środa, 15 maja 2024

Techniczny przegląd sektorów

 Założenia mojego planu gry na 2024:

- jesteśmy na GPW w fazie wykańczania cyklicznej hossy zapoczątkowanej w październiku 2022,

- kształt przyszłej bessy zdeterminują dwa czynniki: wciąż bardzo niskie wyceny niektórych branż i spółek oraz recesja wynikająca z odwrotu krzywej rentowności obligacji USA z ujemnego terytorium. Dlatego zakładam raczej rotację między branżami (i możliwość dobrego zarobku w bessie, tak jak to było w 2022), ale także jakieś zdarzenie płynnościowe (krach?) wynikające z czarnego łabędzia, który jak nazwa wskazuje, jest zdarzeniem nieoczekiwanym,

- wybory w USA powinny dać płynnościowy parasol ochronny przed zdarzeniem płynnościowym, zatem bessa mogłaby przyjąć postać szarpanej konsolidacji w 2024 (rotacja) i jakiegoś szybkiego spadku dopiero w 2025.


W których sektorach powinniśmy zatem szukać szczęścia anno domini 2024? Zapraszam do wymiany poglądów.

Alfabetycznie:

WIG_BANKI


Kto ma banki, ten skonsumował piękny trend. Myślę, że główny ruch już za nami i kolejne miesiące przyniosą albo wspinaczkę wzdłuż zielonej linii, albo jakąś konsolidację. 


WIG_BUDOWNICTWO


Tu wszystko jest możliwe, zwierzęta są szczęśliwe, a dzieci, wiem coś o tym, latają samolotem.

Kolejny zwycięzca obecnej hossy. W maju został wygenerowany impuls ku historycznym szczytom. To by dawało potencjał jeszcze 40% wzrostu. Nie potrafię tego ogarnąć, ale tak to wygląda póki co. Najlepsze spółki z indeksu wchodzą w parabole, więc dlaczego nie?

Chętnie poznałbym analizę kogoś znającego branżę.


WIG_CHEMIA

Po dwóch liderach czas na przegranego tej hossy:


Ten indeks to głównie nawozy azotowe, więc czekamy na jakiś impuls.


WIG_ENERGIA


Wieczny przegrany na GPW. Wkrótce powinien dobić do oporu linii trendu spadkowego. Co dalej? Ch.., du.., kamieni kupa.


WIG_GÓRNICTWO


Indeks robiony KGHMem. Chciałoby się sprzedać go po te 220, a jak wyjdzie, czas pokaże. Na JSW i Bogdankę czekam niżej, obstawiam korupcję, ustawki z goldmanami i inne przekręty, które zawsze serwuje nam ta branża. Potem może przełożą wajchę, a może zrobią jeszcze większy przekręt. Kto ich tam wie?


WIG_GRY


Konsekwentnie omijam branżę (na GPW). Myślę, że jeszcze dużo towaru do upchnięcia zostało. 


WIG_INFORMATYKA


Indeks konsekwentnie od 10 lat w długoterminowym trendzie wzrostowym. Po takim wykresie aż się chce poszukać tematy do zagrania pod kontynuację. Macie coś na oku?


WIG_LEKI


Kiedyś, jak nie umiałem jeszcze grać, zrobiłbym tu piękną analizę odbicia. A teraz to nawet nie wiem jak kreski narysować. Choć znalazłem jeden temat dla siebie, spółka nazywa się KRK i coś tam na IKZE zakopałem.


WIG_MEDIA


10 lat w bok, rok w górę, 3 w bok i tak sobie płynie. 


WIG_MOTORYZACJA


Kto obstawi, że trend wytrzyma?


WIG_NIERUCHOMOŚCI


Kredyt 2%, 0%. Co tu jeszcze można zrobić, żeby utrzymać trend? Interwencyjny skup mieszkań za dolary?


WIG_ODZIEŻ


Technicznie wygląda, że Hindenburg szykuje ustawienie rozliczenia kolejnej serii na WIG20.


WIG_PALIWA


9 lat w dół, ~3 lata w górę, 8.5 lat w dół, ~3 lata w górę - jeśli cykl się utrzyma, to wzrosty najwcześniej za rok. Jednak Unimota trzymam od 2022, a na PKN symboliczny pakiet zgarnia dywidendy.


WIG_SPOŻYWCZY

Czyli Wig Ukraina. Na razie wycenia zwycięstwo Rosji albo korupcji na Ukrainie.



------

I to tyle z mojej strony. Jak widać hossa jest bardzo selektywna nie tylko w stosunku do spółek, ale i całych sektorów. Jedne rosną jak w 2007, inne nie są w stanie oderwać się od dna.



niedziela, 5 maja 2024

Gasnąca szerokość rynku

W grudniowym planie na 2024 zamieściłem projekcję dla SWIG80 z planem ewakuacji w czerwcu: 


Na dzień dzisiejszy realizacja wygląda tak:


Jeszcze lepiej sprawdza się projekcja dla MWIG40:


Dlatego dzisiaj wezmę ten indeks na tapetę.

Technicznie wykres pozostaje w trendzie wzrostowym. Projekcja także zakłada jeszcze jedną falę hossy gdzieś od połowy maja. Cena do zysku nie jest wysoka na tle historycznym:


Niskie C/Z mimo wzrostów cen spółek jest pochodną inflacji. Spółki podwyższyły ceny, więcej zarobiły, ale też w związku z inflacją ich przyszłe zyski muszą być wyższe, żeby zrekompensować utratę wartości pieniądza w czasie.

Zróbmy małą kalkulację. Odwróćmy wskaźnik cena/zysk i pomnóżmy przez 100%: zysk/cena * 100%, aby otrzymać zwrot z akcji MWIG40 i porównajmy z rentownością obligacji 10-letnich:


podzielmy teraz zwrot z obligacji przez zwrot z akcji MWIG40:


Na tle wysokich rentowności z obligacji cena do zysku dla MWIG40 nie jest już tak atrakcyjna. Widzimy tu wyraźnie cykl hossa-bessa dla akcji i od blisko roku jesteśmy już w trendzie spadkowym.

Mamy tu do czynienia z tradycyjnie najsilniejszym polskim indeksem. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja na szerokim rynku, uwzględniającym wszystkie spółki z GPW.

Zacznijmy od spółek pozostających ponad średnią 200-dniową. Wskaźnik wyznaczył cykliczny szczyt w lipcu 2023 i od tego czasu powoli opada. Sytuacja przypomina mi okres 2010-2011. Podobne zachowanie widać też w latach 1999-2000:


Słabość widzę również we wskaźnikach: spółki rosnące przynajmniej 25% rok do roku, 50% YoY i spadające 50% rok do roku:


Spadków na szczęście jeszcze nie widać (ledwie 8% spółek spadło 50% lub więcej rok do roku), ale ponownie zauważalne jest podobieństwo do okresu 2010-2011 (1999-2000 też, ale zawęziłem wykres, żeby było coś widać).

----

Czy powyższe projekcje i analogie oznaczają bessę albo nawet krach? Na razie tego nie widać. Czarnych łabędzi nie jesteśmy niestety w stanie przewidywać. Na rynku jest wiele strachu o eskalację wojny, o krzywą rentowności, ale wiele z tego jest już w cenach. Chiny odbijają z niemal depresyjnych poziomów, a w USA przed wyborami krach byłby samobójem politycznym urzędującego prezydenta.

Rynek pokazuje nam znaki. Dla mnie to faza, w której sygnały kupna na przewartościowanych aktywach to często fałszywki i nie podążam już za nimi. Z kolei nie wpadam też w panikę na wyprzedażach, bo i sygnały sprzedaży na tym, co spada od lat, są często fałszywkami pod wyczyszczenie pozycji przed zmianą trendu. Z założenia przejdą mi ostatnie wystrzały na rozgrzanych spółkach, niejedną pozycję zacznę też budować przedwcześnie. Realizuję spokojnie swój plan.


niedziela, 28 kwietnia 2024

10 lat z ultra

Sobotę 27 kwietnia uczciłem powrotem na trasę biegu TriCity Ultra. 10 lat wcześniej, 26 kwietnia 2014 r. przebiegliśmy w czteroosobowym składzie 80 km przez najpiękniejsze zakątki Gdańska, Sopotu, Gdyni i z powrotem. Relacja z tamtego biegu znajduje się tutaj:

https://podtworca.blogspot.com/2014/04/filozoficznie-po-ultra.html

Ostatni raz coś dłuższego biegliśmy z chłopakami w 2021 (90 km w Bieszczadach). W kolejnych latach odpuściłem ultra i biegałem tylko maratony. Jednakże magia naszego darmowego biegu po trójmiejskich lasach, morenach i turystycznych atrakcjach (zorganizowaliśmy łącznie 6 edycji, które znalazły grono sympatyków) cyklicznie mnie przyciągała i nie mogłem odpuścić okrągłej dziesiątej rocznicy. W styczniu wysłałem do znajomych zaproszenie na wydarzenie i zacząłem przygotowania.


Przygotowania

Obawiałem się tego startu. Dekadę temu rzucałem się na kolejne wyzwania, dużo trenowałem i poprawiałem swoje rekordy. Ale jak wszystko, tak i  ten czas przeminął. Od prawie 3 lat głównie spaceruję, ok. 3 razy w tygodniu truchtam 5 km pętelki. Spacery urozmaicam czasem ćwiczeniami na atlasach rozmieszczonych wzdłuż alejek i przy placach zabaw. To wystarcza do utrzymania bazowej formy pod maratony turystyczne. Ale nie do ultra.

Nie obawiałem się zwiększenia intensywności treningów. Naoglądałem się i naczytałem trenerów, przebiegłem dziesiątki długich biegów (ten opisywany był równo 90-tym 40+ km), wiem jak to zrobić efektywnie. Zacząłem się natomiast bać, że nie odpuszczę, kiedy organizm da mi sygnały, że nie daje rady. Zeszły rok przesiedziałem z psychologią i zdiagnozowałem u siebie objawy osób zmuszających ciało siłą woli do kontynuacji wysiłku bez względu na kontuzje, dolegliwości żołądkowe, odwodnienie czy kołatanie serca. Niejeden taki piewca "zdrowego" stylu życia zszedł przedwcześnie na zawał, bo nie chciał się poddać.

Jedyny sposób, żeby nie walczyć z głową i organizmem, to porządne przygotowanie. Opracowałem 3-miesięczny plan treningowy z 2 maratonami po drodze, progresywnym zwiększaniem wysiłku i kompensacją przed startem. I konsekwentnie go realizowałem. Mimo to noc przed startem podświadomie tliły się obawy. Może 3 miesiące to za mało czasu? Może zwyczajnie nie chciałem kolejny raz odczuwać bólu? Jakakolwiek była przyczyna, spokój został zakłócony, bo przespałem tylko 2.5 godziny, pozostałe 4 zaś przeleżałem czekając na budzik.

Mimo to rano byłem rześki i zmotywowany. Porządne śniadanie i kubek kawy zapewniają niezbędne kalorie na podtrzymanie spalania tłuszczowego na pół trasy. Kiedyś eksperymentowałem ze śniadaniem opartym o jajka, ale mdliło mnie przez pierwsze godziny. Dlatego przerzuciłem się na kanapki z hummusem i dużymi ilościami warzyw. Do plecaka spakowałem litr wody mineralnej, litr kefiru, ciastka maltanki w czekoladzie, batonika i wafelka. Dlaczego taka kombinacja wyjaśnię w dalszej części.


1. Gdańsk

Ela zawiozła nas (Miśka vel Joszczi, Piotra i mnie) do centrum, żebyśmy ponownie stanęli pod pomnikiem Neptuna, króla mórz. Na miejscu zjawił się jeszcze Witek, weteran górskich szlaków. Punkt 7 ustawiliśmy się do zdjęcia i ruszyliśmy ku przygodzie.


Punkt pierwszy: żółtym szlakiem na Górę Gradową. W ogóle okazało się, że sporo tych gór mieliśmy na pierwszych kilometrach: Wronia, Pogańska, Cygańska, Kopernika itd. aczkolwiek żadna nie przekracza 100 metrów wysokości :D Niemniej jak się te wszystkie moreny i klify z trasy poskłada, to wychodzi łącznie 1.5 km przewyższeń.

Z Góry Gradowej jest piękna panorama Gdańska, ale że mój aparat nie umie w panoramy, zrobiłem zdjęcie naszej ekipy oglądającej panoramę. Przy okazji - wszystkie zdjęcia w trybie selfie są odbite w poziomie z powodów, których nie odkryłem, odkąd mam telefony z aparatem.


Dalej szlak prowadzi parkami do Wrzeszcza. Wolne tempo sprzyjało dyskusjom i wspomnieniom. Pogoda idealna na bieg: początkowo chłodno, trochę chmurek, ale słonecznie. Później temperatura powoli rosła do 20 stopni. Mijaliśmy Politechnikę, Jaśkową Dolinę, wszystko malowniczymi wzgórzami porośniętymi lasem.

Koło 13 km, na rozstaju szlaków w Matemblewie, Misiek i Piotrek mieli zawrócić. Nie przygotowali się do długiego biegu, próbowali dogadać się, żeby przełożyć bieg na za miesiąc, "wtedy zrobimy 50 km" mówili, ale pozostałem nieugięty, jako że data była niemal w punkt (10 lat i 1 dzień). Żeby każdy wyszedł z twarzą, i byśmy pozostali kolegami, przybyli na start i zrobili rano towarzyski trening. Wówczas Witek wyciągnął krople mocy i tak uczciliśmy ostatnią wspólną chwilę.


2. Gdańsk TPK

Dalej ruszyliśmy z Witkiem zielonym szlakiem. Chociaż zdarzyło nam się spotkać na biegach, pierwszy raz mieliśmy okazję bliżej się poznać. Na długich biegach rodzi się szczególna więź. Przed nami godziny na szlaku, subtelnie rosnące zmęczenie i odzywające się stare, zapomniane kontuzje.

Szlak zielony to najtrudniejszy i najbardziej pagórkowaty szlak TPK. Pisałem to chyba w każdej relacji z 6 poprzednich edycji TriCity Ultra, żeby się więc nie powtarzać, załączam fotkę jednej z moren.



Witek ledwie tydzień wcześniej biegł w Pieninach, nadwyrężył stopę na zbiegach, ale chciał  poczuć atmosferę TU i przynajmniej dotrzeć do Gdyni. Chociaż zostaliśmy tylko we dwóch, biegły z nami i tworzyły tą atmosferę duchy poprzednich oficjalnych edycji :D Rozmawialiśmy o psychologii, górach, słynnych wyprawach na ośmiotysięczniki, zakończonych wypadkami i roztrząsaliśmy co mogło pójść nie tak. Mężczyźni w pewnym wieku mają zaskakująco sporo podobnych refleksji.

Na punkcie widokowym Pachołek w Oliwie zrobiliśmy przystanek na uzupełnienie kalorii. Tutaj w poprzednich edycjach odłączali się uczestnicy, którzy chcieli zaliczyć półmaraton, dlatego robiliśmy grupowe zdjęcie. Chcąc dochować tradycji, zrobiłem i ja zdjęcie całej naszej grupy.


W tym miejscu wyjaśnię skąd kefir w prowiancie. Mój organizm coraz gorzej znosi słodycze na długich dystansach. Jestem w stanie zjeść równowartość jednej czekolady, potem reaguję odruchem wymiotnym na słodkie. Biorąc pod uwagę, że w takim biegu organizm spala wg mądrych apek sportowych ok. 6 tys. kalorii to trochę mało. Zauważyłem jednak po latach eksperymentów, że popijając ciastko czy wafelka kwaśnym kefirem łatwiej zwalczyć opór żołądka.


3. Sopot-Gdynia TPK

Biegliśmy i rozmawialiśmy dalej. Na punkcie widokowym Zajęcze Wzgórze/Glinna Góra (120 m) przystanęliśmy popatrzeć na Sopot i morze. Ile razy bym tam nie pobiegł, widok zawsze zachwyca.

Korzystając z zamieszania przy ustawianiu do zdjęcia zdrzemnąłem się przez pół sekundy.


Kolejny punkt na którym robiliśmy grupowe zdjęcia podczas TU to schodki koło strzelistego kościoła, obok którego wznosi się pomnik naszego Papieża na takiej jakby fajce albo fali, która wynosi go w górę.


Chwilę później osiągnęliśmy kraniec zielonego szlaku i zmieniliśmy kolor na czerwony, prowadzący do Gdyni.

W Karwinach dołączył do nas Kamil, który co ciekawe biegł z nami po gdyńskich klifach w 2014 roku w czasie pierwszego TU. 


Witkowi coraz bardziej doskwierała stopa na zbiegach. Spełnił swój plan dotarcia do Gdyni już w Karwinach, ale towarzyszył nam jeszcze przez kilka kilometrów. Ostatecznie po pokonaniu wspólnie prawie 40 km pożegnaliśmy się. Na pamiątkę strzeliłem chłopakom fotkę na przeprawie przez strumyk.


Z Kamilem omawialiśmy trendy w programowaniu, globalne perturbacje gospodarcze i ich wpływ na polskie firmy. 


4. Gdynia i klify

I tak dotarliśmy do centrum Gdyni. Na liczniku 48 km i odczuwalny deficyt kaloryczny. Dotychczas zjadłem maltanki i batonika. Na wafelka nie mogłem już patrzeć. W żabce kupiłem kanapkę z jajkiem i wyciskany sok grejpfrutowy. Ambrozja, siły wróciły.

Kolejny żelazny punkt: ORP Błyskawica zaliczony.


Plażą miejską i bulwarem zmierzamy na Klif Redłowski. Lata temu kręciło mnie wyszukiwanie wszelkich pagórków i kęp drzew na każdym etapie trasy. Tym razem najchętniej biegłbym plażą aż do mety. Ale nie można przecież pominąć widoków z klifu oraz nadbrzeżnych baterii i siatki bunkrów z czasów wojny.



Większość Klifu Orłowskiego obejrzeliśmy jednak od dołu. Niesamowite jak czas go zmienia. Zwalone drzewa, obsunięte kępy roślin. Przy orłowskim molo, podobnie jak 10 lat wcześniej, pożegnałem się z Kamilem. Dzięki niemu i Witkowi przebycie 56 km okazało się bardzo przyjemnym doświadczeniem. Mieliśmy wolniejsze tempo niż kiedyś, ale też mniej przystanków. 



5. Sopot-Gdańsk plaża

Ultra to jednak ultra. Trzeba się przygotować na zmęczenie i ból. Póki co jednak wciąż pięknie: założyłem słuchawki i puściłem składankę starych przebojów. Truchtając wzdłuż plaży do Sopotu mijałem uśmiechniętych ludzi, zakochane pary, rodziny z małymi dziećmi, a tłum na koncercie Robbiego Williamsa śpiewał Angels:

And through it all she offers me protection

A lot of love and affection

Whether I'm right or wrong

And down the waterfall

Wherever it may take me

I know that life won't break me

Nigdy nie zapomnę tej chwili.

W sopockiej żabce dokupiłem wodę, a na uzupełnienie kalorii sok z marchwi. Nie zdało się to na długo. Każde uderzenie w kostkę brukową jest nieprzyjemne, czy się truchta, czy idzie. W przeciwieństwie do wielu wcześniejszych biegów dbałem o nawodnienie. Nie czułem charakterystycznego pobolewania głowy.

Trzecie molo - w Brzeźnie - kończy ten etap trasy. Czas na ostatni fragment TriCity Ultra: powrót do centrum.



6. Stadion, Stocznia, Główne Miasto.

Niby większość czasu biegnę, ale nie udaje mi się ani razu zejść poniżej 7 minut na kilometr. Biegnę, żeby szybciej dotrzeć do końca. A potem przechodzę w chód, bo obojętnieję. Muzyka bardzo pomaga. Czasem dzięki muzyce całe to zmęczenie i ból znikają.

Jeden z ostatnich punktów: zdjęcie przy stadionie Energii, który okazuję się teraz stadionem Polsat Plus. Kciuk w górę nawiązuje do fotki sprzed 10 lat.


Na wysokości Stoczni kończą mi się kalorie. Czuję nadchodzące odcięcie. Dopijam kefir i raz dwa staję na nogi. Powinienem wykonać zdjęcie przy 3 krzyżach, ale już mi się nie chce. Stopy bolą od stąpania po kamiennych kocich łbach.

Czuję już koniec, odchodzi zmęczenie i ból. W mieście mnóstwo turystów. Przeciskam się bulwarem do Zielonej Bramy i ruszam w ostatnią prostą Drogą Królewską. Wreszcie meta TriCity Ultra przy Złotej Bramie.


Siadam na słupku. Nogi odpoczywają, jest wciąż przyjemnie ciepło. Czekam na Elę.





czwartek, 11 kwietnia 2024

Stan rynku w kwietniu

 Nazbierało się trochę tematów, więc podsumuję krótkim wpisem.


1. Jak napisałem poprzednio, sprzedałem część pozycji, część przesunąłem do kruszców, KGH i kilku powiązanych spółek. Na razie wygląda to dobrze, ale dopiero zachowanie podczas korekty na rynku pokaże, czy te wybicia się potwierdzą, czy są tylko pułapką na byki.

Ważny metal w całej układance to srebro, które w byczym scenariuszu powinno dotrzeć w tym cyklu do okolic 40-45$, formując wielką formację "filiżanki z uchem".


2. Czy będzie korekta?

Szeroki rynek słabnie, główne indeksy poprawiają szczyty. Jako ilustrację zamieszczam wersję oscylatora McClellana dla GPW:


WIG może bić jeszcze rekordy miesiącami w takim środowisku, dlatego raczej oczekuję korekty niż końca hossy.

Większość spółek może iść w bok lub już się osuwać, ale duzi gracze wyciągną indeksy tam, gdzie najmniej się spodziewamy. To najtrudniejsza dla mnie faza na rynku, ponieważ wiele sygnałów kupna to fałszywki, a to co ma rosnąć często najpierw generuje fałszywy sygnał sprzedaży.

Czy tak będzie z JSW?


Nadal utrzymuję pozycję na spółce. W czerwcu minie rok. Zamroziłem kapitał, bo źle to rozegrałem. To co straciło JSW, zarobił KGHM. Kupno w czerwcu 2023 byłoby OK, gdybym przy 50 zł zamknął część pozycji. Tego się już nauczyłem, że pozycje spekulacyjne na spółkach cyklicznych należy częściowo keszować, wziąć zysk. W razie cofki możemy wyjść wygodnie z pozycji z małym zyskiem. To nie jest XTB, żeby trzymać pod rozwój. Tutaj przyszłość jest wiadoma: rozkradanie majątku i oszukiwanie drobnych akcjonariuszy. To kolejna istotna zasada do mojego systemu.

Dlaczego utrzymuję pozycję mimo wyraźnego trendu spadkowego i spodziewanego wyciskania akcji? Bo im bardziej spada, tym wyższa wartość oczekiwana zakładu. Zamierzam rozbudować pozycję, jeśli spadnie poniżej 30. Czekam na panikę, koniec węgla, stali, opowieści o nowych, zielonych technologiach. Tego się już nauczyłem, że GPW jest sterowana medialnymi sygnałami z zagranicy i jak nauczymy się je odczytywać, możemy dobrze zarabiać.


3. WIG_ENERGIA

Jeśli trend ma wytrzymać to tutaj. Otworzyłem symboliczną pozycję spekulacyjną na PGE. Może wrócę na Energę.


Nie czuję tego indeksu i nie buduję tu nic długoterminowego.


4. Główny obraz

Zgodnie ze scenariuszem na ten rok, szukam okazji do zamykania pozycji w dobrych miejscach, rotowania do rażąco zdeprecjonowanych aktywów. Czekam na USDPLN po 3.60 i CHFPLN po 4.20.

A później, niestety wiele na to wskazuje, będziemy zmierzać do Depresji 2025. Kolejne dni, tygodnie, miesiące odmierza odwrócona krzywa rentowności.





niedziela, 31 marca 2024

Odrodzenie

Zdradzę wam w jaki sposób odeszły mi problemy ze snem. Odwróciłem zasadę stosowania uważności. Kiedyś robiłem to tak: jeśli przytłaczały mnie jakieś sytuacje bądź za dużo myślałem, nie mogąc już dłużej znosić dyskomfortu, wchodziłem w medytację uważności, żeby przykre uczucia wybrzmiały i odeszły. Było to skuteczne, ale nie rozwiązywało źródeł problemu. Wydawało mi się, że problemy leżą na zewnątrz a moim zadaniem jest trenować się w akceptowaniu ich i wykształcić mechanizmy rozpuszczania trosk w teraźniejszości.

W sierpniu 2023 wróciłem do psychologii. Odkopałem w archiwach blog 3dno, który niestety już zniknął z sieci. 10 lat temu wpisy autora o psychologii traktowałem jak ciekawostki. Artykuły czytane z nowym bagażem doświadczeń zrobiły na mnie duże wrażenie. Kupiłem kilka książek, ze szczególnym naciskiem na Aleksandra Lowena. Po latach uprawiania sportu i wsłuchiwania się w sygnały płynące z ciała koncepcja, żeby rozpatrywać człowieka jako jedność umysłu i ciała, przemawia do mnie zdecydowanie silniej, niż tylko intelektualne przepracowywanie problemów. Rozpoznawałem w ciele nienazwane uczucia i towarzyszące im napięcia mięśni, których istnienia nie byłem wcześniej świadomy.

Kwiatki z wczorajszego maratonu

Algorytmy YouTube wyłapały moje nowe zainteresowania i podsunęły świetnych nauczycieli i niezliczone wykłady. Dojrzewałem do swojej eureki, którą stała się prosta koncepcja wyrażona przez Juliena Blanca: zamiast stosować uważność do ucieczki od niepokoju, potraktuj niepokój jak okazję do zagłębienia się w jego przyczyny właśnie poprzez medytację. Zadawaj pytania "dlaczego?", ignoruj odpowiedzi generowane przez umysł i czekaj cierpliwie, aż z nieświadomości wyłoni się odpowiedź. Czasem w postaci prostego zdania, czasem jednoznacznego obrazu, czasem tylko zrozumienia. Ta odpowiedź rozsunie tylko pierwszą warstwę niewiadomego, za którą leżą kolejne pokłady przekonań zbudowanych na pierwotnych wierzeniach, tożsamościach i dziecięcych traumach. Za każdym razem pytam siebie z życzliwą, nieoceniającą szczerością "dlaczego?" W ten sposób przebijam się przez kolejne warstwy i w pełni przeżywam towarzyszące im uczucia, aby pozwolić im wybrzmieć i opuścić ciało lub chociaż osłabić wpływ na system nerwowy.

Julien pokazał paradoks medytacji: jeżeli używasz jej do ucieczki, to nie wytrzymasz 10 minut, ba, nawet minuta sprawia problem, bo umysł znajduje nagle tysiąc ważniejszych tematów do przemyślenia lub ogarnia cię potworna nuda. Jeśli jednak użyjesz medytacji do poszukiwania nudy czy niepokoju, to praktycznie dostajesz na tacy klucz do swoich najgłębszych lęków i emocji. Po usłyszeniu tej nowiny, chwyciłem za zeszyt i rozpocząłem medytację. W ciągu jednego dnia zdiagnozowałem ponad 20 kluczowych przekonań, które zaburzały mój spokój. Docierałem do rzeczy których się wstydziłem, bądź z powodu których czułem się winny. I wybaczałem sobie, czasem się śmiałem, bo fundamenty moich przekonań potrafiły być naprawdę niedojrzałe, takie jakim byłem, gdy się zainstalowały.

Nie zawsze potrafiłem znaleźć przyczynę. Może pośrednie odpowiedzi nie były prawidłowe, może źle interpretowałem obraz podsunięty przez nieświadomość. Zapisywałem to co wyszło i zostawiałem na później. Przed spaniem zadawałem sobie pytanie o konkretne zachowanie bądź emocję i we śnie czasem otrzymywałem odpowiedź w postaci sytuacji, którą po przebudzeniu potrafiłem zinterpretować.

Pamiętam, że tego pierwszego dnia przepełniło mnie uczucie pełnego spokoju i miłości. Było tak intensywne, jakby serce chciało się wyrwać i wyfrunąć z klatki piersiowej. I nagle pojawiła się TA myśl, która zawsze gdzieś z tyłu błąkała się kiedy byłem szczęśliwy (ale i kiedy musiałem przetrwać coś bolesnego, smutnego bądź nudnego): TO minie. Dlaczego? Bo wszystko się kończy i umiera. Kiedyś odsunąłbym tą myśl, zepchnął skąd przybyła i udawał, że jej nie ma, żeby ten piękny stan nie odchodził. Ale moja radość nie byłaby już pełna. Tym razem objąłem TĘ myśl z pełną akceptacją jako immanentną cechę rzeczywistości i nic nie mogło zmącić mojej radości. Przez kilka godzin przebywałem w tym stanie pełni, nie potrzebowałem wzmacniać go muzyką, nic nie chciałem czytać. Kiedy się obudziłem nie było po nim śladu, ale nie tęskniłem. Wiedziałem, że to była czysta miłość i droga do niej prowadzi przez wewnętrzną zgodę i autentyczność, i nie raz będzie mi jeszcze dane jej skosztować.

Poszerzałem wiedzę, szczególnie o traumach rozumianych jako nierozładowana energia na skutek wystąpienia mechanizmu zamarcia. W zdarzeniach, które organizm interpretuje jako zagrażające życiu, operowanie schodzi do najpierwotniejszych części mózgu (tzw. gadzi mózg), gdzie obowiązują 3 podstawowe strategie: walka, ucieczka lub zamarcie (fight, flight or freeze). Szczególnie ta ostatnia strategia jest niebezpieczna dla ludzi, bo polega na koncentracji energii w układzie nerwowym pod działanie, które ma pomóc organizmowi wyrwać się z niebezpieczeństwa. Jeśli nie dojdzie do rozładowania tej energii, zostanie uwięziona "na zawsze" i do końca życia człowieka będzie źródłem niepokoju, niespełnienia bądź innego rodzaju problemów. Jest to temat rzeka i zostawiam go waszym studiom, mogę podrzucić kilka ciekawych nazwisk: Alexander Lowen, Gabor Mate, Tim Fletcher, Peter Levine.

Nie miałem też oczekiwań co do swojego stanu zdrowia, który wydawał mi się w porządku. Lata na diecie roślinnej, sport, wzmacnianie ciała ascetycznymi praktykami wzmocniło je. A jednak świadomość uczuć, które objawiają się w ciele odsłoniła miejsca zdegenerowane wewnętrznymi napięciami. Np. wykryłem napięcia w klatce piersiowej czy w gardle, które zaciskają się kiedy jestem podekscytowany. Znalazłem sposoby rozładowywania tych emocji poprzez otrząsanie. Po kilku miesiącach zauważyłem, że radykalnie spadł mi poziom wydzieliny w gardle. Całkowicie przestawiłem się na oddychanie nosem: nawet w trakcie biegów, co zresztą zacząłem wykorzystywać do eksperymentów z nawodnieniem i kontrolowaniem temperatury ciała.

A co ze snem przerywanym, od którego zacząłem wywód? Tu również niczego nie oczekiwałem. Nawet się przyzwyczaiłem i zaakceptowałem przerwy w spaniu (tzw. sen starożytnych). Po 3 godzinach budziłem się, odpalałem telefon, czytałem i oglądałem interesujące materiały, sporządzałem notatki na kolejny dzień, po czym po 3-4 godzinach wracałem do snu. Rano miałem już plan dnia. Żeby jednak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu wprowadziłem zasadę, że przez pierwsze pół godziny po przebudzeniu medytuję, planuję, fantazjuję - cokolwiek, ale nie dotykam telefonu. I po kilku tygodniach okazało się, że w 4 na 5 przypadków po rozpoczęciu medytacji odzyskiwałem świadomość nad ranem po przespaniu praktycznie całej nocy. Przesunęła się tylko "co nieco" godzina startu: z ok. 9 na 5.


czwartek, 7 marca 2024

Złoto jako zabezpieczenie

Styczniowo-lutowe wystrzały na kursach niektórych spółek wykorzystałem do wyjścia z części pozycji. Czasem wyszedłem w punkt, czasem za szybko. Jedyna pozycja, którą rozbudowałem to Kino Polska. Powoli buduję też pozycję na kruszcach, o której pod koniec tego wpisu.

Powoli zbliżamy się do pierwszych analogii kończących hossę. Np. analogia do cyklu 2011-2013, którą kiedyś prezentowałem:


Są też jednak analogie dające więcej czasu na wykończenie wzrostów:


Rynek nigdy nie jest jednoznaczny, dlatego nie ma co zbytnio wyprzedzać sygnałów. W 2017 wyszedłem pół roku za późno, w 2021 pół roku za wcześnie. 

Ponadto w ostatnich latach zaszła pewna zmiana. We wcześniejszych cyklach większość spółek rosła w hossie i spadała w bessie. Np. w 2018 prawie wszystko spadało synchronicznie. Tymczasem w 2022 indeksy spadały, ale na wielu spółkach można było zarobić i był to dla mnie świetny rok (giełdowo, bo z powodu inwazji rosyjskiej nie przespałem dobrze wielu nocy).

Zakładam, że ta tendencja się utrzyma. Dlaczego? Ponieważ hossa 2022-2024 była dotychczas bardzo selektywna. W lipcu zeszłego roku liczyłem na szerokie wzrosty (czerwcowy sygnał), ale stało się odwrotnie. Sygnał został zanegowany i potrzeba było kilku miesięcy, aby rynek wrócił do wzrostów. W tym czasie wiele branż kontynuowało spadki (górnictwo, leki, PCO, CPS i wiele innych) podczas gdy wybrani liderzy pruli do przodu. Dlatego cena do wartości księgowej WIG_POLAND pozostaje rekordowo mocno rozszczepiona w zależności jak liczymy wartość (średnia z c/wk pojedynczych spółek lub zsumowana wycena vs zsumowana wartość księgowa):


Stąd zamiast opuszczać synchronicznie pokład do gotówki jak to robiłem kiedyś, przeparkowuję powoli kapitał do mocno zdołowanych aktywów, utrzymując jednocześnie pozycje na spółkach, które rokują na dalsze wzrosty bądź skalowanie biznesu (XTB). Bez pośpiechu, zachowując szeroki margines. Pierwszą próbę podjąłem w zeszłym roku (indeks śmieci) i okazała się przedwczesna. Nadal utrzymuję tamtą pozycję poza Energą, którą skróciłem podczas ostatniego rajdu, zwiększyłem natomiast pozycję na KGHM.

Branża wydobycia metali przyciągnęła ostatnio moją uwagę z powodu złota, które pokonało szczyt wszech czasów bez zbytniej uwagi mediów. Dzisiaj złotem jest Bitcoin, a kruszce rajcują co najwyżej boomersów. 

Sprawdziłem, że w razie bessy złoto dobrze się zachowuje. Mnie interesuje głównie jako przechowalnia kapitału, ale jak widać potrafi wystrzelić w trakcie paniki giełdowej:


Na GPW jest dostępny nisko-kosztowy ETC na złoto:

https://stooq.pl/q/?s=etcgldrmau.pl&c=5m&t=c&a=lg&b=0

Mało kto wie, ale KGHM też produkuje trochę złota. Złoto o zawartości powyżej 99,95% Au jest odzyskiwane ze szlamu złotonośnego, powstającego w procesie elektrorafinacji srebra i sprzedawane w postaci sztabek. Spółka jest jednak przede wszystkim producentem miedzi i jednym z największych producentów srebra.

Mimo rajdu na złocie, pozostałe kruszce radzą sobie średnio (srebro) lub bardzo słabo (platyna, pallad). A najgorzej radzą sobie kopalnie, co widać na sile relatywnej ETF gold miners vs gold:


Czas pokaże, czy ten zakup był dobry, czy podobnie jak kiedyś Azoty nietrafiony. Mam też parę zagranicznych spółek na oku, ale nie będę ich zdradzał, bo nie chcę nikogo wpakować na minę.