Strony

czwartek, 20 listopada 2008

Perspektywy Polski

Dziś na giełdzie mocne spadki, prawdopodobnie dobijamy do minimum z 27 października. Nie jestem ekonomistą, choć od jakiegoś czasu intensywnie douczam się praw rynku. Niestety ignorancja spraw ekonomicznych kosztowała mnie utratę części kapitału, a co znacznie gorsze, niewykorzystanie wielu sytuacji. Podczas studiów inżynierskich patrzałem z lekką pogardą na finansistów, którzy nie potrafią nic zbudować, tylko kombinują jak zarobić na cudzej pracy i wyciągnąć pieniądze od "szaraczków". Przespałem hossę 2005-2006 (cały kapitał trzymałem na koncie oprocentowanym poniżej inflacji), w 2007 roku ostrożnie wszedłem w fundusze i zostawiłem w nich część pieniędzy z wiarą, że kiedyś odbije.

Od jakiegoś czasu czytam blog AppFunds (polecam go w linkach) i dzięki niemu sporo dowiedziałem się o zasadach inwestowania. Niestety nadal uczę się na błędach (najpierw ostrożnie kupiłem w dołku, zarobiłem 20% i władowałem sporo pieniędzy przy wig20 ok. 1900). Dziś patrzę, jak szybko topnieją fundusze w akcjach. I zastanawiam się, jakie fundamenty ma nasza gospodarka, gdzie zatrzymają się spadki i czy w wielomiesięcznej perspektywie nie polecimy jeszcze niżej.

App stosuje zasadę cięcia kosztów, przy określonej stracie (stop loss) ucieka z waloru. Nie wybrałem tej opcji, bo psychicznie nie mogę uciągnąć fizycznej straty kapitału (jak tylko się odbiję, zacznę stosować tą taktykę :) ). Wiem, że postępuję nierozsądnie, bo mogę stracić dużo więcej, jednak na ten czas obrałem strategię średnioterminową. Założyłem, że mimo wszystko cały czas krążymy wokół minimów i za jakiś czas nastąpi odbicie do ok. 2500-2700 (kilka miesięcy), kolejny spadek do ok. 1700-1800 i mozolny początek kolejnej hossy.

Coraz więcej ekonomistów wieszczy krach porównywalny z tym z 1929 roku. W tym przypadku moja strategia ległaby w gruzy i po kupieniu akcji przecenionych po 50-80%, czekają mnie jeszcze ostre spadki i być może bankructwa (mam nadzieję, że te nie nastąpią, wybrałem raczej duże spółki z monopolem i udziałem państwa). Dorzuciłem trochę walorów spekulacyjnych za niskie kwoty - jeśli firmy przetrwają kryzys, w czasie hossy można na nich sporo zarobić, jeśli padną, stracę kilka stówek.

Polska gospodarka jest silnie skorelowana ze światową, kryzys lat 30-stych uderzył w nas mocniej niż państwa rozwinięte i trwał 2 lata dłużej. Dlatego nawet rozsądna polityka wewnętrzna może nie mieć wielkiego znaczenia, kiedy zachodni kapitał rzuci się do ucieczki z GPW. Nie wierzę w przetrwanie dominacji USA, ten kraj się bardzo wypalił. W technologiach kosmicznych przegrywają wyścig, mimo że nadal posiadają najlepsze światowe uczelnie, poza przemysłem zbrojeniowym, informatycznym, medycznym i rozrywką, nie widzę wielkich amerykańskich koncernów. Gałęzie, które wymieniłem, ciągną świat do przodu, współgrają z długoterminowym celem ludzkości (przetrwanie -> kolonizacja kosmosu), ale bez budowy potężnej infrastruktury, ich rozwój przestaje mieć cel.

Niestety przez lata dominacji kulturowej i ekonomicznej, Amerykanie zatracili etos solidnej pracy, konkurencyjności i fantazję. Zamiast dążyć do harmonijnego rozwoju, rzucili się w wir konsumpcji, w której nadal upatrują źródeł rozwoju. Nie dotarły z USA żadne odkrywcze prądy religijne i metafizyczne. Z buddyzmu i chrześcijaństwa zrodziła się wielka filozofia, obecnie powstają liczne teorie psychologiczne i eksperymenty, jednak płynąca z nich wiedza nie wykracza poza prawdy spisane tysiące lat temu. O ile w technologii osiągnęli wykładniczy rozwój, w rozwoju człowieka widzę wręcz regres (kraj zestresowanych hedonistów i grubasów).

Pod koniec lat 80-tych japoński indeks NIKKEI przeżył załamanie, z którego nie wydostał się do dziś. Co więcej, jeśli popatrzymy na wykres logarytmiczny, od tamtego czasu gospodarka japońska znajduje się ciągle w trendzie spadkowym. Czyżby Japończycy wykorzystali w ramach tego czasu i swojej kultury możliwości wzrostu ekonomicznego? Czy poza ekonomią są jakieś dziedziny, w których się rozwijają? Ponieważ dziś piszę o sprawach finansowych, poprzestanę na tych pytaniach. Zwróćmy teraz uwagę na indeks amerykański S&P. Obserwując minima w skali logarytmicznej od czasu wielkiego kryzysu, nadal trzyma się w trendzie. Co więcej, ma jeszcze lekki margines spadku. Czy nadszedł jednak kres tego rozwoju?

Wzrost wykładniczy jest tak ogromny, że w realiach fizycznych, może wystąpić tylko przez krótki czas. Ostatnie lata amerykańskiego rozwoju przypominają wielki pożar z ogniska. Szalone rozdawnictwo kredytów, wirtualne zabezpieczenia instrumentów finansowych i potężne zadłużanie wywindowały wykresy do szczytowych poziomów. Nawet jeśli uwzględnimy w indeksach inflację, wzrost nadal jest potężny. Żadna działalność człowieka nie może tak długo rosnąć. Po osiągnięciu pewnego etapu, rozwój może być tylko logarytmiczny, co jest odwrotnością postępu wykładniczego! Porównałbym tu kondycję gospodarki do wyczynów sportowych. Najpierw rekordy szybko rosły, by po osiągnięciu pewnego pułapu wzrastać o sekundy, dziesiętne, setne, wreszcie milisekundy. Ciężko mi wyobrazić sobie, by przy obecnym poziomie gospodarczym, indeks S&P posunął się z trendem na kolejne maksima (chyba, że dolar będzie tracił odwrotnie proporcjonalnie do "rozwoju", wtedy USA będzie stało w miejscu, ale wykresy pokażą wzrost).

Nie przekreślam rozwoju, nadal widzę ogromne perspektywy, jednak nie wiem, jak długo będziemy na nie czekać. Przełom widziałbym w nowych źródłach potężnej i taniej energii (bardzo podoba mi się tu działalność Niemców). Póki co, choć pomysły są, długo poczekamy na ich umasowienie. Wzrost indeksu USA przypominać będzie wzrost prędkości procesorów co 2 lata - najpierw było to konsekwencją zmniejszania tranzystorów, co wystarczyło do podbicia iteracji z tysięcy do miliardów. Niestety minimalizować już się nie da, więc producenci technologii krzemowych zdani są na rozdzielanie zadań na większą liczbę procesorów, optymalizację algorytmów, wrzucanie funkcji programowych w elektroniczne kości i upraszczanie połączeń między nimi. Do kolejnego skoku potrzebna jest nowa technologia taktowania procesora, której póki co nie udało się wyprodukować.

Jak w tym wszystkim widzę Polskę i te moje nieszczęsne akcje? Jesteśmy krajem na dorobku, dlatego nawet wybudowanie paru kilometrów autostrad, podbija nasz PKB. Porównując nasycenie rynku usługami czy liczbą metrów kwadratowych lokalu przypadających na obywatela, mocno odstajemy od krajów zachodnich. Dlatego liczę na kontynuację "wykładniczą", nawet pomimo możliwości odwrócenia wieloletniego trendu w USA. W programie do rysowania wykresów, brakuje mi skali do wyznaczenia maksimum kolejnej hossy, biorąc pod uwagę linię trendu opartą o maksima poprzednich hoss z lat 1997, 2000, 2007. Jesteśmy w klubie stabilnych państw z w miarę jasnymi kompetencjami rządów. Nie widzę na razie szans na podłączenie do wielkich wyzwań stojących przed ludzkością, sprzyjających poznawaniu rzeczywistości (jak LHC, stacje kosmiczne) i generujących nowe wynalazki. Mam natomiast nadzieję na powtórzenie drogi Hiszpanii czy Irlandii, które przez lata dynamicznie rozwijały się dzięki unijnym funduszom i bliskości krajów rozwiniętych.

Na obecny rząd wylewa się sporo żółci, każdy miał jakieś oczekiwania, które kumulują sie od lat. Wbrew obiegowej opinii, uważam ten rząd za całkiem niezły (pomijając cwaniaków z PSLu). Nie uległ paneuropejskiej modzie na socjalizm i mżonkom, że pobudzając konsumpcję uchronimy się przed kryzysem. Wreszcie ktoś nie uległ związkowcom i są szanse na ukrócenie przywilejów niektórych grup społecznych. Prowadzenie firmy w Polsce to trzeci świat, jednak wreszcie dotknęła i mnie jakaś korzyść - mogę w trudnym okresie zawiesić działalność i nie płacić Zusu, z czego mam zamiar niedługo skorzystać (obecnie siedząc nad projektem pół roku, potem negocjując sprzedaż i wystawiając fakturę, mogę czekać na pieniądze nawet 8 miesięcy, a w tym czasie muszę zapłacić ok. 6400 zł tzw. "ubezpieczeń"). Zaoszczędzone pieniądze będę częściowo odkładał we własny fundusz 3-letni na rozwój firmy. Zakładam 20% stopę zwrotu w skali roku.

Trayderem niestety dobrym nie jestem, wszystkie akcje jakie właśnie kupiłem, lecą na łeb (Agora, Lotos, trochę mniej KGHM), liczę jednak na przetrwanie trendu i zarobek lepszy niż z lokaty (w perspektywie roku). Jeśli nie spadniemy niżej niż 1470 z października (co przewidują moje wykresy), możliwe że utrzymaliśmy się w okolicach trendu wieloletniego i czeka nas wzrost. Poniżej 1470 oznacza, że nadal jesteśmy w trendzie spadkowym od 2007 i długo poczekam na zwrot (dla Lotosu póki co widzę dobre perspektywy, Agora to zagadka, słabo się osadzili w internecie, ale mają najlepszy w Polsce zespół dziennikarzy z moim ulubionym Dużym Formatem). Czaję się na PKO i PKN, jednak ich akcje nie lecą już tak pięknie jak w październiku (wtedy nieźle na nich zaspekulowałem, ale na przyszłość wolę unikać takich ruchów, zabierają za dużo czasu i nerwów). Czyżby zwiastowały trend rosnący?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.

Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.

Podtwórca