Tchniony przebłyskiem olśnienia zanotowałem w piątek w zakładce 'nawyki' taki oto wpis w pozycji nr 25:
JEŻELI myśli blokują mnie przed działaniem, TO zaczynam działać.
Do wpisania tego krótkiego zdania potrzebowałem kilku lat przemyśleń, testów różnych systemów, wprowadzenia 2 lata temu GTD (Getting Things Done), a od kilku miesięcy celowego programowania nawyków. Banalne? Proste? Z pewnością! Ale zdecydowanie nie łatwe.
Pierwszy raz o nawykach pisałem już 5 lat temu. Wprowadziłem wtedy np. nawyk zmywania minimum jednego naczynia za każdym razem, gdy wchodziłem do kuchni (do dziś zresztą stosuję tę zasadę). Bodajże rok temu zetknąłem się z naukowym podejściem do tego wydawałoby się banalnego tematu i zacząłem powolutku wprowadzać nowe zachowania do codziennego menu. O samych nawykach napiszę jeszcze nie raz, dziś skupię się na tym najważniejszym, który znalazł się w systemie w piątek.
Kiedy zajmujesz się wieloma projektami i dodatkowo np. jeszcze grasz na giełdzie, istnieje bardzo silna pokusa, żeby traktować priorytety wybiórczo. Jeśli musisz zrobić coś strasznie nudnego, to nagle znajdujesz czas na napisanie języka skryptowego, o którym kiedyś myślałeś, że by się przydał, stworzenie dogłębnej analizy wybranych spółek pod przyszłą hossę itd. Głównym minusem nudnego projektu jest to, że doskonale wiesz jak wiele żmudnych kroków będziesz musiał wykonać: pootwierać dziesiątki plików, przerabiać je, złożyć do kupy. Wszystkie te kroki przerabiałeś tysiące razy i nie masz problemu z wykonaniem, ale kiedy pomyślisz ile tego jest, chcesz od razu uciec.
Dlaczego? Ponieważ w myślach ogarniasz wszystko naraz, ale robić możesz tylko jedną czynność w jednym momencie. Pokażę to na przykładzie. Po drobnych problemach z dyskiem przy włączaniu komputera w czwartek, wpisałem do TODO listy zadanie 'zrobić backup na dvd'. Jednak przez cały dzień nie znalazłem motywacji, żeby się zabrać za to zadanie (choć jeszcze rano groziła mi utrata danych!). Zrobienie kopii zapasowej danych zdecydowanie nie jest zadaniem atomowym, które nie wymaga zużycia zasobów siły woli. Kiedy pomyślałem o segregowaniu dziesiątków projektów, wyczerpane zasoby siły woli nie uniosły tego ciężaru i przerzuciłem zadanie na kolejny dzień.
Nie zrozumcie mnie źle - jeśli masz silną motywację, żeby zrobić backup, to możesz cały dzień spędzić na wypalaniu płyt. Ale czasami po prostu nie chcesz brać kolejnego zadania na głowę, choć czujesz, że powinieneś je zrobić (bo możesz później gorzko żałować). Wypalenie backupu danych na dvd nie wymaga żadnej specjalistycznej wiedzy, jednak jeśli nie wiesz dokładnie co będziesz kopiował, wkrada się dużo niewiadomych, które zniechęcają umysł do działania (umysł boi się niepewności).
W branży rozwojowej podanych jest kilka technik jak zmagać się z zadaniami, których nie chce nam się robić. Np. zamiast pisać w TODO liście 'zrobić backup danych' mógłbym wpisać tzw. trigger 'o 16-stej wsadzę płytę DVD do napędu'. W ten sposób 'oszukałbym' umysł, że nie czeka mnie ważne zadanie, tylko jedna mała czynność, którą zrobię bez problemu. A później zgodnie z maksymą 'zacząć to połowa sukcesu' zrobiłbym ten backup siłą rozpędu. Problem w tym, że często używałem tej techniki i czasem mam blokadę przed wpisaniem takiego triggera, bo wiem, że jest przecież pułapką.
W piątek również odkładałem to zadanie, bo męczy mnie deadline jednego projektu. W pewnym momencie przypomniało mi się zdanie z książki PSTRYK, którą recenzowałem niedawno: bierność i opór nie są oznaką lenistwa, ale braku wiedzy co należy wykonać w najbliższym momencie. A żeby wiedzieć co zrobić, trzeba pomyśleć. A żeby pomyśleć, trzeba rozwiać myśli o innych ważnych rzeczach, które trzeba zrobić. A żeby przejść gładko do kolejnego zadania, trzeba mieć wyrobiony nawyk brania byka za rogi niezależnie od zasobów siły woli i motywacji. I taki nawyk chyba mi się wyrobił dzięki ostatnim miesiącom. Zrobiłem ten backup (zajął 25 minut) i kilka innych zadań, które też wcześniej przekładałem. Kiedy brałem się za każde z tych zadań pojawiały się dziesiątki argumentów, żeby odpuścić, ale nie przebijały się przez poczucie pewności, że będę to robił, aż zrobię.
I wówczas zachęcony tym poczuciem mocy dopisałem do listy nawyków:
JEŻELI myśli blokują mnie przed działaniem, TO zaczynam działać.
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
poniedziałek, 8 września 2014
4 komentarze:
W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.
Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.
Podtwórca
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetny wpis i chyba skuszę się przeczytać "Pstryk" :)
OdpowiedzUsuńOstatnio dosłownie zalewa mnie fala przydatnej wiedzy. Przetrawiam ją i wdrażam do codziennych działań, i z czasem będę streszczał na blogu.
Usuńwięcej takich wpisów - nie wiem czy widzisz to po statystykach bloga, ale wielu ludzi z nich korzysta. mi podsunąłeś wiele dobrych tropów, a czytam Cię od lat.
OdpowiedzUsuńja również borykałem się z tym o czym piszesz. brak umiejętności organizacji pracy. angażowanie się w zadania które pozwalały się wykazać, a odkładanie zadań 'codziennych' do ostatniej chwili i podejmowanie ich pod presją zbliżających się konsekwencji.
niska efektywność nie wynika z lenistwa, tylko z tego, że nawet prosta praca wymaga podejmowania wielu nieprzyjemnych decyzji. następujące później wykonywanie zadań to prosta sprawa.
gtd to podstawa wyciągnięcia na powierzchnię wszystkich problemów. ale to nie wystarczy. potrzebny jest mechanizm systematycznego mierzenia się z tymi zadaniami. inaczej można mieć wszystko pięknie rozpisane i nadal czekać na impuls (z zewnątrz). a to nie jest jeszcze rozwiązanie problemu. gdy widzimy, że nasze wewnętrzne zarządzanie zadaniami nie zdaje egzaminu (zbyt łatwo znajdujemy sobie wytłumaczenie dlaczego nie bierzemy się za kolejny punkt na liście, nachodzi nas strach że powinniśmy więcej pomyśleć zanim coś ruszymy, albo pojawiają się inne emocje które nas powstrzymują), należy 'wywalić siebie samego' z funkcji zarządzania zadaniami. zdać się na 'chłodną maszynę', czy to w formie kartki lub listy w jakiejś aplikacji gtd, gdzie bez pytania się o zdanie (o to czy aby tego kroku nie powinienem dokładniej przemyśleć później gdy będę wypoczęty, albo odłożyć jakąś sprawę do czasu gdy wymyślę sposób by nie usłyszeć wyrzutów od osoby której obiecaliśmy to coś dużo wcześniej) całkowicie mechanicznie - robimy > ponosimy konsekwencje > robimy > ponosimy konsekwencje.
uważam, że to największy problem wielu ludzi, których strach, brak umiejętności podejmowania decyzji, perfekcjonizm powstrzymują od działania.
chodzi o przełamanie impasu, doprowadzenia do pojawienia się wzmocnienia pozytywnego, gdzie 1/ zobaczymy że rozwiązanie problemu przynosi satysfakcję a nie stres, 2/ górka 'zabagnionych' spraw stopnieje.
u mnie problem perfekcjonizmu polegał na tym, że znajdowałem naturalny entuzjazm do robienia rzeczy, którymi mogłem błysnąć. ze zwykłymi rzeczami miałem problem, bo po pierwsze, nie dawały możliwości zabłyśnięcia, a wręcz przeciwnie, mogło pójść coś nie tak. część spraw do których miałem serce zabierała mi cały czas, a jednocześnie zaległości w innych obszarach narastały. z czasem taki sposób działania wszedł mi w krew i musiałem mocno walczyć żeby to zmienić. patrząc z perspektywy - doszedlem do wniosku, że znaczenie tu miały 2 rzeczy: przez pierwsze kilkanaście lat nauka nie wymagała ode mnie żadnego wysiłku i nie zauważyłem, że pojawiły się zadania które wymagały po prostu pracy. ja nauczyłem się je obchodzić zamiast zwyczajnie przysiąść. druga kwestia to otoczenie gotowe do pochwał za błyskotliwość a nie za pracę. bardzo dobre wyniki były brane za oczywistość, błysnąć można było tylko robiąc coś wyjątkowego.
świetnym testem na to jak efektywni jesteśmy w pracy jest moim zdaniem spisywanie np. w kalendarzu jakie rzeczy udało nam się w danym dniu zrobić. ze zdziwieniem odkryjemy - czy to w korporacji czy w pracy na własnym - jak niewiele godzin przepracowaliśmy efektywnie. w najcięższych przypadkach 'puste godziny' mogą wypełnić cały dzień w biurze.
Dzięki za wartościowy komentarz. Bardzo celnie opisałeś brakujące ogniwo GTD. Ja również po początkowej ekscytacji tym systemem, po kilku miesiącach ugrzęzłem i zaliczyłem regres. Wszystko co było wtedy proste do ogarnięcia zrobiłem i gdy wydawało się, że znalazłem idealny system, wróciła niepewność. Nawet prowadziłem dokumentację każdego dnia pracy z dokładnością do 5 minut. Na początku przepracowywałem 6-9 godzin dziennie na zasadzie 45 minut pracy, 15 minut przerwy, ale później się wypalałem. Po kilku miesiącach efektywnej pracy miałem ok. 4-5 godzin, a czasami byłem kompletnie zblokowany i przez cały dzień efektywnie przepracowałem 2 godziny. W konsekwencji.. porzuciłem pisanie dziennika, w końcu wystarczy samo GTD..
UsuńPo roku wróciłem do dziennika, ponadto poszerzyłem go o zakładki związane z nawykami. Wykonywanie wielu prostych działań każdego dnia wykształciło nawyk zaczynania zadania i wtedy zauważyłem, że znowu efektywnie pracuję 7h dziennie i co ważniejsze, nie spalam zasobów sił samokontroli.
Faktycznie wywalenie siebie z projektowania zadań działa - czasami jak strasznie czegoś mi się nie chce, to wpisuję w todo listę (dziennik) trigger w 3 osobie - nie że coś zrobię, tylko Dominik wykona taką, a taką czynność. Ponadto czynność może być banalnie prosta w myśl zasady: na złożone problemy nie istnieją złożone rozwiązania. Czasami pierwszy prosty krok upraszcza problem, bo rośnie nasza wiedza o nim.