czwartek, 1 października 2009

Granice poznania, odbić od dna cz.1

Wkońcu zebrałem się do obiecanego lukowi posta o sposobach wychodzenia z dołka. Na początek zaznaczę to, co pisałem już nie raz, że opisuję swoje doświadczenia, przemyślenia i rzeczy, które wyczytałem w książkach a potem zastosowałem na sobie. Dlatego moje "przepisy" mogą niejednemu zaszkodzić, albo co gorsza być wzorem na porażkę. Chętnie wysłuchałbym innych racji.

Internet i książki roją się od porad na wszystkie tematy. 90% z nich to przepisywanie myśli z innych książek, blogów itd. Te informacje są dobre, żeby liznąć temat, ale nic poza tym. 9% to przemyślane informacje, spisane doświadczenia, badania naukowe i biografie, z których mądry człowiek dużo skorzysta. Niestety mają podstawową wadę: działają do pewnego pułapu. Są jak prawa fizyczne dla zachowań tworzyw sztucznych w temperaturze -30 do +90 stopni i ciśnieniu 900-1100 hPa. Dla zwykłych warunków nieźle aproksymują rzeczywistość, ale w sytuacjach nieprzewidzianych są bezużyteczne.

1%, może mniej, to informacje genialne, które niemal wyrażają w słowach sens prawdy. Nie będę roztrząsał dylematów czy istnieje obiektywna prawda, jedna droga do światłości etc. Nie o to chodzi, nie chodzi mi o dogmaty, chcę pokazać, że istnieją drogi, które biegną do ustalonej granicy - rzeczywistości.

Skąd wiemy, że prawdopodobieństwo wyrzucenia orła w rzucie monetą wynosi 50%? Budujemy idealny model matematyczny i liczymy stosunek przypadków sprzyjających do wszystkich możliwych. Prawdziwe życie jest inne nawet dla tak banalnego przykładu. W prawdziwym życiu niezliczona ilość przypadków wpływa na wynik rzutu: opór powietrza, ciśnienie, grawitacja, kierunki sił, ciężar obszarów monety itd. Jedyne co możemy zrobić, żeby możliwie dokładnie wyliczyć prawdopodobieństwo wyrzucenia orła, to wykonać jak najwięcej rzutów i zapisywać wyniki.

Nigdy nie poznamy dokładnego prawdopodobieństwa, gdyż ilość testów powinna być nieskończona, ale możemy uznać że np. po tysiącu czy 10-ciu tysiącach pomiarów uzyskaliśmy satysfakcjonujące przybliżenie. I nagle może się okazać, że szansa na wyrzucenie orła wynosi (w zadanych warunkach fizycznych) 48%, co w przypadku uzależniania podejmowania decyzji od rzutu tą konkretną monetą, daje istotną informację.

Do czego zmierzam? Uważam, że istnieją uniwersalne drogi do osiągnięcia sukcesu i jeśli znajdziemy na nie przepisy, mamy szanse by go osiągnąć. Problem w tym, że nie wystarczy poddać się regułom algorytmu, by zwyciężyć. Nasze błędy kumulują się i już po kilku krokach możemy kompletnie zbłądzić. Nie dość, że odnalezienie tych dróg jest niezwykle trudne, zazwyczaj nie jesteśmy wytarczająco mądrzy i uważni, by je rozpoznać.

Pisałem kiedyś o koledze, który od lat ćwiczy chińskie sztuki walki. Wyemigrował do Londynu, gdyż w Polsce nie znalazł nauczyciela, który mógłby pchnąć go poziom wyżej. Nie chodzi tu o technikę walki, którą można szlifować latami i dochodzić do mistrzostwa zgodnie z teorią 10 tys. godzin. Zafascynowały go książki o mistrzach Chi, którzy potrafią kontrolować wewnętrzną energię, przesuwać przedmioty na odległość, leczyć, lewitować.

Większość mieszkańców Zachodu z góry przekłada takie "nadnaturalne" umiejętności do przegródki "bajki i mity". Tymczasem dla mistrzów sztuk walki te rzeczy są jak najbardziej fizyczne; oni nie dzielą ich pomiędzy świat bogów i ludzi. Doszli do nich tysiącami lat praktyki i przekazywania wiedzy. Nie był to stały wzrost, ogromna część wiedzy przepada ze śmiercią mistrzów i potem jest ponownie odkrywana. Setki mnichów zginęło z powodu źle przeprowadzanych ćwiczeń. Po osiągnięciu pewnego momentu, energia którą już kontrolowali, nieprawidłowo kierowana wyrządzała ogromne szkody organizmowi.

W ten dość drastyczny (można powiedzieć ewolucyjny) sposób zdobyli niezwykle rzadką wiedzę. Gdyby tę wiedzę spisać i dać nam do przeczytania, nie odróżnimy jej od tekstów Jedi z Gwiezdnych Wojen czy Kill Billa. Tekst byłby dla nas zwykłym szumem informacyjnym, gdyż słowa są tylko symbolami a czytając je odczuwamy tyle, na ile pozwala nam wyobraźnia i własne doświadczenia. Ponadto naturalna skłonność umysłu do szukania podobieństw, zlewa różniące się informacje w "to samo".

Wspomniany kolega wypowiadając się w sprawie teorii 10 tys. godzin, opowiedział mi o kilkudniowym kursie z chińskim mistrzem. Ludzie dokonywali niesamowitych przeskoków w swoich umiejętnościach, sam mistrz uważa, że jeden taki kurs z nim wart jest 5-20 lat samotnych ćwiczeń. I znowu nie jest to nic nadzwyczajnego, wielki kompozytor przekaże wiedzę studentowi szybciej, niż gdyby ten ćwiczył sam latami (zwracam uwagę, że piszę o nauczycielach wybitnych, a nie tych którym się nie udało osiągnąć mistrzostwa i zostało im tylko nauczanie).

Druga ważna informacja, którą mi przekazał, jest bardzo trudna do przyjęcia: zazwyczaj by wejść na wyższy poziom, musisz zapomnieć większość z tego co poznałeś dotychczas. Latami źle wykonywaliśmy ćwiczenie, teraz musimy oduczyć się błędnych nawyków i rozpocząć żmudny proces nauki od nowa. To bolączka większości samouków i często kres ich możliwości, gdyż nie chcą rezygnować z tego co osiągnęli. Znowu piszę coś oczywistego, ale dopóki nie mamy we krwi świadomości, że być może to co robimy, robimy źle, możemy do końca życia taplać się w bagnie. A im bardziej się staramy i próbujemy z tego błota wypłynąć, tym głębiej nas wciąga.

Wróćmy teraz do celu wpisu: jak pokonać problemy, jak przekuć je w zwycięstwo? Nie znam odpowiedzi, ale nie powiem "nikt jej nie zna", ponieważ są tysiące ludzi, którzy w tak błahych sytuacjach jak utrata pracy (przy ich osobowości raczej bankructwo) przebywają tylko chwilowo.

Większość z nas reaguje w taki sposób: Długotrwały brak sukcesów i niepewność obniżają samoocenę. Przestaję widzieć sens w tym co robię, nie podejmuję działań, które w przyszłości mogą zaprocentować. Straciłem pracę/zlecenia, choć kilka miesięcy temu przebierałem w ofertach i czułem się jak młody bóg. Teraz wpadłem w drugą skrajność, boję się o przyszłość, nie wierzę w możliwość poprawy losu, czekam na cud.

Największym problemem są moje ograniczenia. Widzę problem nie tam gdzie on naprawdę jest i szukam dróg powrotu do sytuacji "bez problemów" (młody bóg przebierający w ofertach). Przy takim postrzeganiu rzeczywistości żyję wyłącznie od problemu do problemu (albo jak ktoś jest większym optymistą, od sukcesu do sukcesu). Prawdopodobnie niedługo sytuacja się zmieni, nadaży się nowy biznes, dostanę nową pracę i wszystko się rozwiąże. Do czasu, kiedy ślepy los znowu mnie walnie.

Niech cię nie omami złudne poczucie bezpieczeństwa, świadomość zbudowania czegoś wartościowego lub zdobycia wielkiego majątku. W każdej chwili może spotkać cię rażąca niesprawiedliwość, ktoś przyjdzie i zniszczy twoje dzieło, ukradnie majątek. Trafiło nam się żyć w całkiem niezłych czasach, o wiele łatwiej nam urządzić się materialnie, niż naszym przodkom. Stabilizacja w chaotycznym świecie ma taką niekorzystną cechę, że często kończy się krachem. Poradzą sobie tylko odpowiednio zaprawieni.

W kolejnym wpisie przedstawię swoje próby wyrwania się z tego schematu.

PS I wierzący i sceptyk inaczej odbiorą to video, ja czytałem książkę o tym człowieku i mam swoje zdanie:

4 komentarze:

  1. Cześć,
    Buszujać dziś w sieci natknąłem się na ciekawy filmik o energii... Pokazuje ciekawe spojrzenie na rzeczywistość:
    http://www.youtube.com/watch?v=buXMJaoyTM0&feature=player_embedded

    Jeśli chodzi o moje podejście i patrzenie na rzeczywistosć, pomagam sobie tą prezentacją:
    http://positivepause.com/

    Puszczam ja sobie czasem, żeby przypomnieć sobie kim jestem, gdzie się znajduję, z perspektywy, z boku... Przypominam sobie o rzeczywistości o tym jak wszystko się rozwija dzięki temu co robię... Pomaga mi to stawić czoła złudnym "wyobrażeniom" które jakże często generuje mózg:).
    Pozdrawiam,
    Max.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Max.

    Widziałem ten film. Moim zdaniem to taki głos naszej epoki. Każda epoka historyczna ma swój pogląd na świat, powszechnie przyjęty model postrzegania rzeczywistości. Tutaj widzimy jak spostrzeżenia z aktualnie obowiązujących teorii naukowych przeniesiono na grunt życia praktycznego.

    Za 50 lat wszystko może się zmienić, ale dzisiaj na pewno w jakimś stopniu życie staje się prostsze, kiedy zmieniamy kostium człowieka post-narodowego na prezentowany w filmie.

    Serwis positive.. ciekawy, ostatnio nerwowy jestem, przyda się :]

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  3. witaj dedek
    pozwole sobie skrobnac maila jesli nie masz nic przeciwko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć luk.

    Pisz, po to postał blog, żeby m.in. dzielić czas z innymi.

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca