Kilkanaście lat temu, gdy zaczynałem studia na polibudzie przeżyłem fascynację matematyką. Mieszkałem w łączniku akademika z kolegą, który uczestniczył w olimpiadach i pomógł mi, przyzwyczajonemu do licealnych technik i obliczeń, wejrzeć w abstrakcyjny świat pojęć. W antykwariacie przypadkowo kupiłem m.in. mającą kilka dekad na karku kultową pozycję "Co to jest matematyka". W założeniach miała to być chyba książka popularno-naukowa, ale nagromadzenie wzorów, twierdzeń i dowodów stawiałoby ją dzisiaj w kategorii podręczników.
Regularnie wracam do tej książki i polecam każdemu, kto miał na studiach styczność z matematyką "wyższą" lub chciałby poszerzyć swoje horyzonty. Umysł jest niedocenianym komputerem, nawet jeśli nie rozumiemy tego co czytamy, on cały czas przepracowuje temat i gdy wracamy po latach, okazuje się, że całkiem nieźle się w nim orientujemy. Miałem tak np. z programowaniem funkcyjnym, którym zainteresowałem się na studiach, ale porzuciłem z braku zapotrzebowania i problemów z rozumieniem algorytmów. 2 lata później dopisałem do swojego języka programowania elementy języków funkcyjnych, żeby ułatwić programowanie gier, a obecnie programuję funkcyjnie, bo jest to dla mnie prostsze i piękniejsze od imperatywnych konstrukcji.
Z liczbami zespolonymi zetknąłem się już w pierwszej klasie szkoły średniej, ale idea liczb nie powiązanych z policzalnymi bytami nie mogła przebić się przez mur moich ograniczeń. Dopiero lata przesiąkania abstrakcyjnymi ideami i w szczególności implementowanie ich w komputerze, sprawiły że teraz odbieram je jako coś naturalnego. Dlatego gdy stykam się z jakimś nowym, skomplikowanym zagadnieniem, nie panikuję, że nie rozumiem go z marszu, tylko daję sobie czas na nasiąkanie. Codziennie trochę czytam, myślę, przeprowadzam umysłowe spekulacje i czekam na olśnienie, aż zagadnienie to stanie się czymś oczywistym.
Niezwykłe liczby prof. Stewarta jest pozycją znacznie prostszą od klasycznej "Co to jest..", ale wciągającą niczym kryminał. Napisana w nowoczesnym stylu, przedstawia nam "magię" konkretnych liczb, prowadzi przez historię odkrywania (wynajdywania?) klas liczb. Choć prawie nie ma tu dowodów, aż roi się od twierdzeń, które w czasach pisania "Co to jest matematyka" były wciąż hipotezami. Gorąco polecam każdemu, szczególnie tym, którzy uważają siebie za humanistów, bo nie lubili matematyki w szkole. Ludzie żyjący tysiące lat temu nie potrafili pojąć liczb ujemnych, nie rozumieli koncepcji zera, wszystko to musieli dopiero wynaleźć. Prof. Stewart pokazuje, jak wynajdywali sposoby pokonania problemów obliczeniowych. Nawet jeśli się zgubicie, czytajcie, gdy wrócicie za rok-dwa, żaden temat już was nie zaskoczy :)
Wg mnie informatyk posługujący się matematyką powinien "rozwalić kasyno" inwestując na giełdzie. Coś takiego jak "wrażenia" wynikające z oglądania wykresów, a nazywane analizą techniczną nie powinno mieć tu najmniejszych szans. Podobnie analiza finansowa spółek- przecież odpowiednia baza danych wraz z formułami ich filtrowania, łączenia, "kombinowania" i konfrontowania z notowaniami powinna zaowocować algorytmem selekcji spółek, timingiem i jeszcze pewnie jakimś "ingiem" dającym solidne zyski. A jednak te zdolności informatyczne dają lepszy zysk produkując "wiedźminy", niż transakcje na giełdzie (HFT nie biorę pod uwagę bo to zwykła przewaga techniczna w kojarzeniu zleceń). Dla mnie jest tu jakaś rozbieżność i nie za bardzo wiem dlaczego tak jest....a może nie jest ?
OdpowiedzUsuńNapisałem sporo narzędzi wspomagających decyzje inwestycyjne, analizatory wykresów, poszukiwaczy trendów, siły relatywnej, cykli etc. Z kolegą zaprzęgliśmy nawet sieci neuronowe do analizy raportów. Ale jeszcze nie znalazłem graala dopasowanego do mojej psychiki, który pozwoliłby mi zarobić dużo i szybko.
UsuńJest coś takiego jak zmysł traderski, którego mi brakuje i prędko się tego raczej nie nauczę. Wyobraź sobie, że masz system, który daje ci 50% szansy, że z 20 tys. zrobisz 500 tys. lub stracisz wszystko. 'Urodzony' trader zagra nim w ciemno, bo wartość oczekiwana systemu wynosi:
0.5*480k - 0.5*20k = 230 tys.
Jeśli mu się nie uda, uzbiera znowu 20 tys. i zagra ponownie, aż w szybkim czasie dorobi się na tyle dużego kapitału, żeby móc stosować surowe reguły zarządzania kapitałem.
Ja natomiast nie akceptuję wysokiego ryzyka, wolę kupić PKO z horyzontem kilkuletnim, szacując zyski z dywidend i korekty spadku na wielokrotność lokaty. Jestem na rynku od 2008 roku, więc na dobrą sprawę nie miałem jeszcze okazji uczestniczenia w solidnej hossie. Może wzrosty z 2009 można nazwać hossą, ale byłem wtedy zbyt zielony.
Swój plan opisuję od ponad roku - mimo, że moje narzędzia typują spółki, które potrafią dać szybki zarobek kilkudziesięciu procent, nie skracam zyskownych pozycji. Przez to wiele zysków wyparowało (08Octava jazda z 90gr na 1.87, potem zjazd na 1zł) lub zamieniło się nawet w straty (tu mógłbym wymienić całą litanię spółek, np. Atrem 5->7->4, Komputronik 9->12->5, Decora 6->12->7, Duda itd.). Wynika to jednak z podejścia długoterminowego - ruchy po 30-50% w górę i dół to wciąż tylko szum, gdy rozciągniemy wykres na okres 10-letni. Owszem - gdybym brał zysk po wzroście o np. 80%, a potem odbierał pakiet na korekcie, wyniki byłyby rewelacyjne, nigdy jednak nie wiadomo kiedy warunki się zmienią. W 2009 roku próba łapania górek i dołków kosztowała mnie utratę większości potencjalnych zysków. Nie potrafię przewidzieć kiedy znowu spółki wejdą w monotonne trendy wzrostowe, ale gdy/jeśli to nastąpi, moja metoda zda egzamin. Poza tym na aktywną grę nie mam aktualnie czasu.
Od paru lat również amatorsko interesuję się matematyką, tą prostą dnia codziennego i tą bardziej abstrakcyjną. Niesamowite jak wiele wartościowych treści jest dostępnych za free w tej dziedzinie.
OdpowiedzUsuńPolecam książkę Miłość i matematyka Edwarda Frenkel'a przetłumaczoną niedawno na polski – bardzo przystępna i napisana z pasją. Zresztą ciekawe w necie są wykłady i wystąpienia Frenkela, bo dają zawsze szerszy kontekst i głębsze platońskie rozumienie świata abstrakcji. Odcinek numberphile na youtube gdzie tłumaczy hipotezę Riemanna to mistrzostwo.
Przypomniałeś mi o Numberphile, genialna seria. E. Frenkela nie znałem, ale zapoznam się z wykładami - dzięki.
Usuń