Ciągle kończę projekt, ostatnio po nocach. W dodatku Fortuna postanowiła dołożyć mi atrakcji i samochód rano nie odpalił. Podejrzewam akumulator, te nowoczesne samochody zalewają nas tysiącem głupich alarmów, które w dodatku przy niskiej mocy wariują. Po ciężkich bojach udało mi się go wyciągnąć i nawet żarówkę wymieniłem (co w tym modelu jest tak skomplikowane, że większość ludzi jeździ z tym do ASO..). W moim poprzednim "pełnoletnim" dieselku wszystko było proste, coś się skręciło, wykręciło czy wymieniło śrubkę i działało. Odwołałem ważną wizytę, wracam do domu a tu prąd do 17 wyłączony.
W takich sytuacjach widzimy prawdziwego siebie. Termin przekroczony o miesiąc, stres, masa spraw do załatwienia przed końcem roku, a tu samochód i komputer uziemniony. Rzuciłem paroma maciami, wyciągnąłem zeszyt i jak za dawnych czasów zacząłem spisywać pomysły. Ostatecznie urodziło mi się kilka i zajmę się nimi jak tylko skończę najpilniejsze sprawy.
Po ostatnich doświadczeniach upewniłem się w swoim rosyjskim patrzeniu na technikę (w samochody w szczególności): "czego nie ma, to się nie zepsuje".
Tymczasem wracam do cięcia dialogów, kres już na horyzoncie.
Świetny blog DEDEK :)
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że będę stałym czytelnikiem.
Widzę, że mamy dużo wspólnego. Poobsuwane terminy, narzekający klienci i wiele pomysłów w głowie to mój żywioł :) Zapraszam do mojego bloga jeśli jeszcze nie byłeś ;)
Wieczorem dodam Cie do swoich linków.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w prowadzeniu bloga :) Jak pewnie wiesz, ja też zacząłem w grudniu i nie zamierzam przestawać!