niedziela, 6 marca 2016

Giełdowe podsumowanie 2015

Już marzec a nie skrobnąłem w tym roku prawie nic o giełdzie. Przyczyna jest dość prozaiczna - nie mam specjalnie czegoś nowego do dodania w stosunku do tego, co pisałem w zeszłym roku. Przez cały 2015 budowałem pozycję na akcjach i nie zredukowałem jej mimo silnych spadków na GPW w drugiej połowie roku. Sierpniowe tąpnięcie sprowadziło wartość moich aktywów na minus, ale sprzedałem tylko akcje spółek, które mogą borykać się z problemami płynnościowymi. Ponieważ w portfelu miałem prawie wyłącznie małe spółki, a SWIG80 dość szybko odbił, nie było jakiejś masakry. Korzystając z załamki na WIG20 zacząłem też kupować mocno przecenione "blue chipy", choć wcześniej nie planowałem mieć ich w portfelu. Ok. 1.5% dodały do portfela dywidendy, a kilka technicznych zagrań na akcjach, opcjach i kontraktach wpłynęło łącznie na symbolicznie dodatni PIT za 2015.

Obecnie mam aż 31 spółek i powiększam pozycję na tych, które technicznie są w trendach wzrostowych. Oprócz tego certyfikaty na ropę, w tym lewarowane i zaczynam budować pozycję long na gazie. I co tu dużo gadać - mimo kupowania płynnych niedowartościowanych spółek z wysokim współczynnikiem Altmana, gotówką na koncie, przychodami z realnej działalności i płacących dywidendy, portfel zachowuje się jak indeks WIG.

Dostrzegam wady mojego podejścia - wiele z tych spółek nie ma przyszłości poza regresją do średniej. Pogrywałem trochę na Tauronie i PGE zgodnie z założeniami taktyki "bierz 5% i w nogi". Na PGE zgarnąłem dywidendę, uśredniłem w dołku i wyrzuciłem na jakiejś lokalnej górce. Ale w styczniu ceny były już tak niskie, że kupiłem pakiety obu spółek na długi termin. W zeszłym tygodniu dobrałem też Bogdankę i ZEPAK. Do tego Orange, PKO, Energa, PZU i już robi się 1/3 portfela wypełniona mułami, po których nawet w silnej hossie nie spodziewam się więcej niż 50-100% zysku.

Pierwsza trójka najbardziej zyskownych inwestycji to Decora, Projprzem i Procad. Zawdzięczam to głównie trafieniu w dołek i niestety na żadnej z tych spółek nie widzę przestrzeni do spektakularnych wzrostów. Dotarły do mnie w końcu słowa Buffeta, że lepiej kupić bardzo dobrą spółkę w dobrej cenie, niż przeciętną spółkę w bardzo dobrej cenie. Zostało mi jeszcze sporo amunicji, jednak wciąż nie potrafię kupić przyszłych perełek. Nawet jeśli technicznie widzę na jakiejś spółce potencjał do spektakularnego trendu wzrostowego, galaktyczne plany ekspansji, to szybkie spojrzenie na przychody do kapitalizacji i C/Wk natychmiast studzi mój zapał. Kto wie - może jeśli hossa ruszy i akcje znowu będą silnie rosły, mój punkt widzenia się zmieni.

Przygodę z giełdą zacząłem w 2008 roku (a jeśli doliczyć epizod z funduszami akcyjnymi, to w 2007), więc nagromadziło się doświadczeń. Pierwszy PIT złożyłem za 2008 rok i od tamtego czasu, tylko w 2012 roku zaliczyłem stratę. Jako spóźnione dziecko wielkiej hossy z lat 2003-2007 załapałem się na straconą dekadę na GPW - indeksy pozostają mniej więcej na tych poziomach, co 10 lat temu. Przetrwałem, bo w miarę skutecznie realizowałem zasadę "timing is everything" połączoną z wnikliwą analizą fundamentów i cykli. Nie dorobiłem się na giełdzie fortuny z tych samych względów :)

Główna taktyka przynosząca zyski polegała na kupowaniu wybić w czasie hossy i zgarnianiu ok. 30-100% na skutecznym zagraniu. W 2015 roku porzuciłem ten sposób gry na rzecz budowania pozycji na lata. Dopóki nie zobaczę fundamentalnego zagrożenia makro dla Polski staję się zakładnikiem tego scenariusza:


Wierzę, że wyżowe pokolenie obecnych 30-40 latków, które powoli przejmuje kontrolę nad krajem stać na wykreowanie kolejnej fali długoterminowej hossy. Gdy wchodziliśmy na rynek i zakładaliśmy rodziny, potrzebowaliśmy mieszkań, przyczyniliśmy się do gwałtownego boomu kredytowego, który pękł i gospodarka potrzebowała czasu na przetrawienie. Jeżeli obecny rząd tego nie spieprzy (a widzę w długim terminie kolosalne zagrożenie związane z niszczeniem kultury prawnej, które może skierować nas na drogę Argentyny czy Wenezueli), to otwiera się przed nami splot korzystnych możliwości porównywalny z tym z końca średniowiecza, który przyniósł Polsce kilkukrotny wzrost i złoty wiek.

Temat zdecydowanie na osobny wpis, natomiast już dziś trzeba myśleć czy inwestować swoje oszczędności w Polsce, czy zdecydować się na emigrację finansową. Póki co kupuję Polskę, bo choć jest przeciętna, to jest tania. Jeżeli okaże się, że kupiłem tanio bardzo dobrą Polskę, wygram życie ;)