Strony

wtorek, 10 września 2019

Plan Ironman



Niespodziewanie dla mnie rok 2019 zapisuje się jako jeden z najlepszych w "karierze" sportowca amatora. Od kilku lat startuję coraz rzadziej. Przedkładam turystyczne wyprawy, w których bez spiny truchtamy 60-80 km zwiedzając, rozprawiając, trochę cierpiąc a potem świętując, nad zorganizowane imprezy, w których trochę się zachwycamy, przez 80% czasu cierpimy i w końcu świętujemy. W tym roku nie zapisałem się na żaden bieg - wszystkie decyzje o startach 2019 zostały podjęte w 2018.

Po tym jak jesienią ubiegłego roku zacząłem jeździć do pracy na rowerze, postanowiłem zapisać się na zawody Castle Triathlon Malbork na dystansie Ironman. Myślałem już wcześniej, by kiedyś wystartować w Ironie, nawet w wakacje przepłynąłem wzdłuż jezioro na działce, by sprawdzić czy to w ogóle możliwe - okazało się, że tak :) Byłem świeżo po przebiegnięciu Kaszubskiej Poniewierki i imprezy na za rok wydawały się łatwe - tyle czasu na przygotowania, że bez końca można odkładać trening. Dodatkowo Tomek zaprosił mnie do pary w Biegu Rzeźnika (czerwiec 2019), a na wiosnę zaplanowałem start w maratonie, bo był potrzebny do badań. Padło na Maraton Gdański.

W listopadzie 2018 zrobiło się zbyt zimno na rower, więc przerzuciłem się na truchtanie do pracy. Nie był to trening wysokiej jakości, ale 75km klepanych tydzień w tydzień kilometrów zrobiło swoje - bez problemu przebiegłem maraton w 3:27:49. Po maratonie wróciłem do roweru, więc forma zaczęła spadać. W maju wziąłem dzień urlopu i przetestowałem jak to jest przejechać 100km na rowerze: wyszła bardzo fajna wycieczka po Trójmieście na 115 km. Na Rzeźniku forma była już słabsza, niż na maratonie, ale z pomocą Tomka udało się wykręcić satysfakcjonujący wynik. Potem tydzień przerwy i wreszcie w czerwcu mogłem przystąpić do treningu triathlonowego pod wrześniowy start.

Bilans otwarcia był pełen zagadek:

- pływanie: wakacje w dzieciństwie spędzałem głównie na działce nad jeziorem, więc woda jest dla mnie naturalnym środowiskiem. Po 25 latach niekoniecznie mogłem pozostać dobrym pływakiem. Później tylko pluskałem się rekreacyjnie i morsowałem, ale te aktywności mają się do treningu pływackiego, jak wyjście po piwko do biegania na dychę. Z testu wakacyjnego wiedziałem, że mogę przepłynąć ok. 2km bez większego zmęczenia.

- rower: jego obawiałem się najbardziej. Co prawda zrobiłem na moim krosie 115 km, ale w tempie 17km/h (szybciej przez ścieżki rowerowe przecinane skrzyżowaniami się nie dało) i to z pauzami na postojach. Iron ma 180km i wytrzymałość mogła nie skompensować niedostatecznej prędkości.

- bieganie: tutaj miałem pewność, że jeśli zostanie jakiś sensowny limit, machnę maratonik bez problemu. Limit na Ironmana jest 16 godzin, tyle co na Rzeźniku w Bieszczadach albo 100km na Kaszubskiej Poniewierce. Czyli to taki trochę inny ultra.

- sprzęt: triathlon to nie jest tani sport. Sam rower potrafi kosztować więcej, niż samochód. Do tego markowe ciuszki, pianki, kaski i inny sprzęt służb specjalnych. Jako, że chciałem tylko zobaczyć jak to jest, zaliczyć i wrócić do biegania poszedłem po taniości: piankę dorwałem na wyprzedaży w Decathlonie po 2 stówki, jakiś najtańszy strój za 129, rękawiczki 2 dychy, buty do roweru 229 itd. Razem wyszło max 1000.

W kwestii roweru bardzo pomógł mi Marek: zaoferował pożyczenie swojego Tribana, nauczył podstaw poruszania na tym narzędziu autodestrukcji i na 2 tygodnie przed startem zorganizował wspólny trening 120 km. Do 30-stego km było super, cisnęliśmy radośnie kilometry. Postanowiłem przetestować jedzenie w trakcie jazdy jedną ręką. Test jedzenia wypadł pomyślnie, dopiero niefortunnie rzucając skórkę od banana w krzaki omal nie doprowadziłem do końca marzeń o Ironie. Wypadłem z trasy na szuter, straciłem panowanie nad kierownicą, wyrżnąłem się i przejechałem kilka metrów na boczku. Szczęśliwie nic nie złamałem i mogliśmy kontynuować rajd:

Przynajmniej osłoniłem twarz

Potem wywaliłem się już tylko raz, gdy zapomniałem wypiąć espedeki. Wiedziałem już, że jeśli się nie połamię, to przejadę te 180km powyżej 20km/h.

Do pływania i roweru przyjąłem starą dewizę polskich szkoleniowców piłki nożnej: coco jumbo i do przodu. A później bieg i jakoś to będzie. Plan minimum: zaliczyć Irona. Plan optimum: złamać 14 godzin. Liczyłem 2h na pływanie, 7h rower i 5h bieg. Minus minuta i będzie 13 z przodu.

Dzień przed zawodami skompletowałem sprzęt i pojechaliśmy z żoną do Malborka:



Kilka słów o mieście: zamek jest przecudowny, absolutny hit na miarę świata. Wszystkie wydarzenia około-startowe jak rejestracja, odprawa, pasta party dzieją się na terenie zamku. Za pierwszym razem zgubiłem się w labiryncie ceglanych zabudowań. Na pewno tam wrócę z dzieciakami i to nie na jeden dzień.

Podczas odprawy zaczęło padać i zrobiło się zimno. Na wielu twarzach pojawił się stresik przed wchodzeniem rano do rzeki. Wróciłem do hotelu i stał się pierwszy wielki cud: oglądałem Rob Roya, wskoczył blok reklamowy, przełączyłem na coś i przysnąłem. Było dopiero koło 21. Kiedy się ocknąłem, skorzystałem z okazji, wyłączyłem TV i poszedłem spać. Obudziłem się o 2 zupełnie wyspany i pełen energii. Pamiętam wiele startów we wczesnych godzinach porannych, kiedy nie zmrużyłem oka całą noc, a potem przysypiałem na trasie. Tym razem miałem na koncie blisko 5 godzin snu, liczba w zupełności wystarczająca.

Do zamku miałem 3km z hotelu. Dzień wcześniej portierka powiedziała, że śniadania serwują od 7, więc się nie załapię (musiałem wyjść ok. 4.40), zatem od razu szedłem do schodów. Wyjątkowo  wybrałem inną trasę, niż wcześniej i kolejny "cud" - ktoś wchodził akurat do jadalni. Poszedłem za nim sprawdzić o co chodzi i okazało się, że to jeden z zawodników załatwił z obsługą przygotowanie śniadania wcześniej. Ten posiłek uratował mi później wyścig.

Pierwszy etap: pływanie. Szedłem bojowo nastawiony. Ostatnio oglądam kanały na Youtube o wielkich bitwach. Aleksander, Cezar, Napoleon, mapki pól bitewnych w 3d, ruchy wojsk, mapy państw. Nie można się oderwać od kolejnych niesamowitych kampanii. Idąc przez most nad Nogatem czułem się jak żołnierz przed bitwą. Pragnąłem jak najszybciej wskoczyć w odmęty wody i pruć do przodu.



C.D.N.

3 komentarze:

  1. Ej! Jak można tak urwać w połowie! Dawaj więcej ;)
    Btw. Malbork z dzieciakami koniecznie z audioprzewodnikiem dla dzieci, super sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś planuję skończyć relację, póki na gorąco pamiętam.

      Usuń
  2. :-) Tak się nie robi. Czekam na cd

    OdpowiedzUsuń

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca