niedziela, 25 listopada 2018

Idący człowiek

Dziwna sprawa. Kiedyś chciałem spisać na blogu niemal każdą myśl, a obecnie czuję, jakbym nie miał nic do powiedzenia. Niby dzieje się sporo, zmiana pracy, nowe pomysły, koncepcje, kolejne książki i treningi, ale gdy zasiadam do pisania, jest tylko pustka.

Zapalnikiem dzisiejszego wpisu jest komiks "Idący człowiek", który oddaje mój stan w ostatnim czasie. W skrócie to japoński komiks o facecie, który chodzi po mieście. Od września, kiedy to zmieniłem miejsce pracy z Gdyni na Gdańsk, jestem takim facetem, który coraz więcej przyjemności znajduje w drodze do i z pracy.

Mangę czytamy od prawej do lewej (odwrotnie niż u nas) od góry do dołu


W zależności od trasy mam 7.5-9 km do biura. Postanowiłem, że nie będę korzystał z żadnych środków lokomocji poza rowerem i własnymi nogami. Początkowo jeździłem tylko rowerem, potem raz w tygodniu truchtałem, obecnie chodzę-biegam 3 razy w tygodniu. Na rowerze trochę zimno w dłonie (mam specjalne zimowe rękawiczki, ale jak zjeżdżam z góry i trzymam palce na hamulcach, to kostnieją), poza tym zaliczyłem już 3 wywrotki i realnie obawiam się o bezpieczeństwo. Szczególnie na odcinkach gdzie jeżdżą samochody.

Wegetarianin cyklista to jeden z głównych wrogów społeczeństwa; odprowadzany nienawistnym wzrokiem przez pieszych, gdy waży się wjechać na chodnik i jeszcze bardziej nielubiany przez kierowców, którym blokuje ulice. Kiedy jednak przechodzisz na drugą stronę barykady, zaczynasz dostrzegać jak bardzo polskie miasta są sterroryzowane przez samochody. Polskie śródmieścia to bród, smród i hałas. Przedostanie się przez wielkie skrzyżowania to ok. 5 minut czekania na falach czerwonych świateł i to pod warunkiem, że przechodzisz przez małe dojazdówki na czerwonym, bo nic nie jedzie (i nie ma w pobliżu policji).

Mogę tylko pomarzyć, by kiedyś nasze miasta wyglądały tak:



Odwiedziliśmy niedawno Bydgoszcz. Miasto nosi przydomek "brzydgoszcz", tymczasem każdy zakątek do którego ograniczono lub nawet odcięto napływ aut nagle obrasta kawiarenkami i deptakami. Spacerowaliśmy z dzieciakami od Długiej na Wyspę Młyńską, potem kładką koło opery i byliśmy zaskoczeni jak miasto wypiękniało. Wystarczy jednak przekroczyć granice starego miasta w kierunku dumnych 100 lat temu secesyjnych kamienic, by wejść w tryb walki o przetrwanie:



Dzielnica ma potencjał na małą Barcelonę, ale mieszkańcy nie wyobrażają sobie, że można żyć lepiej. Że się da, pokazują (jak zazwyczaj) na zachodzie:






3 komentarze:

  1. Wpadnij do Wrocka to smog może udusić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdańsk się szczyci lepszym powietrzem, bo wiatr od morza przedmuchuje dym. Ale wystarczy przetruchtać zimą kawałek miasta i masz gorzko w ustach od spalin.

      Według danych Policji za 2017:
      http://statystyka.policja.pl/st/ruch-drogowy/76562,Wypadki-drogowe-raporty-roczne.html

      3 tysięcy ludzi ginie rocznie w wypadkach a 40 tys. odnosi rany, w tym wielu trwałe kalectwo. 30% zabitych to piesi.

      Ludziom to jednak nie przeszkadza, podobnie jak to, że kilka lat szybciej schodzą z tego świata z powodu tragicznego powietrza. Tylko odgórne działania mogą coś zmienić, ale nie ma w Polsce partii, którą uratowanie kilku tysięcy Polaków od śmierci i kalectwa by interesowało.

      Usuń
  2. Zdecydowanie popieram jazdę rowerem i sam tak robię oraz dużo chodzę autem ostatnio tylko na weekendy zresztą jazda autem w Polsce nie sprawia mi przyjemnosci lubię korzystac z transportu publicznego jak tylko jest taka możliwość.Ostatnio zauważyłem jaką pomyłką jest inwestycja w auto które nie służy do pracy po paru latach znacząco spada na wartości:-)

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca