wtorek, 26 maja 2009

Książki cz. 2

Wpisy o książkach nie będą uszeregowane chronologicznie, ani tematycznie.

Pierwsza pozycja, to dość kontrowersyjna książka rosyjskiego profesora biologii Michała Tombaka "Jak żyć długo i zdrowo". Od razu zaznaczam, że nie jestem wyznawcą żadnych cudownych terapii oczyszczających. Po ten rodzaj książek sięgają często ludzie ciężko chorzy, którzy chwytają się każdej deski ratunku. Tymczasem warto zaznajomić się z ich treścią jak najwcześniej i przyswoić najważniejsze założenia.

Książkę przeczytałem ok. 9-10 lat temu, byłem wtedy w szkole średniej.

Tombak otworzył mi oczy na prosty fakt, że o zdrowe odżywianie nie dbamy tak długo, jak nie czujemy fizycznych dolegliwości. Kiedy te się pojawiają, idziemy na operacje, które usuwają zniszczone narządy, ale przyczyny ich obumierania zostają niezmienione.

Nasz tryb życia można przyrównać do oszczędzania: jeśli odkładasz codziennie kilka zł (na procent), na starość zgromadzisz niezły majątek. Niestety podobnie odkładają się toksyny, niezdrowa żywność. Coś czego w krótkim (nawet kilkuletnim czasie) nie odczuwasz, w długim okresie staje się przyczyną przewlekłych dolegliwości.

O czym jest książka? W skrócie to krytyka obecnego trybu życia z naciskiem na odżywianie: cukier, słodycze, biała mąka (męka), mleko (zwłaszcza UHT), wielokrotnie przetwarzana żywność, nadmiar mięsa, przejadanie się, popijanie do posiłku. Niby to wszystko wiemy, ale nie przywiązujemy wagi. Tombak opisuje zgubny wpływ takiej diety, powstające schorzenia. Opisuje w jaki sposób organizm pozbywa się produktów przemiany materii, jak rozwijają się schorzenia, kiedy któryś z systemów się zatyka (np. oczyszczanie przez skórę, nerki czy wątrobę).

Sporo ciekawych informacji wyczytałem o oddychaniu. Autor powołuje się na przykłady Matuzalemów z Kaukazu i Okinawy, którzy spożywają mało kalorii, jedzą surowe warzywa/owoce, owoce morza, dużo pracują na świeżym powietrzu, ćwiczą głęboki oddech i generalnie cieszą się życiem. I tak sobie dożywają 100 lat z jasnym umysłem.

Do zetknięcia się z tą książką postępowałem zupełnie inaczej. Jak napisałem wcześniej, interesowałem się kulturystyką. Z tym wiązało się spożywanie dużych ilości białka. Potrafiłem wypić 2 litry mleka dziennie, do tego codziennie 1-2 jogurty, jadłem dużo mięsa, do moich przysmaków należało np. pół bochenka świeżego chleba i litr mleka. Podchodziłem do sprawy "matematycznie": im więcej kalorii, białka i ćwiczeń, tym więcej masy mięśniowej.

Od małego uwielbiałem kiełbaski, świeży biały chleb i mleko. I odkąd pamiętam miałem problemy z oddechem. Nie wiązałem diety ze stanem zdrowia: byłem przecież wysportowany, nieźle zbudowany. Problemy z oddechem (pod wieczór zatykał mi się nos i mogłem oddychać do rana wyłącznie ustami) poszły na karb wyciętych w siódmym roku migdałków (ponoć do tego czasu miałem jeszcze większe problemy z katarem).

Pod koniec podstawówki zacząłem tracić węch. Głównie od jesieni do wiosny nie czułem wieczorem zapachów ani (co gorsza) aromatu zjadanych potraw. Koło 2 klasy szkoły średniej chodziłem do laryngologa, który zapisywał mi tony lekarstw na alergie, kropel do nosa i innych świństw. Miałem robione zdjęcia rentgenowskie nosa i jakby się nie poprawiło, miałem mieć operację.

Pamiętam do teraz pierwszą noc, którą przespałem oddychając nosem - było to po kroplach Xylometazolin. Oddychało się świetnie, niesamowite uczucie, choć dla większości ludzi zupełnie oczywiste. Niestety nie wzięcie kropli równało się problemom ze spaniem i oddychaniem.

Jak człowiek żyje z katarem całe życie, to wydaje mu się czymś zupełnie naturalnym. Zdałem się na lekarza i postępowałem według jego zaleceń (czyli aplikowałem kolejne specyfiki). Krople, inhalatory koiły katar, więc poczułem, że można lepiej żyć, niestety wszystko wracało do "normy", kiedy przestawały działać.

Któregoś dnia przyjechała ciotka, która miała duże problemy ze zdrowiem i wyszła z nich stosując metody oczyszczania organizmu. Nie wiem czy to prawda, czy nie - wierzę, że głodówka i zmiana stylu życia jej pomogły. Jak to bywa u ludzi, którzy wyszli z ciężkiego stanu, oświecała wszystkich wokół i jak to bywa u ludzi pozostałych, dopóki zdrowie nie szwankuje a ciało wygląda z zewnątrz OK, każdy z czasem nauki zignorował.

Ciotka przywiozła ze sobą ową książkę i dała mi do czytania. Przeczytałem ją w jeden dzień i mój początkowy sceptycyzm zaczął kruszeć. Wiele opisywanych objawów dotyczyło mnie bezpośrednio (oprócz oddechu także cera, z którą chodziłem jakiś czas do dermatolog, która ją naświetlała, pilingowała itd. ale bez efektów; kolejny raz leczono objawy zewnętrzne, których przyczyną było zanieczyszczenie organizmu).

Jako człowiek czynu szybko przeprowadziłem kurację oczyszczającą świeżymi sokami z sokowirówki. Powodowany silną motywacją wyrzuciłem z diety słodycze, biały chleb i mleko, od którego jeszcze chwilę wcześniej byłem uzależniony. Przez ok. 2 tygodnie jadłem bardzo niewiele, głównie surowe warzywa, ciężki razowy chleb (znalazłem chleb robiony bez drożdży). Efekty były piorunujące: nie wiem już ile czasu minęło, ale wkrótce przesypiałem całe noce bez kataru.

Zatoki nie zniknęły na zawsze, uaktywniają mi się do teraz (nie stosuję już tak radykalnie zdrowej diety, niestety często się "zapuszczam", o tym za chwilę), ale komfort życia poprawił się diametralnie. Całkowicie wrócił węch, tryskałem energią, cera nabrała świeżości, wywaliłem wszystkie toniki. Wcześniej wpajano mi, żebym chodził w laczkach, bo katar mam od bosych stóp - a tu Tombak pisze, żeby na boso chodzić i nawet zimą po śniegu trochę. Do teraz chodzę boso po domu :)

Opisuję wydarzenia sprzed 9 lat. Z czasem wróciłem do wielu złych nawyków, ale nie zaprzepaściłem efektów. Podstawowe zasady zachowałem do teraz i w miarę możliwości staram się je stosować. Problemy z oddychaniem przez nos mam tylko podczas choroby (nie mogę wtedy spać, zastanawiam się jak kiedyś dawałem radę ze spaniem), utrata węchu wraca mi, kiedy sobie pofolguję (zazwyczaj w święta, często wieczorem jak za dużo jadłem w ciągu dnia).

Jak się zmieniłem

Zacznę od prostej scenki: pewnie w podstawówce na religii zastanawialiście się, jak straszne musiało być dla średniowiecznych mnichów 40 dni o chlebie i wodzie? Jak pomyślę, że przez 40 dni miałbym jeść to białe coś i pić wodę, to wolałbym chyba obejrzeć wszystkie odcinki Mody na Sukces.

Problem w tym, że to co nazywamy chlebem, z prawdziwym chlebem ma niewiele wspólnego. To wyrób mączny, chlebopodobny. Jeśli chcesz wiedzieć czy to co jesz to chleb, czy mąka ze spulchniaczami, odstaw go na tydzień w worku z dostępem powietrza i wtedy wyłóż. Jeśli nie ma śladów pleśni, to masz do czynienia z chlebem.

Obecnie kupuję chleb raz na tydzień, czasem nawet raz na dwa tygodnie. To prawdziwy razowiec na zakwasie, po którego jeżdżę co sobotę. Jest tak pachnący i smaczny, że nie widziałbym problemów, by przez 40 dni modlić się i go wcinać, będąc utrzymywanym przez wiernych ;) Kiedy jest już stary (np. półtora tygodnia) jem go popijając kefirem, czasem z serem pleśniowym, oliwkami i czerwonym winem (echh już się zrobiłem głodny).

No nic: chodzi mi tylko o pierwszy krok. Zamiast mleka (jak już kupować to świeże, które robi się kwaśne i zsiadłe a nie gorzkie gnijące), piję naturalne kefiry, maślanki. Chleb wyłącznie na zakwasie, głównie razowy (tylko wystrzegać się bułek barwionych karmelem - przed konsumpcją pamiętajmy o teście "pleśniowym").

Uniezależniłem się od jedzenia. Choć wydaje się to niemożliwe, możemy normalnie żyć przez 2 tygodnie bez jedzenia. Nie polecam tego nikomu, lekarze mają wiele obiekcji do takich praktyk. Należy przede wszystkim zachować umiar i rozsądek. Sam przez tydzień nic nie jadłem (ale popijałem naturalne soki), przez kolejny jadłem bardzo niewiele (jeden posiłek: np. pare kromek razowca, kefir, pieczona ryba, warzywa). Nie chciałem przedłużać kuracji, żeby mi waga nie spadła.

Kiedy nauczymy się, że jedzenie to uzależnienie, przestajemy być niewolnikiem głodu. Ciężko to opisać - trzeba przeżyć. Potrafię oszukać głód, wystawiając się na słońce, wyostrzyły mi się zmysły. Często zaniedbuję zasady żywienia, ale organizm na tyle się odzwyczaił od np. słodyczy, że po 2 kawałkach ciasta mam dość. Jak mam ciągoty na słodkie, staram się mieć pod ręką gorzką czekoladę z orzechami. Nie lubię już słodkich jogurtów czy serków, które kiedyś pochłaniałem litrami.

Pamiętam rozdział o oddechu - nie ćwiczę już codziennie oddychania, ale jak np. czekam na coś, przypominam sobie jak należy oddychać i skupiam się na tym. Jako student dużo podróżowałem pociągami, często jak miałem przesiadkę i czekałem na pociąg, liczyłem oddechy. Najpierw co 15 sekund, potem co 30, na koniec jeden oddech na minutę. I czas się nie dłużył a organizm wypełniała jakaś wewnętrzna energia.

Staram się nie pić podczas ani krótko po posiłku, żeby nie mieć problemów z trawieniem. Pewne zmiany nie są trudne do wprowadzenia (chleb, oddech, picie przed posiłkiem), inne wymagają ćwiczeń i cierpliwości, ale na sobie przećwiczyłem i wiem, że to działa. Mnie wyleczyło z zatoków i nocnego blokowania nosa (nie znam medycznej nazwy na to).

Ta książka była pierwszą o zdrowym trybie życia, przeczytałem też różne artykuły m.in. zakonników, którzy leczą schorzenia postem i modlitwą. Polecam każdemu rozpoczęcie przemiany siebie od zmiany budulca, udrożnienia hydrauliki i kontrolowania głodu. W końcu dopiero w zdrowym ciele zdrowy duch.

Aktualizacja 21:23

Post był trochę chaotyczny, niestety spieszyłem się a myśli do przekazania było sporo. Choć przeczytałem książkę 9 lat temu, do teraz pamiętam wiele rzeczy, co świadczy o sile wpływu.

Tombak twierdzi, że większość przypadków raka to wynik złego trybu życia. Zanieczyszczone organy, nadwaga, złe łączenie potraw, zatkane drogi oczyszczania, krzywy kręgosłup, bagatelizowanie zewnętrznych objawów wewnętrznego zatrucia, rozbijanie organizmu na poszczególne organy (np. chora wątroba może mieć wpływ na nerkę, która powoduje ból stawu barkowego i lekarz leczy bark, zamiast dotrzeć do wątroby).

Na googlu znajdziemy tony materiałów o głodówkach, dietach oczyszczających, badaniach naukowych (radzę czytać racje wszystkich stron, by nie przegiąć w żadną stronę). Zdrowie to temat rzeka, naprawdę warto zacząć od wyuczenia prostych, podstawowych nawyków. Kariera, oszczędzanie to sprawy drugorzędne.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis, z życia wzięty. Przypomniales mi o tak waznym aspekcie zycia jak wprowadzanie i utrzymywanie zdrowych nawyków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj.
    Sam sobie tym wpisem to przypomniałem i zacząłem znowu oczyszczanie :) Tym razem łagodne, bez głodówki - o chlebie (prawdziwym razowym na zakwasie oczywiście) i surowych warzywach/owocach.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca