środa, 13 listopada 2019

J-23 znowu nadaje



4 i pół roku temu po 10 latach prowadzenia firmy poszedłem na etat do korpo. Programowanie, socjal, podróże. To był naprawdę fajny czas. Poznałem interesujących ludzi, uczyłem się od nich, przekazywałem swoje doświadczenia. Nabrałem dystansu do życia. A jednak w tych cieplarnianych warunkach zaczynałem się dusić. 5 na 7 dni spędzane w biurze; i nie, między bajki włóżcie te wszystkie opowieści jak to w korporacjach wyciskają z ludzi ostatnie soki. Było odwrotnie: przy projektach wymagających obcowania z najnowszymi koncepcjami programistycznymi czasami nie mogłem się powstrzymać, by nie siedzieć przy nich w domu. Programowanie może być sztuką, jak łapiesz natchnienie to nic innego się nie liczy.

Ale były też projekty, przy których głównie czekałem na dostarczenie lub naprawienie komponentów, bez których nie mogłem działać dalej. Szukałem po świecie ludzi, którzy mogą coś wiedzieć, lub przekierować mnie do kolejnego człowieka. Dodajmy do tego różnice czasowe - zadzwonić nie możesz, bo ktoś ma teraz północ, piszesz więc maila, na którego w najlepszym wypadku dostaniesz odpowiedź na drugi dzień; regularne meetingi, na których umierasz z nudów. Nie robisz już projektu, reagujesz na niezliczone, ciągnące się w nieskończoność mikrozadania. Brakowało mi poczucia  jakie miałem gdy robiłem gry, programy edukacyjne czy książki: że wytwarzam wartość, która trafia do ludzi. Zmienianie projektów na produkty pozwala zamykać etapy, wyczyścić umysł i planować kolejne przedsięwzięcia.

W końcu machnąłem ręką, wychodziłem pogadać przy kawce, czekałem na obiad, coś dłubałem, oglądałem youtube i czekałem na fajrant. Nie miałem już ambicji i wiary, że stworzę coś ambitnego. Nikt mi krzywdy nie robił, płacili świetnie, a jednak gdy wychodziłem z domu rano i wracałem przed zmrokiem, czułem że życie gdzieś ucieka. Przenikało mnie poczucie winy z powodu niemocy i braku efektów. Wypełniałem je licznymi ćwiczeniami, żeby dalej się rozwijać, ale organizm zaczął wysyłać symptomy, że w tym pozornie ułożonym systemie coś szwankuje.

Zaczęło się od powtarzającego się niedosypiania. Bywały tygodnie, gdy w robocze dni spałem 4-5 godzin i dopiero z piątku na sobotę coś odpuszczało i mogłem spokojnie przespać 9 godzin. Potem jeszcze w ciągu dnia drzemałem. Sumarycznie jednak tydzień wychodził ze sporym deficytem snu. W czasach gdy pracowałem na swoim też mi się zdarzały takie okresy, kiedy budziłem się o 3.30 w nocy kompletnie wyspany i do 6 mózg pracował na intensywnych obrotach, ale wtedy mogłem bez problemu dospać nad ranem lub po południu.

W niedospanym organizmie zaczyna kiełkować niepokój, zmęczenie i pytania o sens. W czasach sprzed korpo szarpanie z rzeczywistością było bez porównania większe, ale miałem też dużo czasu na poszukiwania duchowe i docenianie prostych rzeczy. Dlatego kiedy pojawiła się propozycja wejścia w nowy biznes, nie odmówiłem od razu jak podpowiadała pierwsza emocja, ale dałem sobie kilka dni na odpowiedź. Myślę, że takim przełomem był wrześniowy Ironman. Trochę się nim spinałem, nie przygotowałem się należycie i to dołożyło balast na głowę. Kilka dni przed startem pojawił się impuls i rozładowałem go... składając wypowiedzenie.

W piątek minie drugi tydzień odkąd znowu pracuję "na swoim". Tym razem działam z większą świadomością i odwagą, bo pomijając oszczędności, wiem już że bez względu na rezultat tego biznesu, poradzę sobie. Kilka lat pracy z mądrymi ludźmi z całego świata dało mi perspektywę. Widziałem jak bardzo nieefektywne mogą być korporacje i ile jest miejsca na innowacyjne rozwiązania, które mogą dostarczyć tylko zdeterminowane zespoły specjalistów. Takie zespoły potrafię budować i razem z nimi osiągać cele. Czas trochę dopieprzyć swoje szare życie :)

7 komentarzy:

  1. Cze Dedi, brawo za odwagę (i za oszczędności ;). Z tym niedosypianiem to ja też tak mam i podobnie jak Ty marnuję się przy mikrozadaniach w korpo. By the way, co powiesz na JSW po 20 zika za papier? Wczoraj nabyłem pakiecik. Przypomina mi on trochę KGHM w listopadzie 2008.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JSW kupiłem za ok. 0.7% portfela. Ogólnie metalurgia przemysłowa (jsw węgiel koksujący do stali) zajmuje u mnie trochę miejsca, bo została na całym świecie zmasakrowana. Z ciekawych wykresów:
      https://stooq.pl/q/?s=stf&c=20y&t=c&a=lg&b=0
      https://stooq.pl/q/?s=x.us&c=20y&t=c&a=lg&b=0

      Usuń
  2. Z ciekawosci, jak byles w tym korpo to piles kawe? Jak tak to ile? Jak to u Ciebie wyglada na codzien. Bo np. robilem kilka razy eksperymenty z dostawianiem kawy na 1-3 miesiecy i w efekcie spalem wtedy o 1-2 h wiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm bardzo ciekawe. Ja jestem kawoszem, w pracy piłem 3 kawy i czwartą wieczorem przy partyjce w jakąś planszówkę z żoną. Właściwie to jedyny napój, który piję w ciągu dnia, resztę płynów biorę głównie z owoców i zup, plus od czasu do czasu piwo.

      Pamiętasz po jakim czasie od odstawienia kawy wydłużał się sen? Czy było to trwałe na cały czas trwania eksperymentu?

      Pytam, bo u mnie też się przełączają okresy małe aktywności sennej z większą, czyli są tygodnie, kiedy bardzo dobrze i długo śpię. Ale jak organizm się "nasyci" snem, to już kolejna noc na bank nie będzie przespana. Wtedy w dzień pojawia się senność, której w korpo nie mogłem rozładować (w Advie mogłem, bo były silent roomy, baby roomy itp. gdzie można się było zaszyć i kimnąć 15 minut :)

      Usuń
    2. Pierwsze pare dni to ogolne symptomy odstawienia, wkurw, drazliwosc, moze bolec glowa, ciezko sie ogarnac i skupic. Wydluzona potrzeba snu to tak po 1-2 tygodniach. (przy czym ja pilem 4-6 slabych kaw w ciagu dnia). I w sumie tak potem zostawalo, ze zamiast chodzic spac o 1 w nocy zasypialem przed polnoca, czesto np. usypiajac dzieciaki (rano i tak musze sztywno przed sidoma wstawac bo szkola dzieciaki i takie tam). Nie wiem jaki jest mechanizm ale kawa u mnie po prostu nieco zaglusza zmeczenie. Niby tlumacza to ze jakies tam receptory adezynowe (o ile pamietam nazwe) sie zapychaja i organizm jest oszukiwany wiec bierze energie z rezerwy. Niby sie to regeneruje w nocy i rano powinno sie miec najwiecej energii i kawa wtedy nie ma sensu. Ale widocznie jestem kontrprzypadkiem. Ale post od kawy raz za czasu robie. Z zalozoeniem na poczatku ze na miesiac, a potem sie jakos sam przedluza, rekord to prawie 5 miesiecy.

      Usuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca