czwartek, 20 lutego 2014

Stary-nowy paradygmat, czyli business as usual

Co jakiś czas natrafiam w sieci na wykresy np. wielkiej formacji megafona, która miałaby się zrealizować w Stanach. Wg autorów tych projekcji (zazwyczaj bazujących na falach Elliotta albo astrologii finansowej) indeksy amerykańskie zejdą poniżej dołków z 2009 roku. Cóż, na świecie wszystko jest możliwe, ale nie postawiłbym złotówki na takie projekcje. Z prostego powodu - w obecnym systemie pieniądza fiat rynki są skazane na wzrosty, ponieważ aby system trwał, musi zachodzić nieustanna kreacja pieniądza. Popatrzmy jak przybywało dolarów w ciągu ostatnich 14-stu lat:


Od 2000 roku "total money" wzrosło z ok. 43 bilionów do blisko 120 bln. Do 2008 roku było to "zdrowy"  wzrost oparty o kredyt (zdrowy z punktu widzenia monetarystów, którym nie przeszkadzało dmuchanie bani na nieruchomościach), ale nawet gdy doszło do słynnej deflacji, Fed natychmiast uruchomił drukarki i uzupełnił braki w bilansach. Kiedy firmy i ludzie nie brali kredytów, brał je rząd, co jakiś czas serwując obywatelom szopkę pod tytułem podnoszenie limitu zadłużenia (mogliby ustawić ten limit do PKB i bolączki by zniknęły, ale może o to chodzi, żeby był show).

W internecie możemy znaleźć dziesiątki wykresów pokazujących, że aktualne wyceny akcji są księżycowe. Choć uważam, że mamy do czynienia z przegrzaniem i przewartościowaniem w USA czy Niemczech, to daleki jestem od twierdzenia, że na akcjach jest bańka porównywalna do tej z 2000 roku. Wystarczy do tego prosta matematyka (wielkości podaję na oko z wykresu, nie chodzi o dokładne wyliczenia, ale pokazanie skali) :

top 2000:      1550
total money:   43 bln
top/money:     36

top 2007:     1560
total money:  83
top/money:    18.8

top 2014:     1850
total money:  120
top/money:    15.4

Gdybym miał dane pod ręką i więcej czasu, pobawiłbym się w poszukiwanie średnich i ekstremalnych kapitalizacji giełd, ale myślę że z tych wyliczeń widać, że o ile oczekiwanie solidnej korekty ala flash-crash ma racjonalne uzasadnienie, to granie pod armagedon jest obarczone bardzo wysokim ryzykiem.

Permabears mają jeszcze 2 argumenty w zanadrzu:

1. Rekordowy sentyment na giełdach ("ostatecznie jeśli wzrosty potrwają, to będę jednym z tych 10%, który zapłaci 90% byków"). Jest to dobry wskaźnik na mocniejszą korektę, ale po pierwsze nie wiadomo jaki będzie sentyment na dnie korekty, a po drugie nie zwracają uwagi na inwestorów, którzy siedzą w obligacjach i przechodzą na rynki akcyjne.

2. 24-letnia bessa na NIKKEI. Japonia jest specyficznym krajem - zamkniętym dla obcych z hermetycznym rynkiem i silnym kultem pracy (kraje bez takiego kultu przebywają w permanentnej inflacji). Kiedy pękała bańka na akcjach i nieruchomościach, odwracał się również trend demograficzny, jednak ubywających Japończyków nie zastąpili imigranci. Bank centralny nie drukował też waluty jak szalony, co widać choćby na tym wykresie:


800 u szczytu bańki w 1989 roku vs ok. 1000 pod koniec 2007. Jak na 18 lat to tyle co nic - tymczasem w Stanach od 2000 do 2014 mamy wzrost blisko 3-krotny! Zupełnie inne kraje, zupełnie inna polityka monetarna. Jak to mawiają misie przez zaciśnięte zęby po każdej pompce: "liczy się tylko dodruk".

Nie biorę pod uwagę krajów nie prowadzących własnej polityki pieniężnej jak np. Grecja, której giełda jest na poziomach z 1990 roku. Gdyby nie mieli euro, drukarki pracowałyby pełną parą, a świeżutkie drahmy pompowałyby giełdy, towary, ziemię i co tam jeszcze się da.

6 komentarzy:

  1. Kurczę na Ukrainie już regularna wojna domowa :( Spirala nienawiści nakręca się, a potem promieniuje. Tusku nie przykręcaj śruby młodym, uprość podatki, pozwól zakładać biznesy i dopuść pokolenie 80 do rządów, bo ani się spostrzeżesz, a u nas też będą rozruchy. W państwie bez perspektyw ludzie nie mają nic do stracenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest jedna różnica, u nas największe opozycje już rządziły i IMHO się się nie sprawdziły, więc ciężko ludzi porwać by miały. Poza tym nie ma tak ścisłych (m.in. geograficznych) podziałów sympatii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnic jest bardzo wiele, w końcu główną przyczyną rebelii Ukraińców jest nędza i korupcja w ich państwie. Kliczko mówił, że przejeżdżając przez Polskę nie widzi różnicy gdy wjeżdża do Niemiec. U nas jest lepiej, ale rząd zaprzepaścił szansę wyjścia na wyższy cywilizacyjny poziom odmawiając rzeszom Polaków bogacenia się. Te parę milionów tyrających od pierwszego do pierwszego będzie rozgrywane przez Rosję do destabilizacji państwa.

      Usuń
  3. Mi się wydaje, że media w Polsce pokazują zupełnie inny obraz tego co dzieje się na Ukrainie (ciekawe dlaczego). Zastanawiam się czy właśnie takiego scenariusza nie rozgrywa Putin. Dodatkowo tak na prawdę może chodzi o to żeby podzielić Ukrainę i pozbyć się niewygodnej części z banderowcami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje się jednak, że lepiej jest podpierać się takimi wyliczeniami jak wskaźnik C/WK, C/Z czy div. yield. Dla S&P wygląda to tak: http://www.multpl.com/s-p-500-dividend-yield/

    Czy ktoś zna podobne wyliczenia dla DAX?

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli złoto powinno kosztować 900 usd, w 2000 r złoto było po jakieś 300 dolarów, ilość dolarów wzrosła trzykrotnie to i cena złota powinna 3 razy.
    Tak na chłopską logikę?

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca