Strony

czwartek, 1 czerwca 2023

Przebudzenie to proces

 Minęło ze 20 lat odkąd zetknąłem się z Przebudzeniem Anthonego de Mello. Idea, że nie jesteśmy naszymi myślami była rewolucyjna. Kilka lat później, kiedy zacząłem grać na giełdzie i musiałem radzić sobie ze stresem i ekscytacją, wróciłem do czytania i oglądania różnych "przebudzonych" typu Eckhart Tolle. Okazało się, że nie jestem też Obserwatorem, który te myśli widzi i doświadcza emocji.

Mniejsza o teorie - ważniejsza w długim terminie okazała się praktyka uważności. Kierowanie uwagi na ciało doświadczające różnych stanów, pozwoliło odłączyć racjonalizujący umysł od reakcji zachodzących w ciele. Kiedy operujemy na poziomie konceptualnym, w ogóle nie dostrzegamy tego co się dzieje wewnątrz nas. Odgrywamy role wyuczone dawno temu i wzmacniane po każdym odtworzeniu. Czasem dochodzi do nas, że coś jest nie tak, więc mówimy "stresuję się, bo to", "denerwuję się, bo tamto". A czasami po prostu pijemy piwko i te nazwane emocje na chwile odchodzą.

Kierując regularnie uwagę do wewnątrz, kiedy czujemy opór przed rzeczywistością czy inny dyskomfort, zaprzęgamy umysł do znalezienia rozwiązania. Jeśli dyskomfort wynika z antycypacji przyszłego zdarzenia bądź innych konsekwencji, używam metod z książki "Pstryk - Jak zmieniać, żeby zmienić" i systemu Getting Things Done: jeśli możesz coś zrobić, poszukaj pierwszego prostego rozwiązania, które działa i zacznij działać. Wkrótce chmura niepewności zamieni się w serię drobnych zadań do rozwiązania, które wymagają albo twojego działania, albo oczekiwania na działanie stron trzecich.

W mojej praktyce najczęściej jednak dyskomfort przyciągający pochmurne myśli wynikał ze zwykłego przemęczenia organizmu od współczesnego, niezdrowego trybu życia. Równocześnie z Przebudzeniem rozpoczęła się moja droga fizycznego zdrowienia. Im starszy się stawałem, tym zdrowszy. W miarę jak poznawałem zasady odżywiania, ruchu, postów, krioterapii, snu, aplikowałem je do swojego trybu życia. Słuchanie własnego ciała to najlepszy sposób na uzdrowienie emocji.

Niedawno natrafiłem na ciekawy wątek wśród medytujących, związany z dolegliwościami żołądkowymi. Uznali, że to efekt uboczny medytacji. Zastanowiłem się nad tym, korzystając z wiedzy nabytej na innych polach. Układ trawienny ma swój własny układ nerwowy, nazywany też "drugim mózgiem". Jeśli obserwujemy swoje emocje, bardzo często odczuwamy je w okolicach brzucha. W moim przypadku również następował podobny proces, tj. odczuwanie mdłości na różne pokarmy w reakcji na obserwację. To właśnie z tego powodu skręciłem na dietę roślinną, zaaplikowałem posty, zrezygnowałem z cukru i alkoholu (zostawiłem furtkę na sporadyczne święta, ale mogę obyć się całkowicie bez niego).

Czy to jednak osłabienie? Po prostu wykształciła mi się w jelitach inna flora bakteryjna, którą dokarmiam kiszonkami, żeby utrzymać różnorodność. Z jednej strony stałem się nieodporny na silne dawki alkoholu (którego i tak nie piję), słodyczy czy mięsa, którego nie jem od 12 lat, z drugiej zjadam miksy roślin, których inni by nie strawili albo wręcz dostali alergii z powodu zbyt dużej dawki i braku odpowiednich szczepów bakterii w jelitach. Przez lata to właśnie brzuch prowadził mnie do uzyskania stanu pozytywnej neutralności. Czyli takiego, w którym nie odczuwam dyskomfortu. 

Ale to nie jest stan permanentny. Kiedy usunąłem zdrowotne przyczyny kiepskich nastrojów, pewne schematy nadal wracają. To pochodzące jeszcze z głębokiego dzieciństwa algorytmy radzenia sobie ze stresującymi sytuacjami, których celem jest zapewnienie dziecku przetrwania. Nie znam dokładnych przyczyn tych sytuacji, nie to jest istotne: przyczyny zatarły się dawno temu, to co zostało, to utrwalony sposób postępowania, wryty w sam rdzeń wykształcającego się mózgu. Moi dziadkowie przeżyli wojnę, traumatyczne przeżycie dla całego pokolenia i przenieśli lęki na swoje potomstwo. W jakiejś formie te lęki trafiły z moich rodziców na mnie. Każdy niesie w sobie bagaż traum przodków.

Mój nieustannie powracający wewnętrzny przymus jest bardzo prosty (jak u większości ludzi, trudno żeby automatyczna reakcja dziecka była skomplikowana): ciągle coś robić, tworzyć, uczyć się i chwytać się nadziei, że jest coś po śmierci. Czegokolwiek jednak nie zrobiłem, nie dawało mi to satysfakcji. Kiedyś myślałem, że jak w ciągu roku zarobię pewną kwotę na giełdzie, to moje życie się odmieni - będę mógł skupić się na tworzeniu bez myślenia za co będziemy żyć. Ale nawet jak później zdarzało mi się ugrać tą kwotę w ciągu jednej sesji, moje poczucie bezpieczeństwa nie zmieniało się.

Piszę w czasie przeszłym, bo dzięki praktykowaniu obserwacji odpuściłem. Nadal tworzę za dużo niepotrzebnych "projektów", ale już nie przywiązuję do nich oczekiwań. Za dużo brałem odpowiedzialności na to co robię. Spalałem się, jeśli moje projekty nie zarabiały tym, którzy mi za nie zapłacili. Teraz po prostu robię uczciwie tak, żeby czuć przyjemność z pracy i daję sobie czas na odpoczynek po ukończeniu utworu.

Być może Tobą również często kieruje jakiś wewnętrzny przymus, że "tak trzeba". Choć jest on banalny dla osób z boku, to dla nas jest niedostrzegalny, ponieważ stanowi fundament naszej osobowości. Traktujemy go jak punkt wyjścia, wzorzec do porównań, a to co odstaje traktujemy jak "nienormalne". Trzeba się pokazać, trzeba być kimś, muszą cię szanować.

Jeśli czujesz nawracające niespełnienie z powodu jakichś powinności, masz do czynienia z takim właśnie algorytmem z wczesnego dzieciństwa. Większość ludzi nigdy się nad tym nie zastanawia. Jeśli algorytmy nie są zbyt uciążliwe, zabierają je do grobu. Niektórym pomaga psychoterapia. Czasami udaje się znaleźć przyczynę kompulsywnej reakcji. Zrozumienie schematu pomaga uwolnić się od niego: co sobie uświadamiasz, to też kontrolujesz. Czego sobie nie uświadamiasz, kontroluje ciebie.

Mi wystarczyło praktykowanie przebudzenia. Pauza za każdym razem, kiedy czuję, że coś jest nie tak. Wtedy świadoma obserwacja pozwala dostrzec impulsy i towarzyszące im myśli, że trzeba zachować się w określony sposób. Potem mogę nawet zdecydować, że wykonam wewnętrzny rozkaz. W końcu gdybym nie miał tak silnego przymusu wykonywania różnych prac, nie miałbym tego, co mam. Ale dzisiaj chcę celebrować życie. Dojrzewając jestem świadom jego kruchości i kończę każdy dzień z wdzięcznością, że był mi dany. Dlatego w trakcie pauzy mogę też zdecydować: nie tym razem. Sorry mózg, nie wykonam rozkazu, idę na spacer posłuchać muzyki.

19 komentarzy:

  1. Czy w swojej drodze medytacyjnej zahaczyłeś o twórczość Sama Harrisa i jego "Przebudzenie"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej pozycji nie czytałem, natomiast zetknąłem się lata temu z jego wykładami.

      Usuń
    2. Ja czasem słuchałem podcastu i fajnie Aleca Baldwina kiedyś w dysonans poznawczy wprowadził. Fałszywy prorok jednak co dobrze widać w rozmowie z Petersonem. Polecam to: https://expressiveegg.org/2021/11/05/the-moral-landscape-by-sam-harris/

      Usuń
    3. Harris ostatnio (kilka lat temu) mocno skręcił z publikowania opinii na temat polityki i religii w medytację właśnie.
      Jego appka "Waking Up" zawiera tony materiału.

      Fascynujące jest dla mnie, że z tego co piszesz, ludzie z kompletnie innym backgroundem doszli do tych samych obserwacji i praktyk (realizacja, że emocje to nie ja, że emocje same się "emocjują", nie ma Myśliciela, myśli pojawiają się w świadomości gdzieś mniej więcej w podobnej okolicy co obrazy dzwięki)
      Dodaje to dla mnie wagi twierdzeniu, że jest coś bardzo sensownego w tych praktykach.

      @Anonimowy, kilka rozmów z Harrisa z Petersenem przesłuchałem, i po każdej miałem wrażenie, że Petersen to odlatuje mniej lub bardziej w swoje wydurzenia. Np. kiedy się zakopali w to co jest prawdą, bo według Petersena (wielce upraszczając) szkodliwe fakty są mniej prawdziwe niż te pomocne.

      Ale post Allena przeczytam

      Usuń
    4. W kategorii materialista naukowy nie mam koni, czasem coś ciekawego zapodadzą, ale za często obrzydliwie się mylą. W kategorii redukcjonista jest nieco lepiej, polecam Joschę Bacha i z rezerwą Elizera Yudkovskiego.

      Do instruktarzu trzeba kogoś przebudzonego, np. Banthe Gunaratana - Mindfullness in Plain English albo Daniel Ingram - Mastering the Core Teachings of the Buddha. Nawet zakładając dobre intencje Harris nie wie o czym mówi.

      Usuń
    5. Jeszcze
      > szkodliwe fakty są mniej prawdziwe niż te pomocne

      Paradoks rozwikłuję tak, że nie ma szkodliwych faktów (a tak naprawdę żadnych faktów, ale to dłuższa dyskusja). Is =/=> ought.

      Szkodliwe mogą być wypowiedzi i tutaj najpierw trzeba zadbać o prawdę, a potem o korzyść, co Peterson zaleca.

      Usuń
    6. Trafiłem na Harrisa w nowym wydaniu i faktycznie jest lepiej.
      https://www.youtube.com/watch?v=gqA-ZRpl1jQ

      What I Learned też ostatnio ten temat nacisnął:
      https://www.youtube.com/watch?v=gqA-ZRpl1jQ
      https://www.youtube.com/watch?v=lF7Qgsp1TPw

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Piwo, wino, cydr. Nie zamierzam prowadzić krucjaty. Piłem alkohol 25 lat i wiele imprez, wypraw i wpisów na blogu było w dużej mierze fajnych dzięki alko. Ale teraz lepiej się czuję bez niego. Większa obecność, spokój. Piwo chętnie po maratonie dalej wypiję, natomiast odrzuca mnie picie regularne, choć kiedyś nie wyobrażałem sobie bez niego życia.

      Usuń
    2. Trzy lata temu przestałem pić alkohol a głównie to piłem piwo różne jakieś lepsze raczej smakowe browary i powiem tak że jak po 2,5 roku próbowałem wrócić to znaczy wypiłem kilka z alkoholem to wcale mi nie podeszły i dałem spokój i piję bezalkoholowe

      Usuń
    3. U mnie było podobnie - 3 lata temu jak się zaczęła pandemia przerzuciłem się na bezalkoholowe. A rok temu i te przestałem pić, bo zdiagnozowałem u siebie stany insulinoopornościowe i musiałem ograniczyć potencjalne strzały cukru. Nadal chętnie wypiję niebieskie po treningu (lubię ten smak i bąbelki w upalne dni), ale już nie do pracy siedzącej.

      Usuń
  3. Piękny wpis. to ciekawe jak się synchronizuje z moim obecnym stanem. Po prostu wszedłem z przypadku jak już tygodniami nie wchodziłem i przeczytałem. Dzięki i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To się wyrwę z pierwszą reakcją na "Tożsamość..." Przed nią czytałem i słuchałem (częściej) Twoje poprzednie pozycje. Moje główne odczucie to forma twórczego przygnębienia. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Są książki, które mnie koją w chwilach zwątpienia i uspokajają co do słuszności drogi którą powinienem podążać (np 4 umowy Miguela, jego pięta umowa itp). Twoja każe mi przystanąć i się rozglądać, zamiast wpadać w kolejne automatyzmy, które buńczucznie uznałem chwilę temu za "nowego ja". Widzę w niej tyle momentów w których byłem i będę. Wstyd za lenistwo przeplata się z nadzieją, że wszyscy jesteśmy podobni i pomimo błędów nasz los zależy od nas. Sory za wzniosłe słowa, ale dla mnie książka jest ponadczasowa. Jak przyjdzie papier zacznę po niej kreślić i wracać. To nie jest wyjątkowa pozycja w swojej zawartości ale udało Ci się nieźle skompilować istotne czynniki i połączyć w jednym miejscu bardzo szeroki horyzont. Zastanawiam się, czy ktoś bez doświadczenia ją zrozumie zanim przeżyje opisane w niej okoliczności. Książka daje bardzo do myślenia. Nie chcesz już fisiować. Zastygasz w kontemplacji i chcesz zarazem budować się na nowo, odlepiając stare niepotrzebne już warstwy. To moje odczucia w kilku zdaniach i zarazem podziękowania za wartościową moim zdaniem pozycję.
    Sceptyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Tożsamość przesłuchana wzdłuż i wszerz. Na spacerze i do snu. Mnóstwo sytuacji o których piszesz przeżyłem, mam wiele podobnych i wiele zupełnie niepodobnych spostrzeżeń. Cieszy, gdy można poczytać o tak jeszcze świeżych sprawach, jak w Twojej książce.
    Czekam na Tożsamość 2, gdzie opiszesz zdarzenia z kilkunastu ostatnich miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przydałby się wątek poświęcony książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie dobry pomysł. Fajnie byłoby usłyszeć od Was co sądzicie o książce. Ciekawią mnie Twoje "zupełnie niepodobne spostrzeżenia", bo w odmiennych punktach widzenia leży droga do ulepszania swoich poglądów. Zrobię wkrótce wpis pod dyskusję.

      Usuń
  7. Dobry wpis Dedi.
    Dzięki Tobie poznałem temat zimnych pryszniców, nadal praktykuję i jestem mega zadowolony, oprócz tego biegam całą zimę jedynie w krótkich spodenkach i krótkiej koszulce od kilku lat.
    Tu mocno pogłębiony temat:
    https://www.youtube.com/watch?v=pq6WHJzOkno

    ps. sprawa odpuszczania to WIELKA RZECZ.
    ps. to, o czym piszesz, tylko częściowo można się nauczyć, to należy bezustannie praktykować.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak dużo praktykuję np. właśnie to zimno, że już zupełnie zapomniałem dlaczego to robię :) Lata temu czytałem książki, nasiąkałem wiedzą i zbudowałem masę nawyków i zasad jak te co wymieniłeś typu bieganie w krótkich spodenkach i rękawku cały rok czy nie zakładanie kurtki (od ponad 6 lat).

      I to też bywa problemem, bo w fazie "nie pamiętam, że wiem" wystarczy na jakiś czas przestać robić określone ćwiczenie i wtedy zapominam, by do niego wrócić. Jakby od razu wypad z głowy, bo już nie istnieje przyczyna dla której je praktykowałem.

      Na szczęście mam zeszyt i dokument, do których wpisuję lekcje z tego co czytam/oglądam wraz z uzasadnieniem i wtedy łatwiej sobie przypomnieć.

      Usuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca