Niektórzy liczą, że dzięki giełdzie zarobią szybko duże pieniądze. Zbudowanie majątku jest również jednym z moich celów, jednak nie chcę ryzykować jego utraty, dlatego postępuję wg zasady "lepiej stracić okazję, niż kapitał" i poszukuję "pewności". Statystyczny amerykański milioner (czytam właśnie "Sekrety amerykańskich milionerów) jest już zdrowo po 50-tce i swoje bogactwo budował latami w oparciu o własny biznes, oszczędzanie, inwestowanie, procent składany. Co ważniejsze nigdy nie poddał się konsumpcji, nie windował swoich potrzeb razem z zarobkami, tylko inwestował rosnące nadwyżki, gdyż bardziej od wystawnego życia interesowało go bezpieczeństwo finansowe.
Gracze giełdowi emocjonują się wielkimi traderami, którzy w kilka lat doszli do milionów, jednak szansa, że mamy podobny profil psychologiczny co oni jest znikoma. Ponadto ci, którzy kierowali się podobnymi regułami, ale zbankrutowali, nie piszą książek o tym jak zdobyli miliony, więc nie wiemy ile szczęścia dopisało zwycięzcom w początkach kariery, gdy z niczego musieli zrobić coś.
Załóżmy, że uzbierałeś 100 tys. (i to jest wszytko co masz, odbudowanie tego kapitału zajmie ci kilka lat) i chcesz od tej kwoty rozpocząć wędrówkę finansową. Która opcja cię bardziej interesuje:
1. lewarujesz się pod korek, bo zakładasz że będzie krach; jeśli będzie krach (szansa 33%) zarobisz milion, jeśli nie, stracisz wszystko.
2. masz 80% szansy, że zarobisz 20% i 20%, że stracisz 20%.
Nie chodzi mi teraz o racjonalność obu opcji czy jak powinno się zagospodarować taki kapitał - załóżmy, że możesz wybrać tylko jedną z tych 2 opcji. Patrząc czysto technicznie, to jeśli czegoś nie pomyliłem, oczekiwana stopa zwrotu z pierwszej inwestycji to 263 tys. (33% * milion - 67% * 100 tys.), a drugiej tylko 12 tys. ( 80% * 20 tys. - 20% * 20 tys.) . Myślę, że traderzy ze świecznika obstawiali głównie opcję pierwszą; wielu z nich pisze, że kilka razy bankrutowali, nim nauczyli się zasad, myślę jednak, że ich podejście było bardziej w stylu - jeśli 3 razy w ciągu X lat zagram va-banque, to w końcu trafię, a wtedy przejdę na opcję 2, żeby bezpiecznie pomnażać to, co zdobyłem.
Ja nie mam takiej żyłki ryzykanta i szybkie zdobycie dużych pieniędzy z małych mi nie grozi. Psychicznie odpowiada mi podejście mrówki, która znosi ziarenka do kopca, żeby przetrwać zimę. Owszem, będę polował na szczyty hossy czy dołki bessy, żeby w przypadku nagłego ruchu zarobić więcej, ale pozycja będzie zawsze bezpieczna dla portfela, ze z góry założoną stratą (np. kupno opcji zamiast kontraktów).
No dobra, ale po co ten przydługi wstęp? Otóż kończy się wg moich wykresów okres bezpiecznego inwestowania w akcje. Nie oznacza to, że nie wierzę w kontynuację hossy - wręcz przeciwnie, oczekuję że po korekcie pod 50 tys., WIG przyspieszy wzrosty i rozpocznie się tradycyjna medialna nagonka na akcje. Jednak pojawiają się sygnały przesilenia, które dają mi silne przekonanie, że za jakiś czas (rok, dwa) akcje będą tańsze i lepiej zabezpieczać zyski z dotychczasowych pozycji.
Pierwszym z takich czynników ryzyka jest zaangażowanie OFE w akcje i obligacje korporacyjne (w czasie paniki rynkowej to ta sama klasa ryzyka) (wykres z bloga Rafała Hirscha) :
Dopóki OFE nie wypłacają emerytur (wkrótce może się okazać, że ten przykry obowiązek ich nie będzie dotyczyć) przyrost środków szybszy niż inflacja jest normalny, jednak "na oko" 120 mld powinno być granicą nie do przejścia z marszu.Pierwszym z takich czynników ryzyka jest zaangażowanie OFE w akcje i obligacje korporacyjne (w czasie paniki rynkowej to ta sama klasa ryzyka) (wykres z bloga Rafała Hirscha) :
Niemiecki DAX trzeci raz zmaga się ze szczytem z 2000 roku i konsolidacja wygląda całkiem byczo (z moich badań wynika, że trzecie testowanie linii bessy zazwyczaj kończy się przełamaniem po korekcie), jednakże w latach 60-tych i 70-tych okres konsolidacji trwał znacznie dłużej:
Minęło jeszcze 10 lat nim niemieckie spółki dynamicznie ruszyły na północ. Wziąwszy pod uwagę demografię Niemiec i Europy Zachodniej coraz bardziej straszy analogia do japońskiego NIKKEI, który po 23 latach od szczytu (związanego w dużej mierze z demografią) wciąż jest znacznie niżej:
O ile nasz zachodni sąsiad wygląda wciąż świetnie, to nie można tego powiedzieć o rosyjskim niedźwiedziu. Rewolucja łupkowa na świecie, wszechobecna korupcja w Rosji, zacofanie i brak przestrzegania prawa zaczynają mieć odzwierciedlenie na wykresach rubla i rosyjskiej giełdy:
Dziwne to zważywszy na rekordowe ceny ropy naftowej, która dotychczas sprzyjała Rosji.
Z tych względów mam coraz mniej środków zainwestowanych w spółki z GPW, a studia nad wskaźnikami fundamentalnymi i raportami ze spółek zamieniam na kreślenie wykresów technicznych. Prześladuje mnie też pewna wizja, że hossa skończy się, gdy prof. Rybiński zamknie fundusz Eurogeddon (wynik z wczoraj to -44%) . Nie sprawia mi to satysfakcji, bo krytyczne wpisy tego pana względem rządzącego w Polsce establishmentu zawierają wiele racji, widać że zależy mu na modernizacji państwa, jednak zostając spekulantem za bardzo dał się ponieść swoim przekonaniom.