Co sobie uświadamiasz, to też kontrolujesz; to czego sobie nie uświadamiasz, kontroluje ciebie.
Podsumuję krótko sens poprzednich części mini-cyklu o wychodzeniu z kryzysu:
1. Istnieje prawda, istnieją drogi osiągania określonych stanów organizmu, sukcesu życiowego, finansowego itd. (potem zajmiemy się czym naprawdę jest sukces).
2. Do kolejnych poziomów jakiejś sztuki wiodą różne drogi, ale są drogi optymalne. Większość dróg jest fałszywa, nie pozwala wznieść się wyżej i trzeba się ich oduczyć.
3. Drogi do wyższego poziomu pokazują nam nieliczni, samo naśladowanie/czytanie ich niewiele jeszcze znaczy, potrzeba wysiłku i ćwiczeń, by zrozumieć co nam przekazują.
4. Kiedy "śpimy" (żyjemy poza rzeczywistością w wyobrażonej bezpiecznej przestrzeni), każde niespodziewane zdarzenie zewnętrzne może doprowadzić nas do załamania.
Spisane w punktach wnioski brzmią banalnie, skanujemy je w lot i zastanawiamy się "i co z tego?". I tu tkwi podłoże problemu, gotowe przepisy na sukces serwują nam miliony artykułów, książek, poradników i tekstów piosenek. Jest tego tak dużo, że przestajemy analizować, wszyscy zdają się pisać o tym samym, tymczasem prawie wszyscy serwują fałszywe tezy, wyobrażenia jak powinno być albo zwyczajnie zlepki głupot, bo akurat jest na nie popyt.
Kolejne wnioski opieram o założenie, że punkt widzenia mistyków jest najbliższy rzeczywistości. Samo napisanie "założenie" jest już nie na miejscu, bo ustawia mnie w pozycji trybika współczesnej kultury, ale na razie będę posługiwał się takim "ustawowym" słownictwem. O tym napiszę jeszcze wielokrotnie, na razie zależy mi na przyjęciu jednego zdania apriori:
Załamanie świadczy o uzależnieniu. Uzależnieniu od ludzi, stanu psychicznego, akceptacji, wyobrażonego (wdrukowanego) modelu szczęścia, czasu i wielu, wielu innych wymyślonych czynników. Każdy z nich zostanie na blogu rozebrany na części.
Kiedy odzieramy rzeczywistość z symboliki, którą ją opisujemy, zauważamy fałsz poglądów. Filozofowie, artyści, naukowcy budują świat symboli, które pozwalają im okiełznać rzeczywistość. "W życiu piękne są tylko chwile". Czy uważasz ten tekst za prawdziwy? To znaczy, że żyjesz w wyimaginowanym świecie swoich pragnień. Kufelek piwa z przyjacielem 5 lat temu, pierwszy wyjazd z narzeczoną w góry, wakacje w Rzymie itd. To były piękne chwile, potem wraca szarzyzna, walka o byt, picie i ucieczka od "złego" świata. "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy". Nieprawda - one w ogóle nie istnieją! Ważna jest tylko obecna chwila, tylko teraz jest prawdziwe.
Nie neguję mądrości tekstu Grechuty, akurat w tym utworze jego sens jest zupełnie inny. Ale zwróćmy uwagę, jak bardzo żyjemy przyszłością. Kiedyś odpocznę, najpierw coś muszę zrobić, jeszcze jeden projekt, jak zrobię to, awansuję itd. Z myśleniem o przyszłości związany jest lęk. Lęk i stres to nieodłączne atrybuty naszej cywilizacji. Wykształciły się, gdyż pomagają w skrajnych sytuacjach, kiedy trzeba przewidywać, a dziś towarzyszą nam nieustannie (przy okazji polecam bardzo praktyczną metodę na rozładowanie stresu ).
Pierwszy konieczny warunek wyjścia na prostą to uwolnienie się od lęku i zamartwiania. Po to powołuję się na mistyków. Odcinasz przyszłość, odcinasz złudne emocje i lęki. Zaraz, powie ktoś, przecież bez planowania nic nie osiągniesz. Prawdziwy menadżer ma plan na każdą okazję. W naszej rzeczywistości (a raczej naszej zbiorowej halucynacji) na życie bez planu może pozwolić sobie szeregowy pracownik, chyba że wypadnie z pociągu i wtedy jest wielki problem.
Na pogodzenie tych dwóch sprzeczności, jest ciekawe przysłowie "żyj, jakbyś miał umrzeć jutro, gospodaruj, jakbyś miał żyć wiecznie". Nie mam zamiaru nikomu wmawiać, że najlepiej zostać oświeconym pustelnikiem, jednak jako praktyczny Europejczyk, próbuję połączyć życie wg piramidy Masłowa z wolnością i spokojem ducha.
W praktyce staram się wyjść poza czas. Na potrzeby biznesu tworzę plany projektów i działań awaryjnych, ale staram się nie tracić za dużo energii na rozstrzyganie "co będzie jeśli". Opisałem to w metodzie zbliżonej do Zen To Done. Najważniejsze w pokonywaniu trudności jest działanie, nawet jeśli wydaje się pozbawione sensu. Po pierwsze nabywamy doświadczenie (10k godzin), po drugie każde działanie niesie prawdopodobieństwo sukcesu.
Przypominam metodę: rozbij każde zadanie na czynności atomowe i rób je nawykowo, przy okazji innych działań. Najtrudniejsze jest zabranie się za coś nowego, ponieważ świadomość jak wiele trzeba się nauczyć i przepracować, by to opanować, blokuje. Dlatego wyjście poza czas jest tak pomocne: na początek czynnością atomową może być przeczytanie strony kursu narzędzia. Nie myślisz o tym, że zadanie musisz/powinieneś wykonać, tylko robisz kawałek i wracasz do czegoś innego. Po jakimś czasie znasz problem na tyle, by poświęcić mu więcej uwagi.
Teraz możemy prawidłowo odczytać słowa piosenki: "odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele". Szukanie rozwiązuje paradoks: strach przed nieznanym potrafi nas opanować do tego stopnia, że dłużej myślimy o tym, jak ciężko się zabrać za nowe zadanie, niż je wykonujemy.
True true..
OdpowiedzUsuńZyjemy przyszloscia albo przeszloscia. Jak pisal Mello "Ludzie chca tylko by zwrocono im zabrane zabawki". Malo kto dostrzega, ze kazde "niepowodzenie" ma w sobie ziarno o wiele wiekszego sukcesu. Dlatego najczestszy scenariusz to:
- Pojsc na studia (te z perspektywami o ktorych mowili rodzice. niewazne, ze dziennikarstwo albo prawo mnie w ogole nie interesuje), znalezc dobrze platna prace (nie wazne jaka, grunt by dobrze platna), zalozyc rodzine (zycie w samotnosci przeciez jest horrorem) itd.
I dobrze jesli wszystko uklada sie zgodnie ze stereotypami i planem. Bo jesli nie, to mamy 2 mozliwe sciezki:
1. Depresja, zalamanie, stany nerwowe. Krotko mowiac nieszczesliwe, niezrozumiale zycie (i winni sa wszyscy oprocz mnie!). Jest to sytuacja, kiedy czlowiek sobie odpuszcza i zyje juz jak roslina (bezmyslnie). Brakuje mu wiary, a nawet checi by co kolwiek zmienic.
2. Depresja, zalamanie i olsnienie. Nie mozna obudzic sie po prostu z ulozonymi prawidlowo zyciowymi wartosciami, wyzbyc sie uprzedzen, etykiet.. Trzeba najpierw przejsc przez cierpienie, ktore w koncu jednym otwiera oczy - a innym zamyka jeszcze bardziej.
Wszyscy mamy jakas droge do przejscia. Tylko tak jak napisales niektorzy wola mowic ze "to jest ciezkie", "nie naucze sie tego", "nie potrafie" itditd. Niz po prostu usiasc i zrobic.
Niedawno urodzil mi sie syn. Zastanawiam sie - w jaki sposob go wychowac by mial "otwarte oczy" i nie zyl wg sądów innych. Nie chcialbym by byl taki jak ja i sie meczyl. W pewnym sensie to jest jak z ksiazki Coelho "Byc jak plynaca rzeka". Byl sobie dawno temu czlowiek, mieszkajacy w malej wiosce. W wiosce byla studnia, ktorej woda po pewnym czasie zostala otruta. I kazdy kto pil wode z tej studni - tracil umysl. Czlowiek ten odkryl dlaczego jego rodzina i znajomi zaczeli wariowac i jako jedyny nie napil sie wody ze studni. Jako ze nie mogl sie z nikim dogadac - musial odejsc z wioski i stal sie odludkiem. Nie mogl jednak zniesc samotnosci i tesknil za starym zyciem. Wrocil wiec i napil sie wody z otrutej studni.
Zakladam, ze bardzo ciezko jest tak jak ten czlowiek - wyrzec sie wszystkiego dla pewnej prawdy. I ja jako czlowiek wychowany w pewnych stereotypach, przekonaniach itd. Po prostu nie dam rady w 100% zyc zgodnie z zasadami na ktore otworzyli mi sie oczy. Po prostu zostalo to zakodowane we mnie od malego.
Ale moze moj syn bedzie mial wieksze szczescie..
Dobrze napisane. Mysle, ze jedyna droga, by nasze dzieci mialy lepsze zycie, to pokazac im prawidlowa droge swoim zyciem. Samym gadaniem osiagniemy tylko odwrotny skutek.
OdpowiedzUsuńNa podstawie tego co piszesz o studiach, wnioskuje, ze Twoj syn nie bedzie przygotowywany od najmlodszych lat do wyscigu szczurow. Ja tez dam corce wolnosc od angielskiego w przedszkolu i innych zajec dodatkowych, ktore "zwiekszaja szanse na lepsza jakosc zycia". Nie bedzie nam system tresowal potomstwa :) (btw dopiero zwrocilem uwage na slowo "zes-tresowany")