Stojąc przed wyborem drogi zawodowej, ludzie często kierują się aktualną modą, decyzjami znajomych czy rodzinną tradycją. Niestety niejednokrotnie okazuje się, że swojej pracy nie lubią lub się w niej nie sprawdzają. Pół biedy, jeśli praca ma być wyłącznie źródłem dochodów, a prawdziwe życie toczy po wyjściu z niej. Jednak kiedy myślisz poważnie o założeniu firmy, musisz liczyć się z tym, że w pierwszych latach poświęcisz pracy większą część aktywnego czasu. Szanse na utrzymanie motywacji i chęci rozwoju przy nielubianym zajęciu są minimalne.
Psychologowie mają prostą receptę (jak pamiętamy recepty na sukces zawsze brzmią prosto:) na karierę: pomyśl co chciałbyś robić, gdybyś nie musiał nic robić i zacznij to robić. Problemy finansowe czy brak czasu zrekompensuje ci satysfakcja z pracy. Jestem przykładem człowieka, który realizuje tę ideę. Robię dziś to (poza księgowością, negocjacjami, zarządzaniem zespołem i planowaniem :] ), co zajmowało mi większość dzieciństwa. Będąc dzieckiem niewiele musisz, masa rzeczy cię pasjonuje i tym najciekawszym poświęcasz tysiące beztroskich godzin.
Jak to w życiu, nie wszystko co brzmi prosto, jest proste. Pasji musi towarzyszyć warsztat (nie piszę talent, bo to temat na inny wpis) i w wielu dziedzinach żeby się wybić, potrzebowalibyśmy lat nauki i wytrwałości. Jeśli kochałeś grać na pianinie 20 lat temu i teraz chcesz zostać pianistą, swoją karierę póki co planuj na etapie chałturek weselnych. W życiu obowiązuje zasada "mierz sukces podług sił".
Nawet z ukochanym zawodem wiąże się ryzyko wypalenia, które dotyka szczególnie ludzi poświęcających swój czas problemom innych (np. terapeuci, księża, pielęgniarki, nauczyciele). Ciężko mi powiedzieć w jaki sposób temu zaradzić, póki co ten problem mnie nie dotknął. Bywam przemęczony i zniechęcony, jednak czuję że robię to co lubię i wierzę, że spełnię marzenia. Najczęściej spotykam się z opinią, że wypaleniu powinna zaradzić zmiana. Jak nakreśliłem w poprzednim wpisie, zmiana powinna być głęboko przemyślana, prowizoryczne podejście może przynieść więcej szkód niż pożytku. Jeśli wypalony nauczyciel z powołania, zmieni posadę na np. księgowego, może odżyć, ale może też się jeszcze bardziej pogrążyć, bo np. w jego przypadku zmiana powinna dotyczyć podejścia do porażek czy odejścia z toksycznej grupy współpracowników.
Problemy biorą się stąd, że fałszywie przekonuje się nas, że pewne zawody są misją i człowiek powinien poświęcać swoje życie innym. Niestety ludzie obdarowywani mają tendencję do przyzwyczajania się do brania, bywają roszczeniowi i niewdzięczni. Stara prawda mówi, że tylko ten kochać potrafi, kto kocha sam siebie. Nikogo na siłę nie uszczęśliwimy, tego musi pragnąć sam potrzebujący, a jeśli nie wykazuje ochoty, nie ma sensu tracić swojej energii.
Jedno z podstawowych praw ekonomii mówi, że etycznie wypracowany zysk przynosi korzyści otoczeniu. W naszym społeczeństwie ta nauka niestety słabo się przyjęła, dominuje kult cwaniactwa, załatwiania korzyści na lewo i kosztem innych grup. Moje lekarstwo na takich ludzi (przetestowane na własnej skórze), to unikanie kontaktów z nimi. Jakiś czas temu współpracowałem z człowiekiem, o którym wiedziałem wcześniej że jest cwany. Pomyślałem, że taki "zaradny" współpracownik lepiej zadba o wspólne interesy, bo będzie ryzykował własne pieniądze. Przekonałem się, że dba, ale wyłącznie o swoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.
Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.
Podtwórca