piątek, 22 lipca 2011

Kończ waść wstydu oszczędź

Kto większym dziadem: złoty czy dolar? PLN jak po sznurku wrócił pod wybity klin:


Dolar zaś zleciał na wsparcie (dollar future):


a nawet pod (dollar index):


Popatrzmy teraz na USDPLN:


Kurs porusza się w kanale. Wyjście dołem dolara to ruch na ok. 2.58, natomiast obrona wsparcia to wysoce prawdopodobny ruch w okolice 2.95.

Na blogu Astrobiznes przeczytałem ciekawy wpis 10 grzechów komentatorów giełdowych. Zauważyłem, że wszystkie moje prognozy są skażone większością tych "grzechów" :) Jednak jest to właśnie sposób w jaki postrzegam rynki. Nie lubię jednoznacznych prognoz, bo te się prawie nigdy nie sprawdzają. Rynek codziennie rysuje coś innego, ale czasami pojawiają się formacje, których sprawdzalność przekracza 50%. Próbuję grać pod te formacje - jeśli rynek je neguje, szukam nowych wzorców.

Popatrzmy na działanie średniej EMA200 na wykresie dolara. 3 ostatnie rajdy dolara zostały przez nią brutalnie zatrzymane. Ktoś powie, że to złudzenie. Być może, ale ja pod to złudzenie opracowałem sobie grę przed testem średniej 200-dniowej i zrealizowałem zyski, których dzisiaj by nie było. I wolę nie myśleć jakby dzisiaj wyglądały moje S-ki na NZDUSD czy EURUSD.

No i OK - średnia odrzuciła dolara w dół, ale ten nie będzie spadał w nieskończoność. Kombinacjami wskaźników, średnich i wsparć próbuję znaleźć dołek, żeby zająć w miarę bezpieczną pozycję. W razie wyłamania dołem spróbuję zagrać chwilowo z trendem, bo ruch może być spory i dynamiczny. Jednak niezbyt czuję taką grę.

W zeszłym tygodniu pisałem o możliwym odreagowaniu spadków na akcjach i postanowiłem stać z boku. A jednak WIG dalej mocno spadał, więc wchodziłem w S z trendem. Efekt? Lekkie straty po ostatecznym rozstaniu z krótkimi wczoraj. Cały tydzień niepotrzebnej i chaotycznej gry. Nie widzę sensu w graniu z trendem, jeśli zbyt wiele wskaźników (w tamtym wypadku miedź, ropa, dolar) pokazuje zmianę sentymentu.

Analizując sposób w jaki gram, dochodzę do wniosku, że na razie psychicznie nie nadaję się do trend-followingu ani aktywnego day-tradingu. W obu przypadkach sumarycznie straciłem. Natomiast zyskuję w ponad 80% przypadków wyłapując mocne sygnały, kiedy zdecydowana większość technik, które używam, pokazuje jeden kierunek.

W tym roku dostałem 4 mocne sygnały szczytu na PKN i PGN dzięki fibo i RSI. Tylko beznadziejnej grze, opartej na DT i emocjach zawdzięczam mizerne zyski z tych pozycji. Dużo lepiej poszło mi na Foreksie, gdzie potrafiłem się zlewarować i posiedzieć dłużej. Dlaczego? Ponieważ natychmiast po dokonaniu transakcji wylogowywałem się i nie patrzałem na notowania. Wyłączyłem też myślenie o pieniądzach, zwracałem uwagę tylko na wykres. Tego zabrakło na GPW, gdzie pilnowałem swoich "skarbów" i ścinałem zyski na korektach, gdy topniały.

Pierwszym krokiem rozwojowym było przejście z myślenia spółkami na myślenie całym portfelem. To dało efekty, ale również ograniczyło. Bo myśl "muszę dziś powiększyć stan portfela" zaćmiła mnie i jak tylko portfel osiągał nowy szczyt, pojawiało się zdenerwowanie. Otwierałem dobre pozycje, po czym kasowałem je w przedbiegach, "bo jak coś pojdzie nie tak, to portfel spadnie". Zatem widać, że myślenie portfelowe, to również tylko etap, który należy przekroczyć.

Najzabawniejsze jest, że wiem niemal od samego początku przygody z giełdą, jak należy zarządzać portfelem i grać, ale jest to wiedza nieuświadomiona. Muszę do tej wiedzy dojrzeć. Tymczasem wprowadzam kolejne zasady:

1. Portfel nie musi rosnąć codziennie. Im więcej się staram, żeby coś ugrać, tym więcej błędów popełniam. Skoro przez większość czasu nie wiem co się dzieje na rynku, zajmę się innymi rzeczami. Na wykresach wielu instrumentów będę szukał momenty "idealne" na wejście.

2. Trend-following i day-trading słabo mi wychodzą, dlatego skopiuję podejście z foreksa, czyli realizacja zysku na założonym poziomie. Żeby to się powiodło zamknę notowania i tylko co jakiś czas zajrzę na wykresy.

Od razu zaznaczam, że to metody tradingowe, które zastosuję wyłącznie do kontraktów terminowych, walut oraz akcji w czasie bessy. Na hossę kupuje się dobre fundamentalne spółki i stosuje zasadę buy&hold. Za rok będę skupował małe, solidne spółki przez inne konto, na którym nawet nie będę kontrolował stanu portfela.

Te zasady wynikają z mojej oceny sytuacji na najbliższe miesiące. Przyjąłem pewne założenia, które mogą być prawdziwe lub fałszywe. Na razie dzięki nim nie tracę ;)

1. Mamy bessę od kwietnia. Utrudniony dostęp do kapitału konsumentów (pogarszająca się sytuacja gospodarcza) i małych przedsiębiorstw (droższy kredyt, mniejsze zakupy konsumentów). Dlatego nie warto kupować małych i średnich spółek.

2. Na rynku międzynarodowym jest nadpłynność taniego dolara, który nie trafia do konsumentów, tylko wielkich banków spekulacyjnych. Ten kapitał lata po świecie i pompuje lokalne indeksy (tylko duże płynne spółki), towary i waluty. Jak szybko przychodzi, tak szybko potrafi z rynku uciec, to nie są inwestorzy zainteresowani długim terminem. Pożyczyli z Fedu dolara na 1% i pompują pare tygodni aktywo, które potem wywalają i szukają kolejnego dealu. Dlatego gram pochodnymi pod wyłapywanie ekstremów i krótkie ruchy.

Nie stosuję gry mechanicznej, nie ograniczam się do jednego instrumentu. Niektórzy grają tylko na FW20 albo EURUSD. Inni kupują tylko akcje. Ja staram się patrzeć z bardzo szerokiej perspektywy na cały rynek. To wymaga lat nauki i praktyki. Co więcej, muszę nauczyć się technik grania dostosowanych do sytuacji makro.

Sposób grania, który opisałem tutaj nie sprawdzi się, jeśli np. od przyszłego roku zacznie realizować się scenariusz wielkiej hossy. Wklejałem wykres dow/gold, analogie historyczne, wielką hossę na obligacjach i bessę na dolarze, na podstawie których przewiduję najwcześniej za rok początek wielkiego cyklu byka i kariery spółek technologicznych (rynek spekuluje, że będzie to energetyka i biotechnologia). Wtedy najlepiej poradzą sobie inwestujący w fundamenty, którzy potrafią wyliczyć wewnętrzną wartość spółki, kupić ją na lata i zarobić np. 1000%.

Mam conajmniej rok, żeby nauczyć się tak podstawowej strategii jak buy&hold. Wiąże się to "tylko" z usunięciem paru psychicznych barierek, jak np. zakotwiczenie (przecież to kosztowało jeszcze rok temu 1zł, jak może chodzić teraz po 10?? A to 10 może być okazją przed wzrostem na np. 100zł). Być może w moim przypadku potrzebny jest element "wiedzy" o rynku, by grać w danym momencie z trendem.

Wybiegam teraz w przyszłość i swoje projekcje na temat rynku. Niepotrzebnie, bo to nad czym będę pracował teraz, to proste techniki gry:

1. Uniezależnienie od myślenia o pieniądzach oraz wygrałem/przegrałem.
2. Zajmowanie pozycji zgodnych z twardymi sygnałami, wyszukiwanie okazji.

Z pierwszym punktem zmagam się od samego początku. Po każdym laniu zaczynałem go stosować i miałem dobre efekty. Ale potem wracałem do złych nawyków. Zastanawiam się dlaczego. Może ktoś z czytelników potrafi to wysnuć z moich wpisów? :)

15 komentarzy:

  1. Jak zawsze jeden z moich ulubionych blogów się spisał :) Nie dość że piszesz bardzo ciekawie na temat sytuacji na rynkach to jeszcze pokazujesz jakich błędów jako trader nie należy popełniać i dlaczego. Ja dopiero zaczynam przygodę z grą na giełdzie. Interesuję się gospodarką już dłuższy czas (każdy do czegoś z wiekiem dorasta) ale sama gra to dopiero początek. I na chwilę obecną problemem też są emocje. Na wersji demo wygrywam, na realu już jest gorzej. Muszę się nauczyć traktować grę jako grę i myśleć bardziej jak komputer. Czysta kalkulacja, emocje na bok. Jeszcze raz dzięki, że piszesz - dzięki temu mam co czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że blog się przydaje. Moje cechy charakteru nie predysponują mnie do szybkiego sukcesu na giełdzie, dlatego wiele wpisów może mieszać w głowach. Ten blog to taki dziennik rozwoju tradera. Początki wszyscy mamy podobne, dlatego jeśli któreś przeszkody pokonałem, to możesz skorzystać z mojego doświadczenia.

    Czytałem kilka książek i wpisów o psychologii i zasadach inwestowania, jednak niewiele biografii traderów. Brakuje mi bloga kogoś bardziej doświadczonego, kto opisałby co czuł, kiedy wspinał się na kolejne szczeble. Jak pokonywał trudności, jak radził sobie z trzymaniem zysku. Np. teraz dla mnie kluczowy problem - kasowanie zysku; z przetrzymywaniem strat sobie poradziłem. Metodami autoanalizy i podnoszenia świadomości będę próbował pokonać i tę przeszkodę, ale szybciej i z mniejszym bólem odbyłoby się to, gdybym przeczytał/posłuchał jak poradził sobie z nią jakiś doświadczony i zwycięski gracz.

    Napisałeś "czysta kalkulacja, emocje na bok" - może Tobie się uda, mnie raczej emocje nie opuszczą. Kluczem jest nie odstawienie emocji, ale akceptacja ich i umiejętność racjonalnego działania pomimo emocji. Emocje to mechanizm, który wyewoluował, żeby przejąć kontrolę nad ciałem w niebezpieczeństwie, aby szybko wyjść z opresji. Ten mechanizm jest niezwykle silny i próba konrolowania go bardzo spala organizm. Może dzięki technikom zwiększania świadomości wpływ emocji w przypadku tradingu straci kontrolę nad poczynaniami umysłu. Skoro już wiem co sprawia, że emocje każą zamykać transakcję, uciekać od ryzyka, to szansa, że kalkulacje przebiją się przez paniczne wizje umysłu rośnie.

    Dlatego tak ważny jest plan tradingu, zdefiniowanie wejścia, wyjścia i ewentualnej modyfikacji planu, kiedy pozycja jest otwarta (np. przesunięcie stopa, take-profit). Ja miałem różne plany, ale były niezbyt skuteczne, bo nie miałem doświadczenia/wiedzy. Teraz wiedza jest większa, ale przez ostatnie miesiące grałem bardziej intuicyjnie, więc czas stworzyć lepsze plany i co najważniejsze, trzymać się ich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za odpowiedź. Jeśli chodzi o kontrolowanie lub wyzbycie się emocji to według mnie każdy jest w stanie się tego nauczyć tylko tak jak w przypadku wszystkiego jedni potrzebują do tego mniej czasu, a inni więcej. Kiedyś doszedłem już do tego, że w każdej sytuacji sam decydowałem jak mam zareagować. Kontrola nad emocjami w prawie 100%. I to nie oznacza, że nie pokazywałem na zewnątrz tego co było w środku tylko po prostu kompletne zero emocji wewnątrz. Momentami było to aż dziwne uczucie bo nie ukrywajmy, że jest to mało ludzkie ;) Nauczyłem się obniżać tętno pomimo, iż standardowe miałem i tak niskie, bo w granicach 50-55, tak więc ogólnie fajne uczucie panować nad własnymi emocjami :) Ale tak jak we wszystkim to i nad tym trzeba pracować ciągle, bo nawinie się Tobie, a zwłaszcza osobom, na których Ci zależy mnóstwo problemów trwających przez dłuższy czas i ze stoickiego spokoju cofasz się krok lub 2 do tyłu. Na sam spokój wewnętrzny wpływ mają nie tyle pojedyncze sytuacje stresowe (nawet te o najwyższej skali), co te ciągłe trwające przez długi czas. I przynajmniej jak to jest w moim przypadku, nie moje problemy, bo z tymi sobie zawsze radziłem ale problemy osób bliskich. Najzwyczajniej przykro jest patrzeć jak ktoś bliski nie może sobie poradzić z jakimś problemem.

    Jeśli mogę choć trochę pomóc w panowaniu nad emocjami to po pierwsze proponuję nie żałować sobie rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność i przy których zapominasz o całym świecie. Rower, czytanie, pływanie, nurkowanie. Coś co powoduje, że wykonując te czynności masz umysł czysty i nie zaprzątnięty jakimikolwiek myślami. Trochę ciężko jest mi opisać ten stan ale ja np. podczas nurkowania (zwykłe, w basenie) wyciszam się i czuję się jak podczas medytacji. A jako, że podczas takiego wewnętrznego wyciszenia tętno się obniża, organizm potrzebuje mniej tlenu to i mogę sobie trochę pod wodą poprzebywać nie myśląc o niczym. Każdy musi znaleźć coś dla siebie. Druga sprawa, musisz nauczyć osoby z którymi na co dzień przebywasz żeby z błahych powodów nie robiły problemów. Takie sytuacje, osoby czy tego chcesz czy nie chcesz wpływają na Ciebie negatywnie. Osobiście nie cierpię jeśli ktoś podnosi ton głosu :) to nie rozwiązuje nigdy problemu, a tylko psuje atmosferę. Nigdy też nie powinno się rozpamiętywać tego co było w przeszłości, nie powinno się mówić, że można coś było zrobić inaczej. Przeszłość trzeba zawsze zaakceptować. Stoisz w tym punkcie, którym stoisz, a nie innym i drogę musisz planować od tego punktu, nie od innego. Przeszłość powinna zawsze służyć tylko do analizy, do nauki. Chociaż się mówi, że człowiek uczy się całe życie a i tak umiera głupi ;)

    Napisałeś, że brakuje Ci bloga kogoś bardziej doświadczonego, kto opisałby co czuł, kiedy wspinał się na kolejne szczeble, itd. Zwróć tylko uwagę na to, że każdy człowiek jest inny i taki blog niekoniecznie by Ci pomógł, bo może nawet zaszkodził jeśli próbowałbyś jego doświadczenia, rozwiązania przełożyć bezwarunkowo do swojego życia. Dlatego zawsze się uśmiecham jak ktoś starszy twierdzi, że on ma rację, bo już tyle przeżył i wie co to jest życie. Każdy jest inny i super rozwiązanie pomimo że sprawdziło się u kogoś idealnie, to niekoniecznie musi sprawdzić się u Ciebie.

    Pamiętaj, że pieniądze szczęścia nie dają, bo czy osoby bogatsze są od Ciebie szczęśliwsze? Nie sądzę :) Tak więc zdobycie pieniędzy nie traktuj nigdy jako cel nadrzędny. I jeszcze jedno. Czasami od celu, który się osiągnęło lub chce się osiągnąć ważniejsza jest droga, którą się przebyło, która prowadzi do tego celu. Przemyśl to sobie :) I życzę dużo szczęścia i powodzenia w tym co robisz! Na pewno będę sprawdzał Twojego bloga na bieżąco. Mam nadzieję, że chociaż jedno zdanie, z tych które napisałem w czymś Ci pomoże. Trochę ostatnio mam mało czasu tak więc inwestowanie musi zejść na dalszy plan ale o tym wydaje mi się trzeba myśleć długoterminowo. Powoli ale do przodu. Okazje na giełdzie były są i będą tak więc lepiej poczekać trochę niż zrobić falstart. To się rozpisałem :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za wyczerpujący i merytoryczny wpis. Czytając niektóre akapity uśmiechnąłem się, bo nawet jeśli nie czytałeś nauk o przebudzeniu, stosujesz część z nich.

    Np. Twój sposób na spokój poprzez wykonywanie czynności, którą lubisz pasuje do motta "Zen to robienie jednej rzeczy w jednym momencie". Zatapiając się w procesie wyzwalasz się z kontroli umysłu, dla którego wszystko musi mieć cel, użyteczność itp.

    Akceptacja przeszłości - bardzo dobrze, ale wejdź głębiej - akceptacja teraźniejszości. Ego (nasza fałszywa tożsamość) żyje poza teraźniejszością, albo rozpamiętuje i ponownie przeżywa przeszłość, albo wciąż natrętnie buduje scenariusze przyszłości, rozwiązuje wydumane problemy i generuje stres. Nigdy nie akceptuje tego , co jest tu i teraz.

    Kiedy nurkujesz, roztapiasz się w teraźniejszości, jesteś obecny, dlatego odczuwasz spokój. Obecność to właśnie prawdziwa medytacja. Świadomość życia, które jest w tobie. Jak napisałeś, zapominasz w tym momencie o świecie. Jednak nie jest to kontrolowanie emocji, tylko wyzwolenie z bycia kontrolowanym przez umysł i emocje.

    Opisujesz stan, w którym nie było emocji wewnątrz i zastanawiasz się czy to nieludzkie. Psychopata, też pozornie nie odczuwa emocji, kiedy popełnia jakiś straszny czyn, jednak nie robi tego świadomie, bo wyczekuje na jakiś inny stan, który kiedyś przeżył. Odczuwa np. nieuświadomiony stan ekscytacji, ciekawości. Jego emocje są zupełnie inne, niż normalnych ludzi, ale jednak są to emocje. Nawet jeśli jest pewien, że "nic nie czuje", często rekompensuje to później piciem, uzależnieniami.

    Jest też jednak inny stan, kiedy nie odczuwasz emocji (a właściwie odczułbyś je, gdyby były) - kiedy uświadomiłeś sobie, że te emocje są uwarunkowane. Na jakieś zdarzenie reagowałeś pewną emocją, ale spowszedniało ci lub zacząłeś sluchać organizmu w czasie tego zdarzenia i emocja straciła natężenie. Myślę, że to właśnie ten stan opisujesz. I tutaj również trzeba iść głębiej, bo napisałeś:

    "Druga sprawa, musisz nauczyć osoby z którymi na co dzień przebywasz żeby z błahych powodów nie robiły problemów."

    Tutaj bym uważał, bo jeśli jedno ego uczy drugiego ego jak postępować, to rodzi się konflikt. Jeśli stawiasz się na pozycji mądrzejszego, który uczy drugiego jak postępować, żebym "ja miał spokój", to może być złudny spokój. Może chciałeś przekazać, że swoim spokojem zwiększasz czyjąś świadomość pokazując np. że to co ona uważa za problem jest błahostką, a ta osoba zauważa to i się wycisza.

    Ale dalej piszesz:
    " Takie sytuacje, osoby czy tego chcesz czy nie chcesz wpływają na Ciebie negatywnie. Osobiście nie cierpię jeśli ktoś podnosi ton głosu :)"
    zauważ, że problem leży w Tobie, a nie drugiej osobie. Ty interpretujesz, że jej zachowanie jest dla Ciebie negatywne. "Nie cierpię" to stan wewnątrz Ciebie. Podnosząc samoświadomość wyzwalasz się i z tego stanu, odczuwasz spokój nawet wtedy, gdy ktoś krzyczy - nie musisz go "tresować", żeby zachowywał się tak, abyś czuł spokój. Jednocześnie Twój spokój przenosi się na tę osobę.

    Nie muszę chyba dodawać, że choć świetnie znam teorię, również daję się ponieść emocjom i wpływowi innych ludzi :) Chcę tylko przekazać, że nie ma sensu przestawiać innych, tylko wybudzać siebie, a świat zewnętrzny to dostrzeże i zacznie być odbiciem naszego spokojnego umysłu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Dedek. Wszystko ok, tyle, że ja uważam, że bessa, w jakiej jesteśmy nie potrwa tylko roku. Teraz zaczęliśmy. Za kwartał załamie się strefa euro. EUR/USD będzie zmierzał do parytetu. Ale właściwa część kryzysu z S&P w okolicach 500 przyjdzie pod koniec 2012, początek 2013 - zaraz po wyborach w USA. I wtedy około I-IIQ2013 będą okazje do zakupów. Za rok będzie IMO zdecydowanie zbyt wcześnie.
    Pozdr Przemofree.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę Dedek, że byłoby o czym z Tobą pogadać przy piwie :) Nie będę już odpisywał żeby nie zaśmiecać komentarzy osobom, które zainteresowane są przede wszystkim sytuacjami rynkowymi. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Podpatrzyłem u harmonica pięknego motylaUSD/PLN
    http://pokazywarka.pl/zvttbv/#zdjecie1870701
    Pozdrawiam cadyk

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimie od piwa - wrzuć swój nick, żebyś był bardziej rozpoznawalny na przyszłość. Wpisy "duchowe" są jak najbardziej na miejscu, niczym nie zaśmiecasz. Blog dość szybko wyewoluował w kierunku inwestowania; początkowo miał być o prowadzeniu firmy, twórczości, ale zapaliłem się do tradingu i na razie tak zostało. Lubię to, bo żeby odnieść sukces na giełdzie trzeba nauczyć się sporo o sobie, stać się pokornym wobec rzeczywistości. Po wpisach o giełdzie nie zostanie nic, a do nielicznych poświęconych duchowości i rozwojowi można wracać i coś użytecznego wynieść.

    @Przemofree
    Ja już pogłębienia dołka z 2009 nie przewiduje, bo opieram się na nalogiach np. z lat 70-tych i Wielkiej Depresji lat 30-stych. W obu przypadkach (dołek z 38-ego i 74-ego) taniej już nie było. To może np. wynikać z pęknięcia bańki na obligacjach państwowych - sytuacja gospodarcza będzie tragiczna, ale lepiej kupić udział w spółce coś wytwarzające niż pożyczyć Grecjom tego świata.

    Oczywiście scenariusz może się zmienić, np. jeśli USA podążą drogą Japonii (analogia NASDAQ 2000 = NIKKEI 1990).

    @cadyk
    Dzięki za link.

    Pozdrawiam
    dedek

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Dedek
    Moje spojrzenie na wydarzenia ostatnich lat jest inne. Pisałem już u SiP-a. Jak dla mnie grupa Bilderberg podjęła się wprowadzeniu na świecie totalnego kryzysu jakiego od 1929 świat nie widział. Działania były/są realizowane na wielu frontach: USA+Europa - pompowanie przez kilkadziesiąt lat bańki nieruchomościowej+zadłużanie, Chiny - pompowanie nadpłynności, Inne kraje - różne podobne działania - nie będę opisywał poszczególnych (np. Malezja). Moim zdaniem wszystko miało pierdyknąć naraz w 2012. Tyle, że rynek nieruchomości nie wytrzymał i pękł wcześniej. To dlatego konieczny był "kryzys" 2008. To nie był żaden kryzys, tylko zwykłe pęknięcie bańki. Dlatego powstały kolejne QE w USA i coś na ich wzór w Europie. Po prostu balon zadłużenia i chiński balon nie napęczniały jeszcze do rozmiarów, przy których przebicie spowoduje ten właściwy KRYZYS. Dlatego FED szybko podał morfinę w postaci QE. Muszą się jakoś do tego 2012 doczołgać. Europę mogą położyć nieco wcześniej i moim zdaniem sprawa PIIGS będzie się stopniowo pogłębiać - może poza najbliższymi tygodniami. Natomiast właściwy kryzys nadejdzie po wyborach w USA w 2012. Tak jak kryzys 2008 wybuchł po wyborach. Oni przecież chcą mieć swojego prezydenta USA (po co organizować kolejny zamach skoro można go wybrać?).
    Podsumowując "kryzys" 2008 nie był tym właściwym. Dlatego analogie mogą się okazać niewskazane. Właściwy kryzys wybuchnie z końcem 2012 i po około 9 miesiącach spadku i w końcu paniki indeksy powinny ustanowić dno. Przemofree.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa koncepcja Przemo, nie mam niestety wiedzy o grupach trzymających władzę, żeby zakładać takie scenariusze. A w "Wojnie o pieniądz" utknąłem po przeczytaniu ok 40% książki ;) Od jutra urlop, więc skończę czytać i może będę wiedział coś więcej o bilderbergach.

    Pozdro
    dedek

    OdpowiedzUsuń
  11. hehe no ja też mam małą.
    Ale nie to jest ważne. Istotne jest to, że wreszcie po przeczytaniu tej książki mi się puzzle poukładały, bo nijak nie mogłem zrozumieć dlaczego rządzący gospodarką światową są tak głupi (np. promowanie idiotycznego keynesizmu)...
    A teraz jakoś wszystko zaczyna mi się układać w jakiś obraz. Nawet jeśli w 50% w tej książce są śmieci, to i tak pozostałe 50% - o ile to prawda wystarczy :)
    Przemofree

    OdpowiedzUsuń
  12. Poza tym bardzo ważne jest zrozumienie, że FED jest tak naprawdę prywatnym bankiem, którego celem nie jest wzbogacanie przeciętnego amerykanina, tylko realizacja celów tegoż banku właścicieli. Jeśli się tego nie wie (a ja przed przeczytaniem nie wiedziałem), to nie można zrozumieć niektórych zagrywek np. ze złotem, ropą, dolarem. Ważne jest też zrozumienie, że banksterzy w Londynie i Frankfurcie (i kilku innych europejskich miastach) są mocno sprzężeni z tymi w NY. Bez wiedzy o podstawach pozostaje sobie tłumaczenie wszystkiego w jakiś uproszczony sposób - zwykle w taki jak w komentarzach w TVN CNBC. Przemofree.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cały czas Dedek chodzi mi po głowie złoto. Jakoś nie mogę się przekonać, że to koniec hossy. Jak na moje to dopiero początek. Wraz z krachem i próbą jego zadrukowania zarówno w USA i EU, może się okazać, że 1600 to były piękne poziomy do kupna. Wiem, że Rotschildowie zrobią wszystko, żeby tak nie było ale mogą nie być w stanie... Przemofree.

    OdpowiedzUsuń
  14. Patrząc na cykl dow/gold cały czas brakuje jednej fali spadkowej, czyli akcje w dół, złoto w górę. Spekulacyjnie można pod to grać, długoterminowo IMO zdecydowanie nie warto. Nawet jak urośnie na 2000$, to co to za zysk? ok. 25%. Jak ktoś kupuje fizyczne, to prawie tyle zapłaci pośrednikom. A jak kupi fundamentalnie akcje za rok, to w skali lat zarobi setki procent.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytaj wojnę o pieniądz. Co jeśli cena złota "normalna" wynosi ok. 800$, a wcześniej złoto było specjalnie dołowane przez Rotschildów? Wówczas cały wzrost do ok. 1000$ to zwykłe dojście do wartości wewnętrznej złota. I dopiero od ok. 1000$ można liczyć hossę? I mamy w zasięgu spokojnie 2500, a może i więcej, wraz z pracującymi drukarkami i kupującymi na siłę skośnookimi? A jeśli sprawy pójdą w najgorszą stronę i wybuchnie hiperinflacja i skończy się na 15000$ albo 35000$??? Może warto chociaż z 10% kapitału zainwestować?Przemofree.

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca