USDPLN wybił poniżej przedstawionej wczoraj linii kanału wzrostowego. Miedź walczy o nowy szczyt, złoto przekroczyło historyczną granicę 1000$, ropa odbija, indeks dolara leci w dół, indeksy giełdowe pną się w górę:
Wskaźniki P/E coraz bliższe wartościom ze szczytów hossy:
Miliardy wpompowane w tonące finansowe giganty, dopłaty do nowych kredytów hipotecznych i za złomowanie samochodów + kreatywna księgowość i statystyka dostarczyły "lepsze od prognoz" wyniki gospodarcze za minione miesiące. Skutecznie zafałszować nie udało się tylko danych o bezrobociu.
O realnym stanie koniunktury niech wypowiadają się eksperci, ja mogę zgadywać na podstawie wykresów i wychodzi mi, że mamy do czynienia albo z hossą inflacyjną, albo wielką pułapką. Niby jest deflacja, kasowanie bilionów toksycznych aktywów, z drugiej strony Fed część tych "aktywów" kupuje po nominalnej cenie. Tanieją płody rolne (ktoś pamięta jeszcze marcowe prognozy nowego cyklu byka na żywności?), choć jej ceny w sklepach rosną. Rosną opłaty za energię, chociaż obok kopalń zalegają hałdy niesprzedanego węgla.
Jeśli USA załatwia problem długu dewaluacją dolara, wzrosty na surowcach i giełdach są naturalną konsekwencją upadku waluty. Tak było w latach 70-tych i 30-stych, kiedy realnie akcje taniały, a nominalnie conajmniej stały w miejscu.
Gra może być jednak dużo bardziej wyrafinowana. Eksport pieniądza daje większe i nieporównanie łatwiejsze dochody, niż produkcja realnych dóbr. Tylko głupiec pozbawiałby się fabryki obietnic, na które popyt nadal ustawia się w kolejce. Dzięki globalizacji urząd skarbowy można postawić w każdym kraju (urząd ten nazywa się giełdą papierów wartościowych) i kreować przeróżne trendy. Im bardziej oderwane od gospodarki, tym łatwiej zmylić przeciwnika, tym mniej ludzi zdąży się w porę połapać, gdzie kiełkuje bańka. Potrzeba derywatów, które pozwolą niewielkim kosztem sterować cenami oraz prasy, która odpowiednio nastawi opinię publiczną i nakieruje masy na pompowanie finalnych balonów.
Prasa/analitycy świetnie nam wytłumaczą szalone wzrosty lub spadki cen nieruchomości, złota, ropy czy akcji. Co ważniejsze sami będą święcie wierzyć w to co piszą i stosować się do swoich złotych rad. Do kontroli nad stadem baranów wystarczy jeden baca i pare wyszkolonych psów.
To co piszę brzmi jak teoria spiskowa, ale spójrzmy racjonalnie. W każdej dziedzinie ludzkiej aktywności istnieją jednostki posiadające umiejętności większe, niż miliony ludzi razem wziętych. Ktoś projektuje symulator bomby jądrowej, ktoś przeszczepia ludzkie organy, ktoś buduje teleskop Hubble'a. W świecie finansów również rodzą się geniusze, którzy wiedzą jak ograć innych.
Naiwnością jest wierzyć w nieuchronność procesów ekonomicznych, tak jak mało który historyk wyznaje już tezy o nieuchronności wydarzeń historycznych. Świat jest chaotyczny, szaleńcy, załamania pogody czy wynalazki zmieniają na zawsze ciąg zdarzeń. Jedno co się nie zmienia, to nasza ludzka natura. Im mniejszą wiedzą dysponujemy, tym większą wykazujemy ignorancję.
Wyobraźmy sobie, że ktoś formułuje prognozę na przyszłość, która uwzględnia wszystkie aktualne czynniki i niezwykle trafnie opisuje rzeczywistość. Co robią osoby zainteresowane w temacie? Reagują. Starają się powstrzymać lub odwrócić zapowiedziane konsekwencje. W ten sposób prognoza może być całkowicie nietrafiona, choć mogłaby się wydarzyć, gdyby analityk zachował ją dla siebie i nie wystąpiły nieprzewidziane losowe wypadki.
Po co piszę o tym wszystkim? Ponieważ po opanowaniu (mniej więcej) najważniejszej zasady "tnij straty, nie zyski", dojrzewam do kolejnej podstawowej nauki "trade what you see, not what you think" :)
"Naiwnością jest wierzyć w nieuchronność procesów ekonomicznych, tak jak mało który historyk wyznaje już tezy o nieuchronności wydarzeń historycznych. Świat jest chaotyczny, szaleńcy, załamania pogody czy wynalazki zmieniają na zawsze ciąg zdarzeń. Jedno co się nie zmienia, to nasza ludzka natura. Im mniejszą wiedzą dysponujemy, tym większą wykazujemy ignorancję."
OdpowiedzUsuńSwietny tekst..
Jaka masz strategie na najblizsze czasy?
Czesc Blazej.
OdpowiedzUsuńMoja strategia obecnie jest ograniczona przez brak czasu (projekty), ale czekam na jednoznaczne rozstrzygniecie, czy idziemy na nowy szczyt (wtedy kupie akcje krotkoterminowo), czy spadamy (bede skromnie gral na spadki kontraktem na FPKO). Ten rok przeznaczylem na nauke, juz za miesiac bedzie dlugie i rzeczowe podsumowanie.
Zgadywanie gorek i dolkow okazalo sie kompletna klapa, ale przy obecnym poziomie indeksow nie chce sie juz pakowac w akcje ze stop lossem, bo czuje, ze moze sie skonczyc tylko na odpaleniu stopow i kumulacji wielu malych strat. Dlatego poki nie bedzie twardych dowodow na wychodzenie z recesji, akcje bede kupowal na krotki okres przy rosnacym rynku.
Po cichu ciagle licze na conajmniej duza korekte, o nowych dolkach nie marze, choc nie wykluczam. Jako dziecko koncowki bessy jestem przygotowany na spadki, ale licze sie z dluzsza konsola i potem powolnymi wzrostami (czytaj - najlepsze okazje minely juz na kilka lat).
Najwazniejsza lekcja teraz to wejsc na rynek przy sygnalach pro-wzrostowych, nawet jesli wszystko w glowie krzyczy, ze zaraz gielda runie w przepasc :)