da zarobić 100%),
- pierwsza podstawowa korekta na fibo23.6 lub fibo38.2 da zarobić 100%,
- obiecujące formacje techniczne (Graal, Monnari).
No dobra - trochę tam się zarobiło, ale co dalej. WIG walczy na linii wielkiej bessy 2007-2012:
Na dziennym wygląda to krótkoterminowo jeszcze gorzej:
Zwiększony obrót pod oporem fibo61.8, aż się prosi o nawrotkę pod wybity kanał konsolidacji i test pamiętnej luki po ogłoszeniu QE3.
Spodziewam się zatem zejścia w dół (korekcyjna fala 2 hossy). "Normalnie" (czyli grając jak przez ostatnie lata) sprzedałbym akcje i zrealizował zyski. Tyle że kiedy tak robiłem, to nigdy już potem nie byłem w stanie wrócić na te spółki, a przecież niektóre dopiero startują ze wzrostami i w ciągu roku mają duże szanse zrobić te 100-200%.
Doświadczenia z minionego roku pokazują, że zabezpieczanie pozycji na kontraktach terminowych się słabo nadaje, bo indeksy potrafią latać w konsoli, a tymczasem reszta rynku się osuwa. Tracisz na akcjach małych spółek i tracisz na S-kach na WIG20.
Co do WIG20 to widzę takie 2 scenariusze na najbliższe tygodnie-miesiące:
Jest troche punktów do urwania, ale po pierwsze nie mam czasu na aktywną grę, po drugie jestem w stanie przetrzymać dalsze spadki (analogia do bessy 2000-2003 daje jeszcze możliwość pół roku spadków/konsolidacji), a nawet chętnie dokupiłbym wtedy interesujące mnie akcje. W początkowej fazie hossy trzeba być inwestorem, a graczem pod koniec.
wtorek, 9 października 2012
Nobel dla Donalda
Donald Tusk powinien dostać nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Pamiętacie jak dekadę temu przekonywał, że obniżanie i upraszczanie podatków pobudza gospodarkę? Albo, że nadęta biurokracja hamuje rozwój, a ludzie uciekają z krajów 'socjalnych' (tam gdzie się płaci wysokie podatki) do 'liberalnych' (tam gdzie jest praca).
Niestety te idee nie docierały do wychowanych w komunizmie Polaków, którzy pragnęli opieki państwowej i domiaru dla bogaczy. Dlatego Donald wymyślił makiaweliczny plan: udowodni Polakom bezpośrednimi działaniami, że ma rację. Nie ma sensu mowami przekonywać niedowiarków, że pracą ludzie się bogacą - niech odczują to na własnej skórze!
Jak pomyślał tak uczynił: zaczął podwyższać podatki, zatrudniać urzędników na ogromną skalę a służby mundurowe wykorzystywać do ściągania haraczu z autochtonów. Na efekty nie trzeba było długo czekać - jak podaje kolega z bloga wykresygiełdowe.bblog.pl wpływy z VAT i akcyz po podwyżce zaczęły spadać:
Niestety społeczeństwo nie docenia edukacyjnych wysiłków premiera. Nadal w narodzie pokutuje metnalność homo sovieticus. Dlatego Donald postanowił sięgnąć po mocniejsze środki - ludzie muszą wylecieć na bruk, żeby zrozumieć, że w socjaliźmie bananowym nie da się żyć. Dopóki pracują nic nie rozumieją - nawet podwyżki podatków i policyjne fotoradary są w stanie jakoś przetrawić.
Premier postanowił zatem ukrócić śmieciowe umowy zlecenie i o dzieło z których żyją miliony Polaków. Jak donosi onet.pl będzie to jeden z filarów drugiego expose. Nareszcie! - chciałoby się powiedzieć i dodać - dlaczego tak późno? Ile lat dorabianie i prywatna inicjatywa musiała kłuć Polaków w oczy, żeby premier dostrzegł, że to nie fair wobec milionów usłużnie czekających co państwo da? Teraz się przekonają cwaniaczki dorabiające po domach co znaczy tradycyjna polska bida.
Myślę, że po takim 8-letnim eksperymencie wdrażania wszystkich absurdów socjalizmu Naród wreszcie zrozumie, że to droga donikąd. Jeśli jednak Naród będzie wyjątkowo oporny i nawet pomimo podkręcania bezrobocia pozostanie w wierze w wysokie podatki, biurokrację i państwowe etaty, zostanie tylko jedno rozwiązanie: zamknięcie granic Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Tak tak drodzy Czytelnicy: już władza wie co kombinują spekulanci. Wyjadą zarabiać na Zachód, albo przerejestrują firmy do innych krajów, gdzie można legalnie zarabiać na pracy. Jestem jednak przekonany, że i na takich kułaków Premier znajdzie sposób.
Przyznam, że targały mną różne refleksje na temat systemów ekonomiczno-społecznych, jednak Donald Tusk pokazał mi dobitnie, że droga do dobrobytu jest tylko jedna. W dodatku uczynił to w sposób błyskotliwy poprzez dowód nie wprost marnując potencjał wielkiego wyżowego pokolenia lat 80-tych. I za to właśnie należy mu się Nobel.
Można? Można!
Niestety te idee nie docierały do wychowanych w komunizmie Polaków, którzy pragnęli opieki państwowej i domiaru dla bogaczy. Dlatego Donald wymyślił makiaweliczny plan: udowodni Polakom bezpośrednimi działaniami, że ma rację. Nie ma sensu mowami przekonywać niedowiarków, że pracą ludzie się bogacą - niech odczują to na własnej skórze!
Jak pomyślał tak uczynił: zaczął podwyższać podatki, zatrudniać urzędników na ogromną skalę a służby mundurowe wykorzystywać do ściągania haraczu z autochtonów. Na efekty nie trzeba było długo czekać - jak podaje kolega z bloga wykresygiełdowe.bblog.pl wpływy z VAT i akcyz po podwyżce zaczęły spadać:
Niestety społeczeństwo nie docenia edukacyjnych wysiłków premiera. Nadal w narodzie pokutuje metnalność homo sovieticus. Dlatego Donald postanowił sięgnąć po mocniejsze środki - ludzie muszą wylecieć na bruk, żeby zrozumieć, że w socjaliźmie bananowym nie da się żyć. Dopóki pracują nic nie rozumieją - nawet podwyżki podatków i policyjne fotoradary są w stanie jakoś przetrawić.
Premier postanowił zatem ukrócić śmieciowe umowy zlecenie i o dzieło z których żyją miliony Polaków. Jak donosi onet.pl będzie to jeden z filarów drugiego expose. Nareszcie! - chciałoby się powiedzieć i dodać - dlaczego tak późno? Ile lat dorabianie i prywatna inicjatywa musiała kłuć Polaków w oczy, żeby premier dostrzegł, że to nie fair wobec milionów usłużnie czekających co państwo da? Teraz się przekonają cwaniaczki dorabiające po domach co znaczy tradycyjna polska bida.
Myślę, że po takim 8-letnim eksperymencie wdrażania wszystkich absurdów socjalizmu Naród wreszcie zrozumie, że to droga donikąd. Jeśli jednak Naród będzie wyjątkowo oporny i nawet pomimo podkręcania bezrobocia pozostanie w wierze w wysokie podatki, biurokrację i państwowe etaty, zostanie tylko jedno rozwiązanie: zamknięcie granic Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Tak tak drodzy Czytelnicy: już władza wie co kombinują spekulanci. Wyjadą zarabiać na Zachód, albo przerejestrują firmy do innych krajów, gdzie można legalnie zarabiać na pracy. Jestem jednak przekonany, że i na takich kułaków Premier znajdzie sposób.
Przyznam, że targały mną różne refleksje na temat systemów ekonomiczno-społecznych, jednak Donald Tusk pokazał mi dobitnie, że droga do dobrobytu jest tylko jedna. W dodatku uczynił to w sposób błyskotliwy poprzez dowód nie wprost marnując potencjał wielkiego wyżowego pokolenia lat 80-tych. I za to właśnie należy mu się Nobel.
Można? Można!
piątek, 5 października 2012
Jajko czy kura
Nie pisałem dawno o przebudzeniu i podobnych klimatach, więc podzielę się ostatnimi spostrzeżeniami. W sferze koncepcji, nowych idei przeczytałem tak dużo, że raczej ciężko coś nowego trafić. Jeśli zaś chodzi o praktykę pozostaję na etapie ćwiczeń podstawowych.
Przypomnę podstawowe ćwiczenie: staraj się w każdym momencie uzyskać świadomość chwili obecnej. Zainteresowanych odsyłam do filmików E. Tolle i A. de Mello na Youtube. Najczęściej korzystam z tego ćwiczenia, gdy czuję się źle. Sposób jest prosty:
- czujesz się źle - uświadamiasz sobie, że jest coś nie tak,
- lokalizujesz źródło - myślisz o czymś złym, obawiasz się czegoś, skupiasz uwagę na zagrożeniach,
- przestajesz identyfikować się z myślami - uwaga przesuwa się do 'obserwatora' - patrzysz jak myśli płyną, nie walczysz z nimi poprzez kontrmyśli 'pozytywne', ani nie podtrzymujesz złych myśli, które domagają się kontynuacji,
- po chwili 'złe' myśli odpływają, a nieprzyjemne stany w ciele znikają.
Parę dni temu jednak metoda zawiodła. Nieprzyjemne myśli wracały i drążyły głowę, a stres przenikał ciało. I nagle - pach! Olśnienie. To nie myśli powodowały stres - to stres wynikający z przemęczenia sprawiał, że uwaga została skierowana na myśli, które się w takich momentach najczęściej pojawiają. Czujecie to? Sprzężenie zwrotne - czasem myśli o zagrożeniach generują stres, by organizm przygotował się do walki. Jednak innym razem organizm jest zmęczony i wydzielają się różne hormony. Ponieważ pracuję umysłowo musiało dojść do jakiejś mieszanki, która powodowała stany pulsującego stresu. Za każdym razem gdy ten stres się pojawiał, nieświadomie koncentrowałem się na myślach, jakie zostały skojarzone ze stresem - zagrożenia w biznesie, relacjach z ludźmi.
Nie wystarczało obserwowanie jak myśli znikają, bo nieprzyjemny stan przemęczonego organizmu pozostawał - trzeba było po prostu odpocząć. Nie lubimy słuchać sygnałów z ciała - idziemy po kolejną kawę, popijamy piwko lub napój energetyzujący, które rozładowują nieprzyjemny stan i dzięki temu znikają nieprzyjemne myśli. Jednak ciało nie wypoczywa i potem źle śpimy, stresy wracają, a organizm po dłuższej kuracji wspomagaczami popada w apatię, poczucie pustki i bezsensu.
Bardzo się cieszę, że to dostrzegłem. Niepoddanie się myślom nie wystarczy. Czasem warto się położyć, zdrzemnąć, zjeść świeży owoc, wybiegać zmęczenie psychiczne, a nieprzyjemne myśli same znikają - pojawiają się myśli skojarzone ze stanem relaksacji organizmu.
Zerknijmy wgłąb siebie, jakie myśli nam towarzyszą:
1) stan naturalny - nic nie boli, jesteśmy odżywieni, zapominamy że mamy ciało; na nasze nastroje i humory wpływa otoczenie i własne myśli; jeśli rozmawiamy z kimś pozytywnym, czujemy się dobrze, gdy oglądamy wiadomości, stresujemy się polityką lub śmiejemy z zabawnej anegdotki; jeśli odpływamy w myśli zazwyczaj się nudzimy; stan ma tendencję do utrzymywania się, a że nie jest szczególnie emocjonujący, szukamy okazji do wejścia w stan przyjemności:
2) stan przyjemności - czujemy się dobrze; niektórzy podekscytowani, w euforii, inni w zadumie; można go wywołać w sposób:
2.1) sztuczny, który szybko przemija i nawarstwiany rodzi nieprzyjemne konsekwencje np.:
- palenie, picie, jedzenie smakołyków,
- uniknięcie sytuacji stresogennej, ucieczka w rozrywkę.
Jest to bardziej stan ulgi, ucieczki od nieprzyjemności.
2.2 ) naturalny, np.:
- bliskość z kochaną osobą, okazywanie i przyjmowanie miłości,
- wejście na szczyt góry, bieganie, zabawa na łonie przyrody.
Oświeceni mistrzowie żyją w takim stanie większość czasu, bo nie są do niczego przywiązani - nie boją się utraty, śmierci, nie pożądają bezpieczeństwa, luksusu, poklasku i osiągania sukcesów. Akceptują rzeczywistość taką jaka jest, więc cieszą się życiem.
3) stan nieprzyjemny - czujemy się źle i zazwyczaj kojarzymy z tym jakieś myśli; czasem te myśli są prawdziwe (np. czuję się bardzo źle, gdy nieszczęście dotyka bliskiej osoby), ale zazwyczaj są FAŁSZYWE; to brzmi absurdalnie, jednak gdy się martwimy, to zwyczajnie podążamy za pierwszą lepszą negatywną myślą, która pojawia się przy okazji choroby lub zmęczenia organizmu.
Rozpatrzmy pierwszy przypadek - nieszczęście bliskiej osoby. Ktoś bliski, o kim zazwyczaj nie myślisz, bo bycie z nim jest tak naturalne jak powietrze nagle dostaje zawału. Pojawia się realne poczucie utraty, zaczynasz się bać. Przeżywasz jakiś nieprzyjemny stan wewnątrz organizmu, z którym kojarzy się myśl o utracie tej osoby. Od teraz może się zdarzyć, że ilekroć taki stan zostanie wywołany przez inne wydarzenie, pomyślisz o tej osobie. Co gorsza, gdy będziesz w stanie normalnym i pomyślisz o tej osobie, może pojawiać się ten nieprzyjemny stan, a ty możesz zacząć wpadać w kołowrót zamartwiania. Przypadek z realnej sytuacji przechodzi do poziomu iluzorycznych lęków.
Ponieważ starzejemy się, ciało słabnie, umierają nasi bliscy, nasze wspomnienia i wreszcie my sami, stan nieprzyjemny ma tendencję do wygrywania. Z drugiej strony niektórzy starsi ludzie są szczęśliwsi niż za młodu - odpuścili sobie, nie muszą się spinać o byt, bo mają emeryturę. Porzucili ambicje, które miały przynieść poklask, a z perspektywy czasu są mżonkami. Nawet jeśli coś osiągnęli i byli z tego dumni, i tak nikt poza nimi już nie pamięta. Zamiast cierpieć z tego powodu uprawiają marchewkę w ogródku i cieszą się z darowanego im czasu.
Tyle pisania do prostych konkluzji:
- w zdrowym ciele zdrowy duch,
- zdrowy duch ożywi chore ciało :)
Przypomnę podstawowe ćwiczenie: staraj się w każdym momencie uzyskać świadomość chwili obecnej. Zainteresowanych odsyłam do filmików E. Tolle i A. de Mello na Youtube. Najczęściej korzystam z tego ćwiczenia, gdy czuję się źle. Sposób jest prosty:
- czujesz się źle - uświadamiasz sobie, że jest coś nie tak,
- lokalizujesz źródło - myślisz o czymś złym, obawiasz się czegoś, skupiasz uwagę na zagrożeniach,
- przestajesz identyfikować się z myślami - uwaga przesuwa się do 'obserwatora' - patrzysz jak myśli płyną, nie walczysz z nimi poprzez kontrmyśli 'pozytywne', ani nie podtrzymujesz złych myśli, które domagają się kontynuacji,
- po chwili 'złe' myśli odpływają, a nieprzyjemne stany w ciele znikają.
Parę dni temu jednak metoda zawiodła. Nieprzyjemne myśli wracały i drążyły głowę, a stres przenikał ciało. I nagle - pach! Olśnienie. To nie myśli powodowały stres - to stres wynikający z przemęczenia sprawiał, że uwaga została skierowana na myśli, które się w takich momentach najczęściej pojawiają. Czujecie to? Sprzężenie zwrotne - czasem myśli o zagrożeniach generują stres, by organizm przygotował się do walki. Jednak innym razem organizm jest zmęczony i wydzielają się różne hormony. Ponieważ pracuję umysłowo musiało dojść do jakiejś mieszanki, która powodowała stany pulsującego stresu. Za każdym razem gdy ten stres się pojawiał, nieświadomie koncentrowałem się na myślach, jakie zostały skojarzone ze stresem - zagrożenia w biznesie, relacjach z ludźmi.
Nie wystarczało obserwowanie jak myśli znikają, bo nieprzyjemny stan przemęczonego organizmu pozostawał - trzeba było po prostu odpocząć. Nie lubimy słuchać sygnałów z ciała - idziemy po kolejną kawę, popijamy piwko lub napój energetyzujący, które rozładowują nieprzyjemny stan i dzięki temu znikają nieprzyjemne myśli. Jednak ciało nie wypoczywa i potem źle śpimy, stresy wracają, a organizm po dłuższej kuracji wspomagaczami popada w apatię, poczucie pustki i bezsensu.
Bardzo się cieszę, że to dostrzegłem. Niepoddanie się myślom nie wystarczy. Czasem warto się położyć, zdrzemnąć, zjeść świeży owoc, wybiegać zmęczenie psychiczne, a nieprzyjemne myśli same znikają - pojawiają się myśli skojarzone ze stanem relaksacji organizmu.
Zerknijmy wgłąb siebie, jakie myśli nam towarzyszą:
1) stan naturalny - nic nie boli, jesteśmy odżywieni, zapominamy że mamy ciało; na nasze nastroje i humory wpływa otoczenie i własne myśli; jeśli rozmawiamy z kimś pozytywnym, czujemy się dobrze, gdy oglądamy wiadomości, stresujemy się polityką lub śmiejemy z zabawnej anegdotki; jeśli odpływamy w myśli zazwyczaj się nudzimy; stan ma tendencję do utrzymywania się, a że nie jest szczególnie emocjonujący, szukamy okazji do wejścia w stan przyjemności:
2) stan przyjemności - czujemy się dobrze; niektórzy podekscytowani, w euforii, inni w zadumie; można go wywołać w sposób:
2.1) sztuczny, który szybko przemija i nawarstwiany rodzi nieprzyjemne konsekwencje np.:
- palenie, picie, jedzenie smakołyków,
- uniknięcie sytuacji stresogennej, ucieczka w rozrywkę.
Jest to bardziej stan ulgi, ucieczki od nieprzyjemności.
2.2 ) naturalny, np.:
- bliskość z kochaną osobą, okazywanie i przyjmowanie miłości,
- wejście na szczyt góry, bieganie, zabawa na łonie przyrody.
Oświeceni mistrzowie żyją w takim stanie większość czasu, bo nie są do niczego przywiązani - nie boją się utraty, śmierci, nie pożądają bezpieczeństwa, luksusu, poklasku i osiągania sukcesów. Akceptują rzeczywistość taką jaka jest, więc cieszą się życiem.
3) stan nieprzyjemny - czujemy się źle i zazwyczaj kojarzymy z tym jakieś myśli; czasem te myśli są prawdziwe (np. czuję się bardzo źle, gdy nieszczęście dotyka bliskiej osoby), ale zazwyczaj są FAŁSZYWE; to brzmi absurdalnie, jednak gdy się martwimy, to zwyczajnie podążamy za pierwszą lepszą negatywną myślą, która pojawia się przy okazji choroby lub zmęczenia organizmu.
Rozpatrzmy pierwszy przypadek - nieszczęście bliskiej osoby. Ktoś bliski, o kim zazwyczaj nie myślisz, bo bycie z nim jest tak naturalne jak powietrze nagle dostaje zawału. Pojawia się realne poczucie utraty, zaczynasz się bać. Przeżywasz jakiś nieprzyjemny stan wewnątrz organizmu, z którym kojarzy się myśl o utracie tej osoby. Od teraz może się zdarzyć, że ilekroć taki stan zostanie wywołany przez inne wydarzenie, pomyślisz o tej osobie. Co gorsza, gdy będziesz w stanie normalnym i pomyślisz o tej osobie, może pojawiać się ten nieprzyjemny stan, a ty możesz zacząć wpadać w kołowrót zamartwiania. Przypadek z realnej sytuacji przechodzi do poziomu iluzorycznych lęków.
Ponieważ starzejemy się, ciało słabnie, umierają nasi bliscy, nasze wspomnienia i wreszcie my sami, stan nieprzyjemny ma tendencję do wygrywania. Z drugiej strony niektórzy starsi ludzie są szczęśliwsi niż za młodu - odpuścili sobie, nie muszą się spinać o byt, bo mają emeryturę. Porzucili ambicje, które miały przynieść poklask, a z perspektywy czasu są mżonkami. Nawet jeśli coś osiągnęli i byli z tego dumni, i tak nikt poza nimi już nie pamięta. Zamiast cierpieć z tego powodu uprawiają marchewkę w ogródku i cieszą się z darowanego im czasu.
Tyle pisania do prostych konkluzji:
- w zdrowym ciele zdrowy duch,
- zdrowy duch ożywi chore ciało :)
piątek, 28 września 2012
Skoro już wszyscy o tych stopach proc
Ponieważ temat obniżek stóp procentowych i ich wpływu na formowanie dołka bessy jest teraz głównym argumentem przeciwko hossie w Polsce, postanowiłem zrobić trochę inne zestawienie.
W zeszłym roku doszło do rozsynchronizowania wieloletnich korelacji. Europa "uśredniona" wpadła w bessę, a Stany ruszyły na nowe szczyty. Nasz rynek wyrysował coś pomiędzy i poszedł w bok. Prawdziwa bessa toczyła się nie na indeksie WIG czy WIG20, ale na indeksie całego rynku. Spółki weszły w końcu w rejony bardzo atrakcyjnych cen, kursy niektórych firm budowlanych wyceniały już upadłość likwidacyjną z opcją rozgrabienia majątku.
Inwestorów kierujących się fundamentami spółki zaczęły kusić, jednak wielu z nich uzależnia zakupy od dodatkowych sygnałów, wśród których powszechnie używany jest początek cyklu obniżek stóp procentowych. Tymczasem w Polsce, wbrew trendowi europejskiemu, stopy zostały podwyższone, a trend podwyżek jest dłuższy niż w trakcie poprzednich cykli. Ekonomiści zastanawiają się dlaczego RPP zwleka z obniżkami przy rysujących się czarnych chmurach przed gospodarką.
Moim zdaniem przyczyna jest banalna - w Europie mimo dodruków, programów skupu śmieciowych obligacji i innych LTRO podaż pieniądza oscyluje wokół 3%:
tymczasem w Polsce kredyty wciąż płyną na rynek i utrzymywany jest trend ok. 10% nowych PLN rocznie:
Wzrost PKB Polski nie był jednak tak imponujący na tle Eurozony:
Czynniki deflacyjne w Eurozonie i USA wpływały zatem negatywnie na siłę złotego, co zmusiło RPP do podniesienia i utrzymywania wyższych stóp procentowych.
Podstawowy problem inwestorów brzmi: dołek bessy był formowany dopiero kilka miesięcy po rozpoczęciu cyklu obniżek stóp procentowych. Czy tym razem będzie inaczej? Popatrzmy na WIBOR i WIG:
Zasada wyprzedzenia jest rzeczywiście widoczna. Zaznaczyłem również czerwoną linią długość aktualnego cyklu wzrostowego i przesunąłem go na poprzednie okresy - widzimy, że to najdłuższy cykl w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Tymczasem w Europie sytuacja wygląda zupełnie inaczej:
Dla indeksu 50 największych europejskich spółek ostatni dołek wypadł w optymalnym miejscu po szczycie EURIBOR. Warunek startu rynku byka został zatem spełniony.
I CO TERAS? jak to głosi popularny mem internetowy. Często przywołuje się sentencję looserów rynkowych "tym razem będzie inaczej", kiedy po fakcie analitycy zastanawiają się "jak można było kupować na szczycie hossy?". Rozsądnie jest trzymać się zasad i czekać na dołek bessy, czy kupować akcje, które wskaźnikowo są tanie?
Pokazywałem kilka spółek, które wyglądały okazyjnie i zaczęły uciekać. Czy można liczyć, że kupimy jeszcze raz PZU poniżej 300zł?
Siedzę w akcjach od wakacji i wszystkie konta, przez które kupowałem akcje zarobiły. Tylko na jednym jest minus - tam gdzie zabezpieczałem się kontraktami przed spadkami. Teraz zrealizowałem zysk z kilku pozycji i czekam na korektę, żeby odebrać akcje, ale S już nie gram.
W zeszłym roku doszło do rozsynchronizowania wieloletnich korelacji. Europa "uśredniona" wpadła w bessę, a Stany ruszyły na nowe szczyty. Nasz rynek wyrysował coś pomiędzy i poszedł w bok. Prawdziwa bessa toczyła się nie na indeksie WIG czy WIG20, ale na indeksie całego rynku. Spółki weszły w końcu w rejony bardzo atrakcyjnych cen, kursy niektórych firm budowlanych wyceniały już upadłość likwidacyjną z opcją rozgrabienia majątku.
Inwestorów kierujących się fundamentami spółki zaczęły kusić, jednak wielu z nich uzależnia zakupy od dodatkowych sygnałów, wśród których powszechnie używany jest początek cyklu obniżek stóp procentowych. Tymczasem w Polsce, wbrew trendowi europejskiemu, stopy zostały podwyższone, a trend podwyżek jest dłuższy niż w trakcie poprzednich cykli. Ekonomiści zastanawiają się dlaczego RPP zwleka z obniżkami przy rysujących się czarnych chmurach przed gospodarką.
Moim zdaniem przyczyna jest banalna - w Europie mimo dodruków, programów skupu śmieciowych obligacji i innych LTRO podaż pieniądza oscyluje wokół 3%:
tymczasem w Polsce kredyty wciąż płyną na rynek i utrzymywany jest trend ok. 10% nowych PLN rocznie:
Wzrost PKB Polski nie był jednak tak imponujący na tle Eurozony:
Czynniki deflacyjne w Eurozonie i USA wpływały zatem negatywnie na siłę złotego, co zmusiło RPP do podniesienia i utrzymywania wyższych stóp procentowych.
Podstawowy problem inwestorów brzmi: dołek bessy był formowany dopiero kilka miesięcy po rozpoczęciu cyklu obniżek stóp procentowych. Czy tym razem będzie inaczej? Popatrzmy na WIBOR i WIG:
Zasada wyprzedzenia jest rzeczywiście widoczna. Zaznaczyłem również czerwoną linią długość aktualnego cyklu wzrostowego i przesunąłem go na poprzednie okresy - widzimy, że to najdłuższy cykl w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Tymczasem w Europie sytuacja wygląda zupełnie inaczej:
Dla indeksu 50 największych europejskich spółek ostatni dołek wypadł w optymalnym miejscu po szczycie EURIBOR. Warunek startu rynku byka został zatem spełniony.
I CO TERAS? jak to głosi popularny mem internetowy. Często przywołuje się sentencję looserów rynkowych "tym razem będzie inaczej", kiedy po fakcie analitycy zastanawiają się "jak można było kupować na szczycie hossy?". Rozsądnie jest trzymać się zasad i czekać na dołek bessy, czy kupować akcje, które wskaźnikowo są tanie?
Pokazywałem kilka spółek, które wyglądały okazyjnie i zaczęły uciekać. Czy można liczyć, że kupimy jeszcze raz PZU poniżej 300zł?
Siedzę w akcjach od wakacji i wszystkie konta, przez które kupowałem akcje zarobiły. Tylko na jednym jest minus - tam gdzie zabezpieczałem się kontraktami przed spadkami. Teraz zrealizowałem zysk z kilku pozycji i czekam na korektę, żeby odebrać akcje, ale S już nie gram.
niedziela, 23 września 2012
Wyniki ankiety
Tradycyjnie dziękuję czytelnikom za udział w ankiecie. Przyjaciele to oczywiście koszykarze, mamy w końcu demokrację i przytłaczającą liczbą głosów ustaliliśmy prawidłowy wynik.
Teraz pewnie każdy mówi w duchu - wiedziałem, że to koszykarze, średnie i trójka Elliotta mi pokazywały. Inny z uśmiechem pod wąsem obstawia maklerów, bo sentyment na koszykarzach jest już przegrzany (nawet słupek jest czerwony) i należy się solidna korekta.
Na koniec takie małe fiki-miki z AT, które pozwoli wam uchronić swoje portfele przed szemranymi okazjami.
Atlantis - typowa wydmucha don Patro:
Myślę sobie - wszyscy wiedzą, że w stajniach tego ynwestora sam gnój, ale załapać się na pompę, którą od czasu do czasu urządza byłoby fajnie. Luka na 0.37 czeka na domknięcie. Zaglądam zatem na wartość rynkową (ATS_MV), a tam widok zgoła odmienny:
i czar prysł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)