czwartek, 13 lutego 2025

Bankructwo Rosji 2025

Na wieść o przymiarkach do rozmów pokojowych wystrzelił rubel, akcje rosyjskie, ukraińskie i polskie. Czy rynki dyskontują koniec wojny i powrót do starych interesów? Nowy pokój na lata? A może zawieszenie broni przed kolejnym starciem?

I

Na początku krótkie podsumowanie mojego światopoglądu, które rzutuje na emocjonalny stosunek:

Nie może istnieć w długim terminie równolegle niepodległa Polska i Imperium Rosyjskie. Imperium musi zniszczyć lub podporządkować Polskę. Tak samo jak nie może istnieć jednocześnie niepodległa Ukraina i Imperium Rosyjskie. Niepodległe państwa słowiańskie oraz bałtyckie do granicy z Niemcami muszą być rozsadzane od środka aż do pełnego podporządkowania. A jeśli historia da okazję, ich elity wycięte w pień i ludy w pełni zrusyfikowane.

Istnienie państw, w których żyje się lepiej i w dodatku ciągle zwiększających dobrobyt obywateli, nie jest możliwe w ramach wspólnego miru. I tym się różni bycie zadupiem Rosji od bycia zadupiem Zachodu. Zarówno Kongresówka jak i PRL gospodarczo były trzecim światem. A teraz jesteśmy państwem rozwiniętym i tylko do siebie możemy mieć pretensje, że przedkładamy pełen brzuch nad cywilizacyjne wyzwania.

Dlatego jako Polak zawsze staję po stronie tych, którzy przeciwstawiają się Imperium. Nie Rosjanom czy ich kulturze, bo lubię rosyjskie książki i zdarza mi się słuchać rosyjskie zespoły. Lubię surowe i minimalistyczne podejście świadomych Rosjan. Niestety takich jest niewielu. Jako całość poddani Imperium są rozpitą, nie ceniącą życia masą, bezwzględną zarówno dla podbijanych jak i własnych ziomków.

Uzasadnienie:

Zły i niesprawiedliwy system nie może przetrwać w sąsiedztwie systemu bardziej szanującego życie i wolność ludzi. Taki system musi albo się zmienić, albo odgrodzić murem, albo rozpaść. Zmiana jest niemożliwa, ponieważ to by oznaczało podważenie fundamentu, na którym zbudowana jest Rosja: do władzy dochodzą najbardziej bezwzględni i lojalni. Po obraniu z prawnej otoczki Imperium to mafijna struktura, w której nie liczą się kompetencje, tylko siła. Podskakujesz - przez okno wylatujesz.

Pozostaje zatem prosty wybór: albo się odgradzasz, albo rozpadasz. Dlatego Rosja odkąd istnieje, podbija sąsiednie ziemie. Musi podbić wszystko co leży pomiędzy strategicznymi obszarami, żeby oprzeć granicę o góry, wielkie rzeki, duże cywilizacje, a potem się odgrodzić. Tylko w ten sposób można zbudować autarkię i utrzymywać ludność w ryzach: może u nas biednie, ale przynajmniej spokojnie, bo tam na granicach zawsze jakaś wojna.


II

Termin bankructwo nie oznacza rozpadu państwa. Rosja zbankrutowała w 1998, a już 10 lat później z sukcesem najechała Gruzję. Bankructwo może mieć różne formy:

- uzależnienie od zewnętrznych źródeł finansowania i usadowienie polityków sterowanych przez obce mocarstwa

- hiperinflacja, reset oszczędności i budowanie struktur społecznych od nowa

dlatego nie łapcie mnie za słowa, kiedy np. okaże się, że rubel zostanie przyspawany do 1 centa, ale zostanie walutą wirtualną, bo handel będzie się odbywał barterowo za złoto czy ropę albo Rosja przerzuci armię na granicę z Chinami i nagle stanie się sojusznikiem Trumpa. W obu przypadkach będzie to oznaczało czasowe utracenie sprawczości w Europie Centralnej i bankructwo dotychczasowego reżimu.

Zwycięstwem Rosji, zaprzeczeniem bankructwa będzie każdy scenariusz, w którym Rosja podpisuje jakikolwiek traktat, w ramach którego obecny reżim zostaje przy władzy i dostaje ziemie Ukrainy. Ile znaczą traktaty, prawo międzynarodowe czy inne "deale", Rosja pokazuje każdego dnia. Zgodnie z logiką systemu, musi taki traktat prędzej czy później złamać, żeby osiągnąć strategiczny obszar i się odgrodzić.


III

Tyle teorii. Jak w praktyce wygląda odgradzanie. Tutaj nie wierzcie mi na słowo, tylko posłuchajcie specjalistów z konkretnych branż:

1. Rosja koleją stoi. Sieć kolejowa spaja Imperium. I ta sieć się degraduje. 400 tys. wagonów stoi na bocznicach, bo zachodnie systemy informatyczne pozwalające zarządzać ponad milionem składów przestały być wspomagane. W efekcie musieli przejść na starszy system obsługujący do 700 tys. składów.

Ekspert Ryszard Piech - kilkanaście godzin wykładów (jeśli nie macie czasu, sprawdźcie dwa ostatnie)

https://www.youtube.com/watch?v=bI3ucIXH_Y4&list=PLV2xtBKIK2xE9FLAo6WP6eeLFipXLOpcK


2. Ropa i surowce. Odcięcie od zachodnich technologii wydobywczych i rafinacji ropy oraz niszczenie przez Ukraińców kluczowych elementów rafinerii, których Rosja nie jest w stanie sama odtworzyć.

Ekspert Tomasz Małachowski

https://www.youtube.com/watch?v=CACexAXfWwE

W innych wykładach tłumaczy w jaki sposób nieumiejętne i przeciążone wydobycie niszczy bezpowrotnie złoża naturalne.


3. Informatyka. Rosja buduje swój własny internet i technologicznie cofa się do lat 90-tych. To wpływa na sposób zarządzania państwem i przedsiębiorstwami:

 - odcięcie od bibliotek zależnych od globalnych serwisów Google/Amazon, SAPów, 

- brak specjalistów, którzy byliby w stanie stworzyć alternatywne systemy, zdanie się na lokalne instalacje, które można łatwo shakować i bardzo ciężko to wykryć (zazwyczaj dopiero po dokonaniu ataku, a nie podczas, kiedy można jeszcze się obronić).

Ekspert Marcin Marciniak

https://www.youtube.com/watch?v=MrllaeDvYXI


4. Finansowa tykająca bomba. Galopująca inflacja, zbyt wysokie stopy procentowe na jakąkolwiek działalność inną niż produkcja zbrojeniowa. Państwo drukuje walutę kredytując banki komercyjne, które muszą udzielać preferencyjne pożyczki zbrojeniówce. W efekcie spada produkcja innych dóbr, rośnie podaż pieniądza, co napędza spiralę inflacji. 

Tutaj polecam filmy Konstantina Samoilowa, który prowadzi kanał Inside Russia. To jest rosyjski ekonomista, który:

- wie jak czytać dane przygotowane przez rosyjskie instytucje pod interpretację przez zachodnie instytucje

- objaśnia terminy znane tylko w rosyjskim systemie z analogiami do czasów historycznych

https://www.youtube.com/@INSIDERUSSIA


5. Degeneracja armii. Wojna pochłonęła większość nadającego się do walki sprzętu. Wbrew propagandzie inwazja opiera się głównie o posowiecki sprzęt z magazynów. To co nadawało się do walki i naprawy zostało już użyte. Coraz częściej żołnierze dojeżdżają na linię frontu autami cywilnymi, w tym wiekowymi buchankami. Hitem tego roku okazały się przysłane przez Ministerstwo Obrony osiołki do rozwożenia zaopatrzenia.


IV

Imperium Rosyjskie imploduje. To nie oznacza upadku Rosji. Rosja chciała grać na równi z Ameryką, UE, Chinami, ale okazała się za słaba. Chciała zbudować Imperium - niezależny Russkij mir - i z jego granic ustanawiać zasady rządzenia światem. Uważam, że to mało prawdopodobne, ponieważ wszystkie 3 drogi dla Rosji wskazują jeden kierunek:

1. Zmienić się - nie można, bo to oznacza koniec Imperium i powstanie nowych tworów państwowych na jego gruzach. Opcja najlepsza dla ludzi, którzy zamieszkują tereny Imperium, które mogłyby wejść w skład Zachodu i dość kiepska dla pozostałych, bo wszyscy rzuciliby się sobie do gardeł w walce o schedę.

2. Odgrodzić się - realizowane, ale z bardzo słabymi rezultatami: państwo cofa się cywilizacyjnie, narasta bieda, która przerodzi się w niezadowolenie i groźbę rewolucji. Jeśli władzy centralnej uda się zdusić wszelki opór, powstałby twór nieco lepszy od Korei Północnej. W przeciwnym wypadku poszczególne prowincje uniezależnią się do udzielnych, rządzonych twardą ręką księstw. Realny wynik: bankructwo obecnego systemu.

3. Rozpaść się - albo rozpad/rozbiór państwa (mało prawdopodobne), albo zmiana władzy i pivot na zachód bądź podporządkowanie Chinom. Wynik: bankructwo poprzez podległość względem zewnętrznego imperium.


Scenariusz alternatywny: Trump wygrywa pokój poprzez poddanie się: oddaje Ukrainę i znosi sankcje w zamian za obietnice. To by znaczyło, że:

- Ameryka jest o wiele słabsza niż nam się wydaje,

- lub Ameryką rządzą skończeni frajerzy bądź fantaści (casus Roosevelta), którzy myślą, że z Imperium Rosyjskim można się dogadać.

Obserwujemy i wyciągamy wnioski, ten rok zapewne da nam odpowiedź.


sobota, 8 lutego 2025

Zmierzch starego cyklu

 Moje grudniowe projekcje nie radzą sobie obecnie, ponieważ przewidywały wcześniejsze spadki. Ba - w ogóle nie zakładają kontynuacji hossy. Najlepiej póki co radzi sobie projekcja walutowa. Koszyk walut w PLN na ten rok:



najwyższa korelacja jest dla EURPLN:


W poprzednim roku bardzo dobrze spracowała metoda oparta o wzorce sezonowe. Założyłem, że w tym roku się nie sprawdzi, bo raczej nie spotykam się na rynku z sytuacją, w której wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ale skoro złoty idzie według ścieżki, przyłożyłem ją do indeksów i otrzymałem taki wzorzec dla scenariusza bessy na SWIG80:


Pierwotnie odrzuciłem ten scenariusz, ponieważ spadki są w nim zbyt głębokie. Główne założenie pozostaje, że bessa będzie miała charakter konsolidacji z fałszywym wybijaniem szczytów i dołków. 

Ten grudniowy scenariusz wygląda obecnie tak:




A co jeśli hossa?

Trzeba mieć otwartą głowę. WIG technicznie wygląda obiecująco w długim terminie:


Dotychczas najkrótsza i najpłytsza bessa cykliczna (kitchinowska) wystąpiła na GPW ok. 20 lat temu - przesunięcie w lokalnym szczycie wynosi zaledwie miesiąc (kwiecień 2004 vs maj 2024):



Wniosek

Trafiłem niedawno na ciekawy artykuł o tym, dlaczego zarządzający w USA radzą sobie gorzej od rynku. Otóż stock pickerzy (łowcy okazji) wygrywają z rynkiem w okresie bessy, szczególnie w czasach sekularnych rynków niedźwiedzia, trwających ok. 10 lat i następującej po nich wczesnej fazie hossy. Wtedy ich metody oparte o margines bezpieczeństwa i wyszukiwanie wartości pokonują indeksy, ponieważ na rynku roi się od okazji.

Natomiast w późniejszych etapach sekularnego rynku byka ich metody selekcji tracą przewagę. Rynki uzależniają się od płynności i nastroju uczestników. Margines bezpieczeństwa zawęża się i trzeba  włożyć wysiłek w analizę przyszłości, oczekiwań inwestorów, narracje. Albo kupić indeks, iść na grzyby i wygrywać z 90% profesjonalnych zarządzających.

Kiedy patrzymy na WIG 2008-2025 widzimy właśnie takie środowisko dobre dla łowców okazji. Rynek przyzwyczaił nas do regularnych wyprzedaży. Nawet dzisiaj roi się od spółek ze zbyt dużymi poziomami gotówki, ceną do zysku poniżej 10 i dywidendami na poziomie lokat. Przez lata grałem na ten cykl, który powtarzał się jak w zegarku:


Ale wszystko ma swój kres i gdzieś podskórnie czuję, że trzeba się nauczyć innej gry - bardziej opartej o analizy przyszłego wzrostu, napływów do funduszy, zainteresowania zagranicy, technikę. Kupowanie spółek w silnych trendach wzrostowych i skupianie się na formacjach kontynuacji, a nie że współczynniki są wygrzane.

A jak się to ma do "depresji 2025"? Gospodarka to jedno, giełda to drugie. Od 2008 Polska należała do najszybciej rosnących gospodarek świata i wcale nie przełożyło się to na GPW. Od kilku lat Niemcy są chorym człowiekiem Europy, tracą rynek na rzecz Chin, tymczasem DAX na przekór wszystkiemu bije szczyty jak w latach 90-tych:




niedziela, 2 lutego 2025

Podsumowanie sezonu ultra + zdrowie 2024 cz. 1

 Jak to dumnie brzmi: "sezon ultra". W szczytowym 2016 zmieściło się w nim 9 ultramaratonów i 3 maratony, w tym 3 setki. W 2015 co prawda tylko 5 ultra + 5 maratonów, za to aż dwa rekordowe: 145 km z Nieba na Hel i 150 km Łemkowyna Ultra Trail. Po 10 latach kończę sezon z jednym ultra i 3 maratonami + maratonem mentalnym, czyli niepełne 40, chyba że doliczymy 7 km powrotu w najlepszym biegowym towarzystwie...

Rok 2023 kończyłem w niezbyt dobrej formie. Napisałem na tym blogu sporo o kształtowaniu nawyków, bieganiu, diecie roślinnej, postach, ćwiczeniach krio, odchodzeniu od cukru i alkoholu. 2023 wyznaczył apogeum codziennych praktyk. Od miesięcy przebywałem na poście przerywanym 20 + 4. Jadłem tylko w okienku 11-15. Od maja 2017 codziennie wychodziłem na balkon w gatkach posiedzieć na śniegu, morsowałem i ani razy nie założyłem kurtki. Miałem nadzieję, że ten styl życia wywoła głęboką autofagię i organizm przeżre wszystkie wewnętrzne stany zapalne, chore tkanki, wirusy i w ogóle stanę się odporny na głód, chłód i wysiłek.

Tylko coś nie do końca grało. Zjazdy energetyczne, problemy ze snem, brak motywacji. Zima była szczególnie ciężka, bo unikałem ogrzewanych pomieszczeń, biegałem ubrany jak latem w krótkie spodenki i rękawek. W nocy nie mogłem zasnąć, bo bolały mnie lodowate stopy. Szukałem przyczyn: za dużo kawy? Mykotoksyny? Traumy z dzieciństwa? Wszedłem mocniej w psychologię, dużo czytałem. Wymagające biegi zamieniłem na długie spacery.


Buk umarł :(

Odpowiedź dał styczeń 2024 i była tak banalna, że kiedy do mnie dotarła, nie mogłem powstrzymać śmiechu. Zaczęło się od postanowienia, żeby przebiec w kwietniu trasę ok. 80 km TriCity Ultra z okazji 10-tej rocznicy pierwszego biegu. W tym celu musiałem się wzmocnić i więcej biegać. Dlatego odwiesiłem na kołek restrykcyjne okienko żywieniowe i regularne mrożenie tyłka, i przede wszystkim zacząłem więcej jeść. Włączyłem też do diety więcej nabiału a nawet sporadycznie ryby (głównie tłuste części dla kwasów omega 3).

Pierwszy maraton wyznaczyłem na pobyt w Barcelonie na przełomie stycznia i lutego. Miałem ponad 4 tygodnie na przygotowania. Po dwóch zauważyłem poprawę samopoczucia. Wcześniej wyznawałem zasadę, że regularnie dozowane niewygody i wyrzeczenia odpłacają się trwałym stanem satysfakcji. Nie zauważyłem jednak, że gdzieś w międzyczasie przegiąłem. Codzienne listy nawyków i ćwiczeń do wypełnienia nie dawały organizmowi czasu na regenerację. Ja tymczasem wciąż dokładałem mu kolejne drobne nawyki "tak łatwe, że nie możesz odmówić". I zwyczajnie się przegłodziłem. Apatia, zmęczenie, marznięcie mimo tylu lat ćwiczenia odporności na zimno. To były typowe objawy niedożywienia.

Wystarczyły dwa tygodnie bardziej kalorycznej diety i odpuszczenie części krio, żeby mój nastrój zdecydowanie się poprawił. Jak mogłem tego nie widzieć? To było i śmieszne, i straszne. Gdyby mi ktoś powiedział miesiąc wcześniej, że jestem niedożywiony, nie uwierzyłbym. Normalna sylwetka, codzienne ćwiczenia, silny organizm. Tylko system nerwowy pokazywał, że coś zaczyna szwankować.

Czy żałuję? Nie. Może potrzebowałem tych "umartwień", żeby nawiązać kontakt ze swoim cieniem, uleczyć niezabliźnione rany i pogodzić nieuświadomione konflikty wewnętrzne. Dotarło do mnie (pewnie na jakiś czas he, he), że w życiu - jak na giełdzie - są cykle. Codzienne nawyki są spoko: pozwalają w sposób niezauważony zbudować formę, sylwetkę, nabyć umiejętności, ale potrafią też wydrenować z sił i motywacji. Nawet autopilota trzeba stosować świadomie.

Ten proces opisałem tutaj:

https://podtworca.blogspot.com/2024/03/odrodzenie.html


31 styczeń: Barca Maraton

Pierwszy maraton 2024, sądząc z muzyki dołączonej do teledysku, przyniósł mi sporo radości z życia :)

https://podtworca.blogspot.com/2024/02/barca-maraton.html


30 marzec: Maraton Marycha-Wigry

Jedność ze światem podmiotu lirycznego utrzymywało się do wiosny:

https://podtworca.blogspot.com/2024/12/wiosenny-maraton-marycha-wigry.html


27 kwiecień: TriCity Ultra 80

Nim wrócę do lektury relacji z pierwszego ultra od lat, pamiętam jedno: odkrycie, że jak solidnie się przygotowałem, to nawet trudne wyzwanie okazało się proste. Podobnie jak z odkryciem niedożywienia lekcja płynie taka: możesz mieć wiedzę i doświadczenie, ale świadomość jest tam, gdzie ta wiedza jest zbieżna z bieżącymi emocjami. W odmiennym stanie emocjonalnym człowiek może głosić jedno, a wewnętrznie czuć, że to kłamstwo, choć wiedzę tę zdobył wieloletnią pracą i nauką.

https://podtworca.blogspot.com/2024/04/10-lat-z-ultra.html


Rozpisałem się tyle, że pozostałe dwa biegi zamieszczę w drugiej części. Bo raczej Tomka nie zadowolą krótkie wzmianki i linki do jego epickich relacji :)

C.D.N.


niedziela, 26 stycznia 2025

Czas czekania

 Na giełdzie głównie czekam. W bessie na dobre ceny do zakupu, w hossie na sygnały końca wzrostów. Obecne wzrosty traktuję póki co jako falę B bessy, a zatem czekam na powrót spadków i okazje cenowe. Od czasu do czasu coś dokupię, niemniej staram się utrzymywać amunicję na panikę.

Czekam też na zakup głównej pozycji walutowej. Plan 2025 zakłada okienko zakupowe na kwiecień.

USDPLN:


EURPLN:


CHFPLN:




niedziela, 12 stycznia 2025

Test scenariuszy na 2025

Czy wzrosty z początku roku zwiastują powrót hossy?

W zeszłym roku zaprezentowałem dwa potencjalne scenariusze:

1. Analogia 2022-2025 do 1996-1998 i bankructwa Rosji. Obecnie wygląda tak:


2. Scenariusz bazowy na 2025-2026: bessa z podwójnym dnem. Obecna trajektoria:


Myślę, że oba wykresy nie wymagają szerszego komentarza. Styczniowe odbicie jest wpisane w obie projekcje. Najbliższe tygodnie będą realnym sprawdzianem - plan 2025 zakłada pierwsze dno bessy między wiosną a latem.

Jeżeli analogie się nie sprawdzą... będę szukał nowych. 


wtorek, 31 grudnia 2024

Wiosenny maraton Marycha-Wigry

Maratony w otoczeniu przyrody mają w sobie coś z kontemplowania sztuki. Przyszłość nie istnieje, teraźniejszość odciska się w pamięci, że pamiętasz momenty z biegu jeszcze lata później. Lubię ten stan, kiedy wracasz na stary szlak i doświadczasz emocji z przeszłych wypraw. Łapiesz kontakt z wcześniejszymi instancjami siebie, jakby była między nimi ciągłość.

Niektórzy nie patrzą wstecz i prą do przodu. Ja byłem zawsze przywiązany do wspomnień. Ale te wraz z upływem życia zacierają się. Wszystko co nowe i ekscytujące wydarza się głównie w dzieciństwie i młodości. Kiedy doświadczysz już wystarczająco wiele, pojawia się rutyna. Nie istnieje już w pamięci konkretny wieczór spędzony z przyjaciółmi czy rodzinna wieczerza przy świątecznym stole - jest zlepek podobnych zdarzeń, strzępki konkretnych sytuacji, z których umysł wykreuje na zawołanie uśrednioną historię. Kiedyś chciałem zachować te wspomnienia, chciałem wierzyć, że nawet jeśli zacierają się w mózgu, to jakiś tajemniczy mechanizm świata zapisuje wszystko co do atomu. Pamiętam zdziwienie, kiedy przeczytałem wywiad z którymś z braci Gallagherów, jak stwierdził, że nic nie pamięta z lat największych sukcesów Oasis, bo ciągle imprezował i koncertował. Nie pojmowałem tego.

Z wiekiem zaakceptowałem ulotność historii i płynną strukturę mojej tożsamości. Tym co trzyma mnie przy wspomnieniach nie są konkretne fakty, tylko przyjemne uczucie, które pojawia się na skutek przeżywania ponownie przywoływanych z pamięci scen. Jest jeden typ wspomnień, które są bramą do stanu akceptacji, może tego mitycznego przebudzenia, jedności ze światem czy jak tam zwał. To wspomnienie zapisane jest w całym ciele. Jakiś bodziec: zapach, widok, głos otoczenia, aktywuje je i czuję wtedy zespolenie ze sobą z wszystkich poprzednich momentów. Widok drzewa czy kwiatu wywołuje szczery zachwyt. 

Najczęściej ten stan aktywuje się w otoczeniu przyrody podczas długich spacerów bądź turystycznych maratonów z muzyką lub audiobookiem. Nie inaczej było 30 marca 2024, kiedy to postanowiłem przebiec las koło teściów (Rezerwat Ostoja Bobrów Marycha) i północną część Parku Wigierskiego.

Pogoda: prawie idealna, jak na bieg ciut za ciepło. Przygotowanie: dreszczyk emocji przy decydowaniu czy zabrać na trasę chałwę, czy marcepan. Tym razem padło na wafelka i maltanki, oba w czekoladzie. Plus tradycyjnie 0.3 l wody. Założenie: nie odwodnię się, bo będę oddychał wyłącznie nosem.


Rozdział I: Do lasu (1-4 km)

Zaczynam wśród krasnych pól, gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała. Jest tak pięknie, że jeszcze nie czas na muzykę. Tereny wokół gospodarstwa to pola i pastwiska na wzgórzach, przetykane kępami drzew, strumieniami, bagnami i oczkami wodnymi.



Po szaroburych zimowych miesiącach cieszy każda oznaka budzącego się życia. Myślicie, że urzekł mnie ten bocian. A nie - to gniazdo wróbla Ćwirka, zamieszkującego spodnią część gniazda boćka. Mój telefon jak zwykle wszystko oddalił i rozmył, ale przypomniałem sobie dlaczego zrobiłem to zdjęcie :)


Na tę część trasy zawsze zabieram jakiegoś kija do odganiania przed luźno puszczonymi burkami. 


Rozdział II: Ostoja Bobrów Marycha (5-13 km)

Kija nie wyrzucam, przyda się w lesie na wypadek kontaktu z jakimś dzikiem. Raczej nie pomoże, ale przynajmniej człowiek czuje się raźniej. Do lasu wchodzę jako Gandalf Szary.


Próbuję zapisać w historii piękno pierwszych kwiatków. Nie udaje się.


Las jest poprzecinany kilkoma drogami, którymi poruszają się leśnicy i okoliczni mieszkańcy. Próbuję znaleźć alternatywne ścieżki leśne. Te niestety gubią się i kończą w losowych miejscach. Wtedy biorę mapę Googla i szukam charakterystycznych cieni na drzewach. Te cienie to zazwyczaj dzikie ścieżki. Okazuje się jednak, że tym razem to strumyczek-bagienko i muszę się wycofać.



Efekt przedzierania przez moczary: 4 kleszcze i ubłocone nogi.

Suchymi ścieżkami docieram do rzeczki Marychy. Bobrów nie ma, ale też jest zajebiście.


To jest wciąż etap rozruchu. W ciele jest jeszcze zbyt wiele napięć i zmagazynowanej szybko dostępnej energii, żeby wejść w stan drogi.


Etap leśny kończy się nad jeziorem Gremzdel, gdzie filmuję ogromne mrowisko, a potem uciekam w podskokach, żeby strząsnąć mrówki (video na priv).



Rozdział III: Pustkowie Smauga (14-20 km)

Odcinek Jegliniec-Granowo-Wiatrołuża Pierwsza brzmi jak określenie kampanii drugo-wojennej. Kocham nazwy miejscowości z tego regionu: Widugiery, Półkoty, Wiłkopedzie. Sam Tolkien by nie wymyślił.

Otwarta przestrzeń, niemal brak chmur oznacza jedno: zabraknie mi wody. Mam jeszcze asa w rękawie: schłodzenie w jeziorze. Gremzdel był niedostępny, a jezioro Jegliniec mijam od najwęższego boku. Zakładam słuchawki i odpływam. Wchodzi faza chillout, faza drogi: pustkowie Smauga. Gdzie nie spojrzysz, droga i polne krajobrazy.



Zmierzam do finału tego odcinka: Wigierskiego Parku Narodowego.


Rozdział IV: Wigierski Park Narodowy (21-30 km)

Jeszcze tylko jeden zakręt, jeden mostek i wyłania się ona: brama do lasu



Na wejściu niespodzianka: zakaz wstępu, żółty szlak zamknięty ze względu na uszkodzony most na rzeczce Wiatrołuży. Wyobraźnia podsuwa różne pytania: czy ktoś będzie mnie ścigał, czy most się rozpadł i wejście grozi ugrzęźnięciem w bagnie, ile km trzeba będzie w razie czego zawracać. Trudno, coś wymyślę, kiedy tam dotrę.

W Parku jest tak jak miało być: zielono, pagórkowato, klimat jak na obrazach Grottgera, brakuje tylko niedźwiedzia ostrzącego pazury o korę.


Ponieważ na każdym rozstaju mój szlak jest przekreślony, coraz bardziej nurtuje mnie czy uda się przejść przez most lub czy ewentualnie znajdę bród z suchymi brzegami. W końcu docieram do mostku i dylemat się rozwiązuje: most jest w porządku, ktoś po prostu przewrócił stare spróchniałe barierki. Serio? Sama rzeczka jest płytka i spokojnie bym ją przeszedł w wielu miejscach, choć po drugiej stronie rozciąga się już bagienko.


Stąd już tylko 2 km do jeziorka Gałęzistego, gdzie zaplanowałem kąpiel. Małe, urocze, krystalicznie czyste oczko z niewielką plażą. Na miejscu mijam spacerujące rodziny i pary. Pytam dwóch facetów zmierzających w kąpielówkach do samochodu:

- Woda ciepła?

- Ciepła!



No to wchodzę i... Ja p..! Zimniej niż morsowanie w przeręblu. Ponad 20 stopni różnicy między temperaturą powietrza a wody.

Ale to schłodzenie było ważne, bo wraz z końcem szlaku w parku kończy mi się zapas wody pitnej.



Rozdział V: Wrony (31-45 km)

Do pokonania został już tylko ostatni odcinek do domu i żadnych atrakcji na trasie. Gdybym wybrał drogę dookoła, jak w poprzednich latach, zaliczyłbym jeszcze kilka fajnych miejsc, ale po pierwsze maraton zamieniłby się w ultra, a na to się tego dnia nie przygotowałem, a po drugie: nie chciałem przedobrzyć.

Zostaje mi niecałe 3 km do ścieżki rowerowej wzdłuż drogi Suwałki-Sejny, a potem 12 km po twardej nawierzchni na pełnym słońcu. Po kąpieli nie założyłem słuchawek, nie mam już nastroju na muzę. Wkrada się już zmęczenie i odwodnienie.

I wtedy widzę:


Mała przydrożna kapliczka, konary drzew. Widok miły sercu każdego Polaka. 

Skręcam na punkt widokowy, żeby zerknąć na klasztor Wigry. Wpiszcie w Googlu wieża widokowa w Leszczewku, warto podskoczyć tam rowerem.


Nie mam już wody, nie mam wafelka i ciastek, minęła maratońska ścianka i znowu jestem szczęśliwy. Zostało jakieś półtora godziny do domu i nic nowego do zwiedzania: idealne warunki na podcast. Wyciągam słuchawki i przełączam mózg z analizowania "ile jeszcze" na wywiad o metodach poznawania własnych możliwości.

Ostatni widok, który zapada w pamięć: w pewnym momencie widzę wrony. O - myślę sobie - w Krasnopolu zawsze pełno ich przy cmentarzu. O - to już przecież Krasnopol. I wtedy impresja: rok wcześniej biegłem Maraton Suwałki-Krasnopol i urzekła mnie wieża krasnopolskiego kościoła na tle łąki z mleczami. Teraz widzę tę samą wieżę z drugiej strony - może dostrzeżesz ją i Ty? :D





czwartek, 19 grudnia 2024

Wyjście z obligacji

 Pozamykałem pozycje w obligacjach z lekką stratą. Początkowo chciałem przeczekać w nich bessę, miałem też nadzieję na test 4.5%, co dałoby kilkanaście procent szybkiego zysku. Jednak zmieniłem zdanie.

Po pierwsze: w czasie bessy na GPW ceny obligacji często również spadają. Widać to na wykresie rentowności 10-latek vs WIG20SHORT. 


Cena nie potwierdziła moich analiz, rentowności zniosły połowę bessy i atakują poziom 6%:



Po drugie: fundusze obligacyjne notują rekordowe wpływy. Jeśli ktoś nie lokuje oszczędności w kawalerce w stolicy lub domku w Hiszpanii, wybiera obligacje. 

Po trzecie: rekordowy deficyt Polski. Rząd nie przeprowadził reform, podkręca wydatki socjalne i podąża ścieżką kryzysu 2025. Być może będzie krótkotrwały impuls deflacyjny na świecie, który przez chwilę pomoże obligacjom, ale na najbliższe dwie dekady scenariusz widzę tylko jeden: więcej dodruków w postaci wykupu toksycznych aktywów, podtrzymywania deficytów itd.

W takim środowisku wolę trzymać środki w gotówce gotowej do szybkiego angażowania w akcje, towary, waluty, a nawet obligacje w trakcie paniki. W tym roku paniki na obligacjach nie było i kupowanie ich było z mojej strony błędem.