wtorek, 16 grudnia 2008

Natłok spraw

Ostatni tydzień potwierdził prawdziwość praw Murphy'ego. Miałem urwanie głowy, końcówka projektu (przedłużona o miesiąc), zaplanowana wizyta a tu nagle samochód "zdechł" i rozbolał mnie ząb. W natłoku spraw najwyższego priorytetu, ból zęba wysunął się na prowadzenie. Co za ironia - kiedy będę wspominał kiedyś ten czas, zapamiętam ważne projekty i umowy, tymczasem przez prawie tydzień głównym rozpraszaczem świadomości jest jakiś zapalony nerw.

Życie przypomina groteskę. Kreślimy wielkie plany, rozpatrujemy warianty, szacujemy ryzyko, tymczasem niepozorne zdarzenie potrafi wszystko zepsuć. Najpierw złorzeczyłem na złośliwość losu, ale po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać. Jak daleko w ten cały biznes zabrnąłem. Życie sprowadziło się do ciągłego wypisywania problemów i pokonywania ich. Sprawy, które wcześniej traktowałem jak zadania, stały się problemami do rozwiązania. Kiedy jeszcze byłem zwykłym pracownikiem, wyskoczenie do miasta i załatwienie kilku spraw traktowałem jak wyprawę. Coś się działo, jak jeszcze wyskoczyłem razem z kolegą, spędzaliśmy miło czas.

Jak poradzić sobie z natłokiem, często bezsensownych, ale koniecznych rzeczy do załatwienia? Zachodnia "szkoła" mówi - zamienić się w automat i bezrefleksyjnie je robić. Tylko jak długo? Na wschodzie powiedzą - zaakceptuj je, skoro są niezbędne nie dyskutuj, tylko ćwicz swoją cierpliwość jak ogrodnik z Okinawy.

Póki co moje podejście jest typowo zachodnie, pukam się w głowę, widząc jak wiele bzdur przedsiębiorca musi w Polsce robić zupełnie bez potrzeby. 4 księgi podatkowe (2 do vatu, kilometrówka, kpir), 3 przelewy do zusu, 2 przelewy podatkowe. Kiedyś robiłem to szybko i sprawnie, teraz tak tego nienawidzę, że przeciągam do ostatnich terminów. Siedzi we mnie ta cała złość na ten prymitywnie zorganizowany kraj, gdzie człowiek uczciwy gnębiony jest tysiącami przepisów, a złodziej bezczelnie nagina prawo i jest nietykalny.

Dlatego, że wszystko tu jest robione, byś niczego broń Boże nie próbował. Chcesz produkować ser pleśniowy i sprzedawać w lokalnych sklepach? No to załatw tysiąc pozwoleń od wszelakiej maści sanepidów, zbuduj laboratoria, zdobądź koncesje i prowadź księgowość. Nasze prawo tak pięknie brzmi, że na pewno po przejściu drogi przez mękę, będziesz produkował już tylko światowej klasy produkty. A jaka jest rzeczywistość? Na całą procedurę stać tylko wielkie przedsiębiorstwa, które potem mają kompletnie gdzieś przepisy. Weterynarz załatwiony? Ok, to już nie trzeba sprzątać chlewni, dolejmy trochę wody do mleka, spuśćmy ścieki do lokalnej rzeczki.

Nie mam pomysłu na zmianę swojego stanu. Buntuję się przeciwko głupocie naszego systemu, nie potrafię go zaakceptować. Kraje takie jak USA czy GB promują ludzi przedsiębiorczych - po prostu im nie przeszkadzają. Niestety kijem Wisły nie cofnę, jedyne wyjście to albo zaakceptować polską głupotę i pokornie piąć się do góry w jej ramach, albo wyjść bokiem. Ominąć to całe bagno i tworzyć to co się kocha, bez oglądania na otoczenie.

Jestem (nie)stety człowiekiem upartym. W tym co robię, podążam za swoim przeczuciem a nie wymaganiami potencjalnych klientów. Przez to szanse na sukces rynkowy mam mniejsze, ale często tych, którzy zakupili moje programy, udaje mi się przekonać do swoich wizji. Mógłbym zlecić prace księgowe do biura i nie przejmować się nimi, ale uważam je za tak bezsensowne przy moich paru fakturach miesięcznie, że na przekór tego nie zrobię. Dla mnie to to samo, jakby zrobić przepis, że co miesiąc masz napisać ręcznie 1000 razy "dupa", ale żeby nie tracić czasu, wynajmij biuro, które zrobi to za ciebie, jedynie za 150 zł miesięcznie. Po kiego chuja się pytam?? Sam siebie niestety.

No i tak póki co trwam z tym moim problemem. Nie chcę się stąd wyprowadzać, za bardzo lubię swoje małe ojczyzny, rodzinę i zabytki. Chciałbym tylko wypisać się z "mojego" państwa, bo nie widzę już szans na zmianę za mojego życia. A na wejście w szarą strefę póki co nie mam jaj. Zły jestem na siebie z tego powodu, chętnie zarobiłbym pierwszy milion uczciwą pracą na czarno i potem się "zalegalizował" i pierdoły zlecił prawnikom. Bo tylko bogatych Polaków stać na uwolnienie się z biurokratycznej tamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca