niedziela, 17 lutego 2019

Podsumowanie sezonu ultra cz. 4

Ultramaraton Puszczy Bydgoskiej (67km)


Biegliśmy tam rok wcześniej z Tomkiem i impreza tak nam się spodobała, że postanowiliśmy wziąć udział w kolejnej edycji. Oprócz nas pojechali też Michał i Piotr, z którymi biegliśmy m.in. na Wieżycę. Pisałem wtedy, że mieli świetną formę, bo przygotowywali się do biegu na 240km. Ostatecznie nie udało im się tamtego biegu ukończyć; trafili na deszczową noc, a ranek przyniósł upał i po wielu godzinach biegu w mokrych butach popękały im stopy. Wypracowana forma jednak została nagrodzona: zajęli dwa pierwsze miejsca na podium bydgoskiej imprezy w kategorii M40:


Pełną relacja znajduje się na blogu Tomka:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2018/10/cztery-bakajace-sie-osie-czyli-relacja.html

Maraton Zacisze



Listopad. Na rower zrobiło się zbyt zimno i niebezpiecznie (dla mnie, bo są tacy, którym zjazdy z moren po lodzie nie groźne :) , przerzuciłem się zatem na bieganie do pracy. 7.5 km w jedną stronę, dodać powrót, razy 5 dni roboczych = 75 km tygodniowo. Sporo jak na mnie kilometrów i sporo czasu na audiobooki.

Niewielki "leśny" odcinek do pracy, reszta trasy to tereny miejskie i smog.


Maraton Zacisze lub Maraton Pruszcz to pierwszy bieg z 2018, przy którym nie muszę się tłumaczyć ze słabej formy. A pierwsze kilometry wcale tego nie zapowiadały. Umówiłem się z Tomkiem na bieg do Pruszcza, przy okazji którego chciałem machnąć comiesięczne min. 40 km. Tomek był tego dnia jednym z organizatorów parkruna, zatem miałem ok. godzinę na wykręcenie paru km przed spotkaniem. Truchtałem po górkach i parkach w ślimaczym tempie. Kiedy ruszyliśmy razem Tomek podkręcił tempo do ok. 5:40m/km i niespodziewanie dla mnie organizm natychmiast wszedł w rytm. Już dawno tak szybko nie biegałem maratonów. Bieg upłynął na rozmowach, skorzystałem z okazji, by wykąpać się na plaży miejskiej w Pruszczu i posililiśmy się w kultowym barze Zacisze.

To był w pewnym sensie maraton przełomowy. Pokazał, że regularny, niewymagający, ale dość długi trening przynosi efekty; "ubijanie nóg", "puste kilometry" nie tylko wzmacniają organizm, ale też przywracają formę. Ponadto Tomek zwrócił mi uwagę, że choć trenuję odporność na zimno już trzeci rok (m.in. biegając w krótkim rękawku i spodenkach), to wciąż chronię głowę (bufka) i dłonie (rękawiczki).

W dzieciństwie miałem wycięte migdałki i całe życie zmagam się z katarem, dlatego miałem wpojone, żeby chronić zatoki. Co do dłoni, to jako niskociśnieniowiec bardzo szybko tracę w nich czucie w ujemnych temperaturach. Ostatecznie po Maratonie Zacisze przestałem chronić także głowę i dłonie, i ku mojemu zaskoczeniu organizm bardzo szybko zaadaptował się do zmiany.

Relacja Tomka:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2018/11/zacisze-radunia-i-33-km-po-zuawach.html

Maraton Przedsylwestrowy


Pół grudnia czaiłem się na ostatni maraton 2018 roku i wreszcie udało się go "odbębnić" w niedzielę na dzień przed Sylwestrem. Znowu biegliśmy z Tomkiem, który po wprowadzeniu małymi porcjami zmian do swojego życia przeszedł "radykalną" przemianę (opiszę ją w jednym z postów o rozwoju osobistym, bo czuję się po części ojcem jego sukcesu).

Przy temperaturze ok. 1 st i siąpiącym deszczu dwóch gości ubranych w koszulki z krótkim rękawem i krótkie spodenki, konwersowało biegnąc w tempie 5:30 m/km. Powtarzam się z tym letnim ubiorem na zimową porę, ale uwierzcie mi: poczucie niezależności i mocy, gdy możesz wybiegać się jak pies nie czując zmęczenia, ani zimna to coś wspaniałego. Niedawno przeczytałem, że pies odczuwa podczas biegu stany podobne do człowieka po wypaleniu marihuany.

Z człowiekiem jest podobnie, przez miliony lat ewolucji najbardziej wytrzymałe i wytrwałe organizmy przekazywały swoje geny dalej. Organizm wynagradza nas endorfinami za wysiłek, a my pragniemy powtarzać ten proceder. Niestety ludzie unikają zmęczenia, a jednocześnie chcą przeżywać od czasu do czasu uniesienie, stąd tyle depresji i nałogów wokoło. Zdrowe życie pełne roślinnego pożywienia i ruchu na świeżym powietrzu kojarzy im się z wyrzeczeniami, choć ci którzy takie życie prowadzą nie wyobrażają sobie powrotu do stresu, przemęczenia, ciężkostrawnych potraw i używek.

Bardzo się cieszę, że tyle biegów w 2018 spędziłem z Tomkiem - to nie tylko świetny kompan do rozmowy, ale i kronikarz. Naskrobał relację, którą kiedyś z rozżewnieniem przypomnę sobie przy kominku:
http://runaroundthelake.blogspot.com/2018/12/mentalny-mararon-z-dominikiem-na.html

4 komentarze:

  1. Fajnie piszesz, ciekawie. Lubię teksty o bieganiu tak samo jak o GPW. Sam jestem zatokowcem i alergikiem, lubię biegać zimą(tak naprawde najbardziej zimą bo mało co wtedy pyli) i generalnie ubieram się za ciepło, jak wracam jestem mokry jakbym wyszedł z sauny. Tak więc podziwiam techniki krio;). Hd.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zaczynałem biegać w 2011 to w ogóle nie miałem ciuchów, ani butów do biegania. Uznałem, że kupię je dopiero gdy się wkręcę. I tak przez rok biegałem w spodenkach bawełnianych, które zostały po wuefie, zwykłych butach "sportowych" i zimą zakładałem na to bawełnianą bluzę i dwie czapki :) Pamiętam, że czapki nigdy nie zdejmowałem (stres o zatoki), ale bluzę praktycznie po pierwszym kilometrze musiałem zdejmować, bo zrobiłem się mokry. Właściwie już wtedy przygotowywałem organizm do "krio", tylko nie miałem teoretycznej podbudowy.

      Bieganie w kilku warstwach ciuchów gwarantuje przemoczenie nawet na mrozie. To jest bardzo niebezpieczne w biegach ultra, bo wystarczy się zatrzymać, mokre ubrania działają jak kompres wychładzający i zaczyna tobą telepać. Paradoksalnie trzeba wtedy ściągnąć zewnętrzne warstwy i biec licząc, że ciało znowu się zacznie grzać, a wiatr wydmucha wilgoć.

      Usuń
  2. W jaki sposób rozwiązujesz kwestie związane z jedzeniem przy bieganiu do pracy? Biegasz z jakimś plecaczkiem gdzie możesz zmieścić żarcie do pracy tudzież rzeczy na zmiane? (chociaż to nie wiem czy jest potrzebne bo przez te 7,5km pewnie nawet nie zdążysz się spocić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dieta jest dla mnie kluczowa w utrzymaniu zdrowia, dlatego stosuję tzw. częściowy post polegający na jak najdłuższej przerwie w dostarczaniu pożywienia (i picia angażującego układ trawienny). W praktyce wygląda to tak, że ostatni posiłek zjadam między 19-20, a pierwszy (kawa + owoc) między 9-10, kiedy już dobiegnę do pracy, umyję się i przebiorę. To mi daje ok. 14 godzin odpoczynku dla układu trawiennego (podobno ideałem jest 16 godzin, ale ciepła kawka przy biurku jest jeszcze zbyt kusząca :) .

      Biegam z plecakiem, w którym mam lapka, spodnie i koszulkę na przebranie. Przy ujemnych temperaturach ciężko się spocić w krótkim rękawku i spodenkach, szczególnie że nie cisnę na wynik. W szatni mam prysznic.

      Usuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca