Mam dwadzieścia pięć lat,
i życie połamane jak patyk.
Co spojrzę wstecz, ogromna czarna plama.
Co spojrzę przed się, twardy, zimny głaz.
Czułem powołanie w życiu swym
na księdza albo na żołnierza
i poznałem, że ni ten ani tamten
nie mają już, czego bronić.
Byłem Faustem i byłem Prometeuszem,
porównywałem pyłek wiedzy,
z wszechświatowym pyłem tajemnicy.
I wydzierałem ogień niebu,
aby go nieść swoim braciom...
Kat, Delirium Tremens
Mam 35 lat i życie tak poskładane, że może być chyba tylko gorzej. Gdy spojrzę 10 lat wstecz, widzę rozdzierającą trzewia ambicję i nieustanną potrzebę udowadniania czegoś. Czy to tylko czas, czy bieganie i wegetarianizm, czy przesiąknięcie naukami de Mello i Eckharta Tolle dołożyły swoje 3 grosze, przeżywam najlepszy okres swojego życia (w sumie fajniej było jak poznałem małżonkę, ale wtedy byłem na zakochaniowym haju :) . Marzyłem kiedyś o rysowaniu komiksów, robieniu gier komputerowych. Przez 10 lat te marzenia napędzały moje działania; kariery nie zrobiłem, ale kilkanaście gier stworzyliśmy z chłopakami, w tym przygodówkę z bohaterami naszego dzieciństwa: Kajkiem i Kokoszem. Właśnie widzę, że pisałem o tym w maju, więc nie będę się powtarzał.
Po co zatem ten wpis? Zawsze starałem się, żeby to co piszę niosło jakąś wartość dla czytelnika. Sącząc browarka natchnęło mnie, by podzielić się paroma spostrzeżeniami. Wiecie dlaczego najbardziej nie chciałem iść na etat? Bo strasznie nie cierpiałem stania w korkach. Pod koniec studiów zamieszkałem z dziewczyną i dojeżdżałem golfikiem na polibudę oraz do pracy. Kiedy miałem zajęcia na 8, musiałem wyjechać ok. 7, żeby się nie spóźnić. To doświadczenie było tak nieprzyjemne, że przez kolejne 10 lat wolałem nie ruszać się z domu :) Teraz pracuję 32 km od domu w innym mieście, ale przejazdy są jednym z najprzyjemniejszych momentów dnia. Odpalam autko, audiobooka z powieścią i przez ok. 40 minut zatapiam się w świecie komisarza Harry'ego Hole albo innego Cormorana Strike'a. Nawet przy pustej obwodnicy staram się nie przekraczać 90-100 km/h, żeby zbyt szybko nie dotrzeć na miejsce. To czas tylko dla mnie; przez lata czytałem w łóżku między 22 a północą, teraz ok. półtora godziny dziennie słucham powieści w samochodzie i to co zawsze postrzegałem jako stratę bezcennego czasu stało się relaksem.
Pracuję w Gdyni, w linii prostej 1.2 km od plaży miejskiej. Bieg na plażę, kąpiel i powrót zajmują równe pół godziny - dzięki temu morsowanie załatwiam między poniedziałkiem i piątkiem. W promieniu 1km od pracy mam do wyboru 2 bio-waye, 1 green way i bardzo fajne bistro 'feed your soul', gdzie serwują dania wegańskie bez cukru, laktozy i glutenu - wiem, brzmi to dość radykalnie, ale jedzenie smakuje tak, że koledzy z pracy stwierdzili, że mogą zostać wegetarianami, jeśli będą jedli tak codziennie.
Dzięki darmowej aplikacji duolingo uczę się od września francuskiego i niemieckiego. Francuski miałem w średniej, a niemieckiego nigdy się nie uczyłem, ale kocham kilka utworów Rammsteina i pomyślałem, że fajnie byłoby wiedzieć o czym są. Zawsze uważałem, że do życia wystarczy mi dobra znajomość angielskiego, a nauka innych języków to strata czasu. Ale teraz niemiecki mnie porwał i zmieniłem zdanie. Warto znać niemiecki, żeby wiedzieć o czym śpiewa Rammstein w Wo bist du :) Najlepsze jest to, że nauka obu języków to czysta przyjemność, bo stosuję wszystkie zasady, które wyłożyłem w cyklu o wyrabianiu nawyków. Przez lata czytałem na kibelku Duży Format, potem rozwiązywałem sudoku, a teraz trzaskam na telefonie lekcje z niemca i francuza. Czasem mam wystrzał motywacji i robię kilkanaście lekcji i powtórzeń z rzędu, czasem tłumaczę posiłkując się google translate jakiś utwór. To wystarczyło, bym po niecałych 3 miesiącach zaczął czytać proste artykuły w obu językach z serwisów dla nastolatków. Bez konkretnego celu, bez konkretnego terminu, mam zamiar powtarzać lekcje, aż będę w stanie czytać niemieckie i francuskie serwisy.
Wymieniłem wreszcie gitarę elektryczną. Starą jeszcze z czasów szkoły średniej dałem dzieciakom na dobicie, a na nowej odkryłem, że tapping na dobrej gitarze nie jest żadną magią. Z youtuba uczę się jak zagrać solówkę do One Metalliki - przez całe życie niepoprawnie trzymałem kostkę i źle czytałem niektóre znaczki przy tabulaturach, przez co kilkaset godzin nauki grania poszło w pizdu. Czyż internet nie jest największym wynalazkiem ludzkości?
Na koniec pora wspomnieć o IV biegu TriCity Ultra 80. Jesienna edycja wyszła bardzo fajnie. Wyrabiamy się jako organizatorzy, bieg staje się coraz bardziej popularny. I znowu napiszę to co przy słuchaniu audiobooków czy nauce języków: nie kieruje tu nami jakiś konkretny cel, robimy to co lubimy i wraz ze zmianą skali dostosowujemy się. Po raz pierwszy dwóch z nas musiało zrezygnować z biegu, żeby zapewnić uczestnikom prowiant, rzeczy na przebranie, podwieźć kogoś z trasy na przystanek itp. Zrobiliśmy coś dla innych i poczuliśmy satysfakcję. W zamian otrzymaliśmy sporo dowodów sympatii, jeden z biegaczy przyniósł pyszne muffinki, inni zapowiedzieli że na wiosenną edycję coś ugotują. Ponieważ to nieoficjalny bieg koleżeński, będziemy musieli po raz pierwszy wprowadzić limit uczestników, żeby nie podpaść pod jakieś przepisy.. Mieliśmy też kilka minut "sławy" w lokalnej TV:
Tricity Ultra - TVP Gdańsk
Pobudka o 5:30, wskakujemy w ciuchy biegowe, Dominik (nasz przewdonik Tarahumara) się trochę zgubił, bo pomylił Spacerową ze Słowackiego, ale ostatecznie szczęśliwie stanęliśmy na starcie... eee ... przed kamerą :D
Posted by TriCity Ultra on 27 listopada 2015
Nowa 10-latka rozwija się niespodziewanie szybko i w wielu kierunkach, więc za jakiś czas powinny pojawić się nowe tematy na blogu. Także pamiętajcie: trening, trening i jeszcze raz trening.
PS Nie piszę na razie o giełdzie, bo szykuję się do "złotego strzału". Jeśli WIG20 zjedzie poniżej 1900, zacznę planowe działanie i być może opiszę co nieco.
PS2 Musiałem wprowadzić moderację komentarzy, bo jakiś spamer wrzucił na raz 100 komentarzy, ale jak zawsze zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami.