Za trzy tygodnie biegniemy cykl Maraton 3 jezior koło Bielska-Białej. Odkąd 2 lata temu Tomek zawiesił buty na kołku, biegi przygodowe robimy w składzie: Misiek, Piotrek i ja. Podobnie jak rok temu przed Bieszczadzką 90-tką, postanowiliśmy ok. miesiąc wcześniej pobiec maraton przygotowawczy. Padały różne pomysły, ostatecznie ustaliliśmy trasę Kowale-Straszyn-Kolbudy-Otomin.
Ustalenia na dzień przed:
1. Czas nie istnieje, bierzemy wolne w poniedziałek i jesteśmy w trasie tyle, ile trzeba.
2. Pokażę chłopakom, gdzie serwują najlepsze gofry w Kolbudach.
3. Jeśli dobiegamy do plaży, to się kąpiemy.
4. Na trasie jemy pizzę, a na koniec pijemy razem piwo.
Po wyznaczeniu ambitnych celów, umówiliśmy się na 8 rano koło stawu "małego" jak rok temu. Gdy już wychodziłem, chłopacy wysłali wiadomość, że jednak czekają między stawami, bo stamtąd bliżej:
Mi w to graj, tylko 2 km i jesteśmy za obwodnicą. Prowadzę łąkami na Straszyn naszą starą trasą.
- Będzie polna droga koło bagna, nie pożałujecie!
Tymczasem cywilizacja dotarła do Jankowa i wszędzie asfalt, magazyny i place budowy. Nawet bagno zasypali. Szczęśliwie udało się wyminąć tereny budowy i płoty, i dotarliśmy do malowniczej drogi z fragmentami kocich łbów.
Kiedyś trasa do Straszyna i z powrotem była naszym standardowym szlagierem na 14 km. I to w sumie tyle co mogę napisać o tym odcinku. Tematy, które omawialiśmy nie nadają się do przytoczenia w publicznym wpisie :P
Po 9 km docieramy wzdłuż Raduni do elektrowni Straszyn. Widoki piękne, jeśli ktoś jest zainteresowany (jest ośrodek i dom weselny), biegłem tutaj 2 lata temu i wrzuciłem kilka zdjęć:
http://podtworca.blogspot.com/2020/04/maraton-w-czasach-pandemii.html
Z tego odcinka zrobiłem tylko jedno zdjęcie zbiornika:
Szlakiem żółtym obiegliśmy zbiornik w kierunku Kolbud. Można tam zobaczyć elementy elektrowni wodnej zbudowanej za Niemca:
Wieże, rury, kanały. Pogoda bardzo sprzyjająca, ciepło, ale nie upał. Ani się spostrzegliśmy, a już dotarliśmy do plaży w Kolbudach.
Zgodnie z planem zrobiliśmy przerwę na kąpiel.
- A teraz zapraszam na gofry! - zapowiedziałem i ruszyliśmy do ukrytej za betonowymi blokami kawiarni.
Na miejscu poszczuły nas psy. Godzina 10:20, otwierają o 11. Posnuliśmy się zatem 40 minut po placu zabaw i sklepach, podjedliśmy. Wreszcie otworzyli kawiarnię i zamówiliśmy gofry z kawką:
Gdy wychodziliśmy, było dla nas jasne, że z pizzy już dzisiaj nici. Ale nie żałowaliśmy, to były naprawdę rewelacyjne, przygotowane na świeżo gofry!
Po takiej uczcie ciężko się rozgrzać, więc ze dwa kilometry szliśmy pod górkę zielonym szlakiem. Zielony szlak Skarszewy-Gdańsk pobiegłem 2 lata temu, a jego fragmenty regularnie biegamy przygotowując się do górskich ultra.
W Łapinie kolejny kompleks elektrowni wodnej:
i ciekawy odcinek szlaku ze stromym zboczem:
Tutaj zaliczyłem combo: przywaliłem najpierw prawą nogą w korzeń i wybiłem palca; kiedy skupiałem się, żeby unikać stąpania na nim, przywaliłem palcem z lewej nogi i też go wybiłem, aż mi się dziura w bucie zrobiła:
Więc przez następne kilometry skupiałem się na bólu, a nie przygodzie. Zrobiło się prawie jak na ultra.
Na szczęście po jakimś czasie ból się rozbiegał i przeoczyliśmy szlak. Dzięki temu mieliśmy okazję trafić na opuszczony cmentarz w Sulminie:
To już nasze tereny, gdziekolwiek byśmy nie pobiegli, trafilibyśmy do Otomina. A tam oczywiście "nasza" plaża, na której przygotowywałem się do ironmana. Niestety zdjęć nie zrobiłem, bo padła mi bateria w telefonie.
Po kąpieli trzeba było podjąć męską decyzję: zatrzymujemy się w barze, czy lecimy do końca i dopiero wtedy piwo. Wygrała opcja nr 2, i tak dotarliśmy na otomiński wiadukt nad obwodnicą.
Kilometr dalej w jednym z nowych bloków ulokowano Żabkę, w której to nabyliśmy trunki. Jako, że jednym z tematów rozmów na biegu były piwa, jakie można było kupić pod koniec XX wieku, ze zdumieniem odkryliśmy, że na półkach nadal jest młodzieżowe 10 i pół.
Kiedy tak delektowaliśmy się ostatnimi wspólnymi chwilami, zaczął padać deszcz. Pożegnaliśmy zatem Miśka i ruszyliśmy z Piotrem w stronę naszych domów.
Udało się zrealizować prawie wszystko - jedynie pizza nie wypaliła, bo po jedzeniu ze sklepu i gofrach nie mieliśmy ochoty. Na ostatnich kilometrach dodaliśmy jeszcze jeden punkt: poleżeć w wannie i wysączyć winko po dobrze przebiegniętym maratonie. Należało nam się na koniec wakacji!
Pozioma kreska to efekt padniętej baterii |
Jacyś tacy podobni jesteście, jakbyście braćmi byli.
OdpowiedzUsuńDaj namiar na te gofry. Wyskoczę spróbować
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/%F0%9D%90%8A%F0%9D%90%9A%F0%9D%90%B0%F0%9D%90%A2%F0%9D%90%9A%F0%9D%90%AB%F0%9D%90%A7%F0%9D%90%A2%F0%9D%90%9A-%F0%9D%90%91%F0%9D%90%A8%F0%9D%90%9B%F0%9D%90%A2%F0%9D%90%86%F0%9D%90%9A%F0%9D%90%AB%F0%9D%90%9D%F0%9D%90%9E%F0%9D%90%A7-1673042529668376/
UsuńNieźle nieźle, miałem kiedyś taką akcję że kupiłem bilet na autobus za 10,5 i piłem w nim piwo 10,5 he he :-)
OdpowiedzUsuńFajnie dedek, że dalej biegasz. Sukces się osiąga "pomimo", a nie "dlatego, że". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDedek czy zakończenie biegu było w Porąbce na stadionie o 20.00 godz ? mieszkam w okolicy miałem nawet podjechać na rowerze żeby zobaczyć ale nie byłem pewny Co do tej godziny .
OdpowiedzUsuńTomek
Pytam oczywiście o ten bieg 3 jezior :)
OdpowiedzUsuńTomek
Hej. Tak, to ten maraton. Bardzo fajna impreza i piękne miejsca. Właśnie wróciłem, niesamowite jak szybko teraz można dotrzeć z gór nad morze :)
Usuń