niedziela, 3 sierpnia 2014

O mitach w odżywianiu i książce "Talent nie istnieje"

Stali czytelnicy bloga zauważyli zapewne, że obok giełdowego blog-rolla wyewoluował box "Bieganie, wege, rozwój". Są tam m.in. dwa blogi, które mocno uporządkowały moje postrzeganie spraw. W kwestii odżywiania niezwykle cenny jest Sci-fitness, ponieważ rozprawia się od naukowej strony z najpopularniejszymi mitami. Trafiłem na niego, gdy przymierzałem się do odstawienia glutenu pod wpływem wielu artykułów na onetach, jak to sportowcy wyrzucają z diety produkty zbożowe i poprawiają wyniki. Jednym z objawów uczulenia na gluten miał być tzw. katar sienny, z którym mam problemy. Wpis na sci-fit, poparty długą listą badań naukowych dowiódł, że kampania antyglutenowa to kolejna chwilowa moda.

Mity w stylu "odstaw tłuszcze bogate w cholesterol, to nie zachorujesz na serce" są bardzo popularne, ponieważ redukują temat zdrowego odżywiania do jednej prostej reguły. Można dalej jeść te same śmieci, tylko bez "złych" tłuszczów. Po latach okazuje się, że ilość schorzeń serca w populacji nie spada. To samo jest teraz z glutenem - ludzie jedzą pszeniczne bułki z głęboko mrożonego ciasta, słodycze na bazie białej mąki, wędliny z glutenem itd. i przewlekle chorują. Kiedyś problemy za te schorzenia zrzucano na tłuszcz, teraz obrywa się glutenowi. Jeśli mit zdobędzie odpowiednią popularność, przemysł spożywczy dostarczy te same produkty bez glutenu. Skutek dla zdrowia będzie w najlepszym wypadku neutralny. A gdyby zastąpić bułeczki chlebem na zakwasie, słodycze owocami i orzechami, ograniczyć wędliny kosztem kasz i strączków, okaże się, że gluten i tłuszcze nasycone są już zdrowe.

Polecam lekturę tego bloga, nie ukrywam że podpieram się nim w pisaniu cyklu o diecie. Przy okazji zauważyłem, że inicjały autora (Damian Parol) pasują do czytelnika "dp", który umieszczał bardzo kompetentne komentarze pod wpisami o odżywianiu na moim blogu. Ciekawe czy to tylko zbieg okoliczności?

Kolejny autor, Artur Król, prowadzi bloga ChangeMaker. Jego ściśle naukowe podejście do rozwoju osobistego drażni wielu ludzi, ponieważ pokazuje, że większość "wiedzy" z literatury rozwojowej nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Co gorsza nawet gdy autorzy opierają się o badania naukowe, to mogą być one już dawno temu zakwestionowane i obalone. Taka jest rola naukowców, żeby szukać modeli coraz bliższych rzeczywistości, a że wiele głośnych eksperymentów przeprowadzono np. w latach 50-tych czy 60-tych, kiedy dopiero rodziły się dyscypliny psychologii, nieprawidłowe wnioski, źle przeprowadzone badania, zdążyły utrwalić się jako prawdy objawione.

Artur postawił kontrowersyjną tezę w tytule swojej książki "Talent nie istnieje". Tematowi poświęcono wiele badań i po lekturze książki oraz artykułów badaczy przychylam się do tej teorii, aczkolwiek mam dwie wątpliwości. Pojęcie talentu jest obalane w oparciu o teorię 10 tys. godzin, o której też już pisałem. W skrócie: studentów Akademii Muzycznej podzielono ze względu na umiejętności gry na "geniuszy", sprawnych rzemieślników i przyszłych nauczycieli. Okazało się, że wszyscy geniusze mieli przećwiczone min. 10 tys. godzin, rzemieślnicy ok. 7 tys., a przyszli nauczyciele ok. 4 tys. (te liczby różnią się w zależności od źródła). Nie było ani jednego przypadku, żeby "geniusz" z przepracowanymi 10 tys. godzin znalazł się w drugiej lub trzeciej grupie, podobnie jak żaden student nie trafił do grupy mistrzów mając przepracowane mniej niż 10 tys. godzin.

Daje to każdemu wytrwałemu człowiekowi szansę na osiągnięcie mistrzostwa w dowolnej dziedzinie. W podobnym tonie pisałem zresztą kiedyś, że będę pisał bloga, żeby wypracować warsztat. To czego wtedy nie wiedziałem, a co stanowi istotną treść książki, to rozróżnienie zwykłego treningu od celowych ćwiczeń. Ćwiczenie ćwiczeniu nierówne - samo powtarzanie czynności bez refleksji, oceny i zwiększania trudności nie przybliża nas do celu. Teoria straciła więc trochę z magii, bo już wiem, że od grania 10 tys. godzin na giełdzie, nie stanę się mistrzem. Nie ma dróg na skróty. Ćwiczenia celowe wymagają wysiłku, koncentracji, zużywają pokłady siły woli i zazwyczaj są nieprzyjemne.

I tu pojawia się jedna z moich wątpliwości (która być może zostanie rozwiana, kiedy poczta dostarczy zamówioną książkę Gladwella "Poza schematem"): czy w tym eksperymencie 10 tys. godzin uwzględniano ćwiczenia celowe? Czy mogła zaistnieć sytuacja, że ktoś przepracował np. 12 tys. godzin, ale ponieważ nie grał jak geniusz, to zaliczono mu tylko 6 tys. godzin treningu, a resztę uznano jako mechaniczne powtarzanie, żeby wszystko pasowało w teorii?

Jako przykład wyćwiczonego geniusza, którego mylnie uważa się za dotkniętego palcem Bożym posłużył w książce Mozart. Jego ojciec był jednym z najlepszych nauczycieli muzyki i ćwiczył syna od maleńkości. Pierwsze wybitne dzieło Mozart stworzył w wieku 21 lat, mając za sobą kilkanaście lat wytrwałych celowych ćwiczeń. Jeden z moich ulubionych filmów "Amadeusz" zestawia z Mozartem innego mistrza - Salieriego, który nie potrafi wyjść poza schemat. W świetle tezy "talent nie istnieje" nie było między tymi muzykami wrodzonych różnic. Przyczyny mogły leżeć w późniejszym ukształtowaniu charakteru, osobowości, nabytych poglądach i prowadzonemu trybowi życia.

I tak dochodzę do drugiej wątpliwości - dlaczego np. na dystansie 100 metrów królują czarnoskórzy biegacze? Udowodoniono, że mają genetycznie lepsze predyspozycje. Przewaga szybkokurczliwych mięśni, atletyczna budowa, wysoki poziom testosteronu. To są cechy, które wyewoluowały w pewnych czarnych społecznościach i żaden biały czy żółty bigacz nie może się z nimi równać w bieganiu na krótkim dystansie. Co więcej, również w Afryce, wyewoluowały ludy najlepszych biegaczy długodystansowych. W Kenii i Etiopii przychodzą na świat mistrzowie maratonu i zwyciężają nie dlatego, że ćwiczą najwięcej, ale dlatego, że ich budowa ciała, udział tłuszczu i mięśni wolnokurczliwych jest optymalny. Tam gdzie liczą się setne sekundy (100 metrów) czy sekundy (42 km) genetyka decyduje o zwycięstwie.

Zostawmy jednak sportowców i zastanówmy się, czy można urodzić się geniuszem muzycznym. Z pewnością nie istnieje żaden lud, który jest genetycznie muzykalny. Czy może istnieć gen, który ułatwia czucie muzyki czy matematyki? Artur twierdzi, że nie, rodzimy się z równymi szansami i każdy może zostać Mozartem, jeśli będzie odpowiednio długo celowo ćwiczył. Ewentualne różnice na starcie są nieistotne dla przebiegu późniejszej ścieżki. To że któreś dziecko wykazuje "talent" w kierunku muzyki może wynikać z wcześniejszych ćwiczeń rytmiki czy zabaw z rodzicami. W tym wypadku teoria wydaje mi się prawdziwa, ponieważ komponowanie to nie ściśle ustalone zawody.

Książka jest dość krótka, w dodatku moim zdaniem na siłę powiększona o puste strony, na których mamy pisać swoje pytania, wnioski i ćwiczenia. Pewnie chodziło o przekroczenie magicznych 100 stron. Wolałbym, żeby autor zamiast tych pustych linijek dodał rozdział poświęcony hipotetycznym zarzutom stawianym teorii i na jej bazie te zarzuty obalił. Nie przekonały mnie również przykłady mające tłumaczyć elementy celowego ćwiczenia. Opis w stylu "Tadzio lubił gotować i myślał, że jest dobry, ale gdy poszedł na konkurs, okazało się, że nie jest. Zaczął więc ćwiczyć trudniejsze potrawy i wygrał" nie przemawia do wyobraźni. Chciałbym przeczytać taką historię rozbitą na czynniki, żeby zobaczyć w jaki sposób człowiek robi coś źle, jak to odkrywa, jak projektuje zmianę na lepsze i ją wdraża. Będę szukał w innych źródłach, czy istnieją techniki projektowania ćwiczeń celowych.

Te dwie niewielkie wady nie przekreślają książki. Przekonałem się, że lepiej nawet pobieżnie znać przebadaną i potwierdzoną teorię naukową, niż 10 świetnie brzmiących teorii różnych filozofów, trenerów czy psychologów. Artur pisał na blogu, że nie możemy opierać się na własnym doświadczeniu, ponieważ wartość poznawcza z jednej próbki jest zerowa. Umysł ludzki podlega tylu błędom poznawczym, że nieświadomie wyciągamy błędne wnioski. Nauka jest metodą, która operuje na tysiącach próbek i dopiero z nich można wydobyć rzeczywistą wiedzę.

11 komentarzy:

  1. jestem finansistą, biegam, czytam o odżywianiu i zaczynam o rozwoju (T.Harv Eker).
    I chyba zacznę czytać Twojego bloga.
    Pozdrawiam
    Michał z Poznania

    p.s.
    I polecam blog zdrowotno/żywieniowy www.akademiawitalnosci.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałem się o co Ci chodzi z mięsniami "długimi" i "krótkimi", i w końcu się domyśliłem że chodzi o proporcję w mieśniach włókien szybkokurczliwych i wolnokurczliwych. Mógłbyś to poprawic bo w tym momencie jest dość niejasne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Pisząc tekst nie miałem dostępu do sieci i jak widać pamięć zawiodła. Czytam regularnie serwisy dla biegaczy, dlatego przytoczyłem akurat taki przykład. Fajnie, że błąd został szybko wychwycony.

      Pozdro

      Usuń
  3. Cześć. Może jeszcze inny czytelnik o inicjałach dp udzielał się na blogu odnośnie odżywiania ale jeśli to chodzi o mnie to nazwisko się nie zgadza :) Kiedyś wysłałem do Ciebie maila odnośnie moich kilku uwag na temat odżywania (załącznik w wordzie) to możesz sprawdzić prawdziwe nazwisko. Przyznam się, że cały czas zamierzam dokładnie wczytać się w to co napisałeś na temat odżywiania ale ciągle brakuje mi czasu. Za dużo obowiązków i jedynie w pracy znajduję czasami chwilę żeby zajrzeć do internetu, a do domu jak już wracam wieczorem to z reguły nawet nie chce mi się laptopa odpalić. Ale chyba każdego w życiu czekają takie okresy i trzeba się przemęczyć ;) tak dawno nie pisałem komentarzy, że nawet zapomniałem hasła do mojego konta google :) /dp

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie zajrzałem na na sci-fintess i już mi się podoba. Dzięki za namiary /dp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      Mam tamte maile, ale w trakcie pisania posta nie miałem dostępu do archiwum. Dużo pracy i obowiązków trzeba przerobić, żeby później było lżej :)
      Pozdro

      Usuń
  5. Witam,
    odnośnie tekstu o glutenie tego Pana na wspomnianym blogu
    połowa jego argumentów za glutenem jest na "może", a więc

    równie dobrze "może" byc odwrotnie

    sprawy wpływu na cholesterol nawet nie będe komentował, bo

    cholesterol to jest dopiero MEGA mit

    wogóle argumenty, że jakiś pokarmy chwilow cos obniża lub

    podwyższa mają niewielkie znaczenie,

    są to argumenty w stylu wystepowania w jakimś produkcie

    magicznego składnika, który leczy wszystko, tylko zapomniano

    dodać że musiałbyś zjadać dzennie 3 tony czegoś tam aby uzyskać

    stężenie tego pierwastka które leczy

    dodatkowo zrównał on słowo glutenowy z pszenicą, co jest dalekie

    od prawdy i ktoś stosujący po takim artykule diete bez pszenicy

    mógłby myśleć że była bezglutenowa ... a gdzie pozostałe zboża

    glutenowe ?

    dieta bezglutenowa na początku może sprawiać trudności ze

    względu na przyzwyczajenia i masowość glutenu w produktach

    przetworzonychm, jest on prawie we wszystkim co jest przetworzone lub

    "proszku"do jedzenia

    najlepszą metodą jest zastosowanie takiej naprawdę stuprocentowej

    diety bezglutenowej przez tydzień i ocena po tym okresie swojego

    samopoczucia oraz co się poprawiło a co pogorszyło

    i tu jest pole do popisu aby zrobić badania na grupie kontrolnej
    (nie próbka 24 osób na którą się powołuje ten Pan, tylko
    conajmniej kilkusetosobowej) z różnymi problemami
    a wyniki takiegfo testu mogą być rzetelną podstawą do wniosków


    pozdrawiam
    Piotr




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie szerokie badania na dużej grupie kontrolnej i przez dłuższy czas (np. rok) byłyby bardzo cenne. Obserwuję temat i wprowadzam do diety produkty bezglutenowe, np. w tym roku objawieniem była kasza jaglana. Po odstawieniu słodyczy jak mam ochotę na węglowodany inne niż z owoców, gotuję jaglankę z rodzynkami. Większość obiadów bazuje na brązowym ryżu, kaszy gryczanej, jaglanej, soczewicy, fasoli.

      Głównym dostawcą glutenu jest razowy, który piekę na zakwasie. Gdybym musiał przejść na dietę bezglutenową (żeby np. sprawdzić czy nie jest przyczyną kataru), to tutaj widzę największy problem (no i z piwem, ale w fazie testów mógłbym przejść na wino i cydr).

      Zastanawiam się nad wartością oceny po zaledwie tygodniu. Wiem z doświadczenia, że często na początku jakiejś zmiany w diecie czułem się rewelacyjnie, a po kilku tygodniach wszystko wracało do normy. Zatem test musiałby objąć minimum 2 miesiące.

      Usuń
  6. Z kolei ja polecam książkę, która skojarzyła mi się z tą o której piszesz:
    John Medina "Brain rules for baby" (polski tytuł, jak to zwykle bywa, taki żeby książka schodziła z półek - "Jak wychować szczęśliwe dziecko").
    Autor - biolog molekularny, ojciec 2 synów - opisuje z perpektywy naukowca jakie zasady wychowania szczęliwego dziecka nie są jedynie 'miejskimi legendami', a zostaly potwierdzone naukowo i przeszły pozytywnie 'peer review'.
    Skupia się na okresie -9 mies. do 5 lat.
    Wbrew pozorom ciekawa, przydatna i pełna humoru książka.
    Obala ileś mitów (słuchanie Mozarta w ciąży), podsuwa ciekawe wskazowki (chwalić za wysiłek a nie IQ, znaczenie empatii i co wpływa na jej poziom, udział uczuć w podejmowaniu decyzji).
    Może z mojego wpisu wyłania się banalny obraz, ale myślę, że młody rodzic, który po nią sięgnie, nie będzie żałował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wpis. Rzeczy które wymieniłeś wydają się banalne, kiedy je już znamy, ale w rzeczywistości są prawie całkowicie nieznane i nie stosowane. Dlatego każda taka książka z dowiedzionymi naukowo pozytywnymi wskazówkami jest na wagę złota.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca