wtorek, 10 czerwca 2014

Dieta cz.2 - wybór

W pierwszej części cyklu o odżywianiu napisałem jak nasze przekonania, pragnienia i wierzenia wpływają na dobór diety oraz dlaczego prawdopodobnie możemy przyzwyczajać nasz organizm do różnych pokarmów, w tym całkowitej zmiany diety (traktowanej jako systemu odżywiania a nie odchudzania). Dziś opiszę jak kształtował się wybór mojej diety.

Czytając dawno temu Tombaka (którego dziś nie polecam nikomu w ciemno, chyba że wesprzemy się licznymi krytycznymi źródłami, potraktujemy z przymrużeniem oka rozdziały o różnych czarach-marach o odtruwaniu organizmu, natomiast z uwagą przejrzymy rozdziały o negatywnej roli białej mąki, cukru, mleka, żywności przetworzonej) zwróciłem uwagę na częste odniesienia do społeczeństw długowiecznych. Nie mam pragnienia by żyć długo, ale gdyby mi się to przydarzyło, na pewno nie chciałbym przez lata cierpieć na schorzenia cywilizacyjne i depresje. Według dietetyków o podejściu podobnym do Tombaka dieta zachodnia jest wręcz zaprojektowana byśmy byli słabi: dużo mięcha, mącznych ciast, cukru i mleka. A na chwilową ulgę alkohol i tabletki. Tymczasem dieta i styl życia społeczności długowiecznych są mniej więcej takie:
- jedzą mało, głównie warzywa i nieprzetworzony ryż/kasze, nie przejadają się,
- jedzą bardzo mało mięsa,
- spędzają aktywnie czas na świeżym powietrzu, uprawiając warzywa na swoich poletkach,
- nie bolą skurwieli zęby.

Dopóki nie odczuwałem dolegliwości związanych z pochłanianiem słodyczy i mięsa, zgadzałem się z tymi punktami, ale nie odczuwałem potrzeby, by na trwałe zmienić swój sposób odżywiania. 14 lat temu zrobiłem solidną kurację oczyszczającą organizm, co opisałem tutaj i dzięki niej odzyskałem węch oraz mogłem oddychać nocą przez nos. To było tak silne doświadczenie, że przez dekadę trwałem w sinusoidzie między zdrową, a śmieciową dietą. Kiedy zaczynał dokuczać katar i zdarzało się utracić węch przestawiałem się na lekkie warzywne potrawy, a jak dolegliwości zanikały, wracałem do niezdrowych. Kiedy atakował ból zęba i zbierało się na kanałowe leczenie potrafiłem egzystować niczym mnich z Okinawy. Ból łaskawie mijał, wracałem do żywnościowego nałogu i po krótkim czasie lądowałem na fotelu dentystycznym. Starość nie radość, rozpad ciała jest rzeczą naturalną, ale skoro już wiem, że można uniknąć większości chorób na które pracuje się latami, i co więcej, doświadczyłem zdrowotnego wpływu diety warzywno-owocowej, to dlaczego nie przeszedłem definitywnie na jasną stronę mocy?

Bo nie odczuwałem bezpośrednich skutków złego odżywiania. Dopiero w 2011 kiedy zaczynałem biegać ujawnił się ból kolejnego zęba. Wiedziałem, że to skończy się kanałówką, bo wszystkie bóle tak się kończyły, ale miałem jeszcze trochę czasu, bo pobolewał głównie po jedzeniu mięsa oraz czekolady. Miałem też problemy z krwawiącymi dziąsłami po zbyt obfitych w mięso posiłkach. Włókna właziły między szczeliny, ciągle musiałem je wydłubywać. I pewnego dnia czytając "Tajemne Nauki Jezusa Chrystusa" przy fragmencie o niejedzeniu przezeń braci mniejszych doznałem olśnienia - będę jak Dżizas, nie będę jadł zwierząt i przestaną mnie boleć zęby! Po odstawieniu mięcha dociągnąłem z zębem jeszcze 2 lata, nim wściekł się ostatecznie i bolał nawet na głodówce. Może gdybym wcześniej odstawił też mleko, białą mąkę i słodycze życie potoczyłoby się inaczej.. :)

W międzyczasie dużo biegałem, czytałem książki biegaczy, którzy opisywali swoje diety (m.in. weganin Scott Jurek), mój wegetarianizm ewoluował - początkowo opierał się głównie o chleb razowy własnego wypieku i nabiał, z czasem włączałem kasze (gryczana, jęczmienna, jaglana). Okazało się, że w dowolnej porze roku nie ma problemu z pozyskaniem warzyw i owoców. Zimą półki sklepów uginają się od tanich egzotycznych owoców, mrożonki z warzywami kosztują ułamek ceny mięsiw, podobnie jak dostępne przez cały rok ziarna strączków.

W lutym dentysta ostatecznie ubił i zalepił dolną siódemkę i wróciło stare, żaden ból nie bronił już przed wpadnięciem w szpony mleczno-słodyczowe, kawek z mleczkiem i ciasteczkiem czy imprezek na których ciasta zapijałem piwem. Nie było to główne pożywienie oczywiście, ale bardzo łatwo było Apogeum nastąpiło po imprezie u Tomka z TricityUltra - pyszny tort, poncz, piwa, a na drugi dzień szok - znowu zaczyna boleć jakiś ząb! Przeprowadziłem szybki rachunek sumienia i zestawiłem milion przyswojonych informacji o odżywianiu. Byłem też pod silnym wpływem artykułu o zgubnym wpływie najpopularniejszego narkotyku na Ziemi - cukru. Szybka decyzja - koniec z alkoholem, mlekiem i słodkimi pochodnymi (dopuszczam tylko od czasu do czasu naturalny kefir, jogurt, maślankę) i cukrem rafinowanym pod każdą postacią, w każdym produkcie (nawet moim ulubionym keczupie). Ku memu zdziwieniu odstawienie alkoholu czy mleka nie wiązało się z żadnymi niedogodnościami, do tego stopnia, że otworzyłem furtkę na alkohol na wypady w stylu Kac Kwidzyn, bo okazało się, że poza takimi sytuacjami nie czuję potrzeby, żeby się napić. Kawa bez mleka szybko zaczęła smakować (do licha czy nie zacząłem jej pić w zastępstwie piwa?).

Natomiast rezygnacja z cukru rozpoczęła jeden z najcięższych procesów zmiany w moim życiu. Piszę 'proces', gdyż trwa on ok. 3 miesiące i upadłem tyle razy, że chyba więcej było dni, w których zjadłem coś z cukrem, niż dni bez. Nie jest to problemem, przyzwyczaiłem się, że każda zmiana dokonuje się etapami. Najpierw często jestem mocno skoncentrowany na zmianie i niesiony motywacją, potem upadam i wracam do zgubnych nawyków, ale mając w pamięci pozytywne wyniki z wcześniejszego okresu wracam do procesu i z czasem wykształcają się nowe, pożądane nawyki. Nawiązując do tezy z zeszłego artykułu, głoszącej, że gdy rezygnujemy z jakiegoś pokarmu na rzecz innego, musi zmienić się flora bakteryjna w jelitach i stąd wynikają niedogodności, w przypadku cukru jest podobno jeszcze gorzej przez grzyby candida - drożdżowce zatruwające nas toksynami, jeśli nie dostarczymy im porcji sacharozy. Nie wiem ile w tym prawdy, ale po ok. 2-3 dniach bez cukru przeżywam różne napady słabości, nawet drgawki, na które jedynym wybawieniem wydaje się pasek czekolady. Pomaga mi chrupanie orzechów, owoców oraz kasza jaglana. Czasem jem suszone śliwki, daktyle czy rodzynki, ale nie wiem czy ich działanie nie jest podobne do dostarczenia organizmowi cukru.

Po co tak się zmagać z cukrem, skoro nie odczuwam dolegliwości, jeśli zjem sobie co sobotę ciastko do kawy, w tygodniu czekoladę, kanapkę z dżemem, pizzę z keczupem, po biegu wypiję sok z kartonu itd.? W końcu wszystko jest dla ludzi, prawda? Jestem szczupły, mam wydolność sportowca, biegam maratony, zdarzy się i coś dłuższego. Co przeszkadza troszkę sacharozy każdego dnia, gdyby była tak szkodliwa, to nie waliliby jej masowo do produktów żywnościowych. O tym oraz o diecie paleo napiszę w ostatniej części mini cyklu.



Wszystkie części:

https://podtworca.blogspot.com/2014/05/dieta-cz1-system-wierzen.html
https://podtworca.blogspot.com/2014/06/dieta-cz2-wybor.html
https://podtworca.blogspot.com/2014/09/dieta-cz-3-natura-paleo-i-wege.html
https://podtworca.blogspot.com/2014/11/dieta-cz-45-sodka-smierc.html
https://podtworca.blogspot.com/2014/12/dieta-cz-55-jestes-tym-co-jesz.html



8 komentarzy:

  1. Candida, oczyszczanie organizmu, Tombak (poniekąd)... No cóż, uważałem ten blog za w miarę rozsądny, ale teraz wylatuje z mojego feedu. Coraz więcej tutaj oszołomizmu. Życzę Ci samozaparcia w odstawieniu googla, a nie tylko cukru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "..ale teraz wylatuje z mojego feedu.."

      będę rozpaczał cały tydzień :)

      Usuń
    2. Świetny artykuł, czekam na więcej!

      Usuń
    3. radze kupować akcje bo idziemy na 3500 !

      http://naturabramy.wordpress.com/2014/06/11/pobudka-dla-spoznialskiego/comment-page-1/#comment-1493

      Usuń
    4. Prowadzący bloga dawno odjechał i nie chce się do tego przyznać. Od dawna naganie na spadki, a tu rośnie i rośnie, ale też się nie chce przyznać, że jest w błędzie. Może trzeba wrócić do większej ilości spożywanego cukru, bo mózg przestaje prowadzącemu bloga pracować.

      Usuń
    5. Rozumiem, że to ból dupy za jakąś złą inwestycję pod wpływem wpisu z tego bloga - pewnie S na jakiś indeks zachodni? Owszem - niekończące się wzrosty w Stanach miażdżą każdą analizę wskazującą szczyt. Nie mam żadnego problemu z przyznaniem się do błędu - wszystkie moje przypuszczenia co do końca hossy w Stanach się nie sprawdziły i również trochę na tym straciłem.

      Natomiast na polskiej giełdzie, na której operuje 90% czytelników (łącznie ze mną poza rzadkimi zagraniami na cfd lub certyfikatach) trafiłem z analizami niemal idealnie - od 2012 pisałem, że chcę sprzedać akcje MIŚSiów przy 15000 na SWIG80 i kiedy moje analizy wskazały szczyt na SWIG/MWIG opublikowałem w listopadzie wpis "Kochajmy hossy tak szybko odchodzą". Kto wtedy sprzedał akcje uniknął strat, a jeśli hossa się nie skończyła, to może je taniej odkupić - ja swojego zdania nie zmieniam, uważam że jesteśmy w fazie budowania szczytu (WIG250 być może już w bessie), po której większe są szanse na wybicie dołem.

      PS I nadal obstawiam, że balon w Stanach i Niemczech pęknie, tyle że teraz czekam na urwanie wsparć, wzrost zmienności i konkretne sygnały, że trend się zmienił.

      Usuń
  2. Witam, pięknie napisane :-). B.interesujące dla mnie, bo sama właśnie odstawiam mięso. Cukier, bialą mąkę i mleko ograniczam do minimum.Nie wiem czemu tak krytycznie o Tombaku, dla mnie był w pewnym sensie objawieniem.Co ciekawe po oczyszczeniu wątroby -zero ochoty na mięso przez kilka tygodni. Na zęby najlepsza pasta bez fluoru - jest antybakteryjna , stosuję taką już kilka lat i nie muszę chodzić do dentysty :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tombak zbyt często odlatuje i forsuje niewiarygodne tezy, czasem niebezpieczne, np. o wodzie z lodowców (która to niby wydłuża życie, a w rzeczywistości dowiedziono w Finlandii, że była przyczyną wielu zawałów serca, więc zaczęto ją mineralizować).

      Niemniej przymykam oko na te liczne nieścisłości, ponieważ zwrócił mi uwagę na to co najistotniejsze, czyli schorzenia wynikające z jedzenia wysoko-przetworzonej mocno energetycznej żywności, nieprawidłowy, płytki oddech itd. Poznałem wiele koncepcji, które mogłem już później zgłębiać w innych, bardziej wiarygodnych źródłach.

      Zęby myję pastą parodontax, choć dentysta mi powiedział, że niepotrzebnie, ale odkąd się do niej przyzwyczaiłem wszystkie inne są za słodkie.

      Usuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca