czwartek, 30 kwietnia 2009

Pierwszy tydzień z kontraktami

Zakończony umiarkowaną klapą :) 567 zł w plecy z tysiąca przeznaczonego na wstępną naukę. Założyłem konto w bossie, żeby przygotować się na spadki. Ponieważ nie mogłem doczekać się wypróbowania sił na osławionych futach, zaczałem najpierw (23.04) na fpko. Po wykonaniu z 10 przeróżnych transakcji straciłem tylko 36 zł (wszystkie kwoty podaję z prowizjami).

Ponieważ obrót był trochę mały, następnego dnia przerzuciłem się na fkgh i tu już wtopiłem konkretniej: 97 zł. Najlepsze jest to, że na ten dzień liczyłem na wzrosty (i kupiłem trochę akcji, które przyniosły zyski), ale grałem wyłącznie s-ki. Jedyny pozytyw był taki, że w każdym wypadku zdążyłem je odkupić przed odpałem w górę i strata tylko taka.

Sesję poniedziałkową skończyłem ze stratą 80 zł (fpko i fkgh) i nadal niewiele wyniosłem. Wreszcie we wtorek, kiedy już chciałem grać zgodnie z ruchem (na spadki), najpierw stchórzyłem i odkupiłem s-kę ze stratą 21 zł, by za chwilę znowu wziąć S 1 zł niżej. Potem krótki trend się odwrócił i kolejnego dnia oddałem s-kę ze stratą 236 zł.. Tyle kosztowały dwa impulsywne ruchy.

W środę zrozumiałem, że kontraktami nie ma co grać przeciwko trendowi, ale po analizie wykresów, zagrałem pod odbicie od oporu HG.F (copper futures - miedź). KGHM silnie reaguje na te ruchy. Miedź pięła się w górę, aż puknęła w opór i odbiła w dół. Wziąłem short fkgh świadomie. Niestety niedługo potem miedź przebiła opory i wraz z nią KGHM. Inne akcje WIG szybowały w górę również.

Dziś trzymałem s fkgh przez cały dzień, licząc jednak na ruch powrotny HG.F, który moim zdaniem już nastąpił. Kurs fkgh zatrzymał się 5 gr przed moim stopem (59.5), potem się osuwał. Kiedy miedź zaczęła się obsuwać, pozbyłem się shorta ze stratą 111 zł. Gdybym trzymał do końca, oddałbym bez strat (kurs spadł aż na 56.85), ale jak zwykle w krytycznym momencie musiałem wyjść i wolałem skończyć spekulację na kontrakcie.

Najlepsze, że na 80% obstawiam w poniedziałek spadki (obecnie widzę podwójny szczyt), ale nie mam więcej zamiaru zgadywać szczytów, tylko grać z trendem. Kontrakty na akcje są wstępem do fwig20, ale jeszcze sporo się muszę nauczyć, nim zacznę grę na poważniejszych kwotach.

Dzisiejszy dzień zaliczam mimo wszystko do udanych, choć jestem (prawie) pewien, że short na kghm dałby mi zyski w poniedziałek. Oddanie go było jedyną transakcją na kontraktach, opanowałem wszystkie impulsy - i te pro-zakupowe i panikę, kiedy kurs leciał na 59.

Przy okazji kupiłem 100 akcji TPSA. Jak wiadomo to dobra spółka na spadki (wtedy rośnie), więc dobrze kupić w tak atrakcyjnej cenie. A nawet jeśli spadnie dalej, poczekam na dywidendę - 8.5% w miesiąc (stosunek ceny zakupu do kwoty dywidendy) nie da mi teraz żadna lokata. A w to, że osiągnie 20zł ciągu paru miesięcy jakoś nie wątpię. Coś mi się zresztą wydaje, że od poniedziałku zobaczymy piękne wzrosty na tej spółce i duże spadki na pozostałych walorach WIG20 (wtedy znowu wezmę tego cholernego s fkgh). A jak będą wzrosty, to tylko się cieszyć - mam jeszcze trochę IDMu i chętnie pospekuluję na czymś innym.

Ropa ciągle w miejscu z tendencją do spadków. Na certy na ropę nie mam stopa, złoty już zaczął się osłabiać, więc prędzej czy później sprzedam je z zyskiem 4-6% (od początku roku już 7 razy powtórzyłem ten schemat).

Jak widać moja strategia polega na wielu ruchach i kasowaniu kilku % zysku. Z małych kwot zbierają sie poważniejsze sumki, ale cały czas pracuję nad zmianami. Na liczne transakcje przeszedłem po złych ruchach z początku giełdowej działalności w zeszłym roku (mniej więcej takich, jak gra na kontraktach z zeszłego tygodnia). Straty po 50%, kupowanie na górce itd. Gra na czuja, bez znajomości analizy technicznej. Nie byłoby to złe, gdybym trzymał się początkowych założeń, że gram na długi termin i nie patrzę na wykresy.

Jednak przyznam szczerze, gra na GPW wciągnęła mnie, a jeszcze bardziej światowa ekonomia, teorie fal, analiza techniczna. Jest to kolejne spojrzenie na człowieka, inny sposób poznawania rzeczywistości. Rozwinąłem również przez ten okres swój charakter. Początkowe straty wynikały ze strachu przed porażką albo niemożności pogodzenia się z jakimiś śmiesznymi stratami typu 20 zł. Teraz podchodzę dużo mniej emocjonalnie, na akcjach wyszedłem na plus, ubezpieczam się surowcami i przygotowuję do "hedgu" na kontraktach.

Nie wiem czy hipotetyczna fala wyniszczająca nastąpi, być może akcje nie spadną mocno, gdyż powstrzyma je przed spadkiem inflacja. Chcę wykorzystać obecny okres do wzmożonej nauki, jak powiedzmy za rok rozpocznie się nowa hossa, zastosuję zwyczajnie strategię "kup i trzymaj".

Zachodzi pytanie, skąd mam na to wszystko czas, skoro prowadzę biznes? Pisałem wcześniej, że skończyłem dwa duże projekty. Pierwszy był zleceniem, na drugi poszukuję kupców sam. Wysłałem ze sto maili i teraz koło marketingowe się kręci. Sprzedaż poszła na Czechy, Słowację i Amerykę Północną. Zaawansowane rozmowy są z Australią, Rosją i trochę się dzieje w Polsce. Póki co nic pewnego, ale tak to niestety wygląda - negocjacje potrafią trwać nawet pół roku. Więc, żeby się odstresować, włączam tabelki z GPW :)

Ostatnio wypełnia mnie jednak natchnienie na nową robotę, potrzebuję tylko podpisania jeszcze jednej umowy, żeby zabezpieczyć ten rok i wreszcie ku nowej grze. Dopóki nie mam zapewnionego finansowania, nie biorę się za conajmniej półroczny projekt.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Na co się nastawiam na poniedziałek.

W czwartek i piątek niewiele zdziałałem na giełdzie. Rozgryzałem kontrakty w bossie i przy okazji wtopiłem na nich ok. 130 zł (wliczone w naukę). Stówka w piątek stracona zupełnie bezsensownie, bo cały czas powtarzałem sobie, że nie ma wyraźnego sygnału na spadki a mimo to na chwile wziąłem S fkgh, żeby za chwile oddać go 97 zł wyżej.

Sytuacja była w zawieszeniu z kilku powodów:
1. USDPLN nie wyszedł poza krótkoterminowy kanał spadkowy, choć odbił się od prawie rocznego oporu (sygnał niejednoznaczny):



2. XAUUSD nie wyszedł poza krótkoterminowy kanał spadkowy, ale energicznie odbił się od oporu trendu z ok. połowy roku (sygnał niejednoznaczny):



Przy okazji zwróćcie uwagę na podobieństwo do poprzedniego szczytu na złocie.

3. SC.F szykował się do wybicia w górę, czemu w ostatnich czasach towarzyszy krótkotrwały wzrost na giełdach (faktycznie wybicie nastąpiło, napisałem na czacie Appa, że to sygnał wzrostu, po czym kupiłem S-ke :] ).

Co szykuje się w poniedziałek? Nastawiam się na dość wysokie otwarcie (wszyscy, którzy spodziewali się spadków rzucą się na zakupy, szczególnie na małe spółki, które nie podążyły jeszcze za WIG20).

Spodziewając się odbicia na SC.F, kupowałem certyfikaty RCCRUAOPEN w pakietach po 50 sztuk od 9.6 do 9.3 (łącznie 250 certyfikatów w średniej cenie 9.54). W czwartek niefortunnie wyrzuciłem RCSILAOPEN (certy na srebro), spodziewając się piątkowego wzrostu giełd (którego ostatecznie nie wykorzystałem). Na zamknięciu czwartkowym byłem tak pewny piątkowych wzrostów, że zamknąłem shorty na FPKO (dobry ruch) i srebro (za szybko - chwilę później wystrzeliły w górę, co zachwiało moim przekonaniem co do wzrostów w piątek, ale przynajmniej zniwelowało stratę na kontraktach).

Niestety w czasie ostatnich spadków grając DT pozbywałem się AMBRY i IDM (mam taką taktykę, że jak zostanie mi trochę akcji a są spadki, kupuję np. 1000 akcji bardzo nisko i przy chwilowym odbiciu wyrzucam 1200, osiągając niewielki zysk, lub bez zysku, ale zmniejszając łączną liczbę akcji). Gdybym zamiast tego uśredniał, miałbym już lekki plus, niemniej taka taktyka pozwala mi unikać ryzyka zostania z mocno przecenionymi akcjami.

Cóż zatem planuję jutro? Mam aktualnie 2000 IDM, 1300 AMBRY i 250 RCCRUAOPEN. RCCRUAOPEN chcę wyrzucić ok. 10.20, IDM jak najszybciej sprzedać wyżej i zobaczyć co dalej, AMBRĘ trzymam długoterminowo (choć spekulacja na niej dała mi ok. 1000 zł zysku, 2 razy więcej miałbym, gdybym ją po prostu trzymał :) . Coraz bardziej spłaszczony S&P500 nie budzi mojego zaufania. Niemniej kilka wykresów pozwala mi wierzyć, że w poniedziałek lepiej grać L:

1. USDPLN:



Spadek oznacza sygnał prowzrostowy dla akcji.

2. XAUUSD:



Dopóki nie przebije oporu, dla mnie to sygnał prowzrostowy na akcjach.

3. SC.F:



Wzrostom cen ropy zazwyczaj towarzyszy wzrost cen akcji, spodziewam się zatem kolejnego dnia wzrostów. Trzeba jednak pamiętać, że ropa potrafi w kilkadziesiąt minut osiągnąć szczyt i ten sygnał traci wartość.

4. Na WIG20 nadal ładny kanał wzrostowy (a rysunek niezbyt ładny ;) :



Na dziś obstawiałbym przebicie szczytu z 6 stycznia, ogłoszenie hossy i falę wyniszczającą. Chyba, że spełni się globalna prognoza wzrostów spowodowanych inflacją, czyli w praktyce spadków :)

Jak widać jest to prognoza bardzo krótkoterminowa, wszystko może się odwrócić jeszcze w poniedziałek, dlatego chcę zagrać na akcjach szybko w pierwszych godzinach. Dokupię trochę IPX, AMB oraz prawdopodobnie L FPKO (wszystko rozstrzygnie się przed 9, bo jeśli nie będzie wyraźnego parcia na zakupy, moja strategia może wziąć w łeb).

Jeśli wzrosty będą wyraźne, akcje zostawię. Trzeba cały czas obserwować ES.F, gdyż S&P500 nadal nie potwierdził, że przebije poprzedni szczyt. Ponadto jak pokazuje wykres XAUUSD z pierwszej analizy, metale mogą wybić się z kanału spadkowego, a na giełdach rozpocząć spadki. Pamiętajmy, że zarówno USDPLN, jak i XAG/XAUUSD odbiły się od wsparć zapoczątkowanych w zeszłym roku - ten trend może przeważać nad krótkoterminowym. Stąd wolę w poniedziałek w razie zamętów zamknąć większość pozycji w akcjach i zobaczyć co dalej.

Wszystko zależy od przyjętej strategii, moja polega na minimalizowaniu ryzyka. Wolę powoli powiększać kapitał, niż liczyć na wielkie ruchy, które przynoszą kolosalne zyski. Dlatego póki co, większość kapitału leży na emax i w bossie. W przypadku spadków, liczę na zysk z RCCRUAOPEN (na skutek osłabienia złotego), kupię jakieś metale i pewnie znowu spróbuję zagrać na kontraktach.

środa, 22 kwietnia 2009

Z ostatnich wieści

W komentarzach na blogu Wojciecha Białka pojawiła się ciekawa sugestia, że obecna sytuacja na WIG przypomina NASDAQ ze stycznia 2002:



Do porównania wybrałem SWIG80, ponieważ spekulacja i dmuchanie balonów była w nim porówynwalna do pompowania dotcomów:



Czyżby czekała nas jeszcze jedna fala spadkowa i to głębsza niż ostatnia? Cały czas mam w pamięci lutowy wpis Pawła Szczepanika o podobieństwie WIG do DJIA z 1929-1932. Wynika z niego, że właśnie zaczęła się najsilniejsza (ostatnia) fala spadkowa!

Na razie większość blogowiczów wyczekuje korekty, żeby załapać się na pociąg, który ostatnio tak szybko odjechał. Ja też chcę kupić trochę akcji, jeśli WIG20 zjedzie na 1600. Nie mam pojęcia czy zakończyliśmy już spadki, czy ta wyniszczająca fala jednak przyjdzie.

Nie widzę jeszcze w Polsce większego kryzysu (ponoć ma się unaocznić latem), dlatego mam sporo rezerwy do ostatnich wzrostów. Jeśli hossa ma zaczynać się w apogeum kryzysu, kiedy znikąd nie widać nadziei, to bessa powinna jeszcze pokazać na co ją stać.

Porównując małe i średnie spółki do firm technologicznych w USA sprzed 9 lat, widać że przecena o 80% wcale nie oznacza, że dana spółka jest tania.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Znowu?

Przed chwilą w Faktach TVN zobaczyłem wstrząsającą migawkę o masowych represjach w Iranie. Wieszanie ludzi za wypowiadanie własnego słowa, niewinna poetka skazana na śmierć i niewzruszony prezydent Iranu, który nie ugina się przed międzynarodowymi naciskami i nie ułaskawia skazanych.

Przypominam sobie, jak przed inwazją na Serbię bombardowano nas cierpieniami kosowskich Albańczyków. Pamiętam też reportaże o setkach tysięcy irackich dzieci, ginących w kraju Saddama. Całemu zachodniemu światu serduszka od tego ściskało i wyczekiwaliśmy z napięciem wkroczenia wojsk pokojowych, które położą kres nieprawości i mordom.

Nie upieram się, że Persom pod batem religijnych fanatyków jest dobrze. Wystarczy obejrzeć filmy na youtube o Iranie z czasów szacha, albo poczytać komiksy Marjane Satrapi. Regres kulturalny i cywilizacyjny typowy dla zamkniętych społeczeństw. Nie sądzę również, żeby "prawa człowieka" wystarczyły do ataku na Iran. Bush, będąc jeszcze gubernatorem Texasu, żartował sobie z kobiety skazanej na śmierć, której nie udzielił prawa łaski i nie przeszkodziło mu to w zostaniu prezydentem.

Trzeba będzie postraszyć czymś więcej, do tego najlepiej nadaje się oczywiście bomba atomowa. Choć nie jest problemem w przypadku bardziej niestabilnego Pakistanu, w rękach Iranu stanowi już zagrożenie dla wolnego świata.

Region Morza Kaspijskiego jest uważany za kluczowy dla zapewnienia kontroli nad surowcami energetycznymi. Amerykanie kontrolują Irak, Gruzję, mają sojusznika w postaci Turcji i starają się utrzymać wpływy w Afganistanie i Pakistanie. Większość byłych republik radzieckich trzyma z Rosją, do akcji brakuje tylko Chińczyków. Trzech graczy, trzy wykluczające się grupy interesu (pamiętajmy o chińskich kolonistach na Syberii, którzy powoli tworzą zagrożenie dla władzy Kremla).

Iran to ostatni niepodporządkowany kraj regionu. Ten fakt nie uprawniałby jeszcze USA do napaści. Nawet to, że Irańczycy nienawidzą Ameryki za atak rękami Saddama i wyniszczającą wojnę z lat 1980-88. Problem główny jest tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ira%C5%84ska_Gie%C5%82da_Naftowa

środa, 15 kwietnia 2009

Nie chcę być Jankiem Muzykantem

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Polska jest kulturalną pustynią? Dlaczego Mickiewicz, Słowacki, Chopin tworzyli za granicą? Czy wiecie, że pochodzący z Polski, nasi starsi bracia w wierze, założyli w Stanach legendarne Warner Bros, Max Factor czy Goldwyn Mayer?

Oficjalnie wszystek zło przynieśli zaborcy, hitlerowcy i komuniści. Komuna padła, tymczasem emigruje kolejne pokolenie. Kto tym razem jest winny - Unia, postkomuniści, Kaczyńscy?

Niestety my. Born to lose. Orły z podciętymi skrzydłami. Najbardziej żałosna myśl, jaką ostatnio usłyszałem brzmi: "jak cię nie stać na 850 zł ZUS, to daruj sobie taki biznes".

Widzę Janku, że ładnie grasz i to lubisz, doceniam twoje ambicje, cieszę się, że wiele od życia nie wymagasz, ale zobacz: zarabiasz z tego tylko 1500, zapłacisz 850 ZUS, 150 księgowej i zostaje ci 500 na życie, bądźże poważnym człowiekiem i porzuć skrzypeczki. Ciotka Halinka robotę załatwi na kasie w markecie, dostaniesz 1200, ale na rękę! Pograsz sobie po pracy, dla przyjemności jak wuj Roman na harmoszce. Co mówisz? Że możesz dorobić stówkę, sprzedając swoje grajki na płycie CD? A wiesz, że do tego trzeba kasę fiskalną i vat 15 przez 12?

We Francji można wyżyć z rysowania komiksów? W Irlandii do 17 tys. Euro nie płaciłbyś podatku a obowiązkowe ubezpieczenia miałbyś za 175 Euro rocznie? Janku, spójrz ilu u nas biednych ludzi, ktoś musi im wypłacić zasiłki i pobudować mieszkania socjalne. Pamiętaj, my Polacy to ofiary losu, bardzo ciężko przeżyliśmy II Wojnę i komunę, więc potrzeba nam prawdziwej pracy na taśmie, a nie jakiegoś pitu-pitu-brzdęku-brzdęku.

Widzę, że nadal się upierasz, żeby rzępolić po swojemu. Za granicę sprzedajesz utwory przez pej pala? A dziś w dzienniku mówili, że US prześwietli internet, lepiej sobie to daruj, tylko stówka miesięcznie a jakie ryzyko. Co też gadasz, myślisz, że za granicą lepiej, że ktoś tam na ciebie czeka? A zresztą, jak uważasz, będziesz tam conajwyżej za kelnera robił.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Quo vadis

Zacząłem czytać książkę Cejrowskiego "Gringo wśród dzikich plemion". Wcześniej wchłonąłem "Rio Anaconda" i tak mi się podobała, że musiałem odczekać kilka miesięcy, żeby zabrać się za kolejną odsłonę przygód naszego podróżnika.

W TV pan Wojtek słynie z ciętego języka, bywa chamski, bezczelny, zdarza mu się ględzić i zaprzeczać samemu sobie (jak to facet, zawsze ma rację, nawet jak udawadnia coś innego, niż twierdził wcześniej). W powieści obcujemy z zupełnie innym człowiekiem, pełnym pokory, szacunku i autoironii.

"Rio Anaconda" (napisana później, ale przeczytałem ją wcześniej) zawiera nieprawdopodobne metafizyczne opisy, które przeciętny racjonalny czytelnik może uznać za fantazje autora. Nie wiem na ile teksty są autentycznymi informacjami, a na ile interpretacją (Cejrowski przetłumaczył znakowo-myślowy kontakt z szamanem na język książki). Jak się przeczytało trochę żywotów świętych, wywiadów z egzorcystami, wschodnich mistrzów Chi qung itp. można poprzez wyszukiwanie podobieństw zobaczyć to, co chce się widzieć. Ja autorowi wierzę, choć nie byłem tam, nie widziałem skrawka tego co on, cudów nie przeżyłem (a może i były, ale potem je zracjonalizowałem).

Wracając do "Gringo...", która na razie (jakieś 2/3 książki) jest zdecydowanie podróżnicza, spodobał mi się opis rozmowy z indianinem, który całe dnie spędzał w hamaku. Filozofia życia tego człowieka sprowadza się do bycia, bez zawracania sobie głowy myśleniem, pracą ani tym bardziej czymś tak abstrakcyjnym jak planowanie.

Poznawanie innej kultury zmienia nas tak szybko, że tego nie zauważamy. Rok czy dwa temu przeczytałem "Przebudzenie" de Mello. Najpierw nie zgadzałem się z wieloma tezami, potem zauważyłem, że już nimi myślę. Tak skonstruowany jest chyba człowiek, że jak poznaje myśl bliższą prawdy, niepostrzeżenie uznaje ją za swoją.

Wiele starych lęków zostało we mnie, wiele złych nawyków tkwi w umyśle, nie wiem czy kiedykolwiek zaakceptuję ich obecność, by przestały zatruwać życie. Wiem, że w te wakacje kupuję hamak, idę gdzieś w Kaszuby i przez pare dni przemierzam pola, lasy i wyleguję się w hamaku, nie myśląc o niczym.

Żeby nie brzmiało za słodko, zrobię mały test postanowień noworocznych:

1. Sprzedaż linków przez stronę. Jeszcze tego nie ma! Czemu? Rozmawiam z inną firmą w sprawie stworzenia wspólnego sklepu i jak widać nie wierzymy w projekt za bardzo.

2. Artykuły. Napisałem jeden i na razie źródło wyschło. Ale miło było.

3. Książeczki. Na razie nie ma czasu.

4. Sprzedaż płyt CD z grami. Trochę zaczęliśmy do szkół, ale nie ma kto się tym zająć.

Ostatnio rozsyłam po świecie oferty, trochę rozmów zaczętych, na konkrety przyjdzie poczekać. Wykańczająca robota, marzę o pracy nad nową grą. Niestety, najpierw trzeba mieć finansowanie.

Giełda. Po ostatnich wzrostach wreszcie na +. Miałbym już całkiem niezły urobek, gdyby nie sprzedaż Lotosa po 8.26 . Jak widać wychodzi ze mnie myślenie zachodnie, zero indiańskiego poczucia rzeczywistości :)