Długo się zastanawiałem nad tym postem. W poprzednich częściach minicyklu opisywałem różne myślowe spekulacje i do tego tekstu również przygotowałem zbiór kilku spostrzeżeń i interpretacji. W międzyczasie jednak obejrzałem cykl programów o strukturze przestrzeni, które radykalnie poszerzyły moje postrzeganie (na razie umysłowe) rzeczywistości.
Zacznę od pierwotnej wersji tekstu. Pisałem wcześniej o koncepcji nieskończenie wielu wszechświatów, z nieskończenie wielu możliwymi prawami (w wariancie wariacji z powtórzeniami, czyli istnieje także nieskończenie wiele wszechświatów identycznych z naszym). Pamiętajmy, że to tylko eksperyment myślowy bez wniosków praktycznych.
W tym tekście chciałem przedstawić koncepcję wszechświata fraktalnego, która zrodziła się w mojej głowie w czasach podstawówki, również jako eksperyment myślowy :) Oglądając w książce z chemii modele atomu z elektronami latającymi po kolistych orbitach, pomyślałem, że może nasz układ słoneczny, w którym planety obiegają po kołach Słońce (pamiętajmy, że mój zasób wiedzy był wtedy bardzo ograniczony, prawa Keplera poznałem lata później) jest atomem większego świata?
Tamta idea zdominowała moje rozmyślania, gdyż nigdy nie mogłem uwierzyć w istnienie najmniejszej, niepodzielnej cząstki. Sprawa pogmatwała się trochę, kiedy studiowałem informatykę. W świecie informatyki najmniejszą cząstką jest bit i bez problemu wyprowadza się z niego programy coraz wyższych abstrakcji. W hipotetycznym komputerze w świecie bez granic, mając najmniejszą cząstkę, mogę zbudować nieskończenie złożoną maszynę. Skoro sieci neuronowe zbudowane na prostych funkcjach potrafią np. opanować chodzenie, rozmawianie czy czytanie, złożenie sztucznego mózgu z własną świadomością jest na wyciągnięcie ręki.
W filmie Matrix wykorzystano pomysł świata-algorytmu. W pewnym momencie (chyba w 2 części) wydawało mi się, że również ludzie z Ziona są także podłączeni do komputerów, tylko w innej reality (dla buntowników). Potem się pogubiłem i już nie wiem, czy taka idea była zasugerowana, czy mój umysł nadmiernie doszukujący się podobieństw, wyprodukował taką wizję. Rzeczywistość matrixa sprowadzałaby się zatem do ewolucyjnej walki programów (pamiętamy, że w 'sztucznym' świecie było wiele postaci-programów).
Wielu współczesnych naukowców podobnie opisuje życie. Jestem w trakcie lektury "Genu samolubnego" Dawkinsa i autor uwdowadnia, że jesteśmy komputerami zbudowanymi na DNA, rządzonymi przez proste prawa. Pisałem kiedyś o poziomach abstrakcji w językach programowania, które charakteryzują się własnymi zasadami i logikami, mimo że wszystkie redukują się do funkcji logicznych na bitach (każdy program jest w pamięci tylko zbiorem zer i jedynek). W życiu zachodzi coś podobnego, najwznioślejsze uczucie można np. rozpisać na interakcję ludzi, która kompilowana jest do związków komórek, tą z kolei opisują reakcje cząsteczek, atomów i dalej przeskakiwanie elektronów na powłokach.
Czy możliwe jest zejście do najmniejszej 'cząstki' takiego procesu? Myślę (w przeciwieństwie do koncepcji sztucznej inteligencji), że w przypadku życia w naszej formie - nie. Natrafiłem kiedyś w sieci na obrazek hipotetycznej struny - najmniejszego budulca wszechświata wg teorii superstrun. Pierwsze co przyszło mi wtedy na myśl, to zapamiętany z toruńskiego planetarium obraz widzialnej "pajęczyny" wszechświata. Być może zabieg był celowy, a może znowu za dużo się doszukuję podobieństw. Mniejsza o to.
Istotniejsze jest to, że ponownie wróciłem do starej koncepcji nieskończonego fraktala, tyle że z wielkości atomowych przeszedłem na wielkości Plancka. Traktując takie kłębki strun nie jako jednorodne cegiełki, ale odrębne wszechświaty, uzyskujemy nieskończoność w każdym kierunku: nasz wszechświat jest zaledwie strunką w innym wszechświecie (o identycznych prawach), podobnie jak niezliczone ilości kłębków w zwykłym atomie są odrębnymi wszechświatami (czy istnieje możliwość przechodzenia między nimi? kontakt z osobami z zaświatów?). Nie ma to oczywiście nic wspólnego z teorią superstrun, obejrzany obrazek był zwyczajnie impulsem do kolejnych przemyśleń.
Okazuje się, że dużo więcej o koncepcjach fraktalnych mają do powiedzenia prawdziwi badacze. To co napisałem to tylko eksperyment myślowy, bez możliwości sprawdzenia. Tymczasem w świecie są rzeczy, które filofom się nie śniły ;) Tutaj znajduje się pierwszy z cyklu kilku filmów Nassima Harameina:
Film dosłownie wgniata w fotel. Czy mam coś do dodania? Chyba tyle, że pod jego wpływem znacznie częściej korzystam z liczb Fibonacciego w inwestowaniu :D
Wracając jeszcze do kwestii czy jesteśmy maszynami do przenoszenia genów, jak uważa Dawkins. Wg mnie i tak i nie. Tak, bo jesteśmy faktycznie zbudowani ze skończonych struktur-cegiełek (niech to będą geny, lub łańcuchy białek). Nie, gdyż nasze cegiełki nie są bitami - są nieskończenie złożone, można zagłębiać się w nie bez końca, tak jak we fraktal. Fraktal taki jest ograniczony, a jednak nieskończenie rośnie do pewnej granicy. Nie można jednak zastąpić go modelem ograniczonym (cegiełką) i otrzymać na wyższym poziomie tego samego - choćbyśmy nie wiem jak bardzo przybliżali liczbę niewymierną, w równaniu chaotycznym po kilku iteracjach błąd obliczeń będzie kosmiczny.
Łatwo odwrócić jednak takie rozumowanie: jeśli nie zbudujemy sztucznego życia opartego o funkcje matematyczne, czy można zbudować sztuczne życie z atomów? Tutaj nie mam wątpliwości: tak, gdyż taka jest wewnętrzna natura atomów (słowo atom to tylko symbol czegoś, co jest nieskończenie złożone i połączone ze wszystkim). Życie jest konsekwencją budowy wszechświata (rozumianego już jako całość, nieskończenie wiele wszechświatów). Rządzą nami proste funkcje matematyczne, na których działają funkcje bardziej złożone, jednak nie dotrzemy do pierwotnych współczynników równania, gdyż one nie mają początku, ani końca. Jak Bóg-Jahwe-Tetragrammaton..
ja do tego wniosku doszedłem w liceum , Bóg to Wielki Matematyk
OdpowiedzUsuń