Tnij straty,
pozwól zyskom rosnąć.
Podstawowa zasada giełdowa.
Gdzieś na necie błąka się ok. 30 kolejnych etapów rozwoju tradera. W skrócie polegają na tym, że znajdujesz jakąś metodę na zarabianie a potem na skutek łamania zasad wracasz do punktu wyjścia. Rynek nie był dla mnie ostatnio szczodry, popłynąłem na certach na spadki ropy. Potem chciałem odrobić stratę i zająłem kilka pozycji, które gdyby je rozegrać jak dotychczas (tj. łap 50-150zł i w nogi) dałyby zysk. Jednak strata na certach była kilkanaście razy wyższa, dlatego chciałem odrobić straty proporcjonalnie. No i dołożyłem kolejnych strat.
Nieoczekiwanie te straty wpłynęły na mnie bardzo uspokajająco. Po części dlatego, że przestałem już kisić pozycje wbrew trendowi :) Najważniejsze jednak, że nabrałem dystansu. Nagle zobaczyłem, jak niepotrzebnie miotam się od ponad 2 lat. Sygnały działają, wykresy chodzą w trendach i odbijają się od średnich, a ja zawsze zarabiam grosze. Żeby zarobić więcej zwiększam lewar, co zwiększa tylko ryzyko i w kilka dni potrafi zniweczyć 2-miesięczne ciułanie.
Zdiagnozowałem takie, ciągle powtarzane błędy:
1. Ścinanie zysków. Czasami wręcz ścinanie blisko 0, jak tylko pozycja wychodzi z minusów na plus. Strach przed wejściem w kontynuowany ruch.
Znamy to wszyscy, obstawiamy na czymś spadki, nagle idzie strzał w górę. Modlimy się, żeby tylko wyjść na 0 - jak kurs wraca, zamykamy pozycję. Potem spada dalej i już boimy się powrócić na rynek, bo pewnie zaraz zawróci.
Drugi przykład: dostaję na 3 akcjach sygnał kupna. Kupuję wszystkie 3. 2 idą do góry, jest zysk, nagle mała korekta - strach, że zysk zamieni się w stratę; uciekam z groszowym zyskiem.. a kurs leci dalej na północ. Trzecia spółka nie rośnie, sygnał był fałszywy. Więc siedzę na niej i czekam aż wyjdę chociaż na 0.. Efekt? Tracę na niej wszystko co zarobiłem na dwóch poprzednich.
Nie ma znaczenia jaką trafność ma twoja metoda, jeśli wyciągniesz z potencjału ruchu max 10%. Wystarczy kilka procent fałszywych sygnałów, żeby wszystko zniweczyć.
Obecna hossa (choć ja już od lutego uważam, że jesteśmy w bessie :) ) jest trudna. Mówi się, że w hossie każdy zarabia i dopiero bessa weryfikuje. Tak było w 2009 roku, kiedy faktycznie wszystko rosło i nawet nietrafiony zakup po kilku tygodniach/miesiącach wychodził na plusy. Popatrzmy na wykres ilustrujący liczbę rosnących spółek na GPW:
Widzimy wyraźnie, że praktycznie od sierpnia 2009 (z małą przerwą marzec-kwiecień 2010) statystyczna szansa na trafienie w spółkę rosnącą jest mniejsza niż 50%. Właściwie od października zeszłego roku większość spółek spada, choć indeksy WIG/WIG20 pokazują coś innego.
Spadający ADLINE nie oznacza, że akcje są w bessie. Np. taki PGNiG spadał przez większość roku, kiedy jednak już rósł, to konkretnie na wysokich obrotach. Jednakże jeśli akcje spadają częściej, niż rosną, to i sygnały kupna częściej są fałszywe.
I faktycznie - wiele wybić z trójkątów, przełamania średnich lub linii spadkówych było negowanych na kolejnych sesjach. Łatwiej zarobić na łapaniu noża i korekcie spadków, niż na klasycznym sygnale kupna po konsolidacji na wysokim poziomie. Przecież to jak w bessie!
Tutaj upatruję zbyt długiego trwania w błędnej grze, ponieważ często otwierałem pozycję średnioterminową na akcjach i naprawdę chciałem czekać z zyskiem, ale wychodziłem ze stratami (np. Arctic). Więc znowu upewniałem się, że lepiej chwycić mały zysk i wiać, niż szukać trendów. Problem był taki, że szukałem okazji wśród małych i średnich spółek, tymczasem trendy wzrostowe były na WIG20. Miałem PGN, PGE, TPS w świetnych cenach i na nich skubałem, zamiast nic nie robić i poczekać z realizacją zysku na jakimś oporze.
Trendy były też na walutach, a ja wciąż grałem na umocnienie dolara, zamiast siedzieć np. na franku szwajcarskim czy jenie. Tutaj kłania się kolejny błąd:
2. Zgadywanie szczytów i dołków. Czyli znowu łamanie podstaw. O ile czasami to zdaje egzamin (punkty przesilenia można wyznaczyć), to lokalne zmiany trendów są tak rzadkie, że polowanie na nie jest stratą czasu. Nie będę tu więcej pisał, bo z tym ostatnio sobie w miarę radzę - powstrzymuję się od gry, zamiast otwierać bezsensowne pozycje pod prąd.
3. Największy błąd jaki popełniałem obok ścinania zysków to traktowanie każdej inwestycji osobno. Chciałem, żeby każda transakcja była zyskowna lub przynajmniej niewiele traciła. Nie dość, że zabierało to masę czasu (analizowanie każdej spółki z osobna, gapienie się w notowania i wykresy), to zupełnie traciłem z oczu to co jest w tym wszystkim najważniejsze: stan portfela.
Skupianie energii na posiadaniu racji (wybrałem dobrze spółkę/kontrakt) a nie zwrocie z całości zwięszało mi tylko statystyki trafności a nie wielkość portfela. Co z tego, że trafiłem 5 razy po 100zł, jak za szóstym razem powieźli mnie na 600.
4. Kolejny błąd, a w zasadzie defekt postrzegania, to odnoszenie wielkości, którymi operuję na rynku do prawdziwych towarów. Dopóki w umyśle zysk/strata jest porównywana z dniówką, czynszem, nowym telefonem, komputerem itd. nie ma szans na chłodną grę. Emocje przesłaniają umysł racjonalny.
Te 4 błędy uważam za kluczowe w słabych wynikach. Poczyniłem zatem odpowiednie kroki:
1. Zmniejszyłem kilkukrotnie wielkość zaangażowania. Żeby całkowicie wyeliminować myślenie o pieniądzach gram na fx 2 mikrolotami wyłącznie patrząc na wykres intraday (i ewentualnie godzinowy do optymalizacji wejścia). Skupiam się tylko i wyłącznie na przestrzeganiu zasad otwierania/zamykania pozycji. To czy zarobię na tym, czy nie, nie ma znaczenia.
Efekt: zero stresu i emocji, zaglądam czasami na wykres, z czasem i to zniknie. Postawiony TP i SL wystarczają. Czasami sytuacja się zmienia na tyle, że warto wcześniej zamknąć pozycję, zwłaszcza na wykresach intraday, na to wypracuję praktyki.
2. Przestałem prowadzić dziennik transakcji. Niektórym to pomaga, w moim przypadku cała para szła w poszczególne elementy portfela a nie portfel jako całość. Jakieś kombinowane strategie jak tu uratować daną inwestycję, redukcje, uśredniania. Teraz liczy się tylko wykres: jak sygnał zostaje zanegowany zamykam pozycję nie martwiąc się, jaką stratę wygenerowała.
W ten sposób umykają mi kwoty. Nie ma już pieniędzy, są figury, emocje tracą kontrolę nad procesem decyzyjnym.
Początek zmian był tradycyjny - zaczął się od wtopy :) IDM wybił na wysokim obrocie linię trendu spadkowego, kupiłem, po czym odpadł. Podobnie było w zeszłym roku, kiedy chciałem grać w oparciu o średnie - pierwsze sygnały na Arctic i EURUSD były fałszywe. Dopiero kolejne dałyby zysk, ale mnie już przy tym nie było. Tym razem IDM wywaliłem bez większego stresu. Była jakaś strata, nieduża, kolejnego dnia kurs dopiero zanurkował - i to już konkretna korzyść. Zapewne wcześniej siedziałbym na nim dalej i liczył na powrót w okolice zakupu.
3 otwarte pozycje na razie rosną, nie pamiętam, żebym kiedyś tak długo trzymał zysk. Do realizacji TP jeszcze trochę brakuje, SL póki co poniżej ceny zakupu, więc wszystko może zamknąć się na minusie. Łączna wiekość pozycji: 2/3 środków. Zobaczymy co będzie..
Zdiagnozowałem takie, ciągle powtarzane błędy:
1. Ścinanie zysków. Czasami wręcz ścinanie blisko 0, jak tylko pozycja wychodzi z minusów na plus. Strach przed wejściem w kontynuowany ruch.
Znamy to wszyscy, obstawiamy na czymś spadki, nagle idzie strzał w górę. Modlimy się, żeby tylko wyjść na 0 - jak kurs wraca, zamykamy pozycję. Potem spada dalej i już boimy się powrócić na rynek, bo pewnie zaraz zawróci.
Drugi przykład: dostaję na 3 akcjach sygnał kupna. Kupuję wszystkie 3. 2 idą do góry, jest zysk, nagle mała korekta - strach, że zysk zamieni się w stratę; uciekam z groszowym zyskiem.. a kurs leci dalej na północ. Trzecia spółka nie rośnie, sygnał był fałszywy. Więc siedzę na niej i czekam aż wyjdę chociaż na 0.. Efekt? Tracę na niej wszystko co zarobiłem na dwóch poprzednich.
Nie ma znaczenia jaką trafność ma twoja metoda, jeśli wyciągniesz z potencjału ruchu max 10%. Wystarczy kilka procent fałszywych sygnałów, żeby wszystko zniweczyć.
Obecna hossa (choć ja już od lutego uważam, że jesteśmy w bessie :) ) jest trudna. Mówi się, że w hossie każdy zarabia i dopiero bessa weryfikuje. Tak było w 2009 roku, kiedy faktycznie wszystko rosło i nawet nietrafiony zakup po kilku tygodniach/miesiącach wychodził na plusy. Popatrzmy na wykres ilustrujący liczbę rosnących spółek na GPW:
Widzimy wyraźnie, że praktycznie od sierpnia 2009 (z małą przerwą marzec-kwiecień 2010) statystyczna szansa na trafienie w spółkę rosnącą jest mniejsza niż 50%. Właściwie od października zeszłego roku większość spółek spada, choć indeksy WIG/WIG20 pokazują coś innego.
Spadający ADLINE nie oznacza, że akcje są w bessie. Np. taki PGNiG spadał przez większość roku, kiedy jednak już rósł, to konkretnie na wysokich obrotach. Jednakże jeśli akcje spadają częściej, niż rosną, to i sygnały kupna częściej są fałszywe.
I faktycznie - wiele wybić z trójkątów, przełamania średnich lub linii spadkówych było negowanych na kolejnych sesjach. Łatwiej zarobić na łapaniu noża i korekcie spadków, niż na klasycznym sygnale kupna po konsolidacji na wysokim poziomie. Przecież to jak w bessie!
Tutaj upatruję zbyt długiego trwania w błędnej grze, ponieważ często otwierałem pozycję średnioterminową na akcjach i naprawdę chciałem czekać z zyskiem, ale wychodziłem ze stratami (np. Arctic). Więc znowu upewniałem się, że lepiej chwycić mały zysk i wiać, niż szukać trendów. Problem był taki, że szukałem okazji wśród małych i średnich spółek, tymczasem trendy wzrostowe były na WIG20. Miałem PGN, PGE, TPS w świetnych cenach i na nich skubałem, zamiast nic nie robić i poczekać z realizacją zysku na jakimś oporze.
Trendy były też na walutach, a ja wciąż grałem na umocnienie dolara, zamiast siedzieć np. na franku szwajcarskim czy jenie. Tutaj kłania się kolejny błąd:
2. Zgadywanie szczytów i dołków. Czyli znowu łamanie podstaw. O ile czasami to zdaje egzamin (punkty przesilenia można wyznaczyć), to lokalne zmiany trendów są tak rzadkie, że polowanie na nie jest stratą czasu. Nie będę tu więcej pisał, bo z tym ostatnio sobie w miarę radzę - powstrzymuję się od gry, zamiast otwierać bezsensowne pozycje pod prąd.
3. Największy błąd jaki popełniałem obok ścinania zysków to traktowanie każdej inwestycji osobno. Chciałem, żeby każda transakcja była zyskowna lub przynajmniej niewiele traciła. Nie dość, że zabierało to masę czasu (analizowanie każdej spółki z osobna, gapienie się w notowania i wykresy), to zupełnie traciłem z oczu to co jest w tym wszystkim najważniejsze: stan portfela.
Skupianie energii na posiadaniu racji (wybrałem dobrze spółkę/kontrakt) a nie zwrocie z całości zwięszało mi tylko statystyki trafności a nie wielkość portfela. Co z tego, że trafiłem 5 razy po 100zł, jak za szóstym razem powieźli mnie na 600.
4. Kolejny błąd, a w zasadzie defekt postrzegania, to odnoszenie wielkości, którymi operuję na rynku do prawdziwych towarów. Dopóki w umyśle zysk/strata jest porównywana z dniówką, czynszem, nowym telefonem, komputerem itd. nie ma szans na chłodną grę. Emocje przesłaniają umysł racjonalny.
Te 4 błędy uważam za kluczowe w słabych wynikach. Poczyniłem zatem odpowiednie kroki:
1. Zmniejszyłem kilkukrotnie wielkość zaangażowania. Żeby całkowicie wyeliminować myślenie o pieniądzach gram na fx 2 mikrolotami wyłącznie patrząc na wykres intraday (i ewentualnie godzinowy do optymalizacji wejścia). Skupiam się tylko i wyłącznie na przestrzeganiu zasad otwierania/zamykania pozycji. To czy zarobię na tym, czy nie, nie ma znaczenia.
Efekt: zero stresu i emocji, zaglądam czasami na wykres, z czasem i to zniknie. Postawiony TP i SL wystarczają. Czasami sytuacja się zmienia na tyle, że warto wcześniej zamknąć pozycję, zwłaszcza na wykresach intraday, na to wypracuję praktyki.
2. Przestałem prowadzić dziennik transakcji. Niektórym to pomaga, w moim przypadku cała para szła w poszczególne elementy portfela a nie portfel jako całość. Jakieś kombinowane strategie jak tu uratować daną inwestycję, redukcje, uśredniania. Teraz liczy się tylko wykres: jak sygnał zostaje zanegowany zamykam pozycję nie martwiąc się, jaką stratę wygenerowała.
W ten sposób umykają mi kwoty. Nie ma już pieniędzy, są figury, emocje tracą kontrolę nad procesem decyzyjnym.
Początek zmian był tradycyjny - zaczął się od wtopy :) IDM wybił na wysokim obrocie linię trendu spadkowego, kupiłem, po czym odpadł. Podobnie było w zeszłym roku, kiedy chciałem grać w oparciu o średnie - pierwsze sygnały na Arctic i EURUSD były fałszywe. Dopiero kolejne dałyby zysk, ale mnie już przy tym nie było. Tym razem IDM wywaliłem bez większego stresu. Była jakaś strata, nieduża, kolejnego dnia kurs dopiero zanurkował - i to już konkretna korzyść. Zapewne wcześniej siedziałbym na nim dalej i liczył na powrót w okolice zakupu.
3 otwarte pozycje na razie rosną, nie pamiętam, żebym kiedyś tak długo trzymał zysk. Do realizacji TP jeszcze trochę brakuje, SL póki co poniżej ceny zakupu, więc wszystko może zamknąć się na minusie. Łączna wiekość pozycji: 2/3 środków. Zobaczymy co będzie..
Od serca i szczerze - nie każdemu tak łatwo przychodzi przyznać się do błędów. Wielu ubiera to po prostu w swoją strategię, oszukując samych siebie. Tak naprawdę jednak liczy się bilans zamknięcia na zakończenie - tylko kiedy zakończyć? :-)
OdpowiedzUsuńDziekuję pięknie za ten jakże wartościowy wpis!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
cd1010
wiecej wiary w siebie i wiecej pewnosci i of kors aby na koniec dnia bylo czym dzielic!
OdpowiedzUsuńpowodzenia i pozdro,
leny
Bardzo ładna samokrytyka.
OdpowiedzUsuńp.s.
Przy okazji, chciałbym przypomnieć mój udział w wyskoczeniu ze stratnych RCSCR ;-)
Trzeba mieć jaja i dużo pokary, żeby tak napisać. Brawo. Będą z Ciebie ludzie! ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Michał
Z tego co ja widzę to potrzebujesz systemu i nic więcej.
OdpowiedzUsuńBardzo mądry tekst. Bez pozowania na bohatera. Gratuluję odwagi. Wśród wielu wpisów na temat zarabiania na giełdzie ze świecą można szukać czegoś równie dobrego. Zewsząd słychać za to okrzyki bohaterów.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i życzę powodzenia! :-)
Pozdrawiam Serdecznie
Jacek Pietkiewicz
ETFKO