Nigdy nie rozumiałem jednego z podstawowych haseł z poradników tradingowych: "reaguj, nie prognozuj". W jaki sposób mam reagować nie wierząc, że moja reakcja pociągnie określone zachowanie w przyszłości? Czy twórcy tego hasła wyrzucili z równania czas? Jest sygnał, jest wejście, jest poziom cięcia straty i poziom realizacji zysku. Nie ma horyzontu czasowego. Opracowywałem wiele różnych technik tradingowych i jednak zawsze potrzebowałem uwzględniać czynnik czasowy, zatem każda z nich opierała się w jakiejś formie na prognozowaniu. Prognozuję, że gdy padnie sygnał kupna w interwale tygodniowym, to uwiarygodnienie się i kontynuacja również wymagają tygodni. Jeżeli utrzymuję pozycję długą, ale w międzyczasie rynek traci moc i inne czynniki przemawiają za odwróceniem trendu, muszę redukować pozycję i/lub zabezpieczyć ją, prognozując możliwą zmianę reguł.
Do tego wpisu skłonił mnie niedawny artykuł Trystero na blogu bossy oraz seria artykułów na blogu 10 procent rocznie o algorytmicznym podejściu do decydowania w różnych profesjach. W skrócie: z pierwszego wpisu wynika, że najlepsze efekty w prognozowaniu odnoszą ludzie dostrzegający niezliczone odcienie rzeczywistości i kalkulujący szanse wystąpienia scenariuszy. Nie są przywiązani do czarno-białej wizji rzeczywistości, nieustannie poddają swoje scenariusze testom, w razie pomyłki dostrzegają je we wczesnej fazie i adaptują się do nowych warunków. Jak zakonkludował autor:
Najlepsi uczestnicy projektu traktowali swoje zdolności prognozowania jako coś co należy stale ulepszać choć jest na tyle dobre, że nadaje się do używania. Nie mam wątpliwości, że takie nastawienie muszą przejawiać inwestorzy. Także dlatego, że rynki się zmieniają i wymuszają nieustanne dostosowywanie strategii inwestycyjnych.
Pod drugim z linków kryje się natomiast zbiór fascynujących badań nad podejmowaniem decyzji. Okazuje się, że w wielu złożonych dziedzinach zwykły algorytm oparty o kilka czynników jest w stanie podjąć lepsze decyzje niż zespół ekspertów.
Czy można zarabiać na giełdzie stosując się wyłącznie do wskazań algorytmu? Z pewnością można tak robić przez całe lata - w USA 20-letnia hossa wykreowała setki fortun i jeszcze więcej guru inwestowania. Po 2000 warunki zmieniły się jednak całkowicie i większość ówczesnych algorytmów przyniosła właścicielom bankructwo (chyba, że przestali się do nich stosować :) . Stety-niestety, pantha-rei, wszystko płynie, również zasady tej trudnej gry. Przez ostatnie lata czytaliśmy jak to algorytmy HFT rządzą Wall Street, tymczasem 24 2015 sierpnia stało się to, co było pewne dla każdego, kto czytał lub zetknął się z krachem 87, flash crash 2010 czy upadkiem LTCM - algorytmy działają tak długo, jak niezmienne jest środowisko, w którym operują. W sierpniu to środowisko radykalnie się zmieniło, ETFy zdominowane przez HFT traciły po 30-50%, algorytmy ścigały się w zbijaniu ceny (zgodnie z trendem) a doświadczeni inwestorzy, którzy to widzieli i potrafili wyciągnąć wnioski, kupowali okazję. Czy to znaczy, że lepiej zaufać intuicji? W żadnym wypadku - znaczy to tyle, że trzeba wiedzieć kiedy algorytmy stosować, kiedy adaptować do zmian, a kiedy wymieniać na zupełnie inne. To intuicja alarmuje nas, że coś się dzieje, rynek funkcjonuje jakoś inaczej i czas na zmiany. A jeśli mamy w zanadrzu scenariusze zagrań, intuicja może podpowiedzieć nam gdy któryś z nich pasuje do schematu.
Sytuacja z jaką mamy do czynienia w ostatnich 2 latach na GPW jest bardzo złożona:
- Część inwestorów uważa, że mamy selektywną hossę - pompowane są wybrane ("najlepsze") spółki, a reszty rynek nie zauważa. Ta koncepcja została mocno nadszarpnięta spadkami, z jakimi WIG zmaga się od maja, jednak dopóki flagowy CDR wciąż robi nowe szczyty, dopóty selektywna hossa ma swoich zwolenników - myślę, że grupa inwestorów z tego obozu, która używa podejścia algorytmicznego w doborze i prowadzeniu inwestycji zarobiła najwięcej w latach 2014-2015.
Ja przez cały 2014 byłem praktycznie poza rynkiem, natomiast w 2015 zacząłem kupować spółki według kryteriów fundamentalno-technicznych, jednakże nie kupowałem zysków (bo spółki zarabiające były za drogie), tylko płynność i niską wycenę (firmy bez długów, z kasą na koncie, niskim c/wk, ale też słabymi zyskami lub nawet zarabiające, ale niezauważone przez rynek). Na razie ta strategia nie płaci, ale też nie traci - dokupuję kolejne spółki, ostatnio nawet po latach wpadła do portfela Tepsa (OPL). Liczę, że gdy koniunktura się odwróci spółki zaczną znowu zarabiać, a jak nie, to płacą dywidendy.
- Część inwestorów zakłada, że hossa trwająca od 2009 roku skończyła się w 2015 i gdy S&P500 wróci do spadków, WIG20 przełamie 2000 pkt i zacznie się rzeźnia. Dotychczas nie brałem na poważnie tej koncepcji, ale muszę się na nią przygotować. Martwi mnie głównie zachowanie giełd rozwiniętych. Otóż gdy w opuszczałem rynek akcji pod koniec 2013 roku najwięcej narzędzi typowało dołek bessy na wiosnę 2015-stego. Po tym jak ECB ogłosił QE spodziewałem się strząśnięcia indeksów (ostatni akord bessy) i czystego pola do startu hossy. Stało się inaczej: po ogłoszeniu QE na początku roku indeksy europejskie wybiły konsolidację 2014 i wyszły na nowe szczyty:
Inwestorzy przestali być czujni przez euforyczne wzrosty nie poprzedzone falą zniechęcenia. Cały późniejszy impuls spadkowy to powrót do punktu wyjścia. Od szczytu z kwietnia minęło ledwie pół roku - to za mało na pełną bessę, dlatego trzeba liczyć się z kontynuacją kłopotów. Bardzo niepokojące jest załamanie WIG20: czy to preludium do jakichś większych, międzynarodowych kłopotów, jakie wkrótce uderzą w Polskę?
- Ostatnia grupa inwestorów uważa, że stoimy u bramy wielkiej hossy, a obecne ceny to szansa, jaka trafia się raz na dekadę. Z każdym kolejnym miesiącem (w szczególności spadkowym) szansa na przyszłe wysokie stopy zwrotu rośnie. Jest to wciąż moja bazowa koncepcja, choć 2014 rok nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei jeśli idzie o głębokość spadków - liczyłem na znacznie mocniejszą przecenę. Jedyne spadki mieliśmy na SWIG80, natomiast reszta indeksów szła w bok. Dopiero w 2015 załamał się WIG20, ale nie uznałem tego za zwiastun głębokich problemów polskiej gospodarki, tylko za okazję do tanich zakupów blue chipów.
Za tą koncepcją przemawia silne zachowanie indeksu Cały rynek:
Dopiero patrząc na ten indeks widzimy, dlaczego portfele złożone z wielu akcji nie tracą na wartości - szeroki rynek wyznaczył właśnie maksimum hossy!
Jaki wniosek z tego wpisu? Warto mieć plan na wypadek spadków, ale jeszcze lepiej mieć dobry algorytm doboru akcji, gdyby te wróciły do łask i hossa ruszyła szeroką ławą :)
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
niedziela, 1 listopada 2015
1 komentarz:
W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.
Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.
Podtwórca
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Reaguj nie prognozuj" są autorstwa tych ludzi, którzy liczą na wycinkę leszczy stawiających pierwsze kroki.
OdpowiedzUsuń