Kolejny tydzień, w którym niewiele się działo. Na początku tygodnia ustawiłem się z kupnem na wsparciu kanału spadkowego Makolaba, ale odskoczył 1 grosz powyżej mojej oferty. W poniedziałek zredukowałem Sygnity, które zdaje się nie mieć na razie siły do odreagowania spadków. Stalexport nie ruszałem.
W środę kupiłem certyfikaty na spadki ropy (RCSCRAOPEN) a wczoraj oddałem je na krótko przed nagłym odpałem na północ. Ten wykres tłumaczy moje nastawienie:
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
Strony
▼
piątek, 30 października 2009
wtorek, 27 października 2009
Poznaj swój algorytm cz. 1
Coraz więcej uczonych godzi się z myślą, że nasza zdolność poznawania Wszechświata jest bardzo ograniczona. Istnienie fenomenu ciemnej materii i ciemnej energii jest tego wymownym przykładem. Okazuje się, że zaledwie 5 proc. masy Wszechświata stanowi ta znana nam z codziennego życia materia, a o całej reszcie nie mamy zielonego pojęcia.
Aleksander Wolszczan
Swego czasu zaczytywałem się książkami popularno-naukowymi. Astronomia, mechanika kwantowa, życie we Wszechświecie itd. Zastanawiało mnie, że z większości tekstów bił pewien pesymizm odnośnie "naszych" przyszłych losów. Kiedyś gwiazdy wyczerpią paliwo, wyparują czarne dziury i wszechświat zamieni się w beskresną czarną pustkę, przemierzaną przez zimne karły, pozostałości gwiazd. Przed odkryciem, że rozszerzanie wszechświata przyspiesza, niektórzy martwili się również, że ponownie skolapsujemy do punktu.
Kolejną ciekawostką było szacowanie rozmiaru i wieku wszechświata. W każdej epoce Bóg oddalał się w coraz głębsze otchłanie nieba, aż wreszcie wyrugowano go z równań i osiągnięto wiek uniwersum ok. 13.7 mld lat. Wprawdzie są jakieś spory dotyczące zachowania pomiędzy 10^-36 a 10^-34 sekundą po Big Bangu, ale model standardowy traktowano jak fundament.
Śmiesznie brzmiały teorie XIX-wiecznych naukowców, na których bazował jeden z moich ulubionych pisarzy okresu dziecięcego Juliusz Verne. Jedno się nie zmieniło od tamtych czasów: przekonanie piszących, że dotykają krańców prawdy.
Czy możemy przypuszczać, że jesteśmy bliżej prawdy, skoro potrafimy lepiej prognozować zachowanie wycinka rzeczywistości, który jesteśmy w stanie pojąć zmysłami i rozumem? Przykład zachodniej kultury pokazuje, że dzięki nauce byliśmy w stanie narzucić dominację światu (przynajmniej ta bardziej zachodnia część cywilizacji zachodniej). Czy odkryliśmy więcej prawdy, czy tylko znaleźliśmy te jej aspekty, które potrafiliśmy skutecznie wykorzystać do budowy przemysłu i uzbrojenia?
Czasem wyobrażam sobie rzeczywistość jako ziemię a człowieka jako korzeń. W którąkolwiek stronę nie będziesz się wgryzał, poznajesz tylko wąski kanalik. Jeden drąży kanalik pod tytułem "fizyka", inny przez 30 lat patrzy w ścianę i dochodzi do stanu, którego istnienia nigdy sobie nie uświadomimy. Możesz wypuszczać pędy w każdym kierunku, niektóre się splotą, inne pogrubieją, ale rozległość i głębokość ziemi będzie zawsze niepojęta.
Z tych powodów nie uznaję nauki, ale w nią wierzę. Wierzę, że prawa fizyki działają w warunkach, które jesteśmy w stanie zmierzyć, wyliczyć, wyobrazić, ale wierzę również, że rzeczywistość jest nieskończona. Według obecnego modelu świat jest nieskończony, ale ograniczony (tak jak droga po obwodzie okręgu). Myślę, że wyliczenia granic wszechświata będą coraz szersze, aż kiedyś obowiązującą teorią będzie nieograniczoność, a samo pojęcie wszechświata daleko wykroczy poza obecną koncepcję czasoprzestrzeni wypełnionej obserwowalnymi obiektami, ciemną materią, energią i innymi białymi plamami.
Oczywiście to nic nowego, naukowcy formułują teorie nieskończonej liczby wszechświatów, wielu wymiarów, w których istnieją wszystkie możliwe światy ze wszystkimi możliwymi prawami itd. Ciekawi mnie co innego: człowiek dopuszcza nieskończone możliwości w eksperymencie naukowym, a jednocześnie zachowuje się jak pociągana za sznurki kukiełka..
cdn
Czy możemy przypuszczać, że jesteśmy bliżej prawdy, skoro potrafimy lepiej prognozować zachowanie wycinka rzeczywistości, który jesteśmy w stanie pojąć zmysłami i rozumem? Przykład zachodniej kultury pokazuje, że dzięki nauce byliśmy w stanie narzucić dominację światu (przynajmniej ta bardziej zachodnia część cywilizacji zachodniej). Czy odkryliśmy więcej prawdy, czy tylko znaleźliśmy te jej aspekty, które potrafiliśmy skutecznie wykorzystać do budowy przemysłu i uzbrojenia?
Czasem wyobrażam sobie rzeczywistość jako ziemię a człowieka jako korzeń. W którąkolwiek stronę nie będziesz się wgryzał, poznajesz tylko wąski kanalik. Jeden drąży kanalik pod tytułem "fizyka", inny przez 30 lat patrzy w ścianę i dochodzi do stanu, którego istnienia nigdy sobie nie uświadomimy. Możesz wypuszczać pędy w każdym kierunku, niektóre się splotą, inne pogrubieją, ale rozległość i głębokość ziemi będzie zawsze niepojęta.
Z tych powodów nie uznaję nauki, ale w nią wierzę. Wierzę, że prawa fizyki działają w warunkach, które jesteśmy w stanie zmierzyć, wyliczyć, wyobrazić, ale wierzę również, że rzeczywistość jest nieskończona. Według obecnego modelu świat jest nieskończony, ale ograniczony (tak jak droga po obwodzie okręgu). Myślę, że wyliczenia granic wszechświata będą coraz szersze, aż kiedyś obowiązującą teorią będzie nieograniczoność, a samo pojęcie wszechświata daleko wykroczy poza obecną koncepcję czasoprzestrzeni wypełnionej obserwowalnymi obiektami, ciemną materią, energią i innymi białymi plamami.
Oczywiście to nic nowego, naukowcy formułują teorie nieskończonej liczby wszechświatów, wielu wymiarów, w których istnieją wszystkie możliwe światy ze wszystkimi możliwymi prawami itd. Ciekawi mnie co innego: człowiek dopuszcza nieskończone możliwości w eksperymencie naukowym, a jednocześnie zachowuje się jak pociągana za sznurki kukiełka..
cdn
piątek, 23 października 2009
Dziennik transakcji 3w10.2009
Miało być pięknie, wyszło jak zwykle, czyli tak sobie :) Po pierwsze zrealizowałem założony zysk z "lokaty" TPS, czyli wyszedłem z dywidendą na czysto + 0.5%. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że akcje telekomu są już ponad złotówkę droższe i conajmniej taki pułap przewidywał wykres (szarą strzałką zaznaczyłem linię, do której zakładałem ruch):
Ponieważ wcześniej nastawiłem się na wzięcie dywidendy i wywalenie akcji, nie mogłem utrzymać dyscypliny i najpierw sprzedałem połowę akcji. Na drugą postawiłem stopa, ale zbyt blisko (bałem się wyjścia ze stratą z zyskownej transakcji) i oczywiście kurs na chwilę wrócił w rejony 17.5x, żeby potem bić szczyty już beze mnie. Jednym słowem poszło jak zakładałem, ale niedosyt pozostał.
Ponieważ wcześniej nastawiłem się na wzięcie dywidendy i wywalenie akcji, nie mogłem utrzymać dyscypliny i najpierw sprzedałem połowę akcji. Na drugą postawiłem stopa, ale zbyt blisko (bałem się wyjścia ze stratą z zyskownej transakcji) i oczywiście kurs na chwilę wrócił w rejony 17.5x, żeby potem bić szczyty już beze mnie. Jednym słowem poszło jak zakładałem, ale niedosyt pozostał.
czwartek, 22 października 2009
Zmiany na blogu
Gdy nam śpiewał Elvis Presley,
świat miał trochę więcej barw,
pod palmami Blue Hawai
kołysało "Good Luck Charm"..
Wygląd bloga zmieniał się ostatnio dość dynamicznie. Do czystej stronki z tekstem doszło sporo bajerów. Projekt się rozwija, rośnie liczba czytelników. Wprowadziłem dwa rozwiązania (ocenianie, fragmenty wpisów na stronie głównej), które pozwalają mi rozpoznać preferencje czytelników.
Nie mam jeszcze wielu miarodajnych wyników, ale widzę, że wpisy "psychologiczne" cieszą się wyższym uznaniem. Cieszy mnie to, bo znaczy, że potrafię przekazać coś wartościowego. Dużo wejść generują dzienniki transakcji a wszystkie na głowę bije wpis o panice 1907, dzięki podlinkowaniu przez Wojciecha Białka.
świat miał trochę więcej barw,
pod palmami Blue Hawai
kołysało "Good Luck Charm"..
Wygląd bloga zmieniał się ostatnio dość dynamicznie. Do czystej stronki z tekstem doszło sporo bajerów. Projekt się rozwija, rośnie liczba czytelników. Wprowadziłem dwa rozwiązania (ocenianie, fragmenty wpisów na stronie głównej), które pozwalają mi rozpoznać preferencje czytelników.
Nie mam jeszcze wielu miarodajnych wyników, ale widzę, że wpisy "psychologiczne" cieszą się wyższym uznaniem. Cieszy mnie to, bo znaczy, że potrafię przekazać coś wartościowego. Dużo wejść generują dzienniki transakcji a wszystkie na głowę bije wpis o panice 1907, dzięki podlinkowaniu przez Wojciecha Białka.
środa, 21 października 2009
NIKKEI kolejne starcie
Podczas gdy S&P500 i WIG20 biją kolejne tegoroczne rekordy, NIKKEI po ostatnim poturbowaniu przez linię bessy, znowu puka od dołu:
To istotna informacja, ponieważ japoński indeks był podczas ostatniej dekady silnie skorelowany z amerykańskim:
To istotna informacja, ponieważ japoński indeks był podczas ostatniej dekady silnie skorelowany z amerykańskim:
poniedziałek, 19 października 2009
Jak tania jest żywność?
Wielu inwestorów i analityków przewiduje wielką hossę na towarach rolnych. Dziś na warsztat wziąłem pszenicę. Na pierwszy rzut oka wykres Wheat Future wskazuje dość wysoką cenę i nawet trochę miejsca na spadki:
Postanowiłem jednak zobaczyć, jak zboże prezentuje się na tle innych indeksów. Ściągnąłem dziś środowisko Scilab i napisałem programik do tworzenia takich wykresów (wszystkie z danych tygodniowych). Niestety nie udało mi się ropracować, w jaki sposób umieścić nazwy na osi X i zamiast dat są liczby tygodni. Na szczęście datę można dość łatwo wyliczyć, gdyż rok ma ok. 52 tygodni a podziałka jest co 500 tygodni, czyli ok. 10 lat. Jeśli któryś z czytelników zna Scilaba/Matlaba/Octave, będę bardzo wdzięczny za kontakt i odpowiedź na kilka pytań.
Postanowiłem jednak zobaczyć, jak zboże prezentuje się na tle innych indeksów. Ściągnąłem dziś środowisko Scilab i napisałem programik do tworzenia takich wykresów (wszystkie z danych tygodniowych). Niestety nie udało mi się ropracować, w jaki sposób umieścić nazwy na osi X i zamiast dat są liczby tygodni. Na szczęście datę można dość łatwo wyliczyć, gdyż rok ma ok. 52 tygodni a podziałka jest co 500 tygodni, czyli ok. 10 lat. Jeśli któryś z czytelników zna Scilaba/Matlaba/Octave, będę bardzo wdzięczny za kontakt i odpowiedź na kilka pytań.
sobota, 17 października 2009
Pierwszy rok na GPW
W czwartek minął rok od mojego pierwszego samodzielnego zlecenia kupna akcji. Wtedy 15.10.2008 roku w cenie 30zł/szt. nabyłem zawrotny pakiet 10-ciu akcji Kghmu. 7 dni później uśredniłem po 23zł, dorzuciłem kilka innych spółek z WIG20 i w następnym tygodniu większość sprzedałem z zyskiem 20%. Holly sh... prawdziwa maszynka do robienia pieniędzy, pomyślałem. I zacząłem szukać mocniej przecenione spółki, bo pewnie odpał na nich będzie kosmiczny..
Wcześniejsze doświadczenia z inwestowaniem obejmowały rok 2007, kiedy przerzucałem pieniądze między funduszami akcji. Raz wpadł kumpel i pokazał jak kupować akcje, wyświetlić kosz z notowaniami, więc kupiłem ostrożnie akcje, o których czytałem na jakimś forum onetu, że są dobrą inwestycją: 5xHutmen po 30.50zł/szt. Wykres wyglądał obiecująco, zleciały na pysk od ponad 100zł, więc na pewno zaraz wrócą, zobaczę zysk i zacznę inwestować poważne kwoty. Najpierw wsadzam palec. To była najlepsza moja inwestycja, akcje padły kolejnego dnia o 10% i tak spadały, spadały, że dałem sobie spokój z funduszami i giełdą na ponad rok.
Wcześniejsze doświadczenia z inwestowaniem obejmowały rok 2007, kiedy przerzucałem pieniądze między funduszami akcji. Raz wpadł kumpel i pokazał jak kupować akcje, wyświetlić kosz z notowaniami, więc kupiłem ostrożnie akcje, o których czytałem na jakimś forum onetu, że są dobrą inwestycją: 5xHutmen po 30.50zł/szt. Wykres wyglądał obiecująco, zleciały na pysk od ponad 100zł, więc na pewno zaraz wrócą, zobaczę zysk i zacznę inwestować poważne kwoty. Najpierw wsadzam palec. To była najlepsza moja inwestycja, akcje padły kolejnego dnia o 10% i tak spadały, spadały, że dałem sobie spokój z funduszami i giełdą na ponad rok.
środa, 14 października 2009
Granice poznania cz.3, powstanie
Co sobie uświadamiasz, to też kontrolujesz; to czego sobie nie uświadamiasz, kontroluje ciebie.
Podsumuję krótko sens poprzednich części mini-cyklu o wychodzeniu z kryzysu:
1. Istnieje prawda, istnieją drogi osiągania określonych stanów organizmu, sukcesu życiowego, finansowego itd. (potem zajmiemy się czym naprawdę jest sukces).
2. Do kolejnych poziomów jakiejś sztuki wiodą różne drogi, ale są drogi optymalne. Większość dróg jest fałszywa, nie pozwala wznieść się wyżej i trzeba się ich oduczyć.
3. Drogi do wyższego poziomu pokazują nam nieliczni, samo naśladowanie/czytanie ich niewiele jeszcze znaczy, potrzeba wysiłku i ćwiczeń, by zrozumieć co nam przekazują.
4. Kiedy "śpimy" (żyjemy poza rzeczywistością w wyobrażonej bezpiecznej przestrzeni), każde niespodziewane zdarzenie zewnętrzne może doprowadzić nas do załamania.
Podsumuję krótko sens poprzednich części mini-cyklu o wychodzeniu z kryzysu:
1. Istnieje prawda, istnieją drogi osiągania określonych stanów organizmu, sukcesu życiowego, finansowego itd. (potem zajmiemy się czym naprawdę jest sukces).
2. Do kolejnych poziomów jakiejś sztuki wiodą różne drogi, ale są drogi optymalne. Większość dróg jest fałszywa, nie pozwala wznieść się wyżej i trzeba się ich oduczyć.
3. Drogi do wyższego poziomu pokazują nam nieliczni, samo naśladowanie/czytanie ich niewiele jeszcze znaczy, potrzeba wysiłku i ćwiczeń, by zrozumieć co nam przekazują.
4. Kiedy "śpimy" (żyjemy poza rzeczywistością w wyobrażonej bezpiecznej przestrzeni), każde niespodziewane zdarzenie zewnętrzne może doprowadzić nas do załamania.
piątek, 9 października 2009
Dziennik transakcji 2w10.2009, fala 5 czy spadki?
Kolejny tydzień konsolidacji, praktycznie poza rynkiem. Myślałem nad skróceniem Tepsy i odebraniem niżej, ale zupełnie nie czuję tego papiera. Porusza się tak ociężale, że ciężko określić czy spada, czy stoi w miejscu. Na wykresie dziennym (skorygowanym o dywidendę) widać niezwykle podobne zachowanie w okresie sierpień-październik do zeszłorocznego. Ciekawe czy zakończy się tak samo..
Na początku tygodnia ostro spadał Makolab, więc go trochę dokupiłem (po wcześniejszej redukcji miałem mało sztuk). Potem gwałtownie odrobił straty, ale że już kilka takich ruchów na nim widziałem, oddałem to co dokupiłem niemal idealnie na górce. Zakup traktowałem jako "trade" a nie powiększenie pozycji na długi termin. Niestety większość zysku na MLB skasowało wyrzucenie Hydrapress, o którym przeczytałem sporo alarmujących wieści na forum parkietu.
Na początku tygodnia ostro spadał Makolab, więc go trochę dokupiłem (po wcześniejszej redukcji miałem mało sztuk). Potem gwałtownie odrobił straty, ale że już kilka takich ruchów na nim widziałem, oddałem to co dokupiłem niemal idealnie na górce. Zakup traktowałem jako "trade" a nie powiększenie pozycji na długi termin. Niestety większość zysku na MLB skasowało wyrzucenie Hydrapress, o którym przeczytałem sporo alarmujących wieści na forum parkietu.
czwartek, 8 października 2009
Łucznik
Kiedy łucznik strzela nie dla wygranej, panuje nad wszystkimi swoimi władzami. Kiedy strzela, by wygrać mosiężną klamrę, staje się nerwowy. Kiedy strzela, by zdobyć nagrodę wykonaną ze złota, staje się ślepy, widzi cel podwójnie, a umysł go zawodzi. Umiejętności jego sie nie zmieniły: to nagroda go rozdwaja. Zależy mu na niej! Więcej myśli o niej, niż o strzelaniu, a potrzeba zwycięstwa wysysa jego moc.
Chuang Tzu (Zhuangzi) ok. 300 p.n.e.
Chuang Tzu (Zhuangzi) ok. 300 p.n.e.
wtorek, 6 października 2009
Granice poznania, wyjście z dołka cz. 2
Dzisiejszy wpis to tylko zarys końca mini cyklu o wychodzeniu z życiowych zakrętów. Szykuję się do dużego cyklu "Droga do wolności", w którym zawrę wszystkie doświadczenia i gotowe przepisy na zmianę postrzegania rzeczywistości, ale do tego potrzebuję jeszcze czasu i wielu testów na sobie. No i przede wszystkim namacalnych sukcesów, które udowodnią wartość tekstów.
W jednym z wpisów o książkach przybliżyłem pozycję "Przebudzenie" de Mello. Przykład tej książki doskonale nadaje się do zobrazowania myśli przewodnich moich wpisów. Nie pamiętam kiedy przeczytałem ją po raz pierwszy, ale ostatnio znowu do niej wróciłem. Nie jako zadania do wykonania (przeczytać), tylko powoli, po stronie dziennie, żeby uchwycić głębsze znaczenie. Pierwsze czytanie było jak zasianie ziarna, potem długi czas ziarno kiełkowało, niepostrzeżenie zmieniało świadomość i dziś litery-symbole układają się w szerszy obraz w mojej głowie. Ostatnie zdanie to oczywiście aluzja do poprzedniego wpisu o naszych możliwościach rozumienia treści.
W jednym z wpisów o książkach przybliżyłem pozycję "Przebudzenie" de Mello. Przykład tej książki doskonale nadaje się do zobrazowania myśli przewodnich moich wpisów. Nie pamiętam kiedy przeczytałem ją po raz pierwszy, ale ostatnio znowu do niej wróciłem. Nie jako zadania do wykonania (przeczytać), tylko powoli, po stronie dziennie, żeby uchwycić głębsze znaczenie. Pierwsze czytanie było jak zasianie ziarna, potem długi czas ziarno kiełkowało, niepostrzeżenie zmieniało świadomość i dziś litery-symbole układają się w szerszy obraz w mojej głowie. Ostatnie zdanie to oczywiście aluzja do poprzedniego wpisu o naszych możliwościach rozumienia treści.
piątek, 2 października 2009
Dziennik transakcji 1w10.2009 , wyłamanie indeksów dołem
Tydzień temu pisałem, że niepotrzebnie za szybko sprzedałem Mercora. Zrobiłem wtedy prosty wykres (widać nawet strzałkę prognozy ruchu), który sprawdził się w 100%. Niestety już w poniedziałek zupełnie zapomniałem, że taki wykres posiadam i w środę widząc początek odpału, ponownie kupiłem akcje MCR.
Gdybym je szybko sprzedał, skończyłoby się łatwym zyskiem. Gdybym zajrzał do menadżera analiz, sprzedałbym tym prędzej szczęśliwy, że nie tylko uratowałem się przed spadkiem, ale jeszcze zarobiłem. Tymczasem musiałem wyjść, więc zostawiłem akcje i nie zaprzątałem sobie głowy. Wracam, W20 strzelił w górę a MCR ostro w dół. Co jest myślę. Odpalam program do analiz i nagle widzę, że już analizę przeprowadziłem i walor zachował się idealnie "jak powinien".
Tę głupią transakcję będę przypominał sobie przed każdym kupnem waloru, byłem na siebie wściekły. Kilka poprzednich trade'ów było bardzo skrupulatnie opracowanych i przyniosły zysk, jedno kretyńskie kupno "na czuja" je zniweczyło. Przyszedł czas ostrego rachunku sumienia i wyciągnięcia wniosków. Największy nacisk położę teraz na dyscyplinę. Jeśli kolejny raz przeczytam podobny wpis, nie będzie piwa przez tydzień (trzeba ostro).
Wklejam nieszczęsny wykres ku pamięci i przestrodze:
Za jakiś czas walor może chodzić po 30 zł, nie chodziło tu o inwestycję, ale wyciągnięcie z bardzo wysokim prawdopodobieństwem zysku. Na inwestycje długoterminowe przeznaczyłem odrębną pulę pieniędzy, które będą pakowane w spółki z NC.
Wyłamanie dołem z marcowego kanału staje się faktem dla coraz większej liczby indeksów. Na razie jest na tyle kosmetyczne, że możemy zobaczyć jeszcze gwałtowny powrót do kanału i wzrosty, ale wolę poczekać z boku i ewentualnie podłączyć się, gdyby wariant okazał się prawdziwy.
W momencie w którym piszę posta wyłamał S&P500:
i co gorsze dla nas, krajowych spekulantów (jakoś nie może przejść mi przez usta "inwestor") SWIG80 (na liniowym):
Powrócę jeszcze do NIKKEI, który zdaje się potwierdzać powrót do kanału bessy:
Teraz kilka argumentów prowzrostowych i jak na nie zareaguję. Po pierwsze jest jeszcze miejsce na krótkoterminowe wzrosty do ograniczeń kanałów.
Ropa:
Wig20:
i bardzo podobne do lipcowego zachowanie MWIG40 (zaznaczone strzałkami), czyli oparcie na ograniczeniu kanału, przecięcie średnich i RSI:
Jak się teraz zachowam. O ile spadki byłyby mi na rękę, bo nie mam czasu na długie analizy a kolejnego dołka bessy już nie zmarnuję jak lutowego ;) , to liczę się z możliwością krótkotrwałego wybicia w górę "na przekór wszystkim". Wtedy będę obserwował ropę (na górnym ograniczeniu mini-kanału) i jeśli wzrost się zatrzyma, załaduję certy na spadki (pomoże w tym złoty, którego perspektywy są bardzo kiepskie). Pospekuluję również na spółkach z SWIG i MWIG.
Tyle planów do przyszłego tygodnia, bo nadal zbyt duża niepewność na rynku. Wchodzenie w akcje w miesiącu krachów mnie nie pociąga, zwłaszcza kiedy pojawiło się kilka sygnałów na spadki. Lepiej stracić okazję, niż kapitał, co nie znaczy, że nie będę czasem próbował skalpować.
Gdybym je szybko sprzedał, skończyłoby się łatwym zyskiem. Gdybym zajrzał do menadżera analiz, sprzedałbym tym prędzej szczęśliwy, że nie tylko uratowałem się przed spadkiem, ale jeszcze zarobiłem. Tymczasem musiałem wyjść, więc zostawiłem akcje i nie zaprzątałem sobie głowy. Wracam, W20 strzelił w górę a MCR ostro w dół. Co jest myślę. Odpalam program do analiz i nagle widzę, że już analizę przeprowadziłem i walor zachował się idealnie "jak powinien".
Tę głupią transakcję będę przypominał sobie przed każdym kupnem waloru, byłem na siebie wściekły. Kilka poprzednich trade'ów było bardzo skrupulatnie opracowanych i przyniosły zysk, jedno kretyńskie kupno "na czuja" je zniweczyło. Przyszedł czas ostrego rachunku sumienia i wyciągnięcia wniosków. Największy nacisk położę teraz na dyscyplinę. Jeśli kolejny raz przeczytam podobny wpis, nie będzie piwa przez tydzień (trzeba ostro).
Wklejam nieszczęsny wykres ku pamięci i przestrodze:
Za jakiś czas walor może chodzić po 30 zł, nie chodziło tu o inwestycję, ale wyciągnięcie z bardzo wysokim prawdopodobieństwem zysku. Na inwestycje długoterminowe przeznaczyłem odrębną pulę pieniędzy, które będą pakowane w spółki z NC.
Wyłamanie dołem z marcowego kanału staje się faktem dla coraz większej liczby indeksów. Na razie jest na tyle kosmetyczne, że możemy zobaczyć jeszcze gwałtowny powrót do kanału i wzrosty, ale wolę poczekać z boku i ewentualnie podłączyć się, gdyby wariant okazał się prawdziwy.
W momencie w którym piszę posta wyłamał S&P500:
i co gorsze dla nas, krajowych spekulantów (jakoś nie może przejść mi przez usta "inwestor") SWIG80 (na liniowym):
Powrócę jeszcze do NIKKEI, który zdaje się potwierdzać powrót do kanału bessy:
Teraz kilka argumentów prowzrostowych i jak na nie zareaguję. Po pierwsze jest jeszcze miejsce na krótkoterminowe wzrosty do ograniczeń kanałów.
Ropa:
Wig20:
i bardzo podobne do lipcowego zachowanie MWIG40 (zaznaczone strzałkami), czyli oparcie na ograniczeniu kanału, przecięcie średnich i RSI:
Jak się teraz zachowam. O ile spadki byłyby mi na rękę, bo nie mam czasu na długie analizy a kolejnego dołka bessy już nie zmarnuję jak lutowego ;) , to liczę się z możliwością krótkotrwałego wybicia w górę "na przekór wszystkim". Wtedy będę obserwował ropę (na górnym ograniczeniu mini-kanału) i jeśli wzrost się zatrzyma, załaduję certy na spadki (pomoże w tym złoty, którego perspektywy są bardzo kiepskie). Pospekuluję również na spółkach z SWIG i MWIG.
Tyle planów do przyszłego tygodnia, bo nadal zbyt duża niepewność na rynku. Wchodzenie w akcje w miesiącu krachów mnie nie pociąga, zwłaszcza kiedy pojawiło się kilka sygnałów na spadki. Lepiej stracić okazję, niż kapitał, co nie znaczy, że nie będę czasem próbował skalpować.
czwartek, 1 października 2009
Granice poznania, odbić od dna cz.1
Wkońcu zebrałem się do obiecanego lukowi posta o sposobach wychodzenia z dołka. Na początek zaznaczę to, co pisałem już nie raz, że opisuję swoje doświadczenia, przemyślenia i rzeczy, które wyczytałem w książkach a potem zastosowałem na sobie. Dlatego moje "przepisy" mogą niejednemu zaszkodzić, albo co gorsza być wzorem na porażkę. Chętnie wysłuchałbym innych racji.
Internet i książki roją się od porad na wszystkie tematy. 90% z nich to przepisywanie myśli z innych książek, blogów itd. Te informacje są dobre, żeby liznąć temat, ale nic poza tym. 9% to przemyślane informacje, spisane doświadczenia, badania naukowe i biografie, z których mądry człowiek dużo skorzysta. Niestety mają podstawową wadę: działają do pewnego pułapu. Są jak prawa fizyczne dla zachowań tworzyw sztucznych w temperaturze -30 do +90 stopni i ciśnieniu 900-1100 hPa. Dla zwykłych warunków nieźle aproksymują rzeczywistość, ale w sytuacjach nieprzewidzianych są bezużyteczne.
1%, może mniej, to informacje genialne, które niemal wyrażają w słowach sens prawdy. Nie będę roztrząsał dylematów czy istnieje obiektywna prawda, jedna droga do światłości etc. Nie o to chodzi, nie chodzi mi o dogmaty, chcę pokazać, że istnieją drogi, które biegną do ustalonej granicy - rzeczywistości.
Skąd wiemy, że prawdopodobieństwo wyrzucenia orła w rzucie monetą wynosi 50%? Budujemy idealny model matematyczny i liczymy stosunek przypadków sprzyjających do wszystkich możliwych. Prawdziwe życie jest inne nawet dla tak banalnego przykładu. W prawdziwym życiu niezliczona ilość przypadków wpływa na wynik rzutu: opór powietrza, ciśnienie, grawitacja, kierunki sił, ciężar obszarów monety itd. Jedyne co możemy zrobić, żeby możliwie dokładnie wyliczyć prawdopodobieństwo wyrzucenia orła, to wykonać jak najwięcej rzutów i zapisywać wyniki.
Nigdy nie poznamy dokładnego prawdopodobieństwa, gdyż ilość testów powinna być nieskończona, ale możemy uznać że np. po tysiącu czy 10-ciu tysiącach pomiarów uzyskaliśmy satysfakcjonujące przybliżenie. I nagle może się okazać, że szansa na wyrzucenie orła wynosi (w zadanych warunkach fizycznych) 48%, co w przypadku uzależniania podejmowania decyzji od rzutu tą konkretną monetą, daje istotną informację.
Do czego zmierzam? Uważam, że istnieją uniwersalne drogi do osiągnięcia sukcesu i jeśli znajdziemy na nie przepisy, mamy szanse by go osiągnąć. Problem w tym, że nie wystarczy poddać się regułom algorytmu, by zwyciężyć. Nasze błędy kumulują się i już po kilku krokach możemy kompletnie zbłądzić. Nie dość, że odnalezienie tych dróg jest niezwykle trudne, zazwyczaj nie jesteśmy wytarczająco mądrzy i uważni, by je rozpoznać.
Pisałem kiedyś o koledze, który od lat ćwiczy chińskie sztuki walki. Wyemigrował do Londynu, gdyż w Polsce nie znalazł nauczyciela, który mógłby pchnąć go poziom wyżej. Nie chodzi tu o technikę walki, którą można szlifować latami i dochodzić do mistrzostwa zgodnie z teorią 10 tys. godzin. Zafascynowały go książki o mistrzach Chi, którzy potrafią kontrolować wewnętrzną energię, przesuwać przedmioty na odległość, leczyć, lewitować.
Większość mieszkańców Zachodu z góry przekłada takie "nadnaturalne" umiejętności do przegródki "bajki i mity". Tymczasem dla mistrzów sztuk walki te rzeczy są jak najbardziej fizyczne; oni nie dzielą ich pomiędzy świat bogów i ludzi. Doszli do nich tysiącami lat praktyki i przekazywania wiedzy. Nie był to stały wzrost, ogromna część wiedzy przepada ze śmiercią mistrzów i potem jest ponownie odkrywana. Setki mnichów zginęło z powodu źle przeprowadzanych ćwiczeń. Po osiągnięciu pewnego momentu, energia którą już kontrolowali, nieprawidłowo kierowana wyrządzała ogromne szkody organizmowi.
W ten dość drastyczny (można powiedzieć ewolucyjny) sposób zdobyli niezwykle rzadką wiedzę. Gdyby tę wiedzę spisać i dać nam do przeczytania, nie odróżnimy jej od tekstów Jedi z Gwiezdnych Wojen czy Kill Billa. Tekst byłby dla nas zwykłym szumem informacyjnym, gdyż słowa są tylko symbolami a czytając je odczuwamy tyle, na ile pozwala nam wyobraźnia i własne doświadczenia. Ponadto naturalna skłonność umysłu do szukania podobieństw, zlewa różniące się informacje w "to samo".
Wspomniany kolega wypowiadając się w sprawie teorii 10 tys. godzin, opowiedział mi o kilkudniowym kursie z chińskim mistrzem. Ludzie dokonywali niesamowitych przeskoków w swoich umiejętnościach, sam mistrz uważa, że jeden taki kurs z nim wart jest 5-20 lat samotnych ćwiczeń. I znowu nie jest to nic nadzwyczajnego, wielki kompozytor przekaże wiedzę studentowi szybciej, niż gdyby ten ćwiczył sam latami (zwracam uwagę, że piszę o nauczycielach wybitnych, a nie tych którym się nie udało osiągnąć mistrzostwa i zostało im tylko nauczanie).
Druga ważna informacja, którą mi przekazał, jest bardzo trudna do przyjęcia: zazwyczaj by wejść na wyższy poziom, musisz zapomnieć większość z tego co poznałeś dotychczas. Latami źle wykonywaliśmy ćwiczenie, teraz musimy oduczyć się błędnych nawyków i rozpocząć żmudny proces nauki od nowa. To bolączka większości samouków i często kres ich możliwości, gdyż nie chcą rezygnować z tego co osiągnęli. Znowu piszę coś oczywistego, ale dopóki nie mamy we krwi świadomości, że być może to co robimy, robimy źle, możemy do końca życia taplać się w bagnie. A im bardziej się staramy i próbujemy z tego błota wypłynąć, tym głębiej nas wciąga.
Wróćmy teraz do celu wpisu: jak pokonać problemy, jak przekuć je w zwycięstwo? Nie znam odpowiedzi, ale nie powiem "nikt jej nie zna", ponieważ są tysiące ludzi, którzy w tak błahych sytuacjach jak utrata pracy (przy ich osobowości raczej bankructwo) przebywają tylko chwilowo.
Większość z nas reaguje w taki sposób: Długotrwały brak sukcesów i niepewność obniżają samoocenę. Przestaję widzieć sens w tym co robię, nie podejmuję działań, które w przyszłości mogą zaprocentować. Straciłem pracę/zlecenia, choć kilka miesięcy temu przebierałem w ofertach i czułem się jak młody bóg. Teraz wpadłem w drugą skrajność, boję się o przyszłość, nie wierzę w możliwość poprawy losu, czekam na cud.
Największym problemem są moje ograniczenia. Widzę problem nie tam gdzie on naprawdę jest i szukam dróg powrotu do sytuacji "bez problemów" (młody bóg przebierający w ofertach). Przy takim postrzeganiu rzeczywistości żyję wyłącznie od problemu do problemu (albo jak ktoś jest większym optymistą, od sukcesu do sukcesu). Prawdopodobnie niedługo sytuacja się zmieni, nadaży się nowy biznes, dostanę nową pracę i wszystko się rozwiąże. Do czasu, kiedy ślepy los znowu mnie walnie.
Niech cię nie omami złudne poczucie bezpieczeństwa, świadomość zbudowania czegoś wartościowego lub zdobycia wielkiego majątku. W każdej chwili może spotkać cię rażąca niesprawiedliwość, ktoś przyjdzie i zniszczy twoje dzieło, ukradnie majątek. Trafiło nam się żyć w całkiem niezłych czasach, o wiele łatwiej nam urządzić się materialnie, niż naszym przodkom. Stabilizacja w chaotycznym świecie ma taką niekorzystną cechę, że często kończy się krachem. Poradzą sobie tylko odpowiednio zaprawieni.
W kolejnym wpisie przedstawię swoje próby wyrwania się z tego schematu.
PS I wierzący i sceptyk inaczej odbiorą to video, ja czytałem książkę o tym człowieku i mam swoje zdanie:
Internet i książki roją się od porad na wszystkie tematy. 90% z nich to przepisywanie myśli z innych książek, blogów itd. Te informacje są dobre, żeby liznąć temat, ale nic poza tym. 9% to przemyślane informacje, spisane doświadczenia, badania naukowe i biografie, z których mądry człowiek dużo skorzysta. Niestety mają podstawową wadę: działają do pewnego pułapu. Są jak prawa fizyczne dla zachowań tworzyw sztucznych w temperaturze -30 do +90 stopni i ciśnieniu 900-1100 hPa. Dla zwykłych warunków nieźle aproksymują rzeczywistość, ale w sytuacjach nieprzewidzianych są bezużyteczne.
1%, może mniej, to informacje genialne, które niemal wyrażają w słowach sens prawdy. Nie będę roztrząsał dylematów czy istnieje obiektywna prawda, jedna droga do światłości etc. Nie o to chodzi, nie chodzi mi o dogmaty, chcę pokazać, że istnieją drogi, które biegną do ustalonej granicy - rzeczywistości.
Skąd wiemy, że prawdopodobieństwo wyrzucenia orła w rzucie monetą wynosi 50%? Budujemy idealny model matematyczny i liczymy stosunek przypadków sprzyjających do wszystkich możliwych. Prawdziwe życie jest inne nawet dla tak banalnego przykładu. W prawdziwym życiu niezliczona ilość przypadków wpływa na wynik rzutu: opór powietrza, ciśnienie, grawitacja, kierunki sił, ciężar obszarów monety itd. Jedyne co możemy zrobić, żeby możliwie dokładnie wyliczyć prawdopodobieństwo wyrzucenia orła, to wykonać jak najwięcej rzutów i zapisywać wyniki.
Nigdy nie poznamy dokładnego prawdopodobieństwa, gdyż ilość testów powinna być nieskończona, ale możemy uznać że np. po tysiącu czy 10-ciu tysiącach pomiarów uzyskaliśmy satysfakcjonujące przybliżenie. I nagle może się okazać, że szansa na wyrzucenie orła wynosi (w zadanych warunkach fizycznych) 48%, co w przypadku uzależniania podejmowania decyzji od rzutu tą konkretną monetą, daje istotną informację.
Do czego zmierzam? Uważam, że istnieją uniwersalne drogi do osiągnięcia sukcesu i jeśli znajdziemy na nie przepisy, mamy szanse by go osiągnąć. Problem w tym, że nie wystarczy poddać się regułom algorytmu, by zwyciężyć. Nasze błędy kumulują się i już po kilku krokach możemy kompletnie zbłądzić. Nie dość, że odnalezienie tych dróg jest niezwykle trudne, zazwyczaj nie jesteśmy wytarczająco mądrzy i uważni, by je rozpoznać.
Pisałem kiedyś o koledze, który od lat ćwiczy chińskie sztuki walki. Wyemigrował do Londynu, gdyż w Polsce nie znalazł nauczyciela, który mógłby pchnąć go poziom wyżej. Nie chodzi tu o technikę walki, którą można szlifować latami i dochodzić do mistrzostwa zgodnie z teorią 10 tys. godzin. Zafascynowały go książki o mistrzach Chi, którzy potrafią kontrolować wewnętrzną energię, przesuwać przedmioty na odległość, leczyć, lewitować.
Większość mieszkańców Zachodu z góry przekłada takie "nadnaturalne" umiejętności do przegródki "bajki i mity". Tymczasem dla mistrzów sztuk walki te rzeczy są jak najbardziej fizyczne; oni nie dzielą ich pomiędzy świat bogów i ludzi. Doszli do nich tysiącami lat praktyki i przekazywania wiedzy. Nie był to stały wzrost, ogromna część wiedzy przepada ze śmiercią mistrzów i potem jest ponownie odkrywana. Setki mnichów zginęło z powodu źle przeprowadzanych ćwiczeń. Po osiągnięciu pewnego momentu, energia którą już kontrolowali, nieprawidłowo kierowana wyrządzała ogromne szkody organizmowi.
W ten dość drastyczny (można powiedzieć ewolucyjny) sposób zdobyli niezwykle rzadką wiedzę. Gdyby tę wiedzę spisać i dać nam do przeczytania, nie odróżnimy jej od tekstów Jedi z Gwiezdnych Wojen czy Kill Billa. Tekst byłby dla nas zwykłym szumem informacyjnym, gdyż słowa są tylko symbolami a czytając je odczuwamy tyle, na ile pozwala nam wyobraźnia i własne doświadczenia. Ponadto naturalna skłonność umysłu do szukania podobieństw, zlewa różniące się informacje w "to samo".
Wspomniany kolega wypowiadając się w sprawie teorii 10 tys. godzin, opowiedział mi o kilkudniowym kursie z chińskim mistrzem. Ludzie dokonywali niesamowitych przeskoków w swoich umiejętnościach, sam mistrz uważa, że jeden taki kurs z nim wart jest 5-20 lat samotnych ćwiczeń. I znowu nie jest to nic nadzwyczajnego, wielki kompozytor przekaże wiedzę studentowi szybciej, niż gdyby ten ćwiczył sam latami (zwracam uwagę, że piszę o nauczycielach wybitnych, a nie tych którym się nie udało osiągnąć mistrzostwa i zostało im tylko nauczanie).
Druga ważna informacja, którą mi przekazał, jest bardzo trudna do przyjęcia: zazwyczaj by wejść na wyższy poziom, musisz zapomnieć większość z tego co poznałeś dotychczas. Latami źle wykonywaliśmy ćwiczenie, teraz musimy oduczyć się błędnych nawyków i rozpocząć żmudny proces nauki od nowa. To bolączka większości samouków i często kres ich możliwości, gdyż nie chcą rezygnować z tego co osiągnęli. Znowu piszę coś oczywistego, ale dopóki nie mamy we krwi świadomości, że być może to co robimy, robimy źle, możemy do końca życia taplać się w bagnie. A im bardziej się staramy i próbujemy z tego błota wypłynąć, tym głębiej nas wciąga.
Wróćmy teraz do celu wpisu: jak pokonać problemy, jak przekuć je w zwycięstwo? Nie znam odpowiedzi, ale nie powiem "nikt jej nie zna", ponieważ są tysiące ludzi, którzy w tak błahych sytuacjach jak utrata pracy (przy ich osobowości raczej bankructwo) przebywają tylko chwilowo.
Większość z nas reaguje w taki sposób: Długotrwały brak sukcesów i niepewność obniżają samoocenę. Przestaję widzieć sens w tym co robię, nie podejmuję działań, które w przyszłości mogą zaprocentować. Straciłem pracę/zlecenia, choć kilka miesięcy temu przebierałem w ofertach i czułem się jak młody bóg. Teraz wpadłem w drugą skrajność, boję się o przyszłość, nie wierzę w możliwość poprawy losu, czekam na cud.
Największym problemem są moje ograniczenia. Widzę problem nie tam gdzie on naprawdę jest i szukam dróg powrotu do sytuacji "bez problemów" (młody bóg przebierający w ofertach). Przy takim postrzeganiu rzeczywistości żyję wyłącznie od problemu do problemu (albo jak ktoś jest większym optymistą, od sukcesu do sukcesu). Prawdopodobnie niedługo sytuacja się zmieni, nadaży się nowy biznes, dostanę nową pracę i wszystko się rozwiąże. Do czasu, kiedy ślepy los znowu mnie walnie.
Niech cię nie omami złudne poczucie bezpieczeństwa, świadomość zbudowania czegoś wartościowego lub zdobycia wielkiego majątku. W każdej chwili może spotkać cię rażąca niesprawiedliwość, ktoś przyjdzie i zniszczy twoje dzieło, ukradnie majątek. Trafiło nam się żyć w całkiem niezłych czasach, o wiele łatwiej nam urządzić się materialnie, niż naszym przodkom. Stabilizacja w chaotycznym świecie ma taką niekorzystną cechę, że często kończy się krachem. Poradzą sobie tylko odpowiednio zaprawieni.
W kolejnym wpisie przedstawię swoje próby wyrwania się z tego schematu.
PS I wierzący i sceptyk inaczej odbiorą to video, ja czytałem książkę o tym człowieku i mam swoje zdanie: