Najbardziej intrygującą cechą wykresów giełdowych jest łatwość z jaką można analizować ich historyczne zachowanie. Oglądając wykres wielkiej hossy na WIG z lat 2003-2007 można machnąć linię trendu albo wstawić średnią 12-miesięczną i złapać się za głowę - jakie to zarabianie było wtedy proste, wystarczyło kupić akcje i trzymać 4 lata nim średnia została przebita. Keep it simple! Większość inwestorów z tamtego okresu wyginęła w kolejnych latach. Na ich miejsce przyszli wyznawcy nowej "taktyki" (zasłyszane od znajomego, który zaczynał od emisji Taurona na GPW: "to proste, kupuję akcje WIG20 kiedy spada i sprzedaję jak rośnie"). Dlaczego tak? Popatrzmy na wykres z ostatnich lat:
Nic dziwnego, że kolega ignoruje trendy inne niż boczny i średnie kroczące. Nie miał okazji przekonać się jak niebezpieczne jest to podejście w silnej bessie albo ile okazji można stracić w hossie. Dla niego podejście pod opór to sygnał sprzedaży, a zejście na wsparcie to sygnał kupna. Kiedy WIG20 wybije z konsolidacji ta taktyka przyniesie wiele zgryzot i strat, nim mózg nauczy się rozpoznawać nowe wzorce.
Z doświadczenia (po sobie) wiem, że większości ludzi pokazywanie innych zachowań rynków niewiele daje, bo analityczny umysł swoje, a zakodowane w emocjach schematy postępowania swoje. Analizujesz trend na jakimś aktywie i znajdujesz prostą średnią X-tygodniową, która jest silnym wsparciem trendu - super! myślisz sobie, kupuję i siedzę na pozycji. Ale po pierwszej mocniejszej fali wzrostowej uciekasz z mikro-zyskiem, bo w podświadomości kołaczą ci doświadczenia z ostatnich kilku lat na WIG20. Nie mają znaczenia twoje najlepsze analizy, bo impuls "uciekaj, bo zaraz spadnie" jest silniejszy - zamykasz pozycję za szybko. Co z tego, że widzisz okazje fundamentalne czy techniczne, możesz mieć trafność 80%, skoro biorąc niewielki procent założonego ruchu zarobisz niewiele więcej, niż stracisz w tych 20% nietrafionych zagraniach.
Kolejny, chyba najbardziej rozpowszechniony na giełdzie przykład dysonansu między tym co planuje część analityczna umysłu, a tym co wykonujemy pod wpływem intuicji, jest gra pod zmianę trendu. Wbrew pozorom symptomy formowania szczytu lub dołka są dość powtarzalne. Ile razy kupiliśmy po wnikliwej analizie jakąś przecenioną perełkę, która urosła w kolejnych latach 10-krotnie, ale my zarobiliśmy tylko kilkadziesiąt procent? Nawet gdy oczami wyobraźni spodziewaliśmy się takiego ruchu, nawet gdy raporty i analizy fundamentalne potwierdzały przypuszczenia, zamknęliśmy pozycję w przedbiegach. Jak mawiał Livermore, rynek zabierze w dalszą podróż tylko niewielką część tych, którzy od początku zajęli prawidłową pozycję.
Skoro problemy są tak powszechne, to nie wynikają z indywidualnych predyspozycji, ale z cech całego gatunku ludzkiego. I faktycznie - ich przyczyną są tzw. błędy poznawcze, czyli schematy postępowania, które wyewoluowały w homo sapiens. Kiedyś pozwalały przetrwać w dzikim środowisku, ale utrudniają poruszanie w racjonalnie zaprojektowanych systemach. Naukowcy wyodrębnili ich całą gamę, nie mam czasu by je przepisywać, ale polecam wygooglać i się zaznajomić. Część z tych błędów (m.in. efekt potwierdzenia, efekt pewności wstecznej) ma kolosalne znaczenie dla jakości gry na giełdzie. Jeśli w naszym przypadku te schematy są dominujące (a dominują u zdecydowanej większości ludzi), będziemy potrzebowali wiele wysiłku i lat, aby przeprogramować intuicję i regularnie zarabiać. Trzeba będzie przeżyć kilka rynków byka i niedźwiedzia, żeby już nic nie mogło zaskoczyć. Nic dziwnego, że większość ludzi odpuszcza sobie giełdę i dorabia teorie o ustawionym rynku, naganiaczach itd.
Zdarza się odsetek ludzi, u których te efekty mają mniejsze znaczenie i udaje im się gładko wdrożyć zasady zarabiania na giełdzie. Te zasady są proste, najszybsze co możemy opanować to właśnie technika. Np. znajdź indeks w trendzie wzrostowym, określ średnią kroczącą na wykresie tygodniowym, która jest wsparciem, ustaw SL pod ostatnim dołkiem i przesuwaj go wraz z trendem. Do tego zasady zarządzania kapitałem (np. 1/10 portfela na inwestycję) i można zarabiać. Proste jak na prezentacjach brokerów. Ten odsetek graczy, który potrafi intuicyjnie przyswoić zasady gry wcale nie jest wolny od błędów poznawczych, po prostu działają one na innych polach.
Los obdarzył mnie standardowym pakietem błędów poznawczych, dlatego przyswajanie zasad gry w środowisku chaotyczno-losowym idzie topornie. Mimo, że zaliczyłem tylko 1 rok straty, nigdy nie miałem jakiegoś super roku albo choćby wspaniałej inwestycji, w której kilkukrotnie pomnożyłem kapitał. Czy jednak nie stykając się tak często z porażkami, znalazłbym w sobie potrzebę, żeby uświadamiać sobie schematy, które mną kierują? Czy uświadomiłbym sobie, jak ważne jest rozróżnienie, która część umysłu podejmuje decyzję:
- szybka (tzw. intuicja), emocjonalna, oparta o heurystyki i błędy poznawcza,
- wolna, oparta o racjonalne analizy.
Dziś potrafię rozróżnić, kiedy opanowuje mnie impuls domagający się szybkiego, określonego działania. Nie ignoruję go - w końcu przez kilka lat gry giełdowej wyrobiłem wiele dobrych nawyków, ale też nie ulegam mu - siadam do analizy, wyciszam umysł i oddaję pole racjonalnej części. To podejście, wyniesione z giełdy przenoszę na całe życie - jeśli szybkość podjęcia decyzji nie jest wymagana, jeśli nie posiadam dostatecznej wiedzy z danej dziedziny, to odczekuję chwilę, bo wiem już, że gdy ochłonę do gry wkroczy racjonalna część umysłu.
No to się kurczę rozpisałem, a miałem tylko wkleić ten wykres MDAX :)
A jednak można i co robić. Najlepsi w tym są analitycy w opowiadaniu bajek. Rynek jest trudny zawsze do przewidzenia. Trzeba się tylko umiejętnie poruszać i dywersyfikować portfel.
OdpowiedzUsuń