czwartek, 30 czerwca 2011

Analiza Techniczna - jak to rozumiem

Na shoutmix pojawiło się pytanie co sądzę o AT. Czy jest to wielka ściema, czy prawdziwe narzędzie dające przewagę doświadczonym traderom.

Czytam co jakiś czas, że nie istnieją wielcy inwestorzy, którzy zarabiają w długim terminie. Gwiazda każdego gaśnie przy zmieniającym się otoczeniu rynkowym a nieliczne wyjątki jak np. Buffet to insiderzy - jeśli wypadają z kręgu jak kiedyś Soros, przestają wygrywać. Sam Buffet został podobno uratowany w 2008 roku przed bankructwem, a jego zakup akcji Goldmana wynikał z wiedzy o szykowanym QE.

Mniejsza o to - przy tak gigantycznych kwotach, jakimi dysponują najwięksi inwestorzy AT ma znaczenie drugorzędne, o ile w ogóle jakieś ma. AT działa wtedy, kiedy twoje kwoty nie mają wpływu na płynność.

Drugi argument przeciwko AT opiera się na zwykłej statystyce. Wyobraźmy sobie model, w którym 50% inwestorów przegrywa i 50% wygrywa. Prawdopodobieństwo nie jest warunkowe, czyli zakładamy że doświadczenie inwestorów nie ma znaczenia, po prostu w danym roku mają szczęście lub nie. Na starcie staje 128 śmiałków. Ilu zawsze wygra po 5 latach? Po pierwszym roku 64, po drugim 32, po trzecim 16, po czwartym 8, po 5 latach zostaje 4 zwycięzców, którzy zostają rynkowymi guru. Przeciwnicy aktywnego zarządzania portfelem o różnych guru mówią właśnie w ten sposób: ze statystycznego punktu widzenia muszą być zwycięzcy.

Ok, jakie jest moje zdanie? Przede wszystkim AT to subiektywny zestaw narzędzi technicznych. Na tym samym wykresie co innego widzi zwolennik średnich ruchomych, Elliotta, trójkątów czy bardziej złożonych narzędzi. Jeden gra na sygnały minutowe, inny godzinowe, dzienne, tygodniowe więc każdy z nich może mieć inną pozycję. Podobno jeśli rynek zachowuje się losowo, w długim terminie wartość prognostyczna tych narzędzi zmierza do 0.

I tu pojawia się moja pierwsza uwaga co do koncepcji losowego rynku. Losowość to nieskończona liczba czynników wpływająca na ceny. A tak przecież nie jest - liczba czynników jest ograniczona a kilka ma decydujące znaczenie; w dzisiejszych czasach to płynność. W czasie konsolidacji modele statystyczne dobrze sobie radzą. Ale co jakiś czas większość uczestników rynku podąża w jednym kierunku: euforii lub paniki. Kontrolę nad ich poczynaniami przejmują algorytmy, które wyewoluowały w naszych mózgach. I te algorytmy można czytać na wykresach. Euforia i panika występują nawet w bardzo krótkim terminie - short squeeze lub paniczna wyprzedaż to chleb powszedni na wielu spółkach, kontraktach i walutach.

Mamy zatem tabuny graczy (każdy ma wbudowany pewien ewolucyjny algorytm postępowania) i przeróżne czynniki gospodarcze, naturalne i kosmiczne. Na giełdzie panuje więc pewien porządek, ale nigdy nie wiemy który czynnik i w jakim stopniu wpływa na przebieg sesji. Jak to zatem nazwać? Nieporządek w porządku - chaos. Świat jest chaotyczny, pogoda, gospodarka, zachowania ludzi. Świat jest również fraktalny, chaos ma wiele wspólnego z fraktalami. Pofałdowanie terenu, chmury, drzewa, liście, łaty na krowie - wszystko to przykłady fraktali.

W chaotycznym świecie fraktali ludzie sformułowali prawa dla zjawisk fizycznych, ekonomicznych, psychologicznych. Czasami wystarczy posłużyć się podstawową logiką, czasami modelami statystycznymi a czasem wyrafinowanymi równaniami, które działają tylko na krótki okres jak w przypadku pogody. Podobnie jest z giełdą - wszystkie te metody mają swój czas i swój instrument, którego wyceny daje się opisać za pomocą wybranych praw. Doświadczony trader potrafi wyczuć te momenty i dzięki przestrzeganiu zasad zarządzania pozycją nie zrobić sobie kuku, jeśli się myli.

W świecie obserwujemy wiele przykładów działania liczb fibonacciego i związanego z nimi złotego podziału (najbardziej sztandarowy to spiralne muszle). Skoro giełda odzwierciedla zjawiska z tego świata, dlaczego prawa tego świata nie miałyby obowiązywać również na niej? Czytelnicy bloga zapewne zwrócili uwagę, że zniesienia fibo należą do moich podstawowych narzędzi analizy technicznej.

Drugie często występujące w świecie zjawisko nosi nazwę regresji do średniej. Jeśli cena instrumentu zbyt mocno wychyla się od pewnej średniej, rośnie prawdopodobieństwo, że wkońcu zawróci. Ten mocno uproszczony model jest kolejnym, który pomaga mi podjąć decyzje.

Kończąc wywód - uważam, że AT daje możliwość regularnego zarabiania. Wystarczy stosunkowo niewiele czasu, żeby opanować odpowiadające nam techniki i na nich zarabiać. Dużo trudniejsze jest stosowanie się do przyjętych zasad. Żeby wygrywać w długim terminie trzeba pokonać ten ewolucyjny algorytm w naszym mózgu, wyzwolić się spod wpływu strachu i chciwości - to jest prawdziwe wyzwanie.

wtorek, 28 czerwca 2011

Dolar - kierunek na najbliższe miesiące

Dziś jeden z czytelników bloga "ca-dyk" wstawił w komentarzu swoje wykresy dolara. Bardzo niedźwiedzie wykresy. Dzięki nim zmieniłem trochę swoje zafiksowane na wzrosty dolara nastawienie. Co ciekawe z dwa miesiące temu na blogu SiP pojawił się raport Nomury z podobnym oznaczeniem - co jeszcze ciekawsze nie było wtedy fali 4, którą prognozowali i która właśnie się narysowała! Miałem ten scenariusz w "cache'u", ale nie traktowałem go z należytą ostrożnością. Błąd.

Do rzeczy. Na tygodniowym wykres dollar.future mocno się zaklinował:


Opór czerwonego klina został skutecznie wybroniony. Korekta spadkowa zniosła 23.6% ruchu spadkowego, czyli zdobyty został pierwszy poziom Fibonacciego. Do tego momentu można było w ciemno grać L dollar. Schody zaczynają się teraz:

1. Czy doszło do zmiany trendu spadkowego na wzrostowy? Na razie NIE! Klin i fibo nie puściły.

2. Popatrzmy na układ dzienny z projekcją spadkową:


Ustalmy jedną rzecz - Elliottem posługuję się wyłącznie do oznaczania korekt. Moją ulubioną formacją jest zwykłe korekcyjne A-B-C, kliny i trójkąty, ponieważ można tam najbardziej klarownie zająć krótkoterminową pozycję. Nie potrafię znaleźć piątek, zazwyczaj widzę zwykłe korekcyjne trójki.

Ale właśnie ten wykres nie daje mi spokoju. Przynajmniej pierwszy ruch spadkowy łatwiej oznaczyć jako impuls 5-falowy, niż korekcyjny 3-falowy. Jedna z zasad Teorii Fal Elliotta (TFE) mówi, że ruch 5-falowy będzie kontynuowany po korekcie. I faktycznie - pierwszy impuls po korekcie (fala 2) został pogłębiony (fala 3). Niestety drugi impuls spadkowy niewiele mi mówi. Nie widzę tu żadnej struktury.

Czy to piątka, czy jakaś struktura korekcyjna? W pierwszym wypadku (impuls 5-falowy) obecne wzrosty są tylko korektą (fala 4) przed ostatnią falą spadków. Kolejny argument za słabością dolara - RSI wyszło z obszaru bessy (20-60) na konsolidacyjny (30-70). Póki co rysuje nam się zwykła korekta A-B-C. Wybicie kanału dołem to sygnał S dla dolara.

Większość gra L na dolarze, bo kończy się QE2. Po QE1 dolar ruszył energicznie na północ. Czy tym razem wpadniemy w pułapkę? Właśnie odnowiłem S-ki na EURUSD pod C na fibo i wsparcie trendu wzrostowego:


Ostatni argument, lekko byczy dla dolara to pozycje graczy:


Lepiej grać z "Large Traders" a ci właśnie powiększają pozycje na zielonym. Dlatego krótkoterminowo nadal L dollar, do pierwszych wsparć na EUR, NZD i AUD.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Wreszcie zmienność

Wreszcie zmienność i to od razu w Hitchcockowym stylu. Fut20 ląduje na 2715, by za chwilę wybić pod SMA200 na ok. 2750:


Z powodu natłoku spraw do załatwienia nie miałem dziś czasu na giełdę, ponadto nie chciałem ryzykować shortów pod SMA200. Choć gram pod bessę, ta średnia była zbyt ważna przez ostatnie 2 lata, żeby puściła bez obrony. Dodajmy do tego wyprzedanie na RSI (ok. 20) i przed niedźwiedziami nie lada wyzwanie, by pociągnąć spadki bez przystanków.

Świeca doji na koniec dnia sugeruje oddanie inicjatywy na najbliższe sesje bykom. Stawiam na dynamiczną korektę na 2800-2825 i powrót spadków.

piątek, 24 czerwca 2011

Zamknięcie krótkich

Dziś FW20 osiągnął zakładany poziom kanału spadkowego na ok. 2770:


Dla mnie to chwilowo koniec grania S, chyba że wybijemy dołem. Zaznaczyłem hipotetyczny zasięg korekty na ok. 2835.

Pozamykałem też pozycje dolarowe ratując zysk i certyfikaty na spadki ropy.  Pierwszy raz od dawna nie mam żadnej pozycji na GPW i FX. Potrzebuję trochę odpoczynku i refleksji nad grą.

Podejście "portfelowe", czyli nacisk na zwiększanie wartości portfela a nie osiągnięcie zysku na każdym zakupionym walorze było bardzo słuszne. Zamiast kombinacji z księgowaniem (strata/zysk dopiero po zamknięciu pozycji) wyznacznikiem stał się wyłącznie stan portfela i ten regularnie rośnie. Elementy powodujące spadek są usuwane a te rosnące mniej więcej trzymane/odnawiane.

Teraz czas na pracę nad zmniejszeniem zaangażowania emocjonalnego. Przeciętnie inkasuję ok. 10-30% zasięgu ruchu, bo bardzo często wypadam na korektach. Przez cały tydzień regularnie zajmowałem S-ki na FW20 z TP na 2775 (czyli 5pkt nad założonym targetem) i zawsze je kasowałem, gdy zysk topniał, lub gdy dłużej posiedziałem na stracie i jedyne czego pragnąłem, to wyjść na 0 lub malutkim minusie. To frustrujące gdy można było nic nie robić i skasować w ciągu dnia kilka stówek a zarobiło się np. 80zł, tyle samo prawie poszło na prowizje.

Niedawno przedstawiłem plan gry S na FPGN. Zająłem pozycję w idealnym miejscu, S-ki miałem w przedziale 4.37-4.46. Poustawiałem im targety od 4.17-4.21 . Wszystkie pozamykałem przedwcześnie na korektach. Podobnie było z FPKO i FPKN.

Ważniejsze było nauczyć się przyjmować często małe straty, redukować i ucinać pozycje, gdy idzie nie po naszej myśli. Akceptacja straty najciężej przychodzi po długiej serii zwycięskich trade'ów. Nie jestem przekonany do końca czy mi się to udało w wystarczającym stopniu. Dopiero kiedy straty staną się nieodłącznym towarzyszem gry, przejdę na wyższy level, czyli to co dla doświadczonych traderów jest podstawą - wyznaczanie SL i TP i nic nie robienie.

W marcu czy kwietniu porzuciłem arkusz, w którym księgowałem wszystkie pozycje. To było potrzebne, żeby odejść od myślenia pojedynczymi inwestycjami. Teraz czas na wymyślenie sposobu planowania ruchów, budowy alternatywnych scenariuszy i oceny podjętych działań. Poprzez ocenę spróbuję diagnozować błędy i eliminować je.

czwartek, 23 czerwca 2011

Złoty przedzawałowy

Prawdopodobieństwo kraszku na złotym coraz wyższe. To już kolejny raz, kiedy nasza waluta broni wsparcia:


Co gorsza frank szwajcarski wybija górą z targetem ok. 3.55 (pierwszy przystanek 3.38) :



Za najsilniejszą walutą pójdą zapewne słabsze, zatem zaczynam już realnie brać pod uwagę krach na złotówce. Oznacza to w perspektywie roku przynajmniej testowanie dołków z lutego 2009.

Wszystkie te rozważania o złotówce są w istocie pochodne od zachowania dolara w końcówce QE2. Spadek płynności spowoduje wycofanie środków z Emerging Markets, osłabienie lokalnych walut, towarów i akcji. Na razie dolar walczy z ostatnim oporem:


Wybicie linii i lokalnego fibo38.2 to definitywnie zmiana trendu na dolarze. Zwróćmy uwagę jak wzorcowo został pokonany opór linii nadrzędnej poprowadzonej od szczytu w maju i późniejszych lokalnych górkach: po wybiciu indeks wrócił na linię oraz SMA50 i w ciągu 2 sesji dynamicznie odskoczył na północ.

W tym momencie daję jakieś 70% szans na kontynuację ruchu w górę na 58pkt, gdzie biegnie: fibo23.6 całego spadku od maja 2010, fibo50 spadku od stycznia 2011 oraz SMA200. Aktualnie posiadam trochę S-ek na EURUSD i NZDUSD oraz certyfikaty na spadki ropy RCSCRAOPEN. Jeśli USD_I osiągnie 58pkt zrealizuję część zysków i będę czyhał na korektę i zajęcie większych pozycji pod nowy trend.

PS Bardzo czarne perspektywy krystalizują się przed polskim przemysłem:


oraz usługami:


Skrajne wyprzedanie na RSI może sugerować wkrótce jakieś odbicie, albo przynajmniej schłodzenie wskaźników. Nie skłoni mnie to jednak do kupowania akcji w dłuższym niż kilkudniowym terminie. Potwierdzenie wyjścia dołem na akcjach i złotym da szanse na zarobek wyłącznie graczom na kontraktach i foreksie.

Aktualizacja - 3 godziny później..


To się Rudy doigrał. Teraz spekuła pokaże mu, że owszem dymać może sobie lemingi z PO, ale kapitału od banksterów już na to nie dostanie. Jeszcze mu podziękujemy za 100 tys. nowych urzędasów, podtrzymanie przywilejów budżetówki, podwyżki podatków i przykręcanie śruby małym przedsiębiorstwom.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Przebudzenie cz.2

Ciąg dalszy poprzedniego posta. Widzę, że pewne rzeczy trzeba rozwinąć, bo z komentarzy wnioskuję, że czytelnicy myślą, iż chcę propagować jakąś wschodnią religię.

Do tego co piszę dochodziłem wieloma drogami. Zaczynałem współczesną drogą materialistyczną: poznawałem jak działa mózg, jak się programuje sztuczne mózgi. Choć przestałem wierzyć w chrześcijańskie koncepcje tego co jest po śmierci i że dobry Bóg gdzieś nad nami czuwa, żyłem w zgodzie z modelem katolickim, w którym zostałem wychowany. Są niezliczone modele na całym świecie, ale ten jest całkiem dobrze dopasowany do psychiki człowieka. Zapewnia rozwój jednostki, stabilne wychowanie potomstwa. Chrześcijaństwo pozwoliło nielicznej grupce barbarzyńców z Europy zawojować cały świat - to ewidentny znak jakości tej doktryny.

Zatem patrząc nawet czysto ateistycznie, darwinistycznie - warto wychowywać ludzi w duchu chrześcijańskim, bo to zwiększa szanse na przetrwanie.

W gruncie rzeczy jednak to o czym dyskutujemy wciąż odbywa się wewnątrz koncepcji. Ktoś podaje zagrożenia buddyzmu (a właściwie przyjęcie koncepcji buddyjskich jako prawdziwe i wiara w nie), inny pokazuje że mogą stać się narzędziem służb specjalnych do osłabienia wroga. I OK, nie neguję tego. Zwróćcie jednak uwagę, że ja nie zajmuję się teraz teraz słusznościami doktryn, tylko pogłebianiem własnej świadomości. Nie widzę w tym sprzeczności z moralnością katolicką wewnątrz której zresztą pozostaję!

Czy ja mówię coś w stylu: odrzuć świat, kochaj ludzi, wąchaj kwiatki? Nic takiego. Mówię, że poprzez doświadczenie własnych uwarunkowań emocje i myśli tracą kontrolę nad moją prawdziwą istotą. Owszem, pewne koncepcje przyjąłem, jak np. to, że umysł to coś innego niż prawdziwe Ja, ale to można przyrównać do koncepcji chrześcijańskiej dusza-ciało. Ja mogę obserwować umysł, skoro przestaję się z nim identyfikować, przestaję cierpieć z powodu jego bolączek. Ale przecież nie odrzucam go! To wspaniałe narzędzie, które służy do ekspresji mnie (jako człowieka) w świecie form.

Ktoś podał linka do filmu, w którym były agent KGB instruuje jak służby specjalne używały guru do ogłupiania społeczeństw Zachodu. To dobry materiał UŚWIADAMIAJĄCY, oglądajmy jak najwięcej takich filmów, uczmy się mechanizmów świata. Sam co jakiś czas publikuję przemyślenia o polityce, historii czy ekonomii. Choć nie mam wielkiej wiedzy, świadomość natury ludzkiej podpowiada mi w jak perfidny sposób władze, bankierzy, służby specjalne niszczą fundamenty moralne społeczeństw.

Czy to co piszę implikuje bierność wobec systemów totalitarnych? Wręcz przeciwnie - opisuję to zło, które widzę, piętnuję je. Jak zatem pogodzić ten opór ze słowami "nie opieraj się rzeczywistości, zaakceptuj ją". Bardzo proste (teraz już proste) - jako człowiek opieram się temu co niesprawiedliwe i złe, ale robię to w zgodzie z moją prawdziwą istotą. Opór jest moim świadomym wyborem. Gdybym nieświadomie przyjął "wiarę buddyjską" gadałbym właśnie coś w stylu: poddaj się, przeczekaj, źli ludzie wymrą, przyjdą inni i będzie jak będzie, trwaj sobie i zachwycaj się pięknem świata. A potem Ruscy by weszli i w pierwszym rzędzie odstrzelili inteligencików, elity kraju i innych pięknoduchów.

Można połączyć przeżycie teraźniejszości, radość z piękna Wszechświata z energicznym działaniem wewnątrz świata - zdobywaniem pieniędzy, robieniem kariery, walką z systemem itp. Nie ma tu żadnej sprzeczności.

Wróćmy teraz do moralności. Większość ludzi czytając teksty o oświeceniu myśli coś w stylu "no tak, odrzućmy moralne nauki Kościoła, róbta co chceta a potem, sami jesteśmy sobie Bogiem i kończy się to Gułagiem, Wielkim Terrorem czy Holocaustem". I tak właśnie jest, gdy przyjmujemy te teksty jako jeszcze jedną ideologię! Wśród ideologii katolicyzm jest najbezpieczniejszy dla człowieka - trzyma w ryzach jego naturę.

Oświecenie to jednak wyjście o szczebel ewolucji wyżej - nie odrzucam nauk Kościoła. To tak jakbym zabrał się do kursu na prawo jazdy i odrzucił teorię i lekcje jazdy, "bo wewnętrznie to umiem". Na najbliższym drzewie przekonałbym się, że błądziłem (o ile bym się przekonał, bo umysł potrafi zracjonalizować i takie doświadczenia :) ). Do formowania ludzi używajmy najlepszych nauk. Ale kiedy dojrzewamy uświadamiajmy sobie, dlaczego te nauki nam wtłaczano!

"Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego" - z ręką na sercu - kto siebie naprawdę kocha i akceptuje? I tak właśnie robimy - tak innych miłujemy, jak sami siebie. Tu mam zarzut wobec Kościoła, że programuje wiernych na strach i nieakceptację siebie, bo tego przez wieki potrzebował do kontroli społeczeństwa. Nie myślcie jednak, że z automatu popieram zatem jakichś New Age'owców, którzy wyciągają z tej myśli wniosek: skoro Kościół tak, to my na odwrót i ludzie będą szczęśliwi i dobrzy z natury. Nie, nie będą. Zamiana działania umysłu odwrotnym działaniem umysłu nic nie daje.

To tak jak z grzechami głównymi. Gniew, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, pycha, nieczystość, lenistwo itd. Empirycznie dowiedzione przez niezliczone pokolenia, że stosowanie się do tych wzorców prowadzi na dno. Tymczasem ktoś nie znalazł pocieszenia w Kościele, idzie do guru, który mówi mu: jesteś wolny, rób co chcesz, kochaj ludzi. Jako, że umysł działa zazwyczaj dualnie (dobro-zło, lubię-nie lubię) myśli sobie - jestem wolny, więc moge wszystko - podupczyć, pić, robić odwrotnie do niesprawiedliwie wtłoczonych mi nauk katolickich, tak wybieram i będę wolnym człowiekiem, a mój obraz siebie nie ucierpi. Tak działa ego - człowiek jest egoistą, wybiera przyjemność, za którą zawsze później płaci zgorzknieniem i pustką.

Problem w tym, że podejście wyznawcy jest podobne - nadal pozostając w umyśle walczy ze sobą za każdym razem, gdy popełnia jeden z grzechów. O Jezu, znowu się wkurzyłem, znowu za dużo wypiłem, ale upadłem, jestem śmieciem, nienawidzę siebie, Boże wybacz! Jutro wszystko naprawię. Na ile starcza taka motywacja? Nie na długo, bo zaraz znowu emocja/popęd bierze górę. Albo inny przykład: ktoś przestrzega przykazań, nie grzeszy i na każdym kroku daj ci do zrozumienia, że jest kimś lepszym, ważniejszym i rości sobie prawo do ustawiania ci życia. Tresuje swoje dzieci na "dobrych ludzi" a potem skarży się Bogu, że świat mu je zepsuł, bo uciekły od rodziców i biorą narkotyki.

Zło, dobro, grzech, moralność to koncepcje, które wraz z popędami sterują  poprzez umysł zachowaniami w ciele a umysł ocenia, piętnuje, usprawiedliwia wyimaginowany byt zwany ego, czyli projekcję nas samych stworzoną przez umysł. Kiedy opuszczamy ego, działania umysłu tracą moc nad istotą. Istota staje się "panem" ciała i umysłu.

I co wtedy? Jak myślicie, czy istota świadoma konsekwencji zadawania cierpienia sobie i innym będzie łamać nakazy moralne? Nie! Dopiero wtedy grzechy główne są uświadomione i uświadomiony jest wybór, by ich nie popełniać. Dopiero wtedy koncepcje chrześcijańskie a także badania naukowe pomagają podejmować decyzje, które wnoszą dla ludzkości więcej korzyści. Z punktu widzenia społeczeństwa lepszy jest oświecony katolik, niż oświecony buddysta, bo umysł tego pierwszego ma więcej użytecznych informacji.

Dlatego tak ważne jest oświecenie, aby "wyjąć" zdobycze cywilizacji spod władzy umysłu, który jest destrukcyjny, konfrontacyjny, nieprzewidywalny. Świadomość/Bóg/Podstawa Wszelkiej Rzeczy (uwaga - znowu słowo, które dla każdego znaczy co innego) to jest Coś, do czego uciekają się wszystkie religie jako ostateczny, obiektywny, harmonijny/dobry sędzia. Nie mam już czasu na rozwijanie tego tematu, ale na potrzeby naszej kultury najłatwiej wyjaśnić to w ten sposób, że działając świadomie oddajemy Bogu kierowanie naszym życiem.

niedziela, 19 czerwca 2011

Księga est

Dawno temu niejaki Budda doznał oświecenia i zainicjował nową drogę życia, dostępną garstce ludzkości. Jego nauki rozprzestrzeniały się w Dalekowschodniej Azji a adepci buddyzmu czy Zen praktykowali przez dziesiątki lat, by na starość doznać wreszcie tego stanu, pocieszyć się chwilę na emeryturce w klasztorze i odejść z uśmiechem na twarzy.

I tak sobie to trwało przez tysiące lat, aż pewnego razu powstał kraj zwany USA, w którym każdy może szybko osiągnąć wielki sukces. Amerykanie we wszystkim są najlepsi, budują największe samochody i zdobywają najwięcej medali na olimpiadach. Nie jest zatem niespodzianką, że i z oświeceniem poradzili sobie błyskawicznie..

Kiedyś zarejestrowałem się w wydawnictwie Złote Myśli, żeby zobaczyć jakiegoś darmowego ebooka. Nie pamiętam o czym był, wiem że nie zdecydowałem się, żeby kupić od nich cokolwiek. Przez bodajże 3 lata przysyłali mi regularnie reklamy, które kasowałem z automatu. Aż w poniedziałek przypadkowo przeczytałem pare pierwszych wersów. Nie wiem czemu, zaciekawił mnie tekst. Kliknąłem w link do darmowych pierwszych 49 stron książki "Trening Est".

Przyznam, że od razu mnie wciągnęło. Siedzę od 2 lat w tematach związanych z ego, oświeceniem, pisałem o tym na blogu nie raz. Cały starter przeczytałem z marszu i musiałem zobaczyć co dalej - wszedłem zatem na stronę Złotych Mysli. Ebook za ok. 20zł, książka papierowa z ebookiem za ok. 40. Hmm, jak już mam płacić, to chę mieć coś namacalnego ;) Patrzę na allegro - o tam sprzedawcy z programów partnerskich sprzedają książkę po 30zł :) No to do wora. Jeszcze tego samego dnia dostałem link do pełnej wersji ebooka.

Dlaczego tak mnie pochłonęła lektura? Bo te skurczybyki z hameryki naprawdę wiedzą co i jak. Trening est jest masakrycznie skuteczny, to co mnisi osiągają po 30 latach w klasztorze, daje niektórym po 4 tygodniach. Choć nic nie zastąpi prawdziwego przeżycia, fabularyzowana lektura z takiego treningu była dla mnie niezwykle sugestywna. Przeżyłem to co ci ludzie, wreszcie pojąłem, czym jest to mityczne oświecenie. Że właściwie wysławiałem je nie raz, a jednak nigdy nie uświadomiłem sobie tego, bo miałem je w umyśle jedynie jako koncept, w który wierzyłem.

Od zeszłego tygodnia jestem na jakimś wewnętrznym "haju". Biegam, nie chce mi się jeść, nie mam żadnych problemów. Jestem całkowicie spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. To nie wzięło się tylko dzięki tej książce. W zeszłe wakacje opisywałem pierwsze doświadczenia z praktyką przebudzenia. Potem nastąpił długi okres oglądania filmów z Mistrzami takimi jak Tolle czy Mooji (polecam je na podlinkowanym blogu mojajoga.wordpress.com). Przez wiele miesięcy budowała się baza pod "oświecenie". Trening est stał się katalizatorem.

Nie chodzi o to, że przeżywam jakiś odmienny stan świadomości. Wręcz przeciwnie - wszystko jest normalnie. Ale nie towarzyszy temu już opór przeciwko rzeczywistości. Potrzebowalem zdobyć wiele wiedzy, by osiągnąć kres wędrówki i wreszcie zacząć żyć. Bez wykładów oświeconych inaczej bym odebrał treść książki. Rzeczy, które burzą naszą uwarunkowaną osobowość trudno odczytać jeśli się nie rozumie słów zapisanych np. w Biblii:
"nie sądźcie a nie będziecie sądzeni". Nasz umysł wszystko ocenia, porównuje, choć to pozwala przeżyć w świecie, utrudnia zrozumienie prawdziwego sensu przekazu.

Także w Biblii znajdziemy cytat "Jestem, który Jestem", tak się przedstawia Bóg Mojżeszowi. Odsuńmy na chwilę słowa Bóg i Mojżesz, które u każdego z nas wzbudzają jakieś tam uwarunkowane odruchy (ktoś np. ma przed oczami starca z brodą, którego się boi, bo trzepał kapucyna, inny rzutuje na to słowo niechęć do kościoła a jeszcze inny cieszy się, bo utożsamił z tym słowem jakiś wewnętrzny stan euforii i samo wspomnienie jest dla niego radosne). "Jestem, który jestem" jest wielkim finałem treningu est, wyrażonym też słowami Buddy, które jakoś tak idą: "robię to co robię, bo to robię" :) O co chodzi? Nie robię czegoś jako skutek innych działań (ja jestem skutkiem zewnętrznych przyczyn), tylko je robię, bo robię. I tyle :)

Wiele godzin przesłuchałem łącznie wykładów E. Tolle'a, by mówić "tak" życiu i choć w to wierzyłem, to nie wiedziałem. A wiara to właśnie domena umysłu. Wierzę w coś tam != wiem, że coś tam jest. Kiedy wiem, to już nie wierzę.

Nie będę się rozpisywał, wszystko co ważne jest w książce i mimo wszystko uważam (jak i autorzy), że książka nie zastąpi prawdziwego przeżycia. Ja się wybudzałem przez ok. 3 lata, zaczynałem od Przebudzenia de Mello, potem dłuższa przerwa, znowu lektury blogów, filmiki, książki. Żeby czytelnik wyniósł coś przydatnego z tego wpisu przedstawię kilka najistotniejszych z mojego punktu widzenia rzeczy:

1. Nasz organizm serwuje nam wiele stanów; niektóre są przyjemne, inne przykre. Te stany są wywoływane zewnętrznymi (pozornie) zdarzeniami i wewnętrznymi. W rzeczywistości zawsze sygnały aktywujące dany stan płyną z wewnątrz, poprzez umysł, który nadaje znaczenie temu co postrzega zmysłami lub temu co wymyślił. Weźmy taki lęk - może dotrzeć dzięki zmysłowi wzroku, gdy widzimy agresywnego psa i umysł buduje scenariusz zagrożenia, ale w praktyce 90% lęku jaki do nas dociera generują myśli - obawa przed przyszłością, samotnością, opuszczeniem, utratą, śmiercią, brakiem pieniędzy, nuda itd.

Generujemy scenariusze, które utrzymują organizm w stanie lęku czy stresu. Co robi 99% ludzi, gdy przeżywa nieprzyjemny stan (zauważmy, że ten sam stan może być wywołany przez wiele zupełnie niezależnych bodźców)? Próbuje jednej z dwóch dróg:

- zaprzecza (próbujemy go zagłuszyć, pokonać)
- podtrzymuje (czytałem badania naukowe, wg których okazało się, że człowiek smutny często dążdy do pogrążania się w smutku - pije, rozczula się, "szuka dna").

Podobnie jest z myślami - męczy nas jakaś myśl. Albo próbujemy ją odsunąć, znaleźć "rozwiązanie", albo wciąż ją przywołujemy i trwożymy się nią.

Czy potrafisz znaleźć inne wyjście?

Rozwiązanie znalazł Budda, a po nim Jezus (kimkolwiek obaj byli, jeśli byli :D, niewątpliwie jednak Ewangelie zawierają nauki o oświeceniu). Po prostu nic nie rób :) Pojawił się stres? Skieruj na niego uwagę - czuj swoje ciało, skup na nim uwagę. Pojawiają się myśli? Obserwuj je. Nie jesteś tymi myślami. Nie szukaj rozwiązania, nie walcz - poddaj się i obserwuj. Nie zdążysz się skapnąć, kiedy przykre uczucie traci swoją moc, wścibska myśl odchodzi sama.

O już po północy, to dokończę innym razem :)
CDN.

piątek, 17 czerwca 2011

PKO wychodzi dołem po cichu


Czy zobaczymy wkrótce nasz flagowy bank po 40 a nawet 35zł? Kolejny raz w hossie wybił dołem SMA200 ponadto wyszedł dołem z formującego się od roku klina. Na razie wiele wskazuje na odbicie w Stanach, zatem znowu może się uratować.

Przypatrzmy się dokładniej:


Również drugie wsparcie, niezależne od klina zostało naruszone. Sesja się jeszcze nie zakończyła, więc charakter świecy może się zmienić. Jednak ze względu na wyjątkowo niski ATR spodziewam się wkrótce bardzo mocnego wybicia. I teraz dylemat - w USA najprawdopodobniej zaczną korektę spadków, tymczasem u nas spadków praktycznie nie było.

Dziś ropa Brent wybija dołem linię trendu wzrostowego, po czym zaczyna zawracać. Odebrałem zatem część certyfikatów na spadki ropy sprzedanych wczoraj z zyskiem. EURUSD daje średnioterminowy sygnał S (znowu), ale on prawie zawsze jest testowany, zatem ustawiłem zlecenia po 1.43x. Otwieram też krótką pozycję na FPKO pod zamieszczony wykres.

Mimo to jestem prawie pewien, że w USA był dołek i zaczną jakąś korektę spadków :) I PLN_I też powinien chwilowo wybronić wsparcie. Gram zatem przeciwko intuicji, pod sygnały techniczne. Z akcji mam tylko Mostostal Płock, kupowany po 37zł pod dywidendę, ale liczę, że koło 42 zdążę się wcześniej ewakuować.

czwartek, 16 czerwca 2011

Złoty znów w opałach

Niespełna miesiąc temu (26.05) złoty walczył na bardzo ważnym wsparciu:


Udało mu się odbić, ale niemrawo, bo dzisiaj osiadł na wsparciu ponownie:


Przestaje to wyglądać dobrze. 5 maja zamieściłem taki wykres:


z komentarzem (był wtedy na oporze klina):

Moja interpretacja: szykuje się korekta spadkowa na złotym, która zaprowadzi zaprowadzi go na dolne ograniczenie klina na PLN_I. Dla USDPLN target ok. 3.2, dla CHFPLN ok. 3.25 .

Prędzej czy później dojdzie wreszcie do wybicia klina, który formuje się od lutego 2009. Zasięg wybicia to 61.8% zniesienia spadków na złotym (czyli złoty umocniłby się) lub testowanie dołka. Myślę, że niestety czeka nas ten drugi wariant, zwłaszcza że już 2 banki szykują przedpole do ataku na Polskę, o czym informuje Piotr Kuczyński na swoim blogu. 


USDPLN jak zwykle przeceniłem, z kolei franek pokazał jaja. Na dziś ten wykres wygląda tak:


Z oporu spadliśmy na wsparcie. Czy i tym razem zostanie wybronione? Są pewne szanse:

- mamy dziś pełnię księżyca, która często zbiega się z ekstremami na rynku (w tym wypadku lokalne dno)
- put/call ratio notuje dość wysokie poziomy, choć jeszcze nie ekstremalne
- S&P500 zbliżył się do SMA200, bardzo ważnej dla Amerykanów średniej, która w hossie jest zawsze trampoliną dla akcji.

No właśnie: "w hossie"; problem w tym, że jeżeli szczyt już był, to możemy zobaczyć prawdziwe spadki dopiero po wybiciu sma200 dołem. Niedźwiedzie mają tym razem mocne argumenty:

- koniec taniego dolara z QE2
- wybite dołem kliny wzrostowe na niektórych EM
- rekordowo niska zmienność, sugerująca wkrótce dynamiczne wybicie klina na pozostałych indeksach.

Ewentualne odbicie od wsparcia na indeksie złotówki traktowałbym tylko jako odwleczenie wyroku. Nadchodzi koniec ery taniego pieniądza, alternatywą jest tylko koniec papierowego pieniądza. Obstawiam, że rządzącej nami oligarchii bankierów nie opłaca się rezygnować z narzędzia kontroli - pieniądza opartego na długu. To oni są dziś największymi posiadaczami obligacji, dlatego jeszcze nie teraz koniec bańki na obligacjach i nie teraz koniec walut papierowych - armagedon się zacznie, kiedy bankierzy przeniosą się na akcje a ulica i rządy zostaną w "safe heaven" - z dolarem i obligami :]

Zatem plan działania zostaje jaki był: szorcę kontraktami i szukam okazji do longów na USD do jesieni 2012.

środa, 15 czerwca 2011

Minął rok..

Minął rok, odkąd zacząłem grać na foreksie (pierwsza transakcja 1 czerwca 2010, zaznaczyłem strzałką). Przez cały ten czas grałem niemal wyłącznie L USD. Niniejszy wykres dość dobitnie pokazuje, że nie była to rozsądna decyzja:


Mimo to dzięki w miarę dobremu zarządzaniu kapitałem udało mi się:
- nie wyzerować depozytu
- zarobić 540zł :D

Plan wykonany - przetrwałem rok, startuję praktycznie z punktu wyjścia. Jak wszędzie na rynku, Forex to nie maszynka do robienia pieniędzy, tylko miejsce gdzie 90% oddaje kapitał brokerom i tym 10%, którzy potrafią zarabiać.

Dzisiejsza długa biała świeca daje szanse na odwrócenie trendu (wybicie klina). Mam wreszcie szansę grać z trendem! Lubię takie układy, bo aż roi się od zniesień fibonacciego, na których można realizować zyski i na korektach odbierać pozycje.

Mimo wszystko obstawianie bessy w tym roku opłaciło mi się. Gracze o podobnym stażu co ja lubią się przechwalać; kiedy tracą milczą, kiedy trafią pieją z zachwytu nad swoimi umiejętnościami. Ja niejednokrotnie sypałem głowę popiołem na tym blogu. Wciąż jestem słabym graczem, podatnym na emocje, nie potrafiącym wyczekać na dogodny moment, łamiącym zasady.

Do największych sukcesów ostatnich miesięcy zaliczam zmianę podejścia do inwestowania (nacisk na wzrost wartości portfela a nie pojedynczych spółek). Dzięki temu nie doprowadziłem do większych strat po zwycięskiej serii, nie odczuwam większych emocji z kasowaniem nietrafionych pozycji. Nie odczuwam potrzeby odkuć się na spółce na której straciłem, zamiast tego szukam okazji gdzie indziej.

Swobodnie czuję się również na kontraktach i foreksie. Uważam to za kluczowy czynnik na czas bessy, bo póki co tylko tam da się zarabiać na spadkach (tj. grać z trendem). Muszę jednak stale sobie przypominać, że zmienność na FW20 jest rekordowo niska a to usypia emocje. Te się pojawią, gdy jednego dnia indeks spadnie 5% a drugiego otworzy się luką 3% w górę. W 2008 roku takie ruchy wyniszczające portfele były na porządku dziennym, ba nawet podczas zeszłorocznego załamania rynków można było zdrowo oberwać siedząc na S-kach.

Nadal preferuję kierunek południowy, choć ostatni miesiąc był na naszym bananie niezwykle męczący dla Berniego. Grubas zapakowany w L-ki nie puścił FW20 nawet 100pkt od szczytu, kiedy pół świata się sypało. Do rozliczenia serii już nawet nie marzę, że mocniej spadniemy choć dziś znowu masakra w USA. Opuściłem definitywnie serię M i gram krótkie na U.

Aktualizacja 16.06

USDPLN dziś idealnie na oporze:


Wyjście górą to test sma200 na ok. 2.865, tam powinno pokonsolidować się chwilkę, zawrócić do wybitego klina i następnie ruszyć na północ w nowym trendzie średnioterminowym.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Jak nas widzą, czerwiec 2011

WIG20USD tygodniowy:


Fibo61.8 zatrzymało wzrosty indeksu, spychając go pod linię trendu wzrostowego. Indeks wykonał nawrotkę i walczy na wsparciu średniej sma15.

W perspektywie tygodni bardziej prawdopodobny wydaje mi się powrót na fibo50 i test sma45, zatem dalej zamierzam grać S. W Stanach wyjątkowo szybko nastał ultraniedźwiedzi sentyment. Tam przynajmniej mieli powód, u nas grubas nie puścił nawet 100pkt od szczytu, więc miśki nie zarobiły za dużo. Dlatego do rozliczenia serii S tylko DT.

czwartek, 9 czerwca 2011

Kurek zakręcony podwójnie?

Na zarzuty o wywołanie inflacji przez QE Bernanke wciąż odpowiadał, że jest ona chwilowa. Ludzie się śmiali przez łzy z durnia a co przezorniejsi kupowali metale szlachetne.

Tymczasem 2 dni temu pojawiła się wiadomość, że Fed chce zwiększyć wymagane rezerwy finansowe dla największych banków, aby w przyszłości nie zaszła potrzeba ich ponownego bailoutowania. Jednym słowem banki zamiast mnożyć dolary w obiegu, musiałyby utrzymywać część na kontach Fedu.

Jednocześnie kończy się QE2, czyli sztuczne podtrzymanie "new money". Wydaje się nam, że liczba dolarów w obiegu zwiększyła się gigantycznie przez dodruki. Nic takiego nie miało miejsca - nowe dolary, za które Fed kupował dług USA zastępowały dolary znikające z systemu przez niespłacane kredyty i brak nowego długu. Fed próbował podtrzymać niewielką stabilną inflację (inflacja to zwiększenie pieniądza w obiegu a nie wzrost cen):


Ten sam wykres bez programów pomocowych Fedu:


Widać, że choć rząd USA wziął na swoje barki kreacje nowego pieniądza z długu (ludzie i firmy się delewarowali), liczba dolarów z kredytu nie rosła.

Dlaczego zatem towary i akcje dosłownie eksplodowały do góry? Przy sztucznie podtrzymywanej inflacji rzędu 3% wzrosty na rynkach po 30% to trochę przesada. Podobno w strachu przed przyszłą inflacją. Zamieszczony w kwietniu wykres 'cash level':


pokazuje, że te hiperboliczne wzrosty zawdzięczamy bankierom, którzy pożyczają kasę z Fedu prawie za free i pompują wszystko co się da. Ludzie muszą coś jeść i czymś dojechać do pracy, dlaczego więc nie skorzystać z nieograniczonej gotówki od drukarza i nie odsprzedać ludziom artykułów podstawowej potrzeby drożej.

QE2 dodatkowo wypychał inwestorów na bardziej ryzykowne aktywa, bo Fed skupował aż 3/4 nowego długu USA. Teraz mamy do czynienia z małym klinczem - limit długu został osiągnięty, więc teoretycznie przez jakiś czas nowych obligacji nie kupią. Jednocześnie Fed kończy dodruk kasy i żąda od banków zdeponowania większej gotówki na swoim koncie. Popatrzmy jeszcze raz na wykres dostępnej na NYSE gotówki. Jest rekordowo niski!

Nie jestem ekonomistą i choć dużo czytam, mam niewielki zasób wiedzy o gospodarce. Ale zaczyna mi to pachnieć powtórką z 2008 roku. Czyli: Fed ściąga płynność z rynku (banki muszą zwiększyć rezerwy), brakuje cashu, indeksy napompowane tanio pożyczonym dolarem carry trade. To pachnie krachem!

A gdzie inwestorzy uciekali pod koniec 2008 roku z akcji i towarów? W obligacje największej gospodarki świata "safe heaven":


Tyle, że teraz Kongres nie uchwalił zwiększenia limitu długu, więc nie będzie nowych bondów. A kto ma najwięcje obligacji USA?



Niedawno umieściłem wykres z prognozą zakończenia 30-letniej hossy na obligacjach USA. Czy Fed zostanie z tymi papierkami? Nie sądzę - być może jesteśmy świadkami największego geszeftu wszechczasów. Rynki w stanie przedzawałowym, "lekarstwo" ma jeden gracz, który w dodatku ustawia grę. Kiedy wszyscy rzucą się po lek, okaże się, że lek to zwykła woda a aptekarz właśnie wykupuje akcje przed nową 20-letnią hossą. Za 4 lata będziemy znali odpowiedź.

Wrzucam analizę USDPLN na wypadek odpalenia scenariusza płynnościowego:

Target 4.08 lub 4.95.

sobota, 4 czerwca 2011

Na krawędzi vol. N+1

Podczas gdy WIG zbliża się do rekordu hossy, w Ameryce rynek stanął na krawędzi:


Linia wsparcia została nawet lekko naruszona a RSI nie osiągnęło jeszcze poziomu wyprzedania. Podobnie na NASDAQ:


Kompletnie rozkorelowały się towary, EURUSD i rynki. Jak w komentarzu napisał Marek: oznacza to, że trend się zmienia.

A jednak na naszym lokalnym rynku dość trudno grać S-ki. W piątek po przerwie wróciłem na FW20. Zagrałem krótkoterminowo S pod realizację korekty A-B-C:


TP ustawiłem na fibo38.2 (~2870). O 14.30 poszły dane o bezrobociu (nawet nie wiedziałem, że będą) - rynek oszalał, wycinał stopy jednym i drugim. Przestraszony po petardzie w górę przesunąłem TP na 2876 i dosłownie za sekundę zysk się zrealizował a kurs testował już 2870 :)

Wydawało się, że świat się zawali, ale nie powróciłem w S-ki - pisałem już, że na longach w Polsce siedzi jakiś desperat i faktycznie wyciągnął rynek na plusy! Zagrałem pod konkretną formację, która zrealizowała się niemal idealnie i czekam co dalej. Jak napisałem w poprzednim poście, do rozliczenia możemy obserwować prawdziwą wojnę byczków z Bernim.

Choć rynek jest na krawędzi, zaznaczyłem fioletową linią zasięg ewentualnych wzrostów: 2956! Tam mogą pociągnąć futy do rozliczenia. Niezły bigos - na 2 tygodnie przed wygaśnięciem serii ogromne ryzyko mocnych spadków w USA a u nas bycze sygnały. Jeśli Stany się posypią, nie widzę szans na powstrzymanie WIGu, ale wtedy S-ki wolę otwierać na nowej serii.

piątek, 3 czerwca 2011

2840-2950 do wygaśnięcia?


2 tygodnie przed wygaśnięciem serii. Zaznaczyłem 3 poprzednie okresy. 2 razy rosło, za ostatnim razem kontrakty wygasły niżej. W tej hossie nie zdarzyło się jeszcze, żeby kontrakty wygasły niżej 2 razy pod rząd. Ponadto rozliczenie marcowe odbyło się przy małym LOP, podobno zagranica wyszła wtedy z WIGu. Tym razem LOP jest już dość wysoki, gdzieś mi się obiło o uszy, że unibandito pompuje, więc będą się miały grubaski o co bić.

Zaznaczyłem najbardziej prawdopodobny wg mnie przedział rozliczenia serii czerwcowej, biegnący między 2840-2950. Co ciekawe bardziej skłaniam się ku wartościom 29xx. Pierwszy i drugi powód już podałem (2 razy niżej pod rząd i LOP), kolejny to wybronione wsparcie klina; skoro rynek jest mocny, to pewnie będzie miał ochotę przetestować opór.

Jest jeszcze jeden powód dla którego zdjąłem niedźwiedzią skórę (conajwyżej przyodziewam ją na krótkie strzały DT) to mocno zdołowane małe i średnie spółki, które tu i tam strzelają na północ:


Hossy z tego raczej nie będzie, ale niektórym korekta trwająca dłużej niż 2 sesje się należy. Mogłoby to być np. 2 tygodnie do rozliczenia serii ;)

Z tych powodów pozamykałem zyskowne krótkie na PGN, zostawiłem jedną bo wierzę, że te 4.16 raczej pukną. Gdyby giełdy zaczęły się sypać odnowię pozycję na gorszym poziomie. A jeśli pójdą na 2940, będę się cieszył, że zarobiłem, choć mógłbym stracić :)

Na razie mogę się pochwalić, że wyczułem dołek z 25 maja i dzięki temu chyba pierwszy raz w karierze nie zmarnowałem zysków z krótkiej pozycji (w listopadzie 2010 było podobnie, ale wtedy zostawiłem certy na spadki ropy, co mnie później drogo kosztowało). Niestety na akcjach, które kupiłem (Warfama i MSP) również nie zarobiłem. Kolejny raz przekonuję się, że nie warto kupować maluchów pod wzrosty, tylko L FW20 albo coś z WIG20.

A jednak kupuję na krótki wystrzał IDM:


Kurs wybił górą klin spadkowy dynamiczną trójką a-b-c na fibo23.6 - przyjąłem, że to A. Następnie zaczął korektę, którą traktuję jak B. Jeśli wyjdą górą trójką C = A na fibo38.2 będzie to niemal idealny pokaz działania AT. A jeśli spadną, będzie to jeden z klasycznych fałszywych sygnałów, na których zawodowcy wychodzą na SL a amatorzy płaczą, że prezes ich znowu oszukał :) TP ok. 3.05.

środa, 1 czerwca 2011

Nowe ETF na GPW i niedźwiedź

Wczoraj na GPW pojawiły się 2 nowe ETFy Lyxora: ETFDAX i ETFSP500. To dobra wiadomość jeśli miałby zrealizować się wczorajszy długoterminowy scenariusz hossy na developed markets za 2-3 lata.

A tymczasem przez najbliższy rok na biurku postoi sobie Berni, mój nowy przyjaciel:


Proszę Państwa oto Miś,
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie Państwu łapę poda,
Nie chce podać?
A to szkoda :)

Długo szukałem takiej figurki, same byki hossy dostępne - jak widać nie tylko Fed dyskryminuje misiów :) Do boju Berni, pokaż bykom gdzie raki zimują!

Na razie byczki pchają fw20 na opór klina:


Jak spróbują przebić fibo i ostatnie maksy, Berni przyłoży z łapki. Kiedyś wreszcie tak puknie, że klin na 2200 wybije.