Lata 70-te dla krajów rozwijających się, takich jak np. Polska były okresem dobrobotu na kredyt. Szok paliwowy, bańki na towarach, historyczna hossa na złocie i srebrze dobijały rozwinięte gospodarki, dawały natomiast poczucie bogactwa państwom, które poza surowcem nie potrafiły wiele wyprodukować.
Kolejna dekada odwróciła role, Zachód zatryumfował, blok sowiecki zbankrutował, trzeci świat pogrążył się w chaosie i wszyscy zaczęli kopiować sukces liberalno-kapitalistyczny, co dało pary na kolejne 10 lat zwieńczone bańką wszechczasów na NASDAQ. Co tam złoto, co tam ropa, co tam wungiel czy jakaś miedź - nie warte były te dotowane przez podatników kopalnie 128 bitów na serwerze przeciętnego dotcoma.
A potem wróciło stare i znowu poczuliśmy powiew dobrobytu nad Wisłą. Problem w tym, że lada moment, dzień, tydzień, miesiąc, rok, może wrócić to gorsze stare z szaroburych lat 80-tych. Przydałoby się awansem przeskoczyć do developed market i jechać na tym wózku kolejne 2 dekady..
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
czwartek, 28 czerwca 2012
piątek, 22 czerwca 2012
DJ EURO STOXX50 FUTURE
No easy money here but... Na oko mogliby zjechać pod 2000, żeby zakończyć bessę w świetle jupiterów i trwogi w TV. Zagrasz S na tym poziomie? Ja raczej podziękuję.
środa, 20 czerwca 2012
Gorzej być nie może?
Co jakiś czas wklejam aktualne wykresy liderów bessy. Tym razem zaczyna to już wyglądać na szukanie denka:
Jak spółka (niekoniecznie z tych sektorów) ma c/wk < 0.5, wskaźnik Altmana > 10, zadłużenie < 30%, to chyba warto conieco kupić, wkońcu darmo dawać nie będą ;)
Jak spółka (niekoniecznie z tych sektorów) ma c/wk < 0.5, wskaźnik Altmana > 10, zadłużenie < 30%, to chyba warto conieco kupić, wkońcu darmo dawać nie będą ;)
niedziela, 17 czerwca 2012
Poszły konie po betonie
WIG20 ładnie podrósł, zastanawiamy się wszyscy czy to nawrotka pod wybity trójkąt, czy już początek dłuższych wzrostów. Na minus przemawia trend wzrostowy na USDPLN:
na świecie droga miedź, ropa Brent w trendzie spadkowym, S&P500 gotowy do retestu sma200, trend spadkowy na EURUSD, analogie wielkich bess do indeksów europejskich, które wskazują wysokie prawdopodobieństwo przebicia dołków z 2009 roku.
Szkoda byłoby jednak zostać bez akcji, gdyby mniejsze spółki podążyły za blue chipami. Publikowany co jakiś czas wykres SWIG80 wskazuje, że może już formować się na nich dno:
Zasięg spadków nie został wykonany, ale czasowo spadek od szczytu w 2007 roku zaczyna się już zbiegać z 5-letnią bessą na małych spółkach z lat 1997-2002. Zwracam również uwagę na istotność średniej 500-tygodniowej, która 4-krotnie od 2009 roku powstrzymała indeks przed spadkami.
W związku z tym do portfela trafiły mniejsze spółki wg kryteriów fundamentalnych - te które od lat płacą dywidendy, mają stabilne zadłużenie (niektóre więcej gotówki na koncie niż długu), są mocno przecenione, bo wychodziły z nich fundy lub miały powiązania ze spółkami przeżywającymi problemy (ale zawiązały na ten wypadek rezerwy). Technicznie wiele z nich jest w trendach spadkowych i nie pojawiły się sygnały zmiany trendu - może dno znajdą 10,20,50% niżej? Tego nie wiem, zakładam jednak, że w razie spadków otworzę znacznie większą pozycję krótką na pochodnych i zniweluję straty na nich.
na świecie droga miedź, ropa Brent w trendzie spadkowym, S&P500 gotowy do retestu sma200, trend spadkowy na EURUSD, analogie wielkich bess do indeksów europejskich, które wskazują wysokie prawdopodobieństwo przebicia dołków z 2009 roku.
Szkoda byłoby jednak zostać bez akcji, gdyby mniejsze spółki podążyły za blue chipami. Publikowany co jakiś czas wykres SWIG80 wskazuje, że może już formować się na nich dno:
Zasięg spadków nie został wykonany, ale czasowo spadek od szczytu w 2007 roku zaczyna się już zbiegać z 5-letnią bessą na małych spółkach z lat 1997-2002. Zwracam również uwagę na istotność średniej 500-tygodniowej, która 4-krotnie od 2009 roku powstrzymała indeks przed spadkami.
W związku z tym do portfela trafiły mniejsze spółki wg kryteriów fundamentalnych - te które od lat płacą dywidendy, mają stabilne zadłużenie (niektóre więcej gotówki na koncie niż długu), są mocno przecenione, bo wychodziły z nich fundy lub miały powiązania ze spółkami przeżywającymi problemy (ale zawiązały na ten wypadek rezerwy). Technicznie wiele z nich jest w trendach spadkowych i nie pojawiły się sygnały zmiany trendu - może dno znajdą 10,20,50% niżej? Tego nie wiem, zakładam jednak, że w razie spadków otworzę znacznie większą pozycję krótką na pochodnych i zniweluję straty na nich.
czwartek, 14 czerwca 2012
Gościnny wpis "(Nie)Bezpiecznie jak w FI Pieniężnym Union Investment"
Zapraszam czytelników do zapoznania się z tekstem naszego kolegi Spinnakera (część I na blogu SiP)
część II
zamiast wstępu;
Pytanie dla obecnych, potencjalnych, bo
już raczej nie dla byłych klientów „Bezpiecznego” funduszu
pieniężnego Union Investment;
Czy widzicie elementy wspólne dla
obydwu wykresów?
Czy widzicie różnicę?
poza tym że jedno to wykres akcyjnego
niebezpiecznego WIG 20, a drugi bezpiecznego funduszu Union
Investment
I
„Fakty”
4-go czerwca 2012 PBG składa do sądu
wniosek o upadłość
4-go czerwca 2012 teoretycznie
„bezpieczny – pieniężny „Fundusz Union Investment w jeden
dzień traci połowę swoich rocznych zysków
Nie wiadomo na jakich
przesłankach Union Investment zainwestowało w obligacje PBG.
Nie wiadomo czy istniały
podstawy prawne dla zakupu przez fundusz pieniężny Union Investment
obligacji PBG.
Nie wiadomo kiedy Union
Investment kupił obligacje PBG.
Nie wiadomo ile pieniędzy Union
Investment utopiło w obligacjach PBG.
Nie wiadomo czemu Union
Investment wiedząc o kłopotach PBG nie podjęło !!!
Ż A D N Y C H !!! działań
mających na celu ochronę powierzonych do ich
B E Z P I E C Z N E G O funduszu P
I E N Ę Ż N E G O pieniędzy ich klientów, choć podobno
podjęły takie działania inne formy np. Skandia
Wiadomo jedno; klienci Union
Investment nie mieli Ż A D N Y C H
szans na jakiekolwiek działania mające na celu uratowanie swoich
pieniędzy.
II
„Zaufanie”
W jaki sposób 2 miliardy, 365 milionów
złotych znalazło się w Specjalistycznym, Funduszu Inwestycyjnym
Otwartym Subfunduszu UniWIBID? Kilkadziesiąt tysięcy, a może set
tysięcy ludzi uwierzyło Union Investment że fundusz pieniężny to
fundusz bezpieczny.
Odpowiedz nadeszła 4-go czerwca 2012
roku i jest jednoznaczna.
III
„Reakcja”
Doświadczenie lat 2007 – 2012
wskazuje bezdyskusyjnie że jeśli chce się chronić własne
pieniądze nie można wierzyć w słowa „polityków, analityków,
zarządzających, profesjonalistów, specjalistów, dziennikarzy,
komentatorów, etc” wręcz należy czynić dokładnie odwrotnie
wobec tego co oni mówią piszą. Można by przytoczyć wypowiedzi z
roku 2007 że nie ma żadnego kryzysu, by nie „panikować”
trzymać akcje bo „w długim terminie…” czy też „kupować
mieszkania bo taniej nie będzie…”ale po co? Tydzień temu
premier Hiszpanii mówi że jego kraj nie będzie potrzebować
pomocy, w weekend o taka pomoc prosił…
Co zatem należało zrobić po utracie
znacznej części kapitału w już wiemy że nie mającym nic
wspólnego z bezpieczeństwem funduszu pieniężnym Union Investment
– tak, tak pieniężnym, nie żadnym „korporacyjnym”
Nie wierzyć w pokrętne tłumaczenia,
tylko ratować własne pieniądze!.
IV
„Teraźniejszość”
“Zarząd
Towarzystwa ocenia, że na koniec roku stopy zwrotu z funduszy
powinny być dodatnie”
“spodziewamy
się zdecydowanie szybciej odzyskać zainwestowane środki”
“ogłoszenie
upadłości układowej - w naszym przekonaniu - nie powinno
spowodować konieczności dalszej przeceny obligacji emitenta w
portfelach funduszy”
“naszym
zdaniem przecena aktywów również nie powinna zostać dokonana do
zera.”
“co
pozwala oczekiwać pozytywnych rozstrzygnięć w sprawie”
Proszę zwrócić uwagę na słowa
„powinny…nie powinny.. co pozwala oczekiwać..” przypuszczenie,
trybem przypuszczającym, przypuszczenie pogania. Tak komunikuje się
podobno poważna instytucja finansowa. Żadnego „przepraszamy”
„żałujemy” „przykro nam” „popełniliśmy błędy”
„zapewniamy” „gwarantujemy”…nic
A teraz spróbujmy przeanalizować ten
bełkot, oczyścić go z frazesów i przetłumaczyć na polski. Nie
ma ani jednego słowa o:
- tym że została odpisana całość strat
- że nie będzie kolejnych strat
- że nie ma innych trupów w szafie
- że pozostałe pieniądze są bezpieczne
jest za to fantazja;
- że może na koniec roku będzie jakiś zysk
- że może coś się uda odzyskać
- że może nie będzie kolejnych strat
- że może nie spadnie do zera!!!!
Czy tylko ja odnoszę wrażenie państwo
„profesjonaliści” nie opisują jak jest naprawdę?
Że opisują sytuacje za pomocą
„chciejstwa”
V
„Przyszłość”
Państwo „specjaliści” „analitycy”
„zarządzający" twierdzą że PBG ma majątek, nieruchomości,
udziały w innych spółkach i że coś z tego „odzyska”
PBG proponuje spłatę 69% procent
wierzytelności powyżej miliona złotych, zatem już teraz na dzień
dobry Union Investment straciło nieodwracalnie 1/3 zainwestowanych
pieniędzy.
PBG proponuje –w rok po
uprawomocnieniu się układu - zamianę do 12% zadłużenia na akcje
po 40 złotych – tyle że akcje na GPW wyceniane są na 7.40 –
80% niżej
Banki wypowiadają kolejne umowy, bo
chcą wykorzystać swoja uprzywilejowaną pozycje przy walce o
ochłapy z tego co z PBG pozostanie, ale pamiętajmy że przed nimi
jest US, ZUS, za bankami czereda innych wierzycieli.
Nieruchomości PBG może i ma, ale
wycenione wg? Cen dzisiejszych? Z momentu ich zakupu? A może
licytacji ;)
A sprzęt budowlany? Wg cen zakupu czy
nikomu niepotrzebnego złomu, bo przecież po EURO 2012 do 2020 roku
inwestycje infrastrukturalne będą praktycznie wstrzymane.
Na dzień dzisiejszy wszystkie znaki na
niebie i ziemi wskazują że nie odzyskają nawet 10-tej części
kilkudziesięciu – kilkuset milionów utopionych w PBG pieniędzy.
Zatem kolejne odpisy to tylko kwestia
czasu.
Część pierwsza wpisu dostępna jest
na blogu SiP
środa, 13 czerwca 2012
Who's the boss?
WIG20 zaskoczył większość grającą z trendem spadkowym (przy czym większość tej większości zobaczyła trend spadkowy dopiero w połowie maja). Napisałem w maju, że wskaźniki c/wk, c/z, div yield dla WIG20 są już bliskie dna bessy, więc kupiłem trochę akcji pod dywidendy. Liczyłem się z miesiącami czekania na wyjście z bezpiecznym zyskiem wyższym od rocznej lokaty, tymczasem wystarczyło kilka dni/tygodni w zależności od spółki, by te odsetki skasować.
Od wielu miesięcy indeksy WIG/WIG20 wyglądają bardzo niedźwiedzio - trójkąt formujący się od sierpnia zeszłego roku został wybity dołem. Jeśli formacja ma się wypełnić, to dzisiejsze szczyty nie powinny zostać zanegowane, ponieważ wykonana została klasyczna nawrotka, która dała tak szybko zarobić.
To co optycznie skłania nas do unikania akcji może być jednak złudne, ponieważ nasz WIG20 jest całkiem silnym indeksem. Porównajmy polski indeks z niemieckim DAXem, francuskim CAC i hiszpańskim IBEX:
Przy okazji - DAX jest indeksem wynikowym, zatem dywidendy nie obniżają jego wartości tak jak pozostałych indeksów. Obliczany w podobny sposób WIG błyszczy jeszcze mocniej:
Porównanie trochę w stylu syrenki do merca, jednak na co innego chcę zwrócić uwagę - gdybyśmy uśrednili indeksy europejskie, które są dość silnie skorelowane, otrzymalibyśmy zapewne jakąś wartość zbliżoną do denka z 2009 roku. A taki wypadkowy wykres nie wygląda już tak niedźwiedzio jak sam WIG20.
Może zatem "boss" nie ma na razie zamiaru spadać na 1750, a siła którą pokazuje to przygotowanie pod nowy cykl byka?
Od wielu miesięcy indeksy WIG/WIG20 wyglądają bardzo niedźwiedzio - trójkąt formujący się od sierpnia zeszłego roku został wybity dołem. Jeśli formacja ma się wypełnić, to dzisiejsze szczyty nie powinny zostać zanegowane, ponieważ wykonana została klasyczna nawrotka, która dała tak szybko zarobić.
To co optycznie skłania nas do unikania akcji może być jednak złudne, ponieważ nasz WIG20 jest całkiem silnym indeksem. Porównajmy polski indeks z niemieckim DAXem, francuskim CAC i hiszpańskim IBEX:
Przy okazji - DAX jest indeksem wynikowym, zatem dywidendy nie obniżają jego wartości tak jak pozostałych indeksów. Obliczany w podobny sposób WIG błyszczy jeszcze mocniej:
Porównanie trochę w stylu syrenki do merca, jednak na co innego chcę zwrócić uwagę - gdybyśmy uśrednili indeksy europejskie, które są dość silnie skorelowane, otrzymalibyśmy zapewne jakąś wartość zbliżoną do denka z 2009 roku. A taki wypadkowy wykres nie wygląda już tak niedźwiedzio jak sam WIG20.
Może zatem "boss" nie ma na razie zamiaru spadać na 1750, a siła którą pokazuje to przygotowanie pod nowy cykl byka?
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Too fast too furious
Wzrosty nadeszły i to w bardzo mocnym stylu. Dywidenda na TPE będzie niższa niż różnica pomiędzy ceną obecną a ceną zakupu, zatem zamknąłem pozycję. PGE puściłem z mniejszym zyskiem od div yield, ponieważ utworzył formację szczytową, a nauczony doświadczeniem, że jak ten muł robi kilkanaście % w kilka sesji, to potem równie szybko oddaje połowę wzrostu, wolałem wziąć zysk. PZU zamknąłem za szybko, a f2210 zdecydowanie za szybko.
Dlaczego zamknąłem pozycję, która rosła? Ponieważ rosła za szybko, w sposób charakterystyczny dla korekt. Ponadto jak wynika z wykresu WIG docieramy do dolnego ograniczenia trójkąta, który wcześniej został wybity dołem. I po trzecie - jeśli wzrosty będą trwalsze, jeśli zaczęliśmy już kilkumiesięczną falę na północ, wolę przejść na coś bardziej ryzykownego niż defensywne, dywidendowe muły. Kupowałem je pod dywidendy, bo "gwarantowały" mi zysk wyższy niż lokaty. Zysk przyszedł bardzo szybko i powiedzmy, że przed PZU i PGE jeszcze dalsze wzrosty rzędu 10-20% w ramach fali wzrostowej. W tym samym czasie maluchy przecenione po 50% od lutego i 75% od sierpnia zeszłego roku mogą zarobić po 50-100%.
Poczekam zatem co narysuje rynek - czy wyjdzie na górne ograniczenie kanału, czy zawróci w dół realizując formację trójkąta. Tradycyjnie spoglądam na liderów hossy tu i tam:
Na Apple ORGR i walka na fibo23.6 oraz sma50. Paradoksalnie wyjście teraz górą przekreśla dla mnie scenariusz hossy. Ile jeszcze mogą urosnąć? Jak wyjdą górą, podwójny szczyt zrobią w max kilka tygodni. Natomiast spadkowi na sma200 i fibo61.8 towarzyszyłaby pewnie ogólnoświatowa fala deprecjacji związana z końcem operacji Twist.
KGHM (jak i wiele innych spółek z WIG20) zbliża się do ważnego oporu. Nie przesądzam wyniku starcia, wolę je natomiast przesiedzieć na gotówce i podłączyć się do zwycięzcy. Zauważyłem, że wielu graczy postrzega tę spółkę jako największą perłę GPW. Wspaniałe zyski i przede wszystkim konkretne fundamenty - nie jakieś tam papierki i dokumenty (banki, PZU), ale konkretne złoża surowca.
Kto jednak pamięta co o złożach surowców pisano kilkanaście lat temu za Buzka, kiedy cały naród składał się na płacenie górnikom, żeby nie chodzili do pracy (bo wychodziło podobno taniej, niż dotowanie kopalni), ten szuka już złota w innym strumieniu. Wierzącym wciąż w siłę doktora hossy polecam serię wpisów na blogu Stoję i Patrzę: http://stojeipatrze.blogspot.com/2012/06/chrl-eksportuje-miedz-ale-sie-porobio.html .
środa, 6 czerwca 2012
Nie zawsze panika, mix technik
Wielu komentujących zwraca uwagę, że akcji nie ma po co kupować, ponieważ nie było jeszcze paniki. Zakładają, że podobnie jak w 2009 roku kupią je w czasie krwawej sesji, na której spółki lecą na dolne widły, pojawi się wielki obrót a sesja zakończy się świecą z długim dolnym knotem.
Tymczasem w tym samym 2009 roku wiele mniejszych spółek wcale jakoś dramatycznie nie spadało. Osuwały się niemrawo na żenujących obrotach. Czuło się, że bessa dogorywa, że te spółki, przecenione często 70-80% od szczytu, są rażąco niedoszacowane. Gdy tylko pojawił się popyt wystrzeliły po 50-100% w pierwszym rzucie. Przez miesiąc-dwa mieliły się na dnie, wypłaszczały, uśpieni trendem gracze czekali na jeszcze niższe ceny, aż nagle popyt wystrzelił i kto spółki w portfelu nie miał, mógł tylko obejść się smakiem, albo kupować znacznie drożej.
Gdybyśmy mieli do czynienia z długoterminowym rynkiem byka, nie byłoby to problemem. Zasada gry z trendem z założenia eliminuje te pierwsze wystrzały popytu, ponieważ dopiero po nich wchodzą sygnały. Potem długoterminowy inwestor obserwuje wsparcia i czeka na potwierdzenie sygnału. Nie ma znaczenia, że pierwsze kilkadziesiąt % uciekło, ponieważ w ciągu kilku lat hossy zarobi na spółce jeszcze wielokrotnie.
Niestety najprawdopodobniej wielki rynek byka zakończył się w 2007 roku, a teraz odchorowujemy tłuste lata na kredyt. Cykl hossa-bessa trwa dalej, ale indeksy nie biją rekordów. Indeks szerokiego rynku pokazuje, że jeśli ktoś kupił akcje na dnie bessy w 2009 roku, na dzień dzisiejszy praktycznie wrócił do punktu wyjścia:
Tylko, że długoterminowe sygnały kupna na tym indeksie pojawiły się na znacznie wyższych poziomach. Przykładowo w latach 2002-2007 wspaniałe efekty dały proste systemy oparte o przecięcia średnich kroczących. Załóżmy, że taki gracz wyciągnął większość ruchu imponującej hossy 2002-2007 i w dodatku wyszedł z rynku dość blisko szczytu w 2007 roku:
Praktycznie całą bessę przesiedział bez akcji i zadowolony obserwował jak spadają. W kwietniu 2009 roku dostał kolejny twardy sygnał kupna i wrócił na rynek. Sygnał padł przy poziomie 638, po tym, jak przez kilka tygodni rynek uklepywał dno w okolicach 450 pkt. Zatem sygnał padł ok. 40% wyżej.
Czy warto było czekać? Obawiam się, że obecne czasy wymagają innego podejścia. Po latach dynamicznego rozwoju, kiedy rzeki pieniądza dłużnego płynęły na rynki, przyszedł czas spłacania kredytów. Choć media bombardują nas wizjami hiperinflacji spowodowanej masowymi dodrukami, rządy póki co zmagają się z deflacją.
Co gorsza programy podtrzymywania płynności powodują głównie wyższe ceny artykułów podstawowej potrzeby (żywność, paliwo). Ludzie zatem oszczędzają, rządy podnoszą podatki, żeby spłacać coraz wyższe długi, a przedsiębiorstwa mają problemy ze znalezieniem chętnych na swoje produkty i usługi.
W takich warunkach ciężko sobie wyobrazić, żeby statystyczna spółka pomnożyła przychody kilkukrotnie. Sukcesem jest, gdy udaje jej się utrzymać pozycję na rynku i obniżyć zadłużenie. A skoro zagrożenia są w ryzach, kasa na koncie, przepływy finansowe zdrowe, zarząd nie robi brzydkich numerów, spółka wypłaca dywidenę porównywalną z lokatą, to czemu nie kupić akcji za 40% ich księgowej wartości? Kiedy przychodzi ożywienie koniunktury taka spółka zazwyczaj dochodzi do np. 120% wartości księgowej. Nic nadzwyczajnego na rynku akcyjnym, ale dla inwestora fundamentalnego zysk 200%!
Dla technika ten wywód jest nie do przyjęcia, ponieważ kupno w sytuacji, kiedy wszystkie wskaźniki nakazują sprzedaż i wyjście z akcji, gdy AT pokazuje tylko sygnały kupna, jest zaprzeczeniem podstawowych zasad gry. Uważam jednak, że należy być elastycznym. Są okresy, w których każda technika ma swoją przewagę. Od naszego doświadczenia, wiedzy i konsekwencji w realizowaniu planu zależą wyniki. Dlatego do mojego portfela przybywa coraz więcej akcji.
Kieruję się jednak przesłankami, które napisałem powyżej - są to dobre spółki, z (póki co) przewidywalnymi zarządami i prawie każda wypłaci dywidendę 4-10%. Główny nacisk położyłem na płynne muły z WIG20. Tutaj też kalkulacje są proste - zakładam, że nie będziemy mieli takiego odbicia jak w 2009 roku. Prędzej coś w rodzaju podwójnego dna, jak w latach 2001-2003. Ponadto każda spółka z jakichś względów posypała się i jej cena stała się "okazyjna".
Że z okazjami bywa różnie przekonałem się choćby na Hydrobudowie, którą zamknąłem ze stratą ok. 30%, jednak dla całego portfela było to tylko 2.5% (ponadto spółka z powodu zadłużenia nie spełniała kryteriów fundamentalnych, chodziło bardziej o polowanie na mocne odbicie). Im bardziej spółka ryzykowna, tym mniejsza waga.
Z tego powodu nie będę pisał co kupuję, ponieważ nie chcę, aby ktoś pod wpływem moich wpisów wszedł na minę i potem miał pretensje. Pokazuję pewną ideę, w dodatku jak wiecie gram też na instrumentach pochodnych i w każdym momencie mogę otworzyć krótką pozycję większą niż suma akcji.
Choć scenariusz bazowy nie zmienia się:
nadal w grze jest taki kanał:
To właśnie pod ten scenariusz zbudowałem pozycję na akcjach. Natomiast na wypadek realizacji wcześniejszego scenariusza mam również plan, ale póki co bez pozycji.
Tymczasem w tym samym 2009 roku wiele mniejszych spółek wcale jakoś dramatycznie nie spadało. Osuwały się niemrawo na żenujących obrotach. Czuło się, że bessa dogorywa, że te spółki, przecenione często 70-80% od szczytu, są rażąco niedoszacowane. Gdy tylko pojawił się popyt wystrzeliły po 50-100% w pierwszym rzucie. Przez miesiąc-dwa mieliły się na dnie, wypłaszczały, uśpieni trendem gracze czekali na jeszcze niższe ceny, aż nagle popyt wystrzelił i kto spółki w portfelu nie miał, mógł tylko obejść się smakiem, albo kupować znacznie drożej.
Gdybyśmy mieli do czynienia z długoterminowym rynkiem byka, nie byłoby to problemem. Zasada gry z trendem z założenia eliminuje te pierwsze wystrzały popytu, ponieważ dopiero po nich wchodzą sygnały. Potem długoterminowy inwestor obserwuje wsparcia i czeka na potwierdzenie sygnału. Nie ma znaczenia, że pierwsze kilkadziesiąt % uciekło, ponieważ w ciągu kilku lat hossy zarobi na spółce jeszcze wielokrotnie.
Niestety najprawdopodobniej wielki rynek byka zakończył się w 2007 roku, a teraz odchorowujemy tłuste lata na kredyt. Cykl hossa-bessa trwa dalej, ale indeksy nie biją rekordów. Indeks szerokiego rynku pokazuje, że jeśli ktoś kupił akcje na dnie bessy w 2009 roku, na dzień dzisiejszy praktycznie wrócił do punktu wyjścia:
Tylko, że długoterminowe sygnały kupna na tym indeksie pojawiły się na znacznie wyższych poziomach. Przykładowo w latach 2002-2007 wspaniałe efekty dały proste systemy oparte o przecięcia średnich kroczących. Załóżmy, że taki gracz wyciągnął większość ruchu imponującej hossy 2002-2007 i w dodatku wyszedł z rynku dość blisko szczytu w 2007 roku:
Praktycznie całą bessę przesiedział bez akcji i zadowolony obserwował jak spadają. W kwietniu 2009 roku dostał kolejny twardy sygnał kupna i wrócił na rynek. Sygnał padł przy poziomie 638, po tym, jak przez kilka tygodni rynek uklepywał dno w okolicach 450 pkt. Zatem sygnał padł ok. 40% wyżej.
Czy warto było czekać? Obawiam się, że obecne czasy wymagają innego podejścia. Po latach dynamicznego rozwoju, kiedy rzeki pieniądza dłużnego płynęły na rynki, przyszedł czas spłacania kredytów. Choć media bombardują nas wizjami hiperinflacji spowodowanej masowymi dodrukami, rządy póki co zmagają się z deflacją.
Co gorsza programy podtrzymywania płynności powodują głównie wyższe ceny artykułów podstawowej potrzeby (żywność, paliwo). Ludzie zatem oszczędzają, rządy podnoszą podatki, żeby spłacać coraz wyższe długi, a przedsiębiorstwa mają problemy ze znalezieniem chętnych na swoje produkty i usługi.
W takich warunkach ciężko sobie wyobrazić, żeby statystyczna spółka pomnożyła przychody kilkukrotnie. Sukcesem jest, gdy udaje jej się utrzymać pozycję na rynku i obniżyć zadłużenie. A skoro zagrożenia są w ryzach, kasa na koncie, przepływy finansowe zdrowe, zarząd nie robi brzydkich numerów, spółka wypłaca dywidenę porównywalną z lokatą, to czemu nie kupić akcji za 40% ich księgowej wartości? Kiedy przychodzi ożywienie koniunktury taka spółka zazwyczaj dochodzi do np. 120% wartości księgowej. Nic nadzwyczajnego na rynku akcyjnym, ale dla inwestora fundamentalnego zysk 200%!
Dla technika ten wywód jest nie do przyjęcia, ponieważ kupno w sytuacji, kiedy wszystkie wskaźniki nakazują sprzedaż i wyjście z akcji, gdy AT pokazuje tylko sygnały kupna, jest zaprzeczeniem podstawowych zasad gry. Uważam jednak, że należy być elastycznym. Są okresy, w których każda technika ma swoją przewagę. Od naszego doświadczenia, wiedzy i konsekwencji w realizowaniu planu zależą wyniki. Dlatego do mojego portfela przybywa coraz więcej akcji.
Kieruję się jednak przesłankami, które napisałem powyżej - są to dobre spółki, z (póki co) przewidywalnymi zarządami i prawie każda wypłaci dywidendę 4-10%. Główny nacisk położyłem na płynne muły z WIG20. Tutaj też kalkulacje są proste - zakładam, że nie będziemy mieli takiego odbicia jak w 2009 roku. Prędzej coś w rodzaju podwójnego dna, jak w latach 2001-2003. Ponadto każda spółka z jakichś względów posypała się i jej cena stała się "okazyjna".
Że z okazjami bywa różnie przekonałem się choćby na Hydrobudowie, którą zamknąłem ze stratą ok. 30%, jednak dla całego portfela było to tylko 2.5% (ponadto spółka z powodu zadłużenia nie spełniała kryteriów fundamentalnych, chodziło bardziej o polowanie na mocne odbicie). Im bardziej spółka ryzykowna, tym mniejsza waga.
Z tego powodu nie będę pisał co kupuję, ponieważ nie chcę, aby ktoś pod wpływem moich wpisów wszedł na minę i potem miał pretensje. Pokazuję pewną ideę, w dodatku jak wiecie gram też na instrumentach pochodnych i w każdym momencie mogę otworzyć krótką pozycję większą niż suma akcji.
Choć scenariusz bazowy nie zmienia się:
nadal w grze jest taki kanał:
To właśnie pod ten scenariusz zbudowałem pozycję na akcjach. Natomiast na wypadek realizacji wcześniejszego scenariusza mam również plan, ale póki co bez pozycji.
wtorek, 5 czerwca 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)