czwartek, 26 września 2024

Keto iluzja

 Kiedyś regularnie pisałem o diecie jako lekarstwie na choroby i stylu życia. Wydawało mi się, że po przeczytaniu popularnych książek, wgryzaniu się w blogi i artykuły prasowe, a przede wszystkim po przećwiczeniu większości rozsądnie brzmiących rad na sobie i wyleczeniu schorzeń laryngologicznych w 2000 roku, mam coś do powiedzenia.

Potem przestałem pisać. Po pierwsze: wszystko co miałem do powiedzenia, powiedziałem. I te teksty nadal są według źródeł, które najbardziej mnie przekonują, aktualne. Od 2011 jestem wegetarianinem, z różnym natężeniem dążenia ku czysto roślinnej diecie i odchyleniami ku nabiałowi. Cóż, uprawianie sportu wytrzymałościowego i sporadyczna słabość do lodów nie idą w parze z niskoenergetyczną żywnością. Za każdym razem jednak, gdy jadłem zbyt dużo przetworów mlecznych i jaj, kończyło się to u mnie stanami zapalnymi. Wtedy wracałem do niskoprzetworzonych pokarmów roślinnych i czułem się dużo lepiej - do czasu, gdy musiałem przygotować się do jakiegoś ultra górskiego, w dodatku zimą. Te zmagania jeszcze opiszę, bo chcę podsumować lata łączenia diety ze sportem, postami i terapią zimnem.

Drugi powód nie pisania o odżywianiu to zalew badań naukowych w mediach. Na każdą tezę można znaleźć jakieś badanie potwierdzające i inne, które jej zaprzecza. Siedzę w temacie odżywiania od 24 lat i im więcej tego wszystkiego czytam, tym bardziej widzę swoją niekompetencję i wycofuję się. Z drugiej strony mam coraz więcej argumentów za trzymaniem się tego, co jest głoszone od dziesiątek lat. Po prostu wszystko ma niezliczone odcienie, okna czasowe, w których jest dla nas pożyteczne i poza którymi zaczyna szkodzić. Jakie wnioski można wyciągnąć z badania, które trwało 3 miesiące i dowiodło, że zmieniły się na korzyść określone parametry krwi? A co będzie po 3 latach?

 Dzisiaj postanowiłem zabrać głos w sprawie modnych od kilku lat diet niskowęglowodanowych. Diety keto i low carb zyskują na popularności, bo pozwalają w dość krótkim czasie schudnąć i pozbyć się chronicznych dolegliwości. Rozumiem ten zachwyt, bo sam w 2000 roku przeżyłem coś podobnego po odstawieniu cukru, mleka, mąki i soli pod wpływem książki Tombaka. Kiedy wyleczysz się dietą i ćwiczeniami ze schorzeń laryngologicznych, które uprzykrzały ci całe dotychczasowe życie, a konwencjonalna medycyna nie mogła nic poradzić poza doraźną ulgą po zażyciu koktajlu lekarstw, stajesz się osobą wierzącą. Otwierasz się na testowanie różnych, często nierozsądnych, czasem niebezpiecznych koncepcji. Skoro prosty "protokół" w 3 tygodnie dokonał to, czego od lat nie mogła medycyna, zaczynasz wierzyć, że możliwe jest wyleczenie dowolnych schorzeń.

Niestety, nasze organizmy nie są w stanie wszystkiego zregenerować. Czasami zanik, zwłóknienie jakiegoś organu wyłącza go na dobre i nasze przeżycie zależy od lekarzy. Bardzo chcę do tego nie dopuścić, stąd od początku skupiam się na poszukiwaniu tego, co działa w skali dekad. 


"Spiskowa" piramida

Uwaga: w poniższym tekście stosuję uproszczenia i przejaskrawienia. Zdaję sobie sprawę, że wielu dietetyków popierających diety niskowęglowodanowe zjadłoby mnie argumentami. Niemniej w dalszej części zamieszczę źródła, których krytykę chciałbym posłuchać.

Fundamentem wykładów o dobroczynności diety keto jest rzekomy spisek przemysłu cukrowo-margarynowego sprzed kilkudziesięciu lat, który o wszystkie choroby obwinił tłuszcz odzwierzęcy. Od tego czasu ludzie porzucili jedzenie mięsa na rzecz przetworów mącznych z olejami roślinnymi i obserwujemy eksplozję zawałów, cukrzycy, raka i innych schorzeń cywilizacyjnych.

Symbolem spisku jest piramida żywieniowa oparta o węglowodany (warzywa, owoce, pieczywo, kasze, strączki):


Rzekomo dzisiejsze owoce i warzywa nie mają witamin, owoce to głównie cukier, który powoduje wyrzuty insuliny i prowadzi do insulinooporności a w konsekwencji cukrzycy.

Problem z tymi wywodami jest taki, że dieta przeciętnego Amerykanina, na którym robione są badania, jest kompletnie, zupełnie, absolutnie inna od rekomendowanej przez państwowe instytucje. Prędzej wygląda tak:


Nie dziwi zatem, że kiedy odstawi się wszystko, co ma cukier (słodkie napoje, słodycze), mąkę (naleśniki, pizze, makarony, chleb tostowy, bułki) i co jest smażone na oleju roślinnym (czipsy, frytki, przekąski), pozytywne efekty zdrowotne pojawiają się niemal z dnia na dzień.

Zerknijmy teraz jacy ludzie współtworzą piramidę żywieniową (traktowaną jako kompromis między tym co powinniśmy jeść, i tym co ludzie chcieliby jeść, a co i tak nie jest przestrzegane).

Trwające 75 lat badanie, angażujące setki lekarzy i naukowców:


Film ma 25 minut. W ogóle polecam kanał Plant Chompers, szczególnie sekcję, w której autor debunkuje dietetycznych guru i influencerów. Obejrzyjcie, wyciągnijcie wnioski sami.

Co zostaje po odstawieniu źródeł węglowodanów? To, co składa się głównie z białka i tłuszczu: nabiał i mięso, do tego jakaś zielenina, kilka wybranych warzyw i jeszcze mniej owoców. Zdecydowana większość kalorii ma pochodzenie odzwierzęce. Wiem, że istnieją diety roślinne low carb, ale w tym momencie analizuję talerz przeciętnego keto neofity.


Ketony vs rak

Moje okresy flirtowania z nabiałem zbiegły się z falą filmów o insulinooporności. Latem w trakcie upałów miewam zgony po posiłkach, więc zacząłem doszukiwać się problemów z absorpcją cukru. Zmniejszyłem spożycie owoców, potem jak to niewiele zmieniało, odstawiłem kawę. Teraz zaczynam podejrzewać, że po prostu tak reaguję na upał. W każdym razie włączenie jaj, kefiru, jogurtu do codziennej diety oraz uzupełnianie deficytów kalorycznych oliwą za każdym razem kończyło się nawrotem stanów zapalnych w ciągu kilku dni. Wracałem zatem do diety węglowodanowej i dolegliwości ustępowały.

Dlaczego w ogóle eksperymentowałem z low carb? Jakiś czas temu Bartek Czekała udzielił bardzo ciekawego wywiadu, w którym przybliżył jak komórki nowotworowe odżywiają się glukozą i glutaminą:



Linkuję wywiad, bo nie chcę pomieszać terminów. Wniosek z wywiadu jest taki, że gdyby w trakcie terapii odżywiać się tłuszczami, czyli komórki zamiast glukozą żywiłyby się ketonami, to byłaby szansa zagłodzić komórki rakowe.

To bardzo ciekawa teoria i gdyby dotknął mnie lub kogoś bliskiego nowotwór, zacznę ją intensywnie zgłębiać. Ostatnio jednak trafiłem na materiały o ryzyku długotrwałego stosowania diety niskowęglowodanowej.


Glukoza z białka i blokujący efekt tłuszczu

Youtube podrzucił mi kilka wywiadów z twórcami kanału Mastering Diabetes. Tutaj pierwszy raz zetknąłem się z opisem w jaki sposób wysokie spożycie tłuszczu powoduje skoki cukru po zjedzeniu np. banana (nadmiar tłuszczu wnika do komórek mięśni i wątroby i blokuje wchłanianie glukozy, przez co ta dłużej utrzymuje się we krwi):


Wpływ dodania 60 gr tłuszczu do posiłku na poziom glukozy we krwi


Co gorsza, jeśli posiłek jest białkowo-tłuszczowy, efekt jest wzmocniony, ponieważ przez 8 godzin od spożycia organizm zamienia na glukozę (glucogenic amino acid) 20-40% białka:


W ten sposób będąc na diecie ketogenicznej, spożywając ledwie 10% kalorii z węglowodanów, można nieświadomie nabawić się insulinooporności!

Cały wykład znajduje się tutaj:



Bonus - test długowieczności

Na koniec polecam obejrzeć serię 3 filmów o tym, jak długo żyli krzewiciele różnych teorii żywieniowych. To właśnie jeden z tych powodów, dlaczego zawsze wracałem do roślin. Mimo, że nie mam pamięci do wszystkich mechanizmów przedstawianych przez lekarzy, nie potrafię ich weryfikować, nie mam problemu z dostrzeżeniem oczywistości:




Wniosek? 

Jakkolwiek jestem przekonany, że żyją sobie w świetnym zdrowiu 100-latkowie na diecie keto, dla szerokiego społeczeństwa najzdrowsza jest dieta oparta w większości o niskoprzetworzone rośliny. Low carb nie jest panaceum na długie, zdrowe życie, ale może być świetnym rozwiązaniem, kiedy chcemy wyjść z otyłości, insulinooporności, początków cukrzycy. Potem jednak zdecydowanie szukałbym zdrowej diety opartej o węglowodany złożone. Kolejna wielka nadzieja to antyrakowe właściwości ketonów.


36 komentarzy:

  1. Słuszne wnioski. Z dietami trudno o jednoznaczne wskazania, ponieważ prawie nie da się tego zbadać. Więc nawet w świecie profesjonalnym królują przekonania, a badania rzadko mają niezbędne matematyczne podstawy.

    Jak w każdym tego typu przypadku pozostają znane z życia zasady: 1) jeśli coś Ci pomaga, to niezależnie od badań czy autorytetów, rób to; 2) fascynacje i eksperymenty są dobre, ale najlepszy jest umiar i różnorodność; 3) nic nie będzie złotym graalem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Firmy już pracują nad personalized medicine ale niewiele się to różni od personalized diet. Jeśli pomyśleć, że jesteśmy fabryką chemicznych procesów - każdy trochę inną, to zalecenia dietetyczne też pod takie personalizacje będą podpadać. (np. ktoś może mieć upośledzone przyswajanie czegoś i dietą próbuje się kompensować braki z tego wynikające). Problemem jest mierzenie tego co sie dzieje wystarczajaco dokladnie i wyciąganie właściwych wniosków - temat na dekady ale postęp w dziedzinie postepuje. Coraz więcej danych jest zbieranych co pozwala budować lepsze modele (ciekawostka: smart syringes)

    Mnie to tez posrednio tłumaczy dlaczego tyle jest teorii, pozornie ze sobą sprzecznych. Po prostu nie aplikują się do wszystkich osób, bo nie mogą.. nie jesteśmy tacy sami. Dla jednych banał, dla innych może otwierające oczy.

    To wszystko jeszcze pośród rzeczywistej pseudo-nauki, ciężko się w tym odnaleźć.



    Co do raka, również uważam że dietą można dużo zdziałać. Zwłaszcza jeśli organizm jest nadal w niezłym stanie (jeśli wykrycie i leczenie nie nastąpiło za późno).
    Ale o ile książek o dietach wspomagających leczenie onko (w trakcie i po) jest sporo, na oddziałach onkologicznych bez problemu znajdzie się dietetyka i ludzie jakoś sami rozumieją, że "jedzenie daje siłę" więc szukają takiej wiedzy.. uważam, że jednym z tematów, który jest mocno zaniedbany jest podejście psychologiczne do choroby, oswojenie jej.

    że wiele przypadków, które w świadomości społecznej istnieją jako "wyrok" może mieć charakter choroby przewlekłej jeśli zadziała się szybko i zadziała na wielu frontach (dieta, aktywność fizyczna po leczeniu!)

    Polecę jeszcze książkę "Cesarz wszech chorób - biografia raka" wydana po polsku, której autorowi częściowo przyświecało takie oswojenie tematu, który według wielu opinii stanie się okrutnie powszechny.


    OdpowiedzUsuń
  3. Walczę już dobra dekadę o lepszą jakość życia właśnie poszukiwaniem i samoobserwacja . Dokuczały mi dolegliwości bólowe stawów i mięśni a konwencjonalne leczenie zalecające leki przeciwbólowe prawdopodobnie doprowadziły do uszkodzenia śluzówki żołądka. Zaczynałam od przewagi roślin przy czym z redukcja tłuszczu. Skończyłam na zaleceniach dr. Kwaśniewskiego i póki stosuje odżywianie białkowo tłuszczowe z dodatkiem warzyw jest ok. To prawda że każdy organizm jest inny i na co innego niedomaga dlatego metoda prób i błędów jest jak na razie jedyna drogą plus ciekawostki z badań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dodam , że wcześniej odzywialam się nazwijmy to " przypadkowo" , tym co było lub co smakowało lub byle czym z braku czasu , chęci , świadomości. Z grubsza przeanalizowałam dietę własnych rodziców i konsekwencje chorobowe oraz przyczynę śmierci jak i ich wiek. To zarówno ciekawe jak i istotne dla mnie jak sądzę.

      Usuń
    2. Spotykam się dość często z podobnymi świadectwami. Diety roślinne mają dwie zasadnicze wady:
      - bez suplementacji witaminą B12 można w ciągu kilku lat doprowadzić w ciągu kilku lat do poważnych problemów neurologicznych, anemii
      - czasami brakuje nam jakichś bakterii w jelitach, które trawią określony pokarm. Jeśli dawki tego pokarmu są zbyt duże, mogą prowadzić do alergii, stanów zapalnych, nawet zatruć. To co prawda dotyczy każdej diety, równie dobrze można nie trawić jakiegoś mięsa.
      Tutaj ciekawie omówił pewien ekstremalny przypadek dr Carvalho:
      https://www.youtube.com/watch?v=n4no6etMijA
      W innych filmach omawia "trenowanie" flory bakteryjnej, żeby była w stanie trawić określone pokarmy (włącznie z odkręcaniem alergii na orzeszki ziemne). Widać jak złożony to problem: bez dobrego dietetyka z aparatem badawczym bardzo ciężko samemu zdiagnozować, które składniki żywności są dla nas szkodliwe.
      Pozdrawiam i życzę sukcesów na Drodze

      Usuń
    3. Dzięki i wzajemnie. Oprócz tego co opisujesz , wydaje się istotnym spojrzenie całościowe na człowieka,
      ile ma radości w życiu , ile czasu na relaks i odpoczynek czyli jaki tryb życia prowadzi , jak bardzo obciążony jest stresem etc . Organiczna jakość pożywienia . Skażenie żywności na etapie uprawy -produkcji . Podobno podlegamy masowej antybiotykoterapii poprzez spożywanie mięsa skażonego antybiotykami stąd flora bakteryjna musi być eliminowana a odbudowa trwa lata. Miejsce zamieszkania i jego walory zdrowotne. Wszechobecne promieniowanie. I tak dochodzimy do wniosku , że w zasadzie to mamy pod górkę ale cóż trzeba naprzód :) .

      Usuń
    4. Podpisuję się obiema rękami :)

      Usuń
  4. Ja zacząłem stosować dietę low-carb z powodu insulinooporności i obecnie Siofor + low carb = duży spadek wagi i znacząca poprawa insuliny.
    Ale to co mnie zaciekawiło, to kwestia że na dłuższą metę dieta low carb może też spowodować insulinooporność - to znaczy, że mogę się nabawić nawrotu? Ciekawe!
    Dzięki, Dedek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że "na dłuższą metę" to słowo klucz. Dopóki low carb działa i są benefity, to bym korzystał. Myślę, że warto zapoznać się z materiałami Mastering Diabetes i wywiadami, których udzielają i gdyby w przyszłości pojawiły się jakieś wyższe odczyty cukru, będzie wiadomo czym są spowodowane. Ponadto gdyby pojawiły się wyższe odczyty cholesterolu, nie ignorowałbym ich. Tylko to raczej proces na lata, podczas gdy benefity z low carb są w skali tygodni-miesięcy, więc nie ma co panikować.

      Usuń
  5. Hej, dzięki, świetny wpis. W pewnym momencie zacząłem eksperymentować z czasowym postem, jak i bardziej świadomym analizowaniem wpływu tego, co zjadłem na samopoczucie. Efekty może nie zawsze są miłe ( bo chciałoby się sięgać po te wszystkie przekąski), ale jednak zmiana w samopoczuciu, łatwość w radzeniu sobie z chorobami robi różnicę. Każdemu polecam obserwację przede wszystkim samego siebie, bo tak jak napisał jeden z komentujących powyżej: jesteśmy różni i różne rzeczy będą nam sprzyjać bądź przeszkadzać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, od 10 lat borykam się z problemami zdrowotnymi ze względu na boreliozę. Brałem antybiotyki, które niewiele pomogły. Mam różne „dziwne” objawy - m.in. stawowe, z układu nerwowego i wiele innych. Ogólnie naliczyłem chyba z kilkanaście różnych dziwnych objawów, które występują z różnym natężeniem. Ogólnie jakoś da się żyć, ale co chwilę coś dokucza.
    Próbowałem kilkukrotnie postu Dąbrowskiej. Za pierwszym razem po 6 tygodniach duża poprawa (na parę miesięcy), potem kolejne posty, ale już bez takich fajnych efektów. Przez dość długi czas (kilkanaście miesięcy z wyjątkami na jakieś wyjazdy/swieta) trzymałem dietę z ograniczeniem cukrów prostych i nabiału krowiego - szału nie było, może było lepsze ogólne samopoczucie, ale objawy ciągle były, natomiast minusem było jakby rozdrażnienie, gorzej pracujący umysł - jakby tego cukru jednak mózgowi brakowało.
    Stosowałem też przez 6 miesięcy dietę eliminacyjną (zrobiłem test na nietolerancje pokarmowe i wykluczyłem ileś tam produktów, które w tym teście wyszły). Szału też niestety nie było.
    Przez lata żywiłem się też w dość dużym stopniu żywnością ze sklepów eko.
    Zastanawiam się, co jeszcze mogę na sobie przetestować.
    @Dedek Czy mógłbyś podpowiedzieć, co ewentualnie jeszcze warto byłoby poczytać/sprawdzić/przetestować? Widzę, że masz ogromną wiedzę i doświadczenie w temacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę w temacie boreliozy nie mam żadnej wiedzy :/ W 2020 ugryzł mnie kleszcz i miałem rumień - musiałem wziąć antybiotyk i rumień zniknął. Naczytałem się, że prątki boreliozy mogą się ukryć gdzieś w stawach itp. i potem po latach wychodzić jak organizm jest osłabiony, ale lekarka twierdziła, że to mało prawdopodobne.
      Przeczytałem też coś w stylu, żeby nie demonizować boreliozy, bo np. mieszkańcy regionu wokół parku białowieskiego mają podwyższone przeciwciała na boreliozę, bo tam prawie każdy łapie kleszcze, a mimo to normalnie funkcjonują. Wydźwięk był taki, że organizm sobie poradzi.

      Na pewno próbowałbym naturalnych sposobów wzmacniania organizmu i mikrobiomu jelitowego, który odpowiada za odporność. Słuchałem wywiad z profesorem, który całe życie zawodowe zajmuje się bakteriami jelitowymi i wg niego współczesny człowiek na skutek jedzenia żywności z substancjami konserwującymi oraz antybiotykami (mięso) ma tylko 40% gatunków bakterii w stosunku do plemion prymitywnych.

      Więc w razie takich dolegliwości starałbym się podwójnie wzmocnić:
      - ruch i ćwiczenia oporowe - stymulują organizm do regeneracji i wzrostu
      - wprowadziłbym na codzień kiszonki, czasem kefir, żeby wzmocnić florę bakteryjną w jelitach i odporność
      - w czasie dolegliwości kombinowałbym z czosnkiem, kurkumą, imbirem - mają właściwości antybakteryjne - raczej nie zaszkodzi, a może pomóc, nieprzypadkowo ludzie stosują takie mikstury
      - suplementacja D3 w okresie jesień-zima-wczesna wiosna a od kwietnia do września dużo spacerów na słońcu, żeby samemu syntezować tą witaminę

      Moje doświadczenia są generalnie takie, że zdrowa roślinna dieta + umiarkowany sport + odstawienie alkoholu i słodyczy = lepsze samopoczucie.
      Traktowałbym boreliozę jako schorzenie odwracalne, ale w długim terminie, pod warunkiem, że wzmocnimy organizm i układ odpornościowy.

      Usuń
    2. Płyn Lugola do odkażenia rumienia? Bo raczej nie do picia, można doprowadzić do nieodwracalnych uszkodzeń tarczycy.

      Usuń
    3. Dzięki! A jeśli dieta roślinna, to co trzeba dodatkowo suplementować? Tylko witaminę B12, czy coś jeszcze jest niezbędne? W jakich ilościach suplementujesz B12, jak jesteś na diecie roślinnej?
      Czy np. jedzenie mięsa raz w tygodniu zapewniałoby zapotrzebowanie na B12?

      Usuń
    4. Dobrze zbilansowana dieta roślinna ma wszystko co potrzebne. Samo B12 też kiedyś nie było problemem, bo tej witaminy jest pełno w glebie i np. dzikie szympansy mają jej pod dostatkiem, a szympansy w ZOO muszą mieć suplementowaną (podobnie jak zwierzęta hodowane na mięso dostają w b12 w paszy).

      Obecnie ze zrozumiałych względów rośliny są myte i część z nich uprawiana w dość sterylnych warunkach, więc bio-zanieczyszczenia z b12 są usuwane. Dlatego jeżeli nie jesz regularnie nabiału, ryb (z tego co pamiętam śledź jest dobrym źródłem) i mięsa, suplementowałbym witaminę kilka razy w tygodniu.

      Suplementuję dodatkowo witaminę d3 w okresie jesienno-zimowo-wczesno-wiosennym od czasów koronawirusa i zauważyłem znaczący wzrost odporności w tym okresie.

      Usuń
    5. Empiryczna suplementacja D3, czy dawki w ciemno? Tzn. sprawdzałeś jej poziom we krwi?

      Usuń
    6. ADEK w dawkach bardziej dla dzieci niż dorosłych.

      Usuń
    7. Warto zbadać /D3/ z wielu względów. Zdecydowana większość znanych mi wyników -niedobory różnego stopnia, a stosowana suplementacja -niewystarczająca. Test laboratoryjny 80pln, kasetkowy do /późniejszej/samokontroli -naście.

      Usuń
    8. Latem spędzałem na słońcu kilka godzin dziennie, więc raczej miałem pod dostatkiem. Zimą nie zdziwiłby mnie niedobór.

      Usuń
  7. Witajcie.
    Do diet dodałbym sposób łączenia grup pokarmów, określany jako dieta rozdzielna lub Hay-a. https://www.wygodnadieta.pl/blog/dieta-rozdzielna
    Próbowałem i działa. Można jeść wszystko ale oddzielać czasowo od siebie białka (mięcho) od węglowodanów bo trawione są w odmiennych środowiskach (kwasowym lub zasadowym).
    Borelioza: kiedyś miałem schizę bo zawsze ich dużo łapię i po rumieniu kiedyś ze strachu zastosowałem metode ilads (4 antybiotyki na raz przez 3 m-ce) bo niby (jak pisze Dedek) przechodzi różne fazy i przemieszcza się pomiędzy krwią a błonami komórkowymi. To było straszne i ciężko było odbudować florę bakteryjną i do dziś nie wiem co to zrobiło mojej wątrobie. Do tego co napisał Dedek dodałbym prewencję (ubiór, sprawdzanie siebie, nie łażenie po chaszczach) oraz zioła przed sezonem (czystek, rdestowiec japoński- rośnie powszechnie). Pozdrowienia dla gospodarza i gości. Sceptyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, to teraz wiem skąd Tombak wziął swoje zasady łączenia pokarmów. Te same informacje czytałem w 2000 roku u niego. Od wtedy nie rozcieńczam posiłków płynami. Zazwyczaj piję przed posiłkiem lub długo po. Zresztą zjadam tyle warzyw, że nie muszę pic. Nawet jeśli to mit, akurat ja dużo lepiej trawię bez napojów.
      Kiedyś też pilnowałem, żeby nie łączyć deseru z białkowym obiadem. Niedawno widziałem jakieś nowe zasady łączenia posiłków, żeby cukier we krwi nie skakał i chyba jest na odwrót: najpierw białko, potem węgle. A w tej starej było: najpierw przetraw lekkostrawne węgle, a potem jedz białko, żeby nie zostało zbyt szybko przesunięte z szybciej strawionym pokarmem do jelit. Przyznam, że nie stosuję już tego, bo nie wiem co na to nauka, no i przestałem się przejadać i nie mam żadnych problemów z trawieniem.

      Usuń
  8. Dieta keto to dieta eliminacyjna i trzeba o tym pamiętać. Ciekawym przykładem jest dr Jordan Peterson i jego córka, którzy są na diecie skrajnie eliminacyjnej (dieta lwa) i pozwoliła ona wspomnianej córce wyleczyć się z bardzo wielu chorób. Ale to dowód anegdotyczny. Jako sympatyk diet keto/carnivore nie będę jednak wypowiadał, bo każdy powinien, co zostało to kilkukrotnie wspomniane przede wszystkim słuchać organizmu. Jednakże jeśli jesteśmy przy tym temacie, to polecę kanał na YT i pogadanki/wykłady niejakiego 'Profesora'. Myślę, że dla każdego z tu komentujących będzie tam coś wartościowego, niezależnie na jakiej jest diecie.
    P.S. Na kanale jest kilkoro publikujących, ale ciężko mi powiedzieć coś o reszcie, na pewno 'Profesor' ma najwięcej video, więc trudno nie znaleźć:

    https://www.youtube.com/@SCETV/featured

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem kilka wywiadów z tym profesorem, mądry człowiek.

      Usuń
  9. Polecam jeszcze przyjrzeć się takim autorom jak : prof. Grażyna Cichosz, Ewa Bednarczyk Witoszek oraz autorowi z tego kanału :
    https://www.youtube.com/watch?v=VGFd3QxEwVQ.
    Moim skromnym zdaniem próbować można wiele, tak samo jak i poddawać pod wątpliwość, zestawiać dane i analizować dostępną wiedzę. Korzystam też ze źródła wiedzy dot. ziół od dr Różańskiego. Może jeszcze gdzieś da się odszukać i wydrukować Fitoterapię 1, 2 i 3 jego autorstwa. Sztuką jest stać się "lekarzem" dla siebie samego tak długo jak tylko się da , a przede wszystkim nie iść na łatwiznę w postaci kupna produktów przetworzonych .

    OdpowiedzUsuń
  10. Ktoś pytal o boreliozę. Podobno jad pszczeli eliminuje krętki,całkowicie wycofuje boreliozę. Podobno. Będę częstował niedługo swojego brata. Ma zaawansowaną,a ja mam pasiekę ;) zobaczymy jakie będą wyniki badań. Podobno też dieta keto (tak twierdzą ludzie ,którzy mieli boreliozę) poprawia wyniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, bo w tym roku znowu złapałem kleszcza, ale już nie poszedłem do lekarza. Daj znać czy bratu się poprawi po kuracji jadem.

      Usuń
  11. Dedek, przypomnij proszę, jak objawiają się stany zapalne w Twoim przypadku po spożywaniu pewnych produktów. Czy chodzi o nadmiar śluzu, krosty czy jakieś inne, mniej widoczne objawy związane na przykład z samopoczuciem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stany zapalne objawiają mi się puchnięciem i bólem dziąseł. Jem dużo orzechów, roślin włóknistych, owoców z nasionkami, czasem kiszoną kapustę. Często fragmenty orzechów wkuwają się w dziąsła czy szczeliny między zębami, ale wystarczy przepłukać wodą i nic się nie dzieje. Natomiast jak wypiję alkohol czy właśnie kilka dni z rzędu jem białkowo-tłuszczowo, to dziąsła stają się nadwrażliwe i kiedy resztki włókien/orzechów/nasion dostają się między zęby, to gryzienie staje się nieprzyjemne. Muszę używać nić dentystyczną, bo napuchnięte dziąsła ciężej przepłukać. Kiedyś jak jadłem mięso, to nawet krwawiły.
      Obecnie takie sytuacje są bardzo rzadkie, po odstawieniu alkoholu zapomniałem o nich.

      Usuń
    2. Sorry, że się wtrące ale to jest niesamowite co opisujesz. U mnie wręcz odwrotnie ,dieta z przewagą roślin i orzechów a także owoców doprowadziła mnie do incydentu dusznicy bolesnej jak stwierdzono. Niesamowite jest to, że każdemu co innego służy. Przestawienie się na białko tłuszcz plus roślinki wzmocniło wydolność wysiłkową poprawiło wygląd skóry, zmniejszyło próg odczuwania bólu. Podobnie odnośnie wspomnianej boleriozy. Łapie co roku kilka kleszczy i w odstępie kilku lat sprawdzam czy nie mam boreliozy i nic kompletnie nic. Czy to jest szczęście czy odporność to nie wiem. Oczywiście żaden model żywieniowy nie zrobił cudu w kilka tygodni bo trzeba było długich miesięcy i potem lat. Teraz już robię odstępstwa od wprowadzonych zasad eksperymentując ale radykalnie nie przegina mnie w stronę roślin czy zwierząt . Dzięki za ten interesujący wpis

      Usuń
    3. Różnorodność produktów roślinnych, które sprowadzamy z całego świata, jest tak duża, że prawdopodobnie nasza mikroflora jelitowa nie daje rady wszystkich rozkładać. Ponadto jest osłabiana przez konserwanty z żywności i antybiotyki, które przenikają ze zwierząt. Dzięki temu nie zabijają nas grzyby, pasożyty i bakterie. Ceną są alergie, wzdęcia itp.

      Gdybyśmy żyli na wsi jak nasi przodkowie i jedli to, co rodzi nasza ziemia, nie byłoby z tym problemu, bo nieustannie bylibyśmy zanurzeni w świecie tych samych szczepów bakterii. Stąd porady, żeby kupować wyłącznie lokalną żywność. Baardzo ciężkie do spełnienia dzisiaj. Zgłębię ten temat, bo w sumie zimą prawie wszystkie warzywa i owoce mamy z importu.

      Dzięki za komentarz.

      Usuń
    4. Tak się składa, że pamiętam z dzieciństwa asortyment produktów z czasów coraz większych niedoborów.Na tzw. rynku od samego rana , w konkretnym dniu ,można było kupić regionalne produkty począwszy od wiejskiego twarogu , śmietany , jaj, poprzez wszystkie możliwe rodzime i sezonowe warzywa i owoce , świeżo wykopane, świeżo zebrane itd. Sporo ludzi miało swoje ogródki, działeczki . Około południa nie było już śladu po świeżych ogórkach, ziemniakach, i wszystkich zieleniach .  Miasto wchłonęło całą produkcję gospodarzy :) . Pomarańcze, to był rarytas chyba tylko na Boże Narodzenie :) . Banany kupił ktoś, kto miał celiakę na wydzielonym stanowisku w sklepie .Chlebek z piekarni ,którego zapachu i smaku się nie zapomina :) . Orzechy , czy migdały raczej były niedostępne lub drogie, natomiast słonecznik bywał . Te wykopki szkolne, czyli przymus młodzieży szkolnej zbierania ziemniaków i możliwość zabrania ze sobą tyle ile zdołało się unieść ...na placki ziemniaczane..mniam :) .Trudno mi powiedzieć , czy ludzie w związku z tym byli zdrowsi, żyli dłużej i czy cierpieli na problemy gastryczne ? .A jeśli, to czy to były pojedyncze przypadki, czy jakaś masowość. Nie ma nic pewniejszego jak dotarcie do źródeł, czyli możliwość zadania pytania ówczesnym lekarzom , o to ,na  co uskarżali się pacjenci. Może dziś można podłubać w statystykach . Myślę, że każdy z nas ma własną historię żywieniową a wraz z nią pewne predyspozycje lub ich brak. Myślę też , że wraz z odkryciem antybiotyków i ich wdrożeniem zarówno do produkcji roślinnej i zwierzęcej jak i leczeniem nimi ludzi ma swoje za i przeciw. Powstały roślinne i zwierzęce monokultury, które wiadomo , że będą podatne na inwazje czy to chorób , czy szkodników. Oczywiście z gospodarczego punktu widzenia wzrosła opłacalność hodowli i produkcji , ale co i rusz słychać o chorobach dziesiątkujących czy to plony czy pogłowie zwierząt. Jeśli przyjrzeć się starym metodom hodowli i uprawy to można dostrzec , że był to obieg w dużej mierze zamknięty-cyrkulacyjny. Teraz chyba w pewnym sensie też jest ,tyle że w innej zupełnie światowej skali. Czy powrót do upraw ekologicznych to potrzeba , czy moda - kolejna komercja ? . Powołując się na różnego rodzaju argumenty można wykreować zasadne wnioski . Zdrowy rozsądek :) podpowiada, że człowiek zasiedlając pewien region , skazany był na odżywianie się tym , co było w jego zasięgu . Dziś dochodzi , myślę sobie , do nadmiernej eksploatacji środowiska pod postacią upraw/hodowli  na światową skalę, by sprzedać własną produkcję komuś zza gór, lasów i mórz , czyż nie ? . Ciekawym jest , co spowoduje i czy ? -  określone zmiany na tzw. lepsze i czy one w ogóle sa możliwe , bo zawsze jest coś kosztem czegoś. Wspomniane przez Ciebie konserwanty o coraz lepszym i zapewne tańszym sposobie zastosowania  są zwykłym biznesem . W miejsce soli , cukru, octu czy  pasteryzacji pojawiły się różne substancje konserwujące , zasilające łańcuch pokarmowy , w tym  człowieka oraz wspierające biznes ,umożliwiając nam inwestowanie w zwycięzców :) . Czyż w jakiejś mierze nie należy przekonywać konsumentów - w myśl powiedzenia " każda sroczka swój ogonek chwali :) ?. Inaczej mówiąc, ile w tym wszystkim prawdy a ile interesów  :) ? .

      Usuń
    5. Również pamiętam tamte czasy (rocznik 81). Ludzie żyli wtedy krócej, bo było mniej lekarstw, strasznie kopcili papierosy i pili gorszy alkohol - rozpowszechniona była wódka, piwo słabej jakości a prawdziwe wino było praktycznie niedostępne, nazwa była zastrzeżona do tanich jaboli). Mimo, że mieliśmy świeże warzywa i owoce z własnej działki, chleb produkowano na zakwasie a mleko po dniu robiło się zsiadłe, to też w okresie zimowym i na przednówku jadło się głównie przetwory. Pierwsze świeże warzywa na wiosnę to były rzodkiewki i domowa rzeżucha :)
      Jadło się dużo przetworzonego mięsa (kiełbasy, parówki, kabanosy, wędliny). Sałatka warzywna to głównie jajko, groszek konserwowy i majonez.
      Do tego w latach 90-tych był zalew śmieciowego jedzenia (mrożonki, puchowe pieczywo, gotowe budynie, galaretki itp) i najgorszych słodyczy z zachodu (cole, słodzone napoje, czekolady 25-30% na bazie utwardzonych olejów roślinnych, batony, czipsy, lody koncernowe itd.). To się przyczyniło do epidemii otyłości i schorzeń cywilizacyjnych, ale współczesne chemikalia są w stanie podtrzymywać dłużej życie.

      Usuń
    6. A to sobie powspominaliśmy :)  . Średni wiek umieralności dla 6 -ciu osób moich przodków ( dziadków i rodziców ) to 70,5 roku. Z czego dla połowy to 58 lat, a dla drugiej połowy 83 , czyli taka rodzinna statystyka . Ci , którzy dorastali i mieszkali przez większość życia na wsi, żyli dłużej , ci z miasta odwrotnie. Jedna z nich była nałogowym palaczem dożywając wieku 86 lat. Alkohol nie był nadużywany przez żadną ze stron . Tylko jako ciekawostka , bo próbka jest zbyt mała .  Przekrój czasów istnienia życia u przodków rozpoczyna się długo przed drugą wojną światową , więc warunki życia-odżywiania zmieniały się na przestrzeni lat . To co by zaniżało wiek statystycznie - brnąc dalej ,to śmierć niemowląt oraz wypadki przy pracy czy traumatyzujące przeżycia  . Tak jak piszesz Dedek , chemia medyczna  potrafi coraz dłużej podtrzymywać życie, stąd wzrost średniej życia jako jeden z czynników . Odżywianie to jedno , ale pozostałe czynniki to kolejne faktory . Co mnie zastanowiło w Twoim wpisie, to pytanie , co zadziała na przestrzeni dekad ?. Moim zdaniem odżywianie i owszem , ale też multiplikacja czynników pozostałych . Podobno już na etapie życia płodowego człowieka wpływ czynników zewnętrznych w tym odżywianie determinuje predyspozycję do zapadania na choroby , jak również  nabywana i utrzymywana  " jakość "organizmu już w okresie rozwoju , dorastania i dalszego życia . Sporo jednostkowych  zmiennych jak na moje oko :) . Możemy chyba raczej obstawiać wege lub keto i pokrewne czy płynnie przechodzić na zmianę diety  , by na koniec wyliczyć statystykę ale trzeba by też dołączyć pozostałe czynniki dieto - niezależne .Już sama reakcja na stres i jego przewlekły wpływ zmieni-wpłynie na pozostałe  parametry, w tym ilość i jakość tego co w stresie dany osobnik zjada , jak to trawi i  jak to , co spożył wykorzystuje  jego organizm .  Myślę, że , jak to W. Buffet mawia ..... ocenianie ryzyka na podstawie jednej zmiennej może prowadzić do absurdów, zaś lepiej mieć rację w pewnym przybliżeniu niż mylić się z całkowita dokładnością . Iluzją może być keto ale i wege . Interwały czasowe  ,  ich długość trwania , itd. itp. (gdyby przechodzić z jednego modelu w drugi mieszając) . Podobno Buffet jada hamburgery i pija colę :) .Takie luźne przemyślenia .Pozdrawiam :) .

      Usuń
  12. Ja przez przypadek zauważyłem że jak zjadłem pierogi ze szpinakiem to mi katar ustał, teraz jestem fanem szpinaku, dzisiaj sosik zrobiony, czuć moc w tej zieleninie. Jak Popeye:)
    https://www.antyradio.pl/news/popeye-istnial-naprawde-jego-pierwowzorem-byl-polski-marynarz

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca