4 miesiące zajęło mi złapanie weny na ten wpis. To znaczy, że dziś mam coś do powiedzenia - sam jestem ciekaw co :)
Część pierwsza:
https://podtworca.blogspot.com/2025/02/podsumowanie-sezonu-ultra-zdrowie-2024.html
Do wakacji 2024 miałem na koncie 2 maratony i jeden ultra. Normalnie już bym odpuścił sezon i wrócił do spacero-truchtów przetykanych mocniejszymi treningami siłowymi, które efektywniej konserwują formę. Tym razem jednak szykowało się coś większego, zwiastującego powrót mocniejszych sezonów biegowych: trzecie zmartwychwstanie Tomka.
Tomek prowadził bloga Run Around The Lake; zaczął biegać, żeby schudnąć, z czasem dołożył recenzje płyt słuchanych podczas kręcenia pętelek oraz współtworzył grupę TriCity Ultra, w ramach której organizowaliśmy bieg 80 km w Trójmieście. No i pisał najlepsze relacje z naszych wypraw. Gdyby nie on, nie wyszedłbym ze swoim bieganiem poza systematyczne wypełnianie treningów. To jest człowiek mini-max: jak spada, to na dno, jak pnie się w górę, to musi sprawdzić co jest ponad chmurą.
Do dziś wypomina mi, że gdy w okolicach 2012 spytał czy może dołączyć do mnie i Stasia na wspólne wybiegania, pierwszą reakcją było: ale wiesz, my biegamy 5 min/km... Tomek kieruje się dewizą: skoro nie możesz się ścigać w kategorii, stwórz swoją i w niej wygraj. Więc zaczął podkręcać kilometraże. Jako pierwszy przebiegł półmaraton, potem jak zobaczyliśmy, że 20 km to nic wielkiego, zabrał butelkę wody i przeczłapał swój pierwszy maraton. Otworzył nam oczy, że te wszystkie magiczne nazwy są tylko etykietkami w naszych głowach i możemy pokonywać dystanse, które wydawały się nierealne.
Tak zaczęła się 7-letnia przygoda, w trakcie której przebiegliśmy kilkadziesiąt tras od 40 do 150 km. Nie wszystko szło jednak gładko. Intensywne treningi, starty średnio co miesiąc i imprezy na mecie odkładały się na zdrowiu. Każdy adaptował się inaczej. Ja celowałem w średnią: utrzymywać dzięki diecie i sprytnym ćwiczeniom formę, żeby w każdym momencie zaliczyć dowolny bieg w limicie czasowym. Tomek odwrotnie: jak był na wznoszącej, dokładał do treningów, żeby z nami wygrać. Kwitowaliśmy to śmiechem, dopóki w czerwcu 2016 nie odstawił nas na Sudeckiej Setce. Z grubcia, który zawsze gdzieś tam z tyłu miał kryzys zamienił się w lidera! Niestety nie na długo. Po wzroście przychodzi spadek, a u Tomka było to prawie roczne przybieranie dodatkowych 20 kilogramów zwieńczone nieukończeniem Łemkowyny 70 w 2017.
Ale Tomek odrodził się mocniejszy. Zaczęło się od wyprawy na fiordy Stavanger wiosną 2018 i z każdym kolejnym miesiącem waga spadała wraz z czasami na kilometr. Mieliśmy swoje zespołowe rekordy na 5, 10 km, półmaraton, maraton. Śmialiśmy się z Miśkiem, że jak Tomcio pokona wszystkie, to gumka pęknie i znowu zanurkuje. I tak też się stało. Tym razem momentem przełomowym była próba pokonania 3 h na maratonie. Zabrakło kilku minut. Przyszła pandemia. I Tomek zaczął najdłuższe nurkowanie z 79 kg na grubo powyżej 100. Znowu obraził się na bieganie.
W 2020 biegałem już sam. Od 2021 wyjeżdżaliśmy z Miśkiem i Piotrkiem bez Tomka. W 2023 żona w końcu wygoniła go w góry z nami, żeby odzyskał motywację do treningów, ale on obraził się nawet na wychodzenie na spacery po górach i wolał szukać okazji do picia. Coś jednak zadziałało, znalazł wreszcie swoje dno. Powoli wrócił do treningów, nawet opisał kilka płyt. I tak wracamy do 2024: roku w którym przebiegliśmy znowu razem całą grupą dwa dłuższe biegi.
Ponieważ to Tomek pisze najlepsze relacje, zostawiam linki do jego bloga i załączam kilka zdjęć z komentarzem:
50 km Kartuzy-Gdańsk
https://runaroundthelake.blogspot.com/2024/08/niebieski-szlak-kartuski-czyli.html
![]() |
Czekamy na kolejkę z Miśkiem, żeby jechać do Kartuz |
![]() |
Misiek też czeka na kolejkę |
![]() |
Wysiadka w Kartuzach, do biegu start! |
![]() |
Pierwszych 20 km niebieskiego szlaku nie zarejestrowaliśmy, bieg zaczął się na dobre po zejściu do Rezerwatu Jar Raduni |
![]() |
Kąpiel w rzece była jedną z najlepszych decyzji |
![]() |
Niezliczone przeszkody sprawiły, że te 4 km dłużyły się w nieskończoność |
![]() |
Regeneracja w pizzerii na półmetku - przewaga biegów turystycznych nad zorganizowanymi |
![]() |
36 km Mały Wielki Bieg Straszyn + 7 km dokręcone w drodze powrotnej do Gdańska.
https://runaroundthelake.blogspot.com/2024/09/may-wielki-bieg-ad-2024.html
![]() |
Rozgrzewka przed startem |
![]() |
Od lewej: Piotrek, Tomek, ja i Misiek |
Epilog
To był nasz ostatni wspólny bieg. Tomek uznał, że bieganie definitywnie nie nadaje się do odchudzania, ma już dość męczenia się. Zajął się swoją największą pasją: słuchaniem muzyki. Postanowił udowodnić, że można skompletować solidny zestaw do słuchania 10 razy taniej niż przekonują sprzedawcy drogich zabawek. Założył bloga:
reperuje stare kolumny, wzmacniacze, zbudował swoje pierwsze zestawy.
W 2025 rzucił picie. Spotykamy się co jakiś czas, kiedy spaceruje z psem wokół stawów i wspominamy stare dobre czasy.
Nie lubię jak pod ważnymi wpisami nie ma komentarza. Kiedyś biegałem nie tak mocno jak Ty ale znam te uczucia. W dyskomforcie przychodzą największe odkrycia. Dedek z folią z biedry i butelką w dłoni to kwintesencja esencji. Lubię Jar już samo chodzenie po nim jest męczące. Siedzę teraz w lesie na biwaku gówno materac przebił się i nie mogę go zakleić. Już chciałem zamawiać przesyłkę do najbliższej miejscowości a potem zadałem sobie pytanie a co się stanie jak tydzień będę spał na ziemi? I nie zamówiłem. Czasem porozmawiam z ludźmi czasem w samotności doznaje wzruszeń lub udręki nad funkcyjnego umysłu. Dużo ciekawych rzeczy i odkryć dzieje się wewnątrz.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. Ćwierć wieku temu, po zdaniu matury, byłem na spływie kajakowym z przyjacielem z dzieciństwa. Codziennie nocowaliśmy w innym miejscu pod namiotem. Spaliśmy na karimatach. Pamiętam jak przyzwyczaiłem się do twardego podłoża, najlepiej się wysypiało na trawie z lekkimi nierównościami, między którymi ciało naturalnie się układało. Do dziś jak śpię gdzieś poza domem na miękkim łóżku, to się ciągle kręcę i budzę "połamany". Także polecam przetestować nowy sposób spania, skoro natura sama zadbała - tylko podłożyć jakiś materiał chroniący przed wyziębieniem od ziemi.
UsuńPozdro!
PS biwak w lesie to mój plan na te wakacje, skompletowałem już sprzęt i szykuję się do "pielgrzymki". Jak masz jakieś przemyślenia, doświadczenia, śmiało wrzucaj tutaj w komentarzu, będą dla mnie cenne.
Co roku latem spędzam kilka tygodni w lesie nad wodą lub na kajakach. Po zimie w mieście i w murach chociaż tyle mogę dać sobie. Przemyśleń mam bardzo dużo, ponieważ robię sobie przy tej okazji pewnego rodzaju autoterapię wglądową dzięki środowisku naturalnemu podczas takich wyjazdów. Mógłbym się nimi podzielić z kimś zaufanym (czytając Ciebie od tylu lat sądzę, że do tego grona należysz, ale raczej dotyczą tylko mojej osoby jako konstrukcji mentalnej. Generalnie chodzi o to żeby zmienić środowisko nawyki i wszystko co się da. Najbardziej twórczy jestem do południa i dzisiaj na pierwszy plan jak na razie wysuwa się myśl która brzmi tak: "gdziekolwiek nie pojedziesz twoja głowa (mental) już tam będzie na ciebie czekać bo z tobą przyjedzie. Podczas takiego pobytu zmienia się percepcja. Jak co jakiś czas jadę do miasta po zakupy to nie mogę poznać cywilizacji. Mam znajomego który potrafi siedzieć w lesie po dwa trzy miesiące to dopiero jest oderwanie od cywilizacji. Wiadomo że po czasie trzeba się uziemić żeby nie odlecieć ale to chyba ten cel rozszerzanie swojej bańki. Problem w tym że zabieram ze sobą komórkę i mam kontakt z internetem ...jeszcze. Poza tym okazało się że mam bardzo duże ego. To że u Ciebie pisuje to też jego przejaw. Czuję, że opisałem to zbyt górnolotnie po prostu przebywanie samemu co jakiś czas wśród natury bardzo regeneruje i tyle. Za tydzień jadę na spływ tygodniowy dla odróżnienia w towarzystwie ludzi.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze coś z przemyśleń. Taki wypad robię sobie raczej w czerwcu i we wrześniu- to podstawowy warunek. Lipiec sierpień są bardzo zatłoczone i zaśmiecone. Wówczas powszechnie dostępne miejsca biwakowe są zapchane a straż leśna czuwa 😉. Fajnie zabrać rower można wtedy bardziej efektywnie zwiedzić okolice. No i trzeba sobie znaleźć jeziora lobeliowe z przezroczystą wodą, żeby czuć się co najmniej tak jak nad adriatykiem. Kajak zapakowany sprzętem jest jednym z lepszych sposobów tego jeszcze nigdy nie spróbowałem, więc to przede mną ale świat widziany z rzeki już wszystko zmienia.
OdpowiedzUsuńDzięki za podzielenie się. Co do ego - to jest część naszej ludzkiej konstrukcji, niezbędny element istnienia na tym świecie. Użyteczne narzędzie, dzięki któremu możemy przetrwać. Kiedyś na skutek pobieżnego rozumienia tych wszystkim "mistrzów zen" myślałem, że należy się go pozbyć. Ale to jest przecież nierealne - to tak jakby uznać, że emocje są szkodliwe, bo się gniewamy czy smucimy. Gniew służy określeniu granic. Jeśli jest triggerowany przez inne czynniki, to jest to sygnał dla mnie: poszukiwania uwarunkowanych poglądów bądź traum z dzieciństwa.
UsuńJeśli czuję, że reaguję niezdrowo na sytuację, to dostałem prezent: możliwość poznania czegoś o sobie. A jeśli sytuacja jest z racjonalnego punktu chora, to moja reakcja w postaci gniewu, zgorszenia jest zdrowa. Zatem dążę do tego, żeby moje ego spełniało prawidłowo swoją funkcję.
Obiektywnie patrząc z boku widzę wartość w tym komentarzu, więc dlaczego Twoje ego uważa to za coś wywyższającego się? To przykład jak siebie testuję. Dobrze się sprawdza "sztuka odpuszczania grzechów".
Pozdro
Tak masz całkowitą rację. Niezbyt precyzyjnie się wypowiedziałem. Właściwszym słowem byłoby rekonstrukcja ego lub rekonfiguracja jego niektórych elementów, ale i tak znacznie lepiej to opisałeś ode mnie. Nic dodać nic ująć. Wysłałem Ci jeszcze coś na maila.
OdpowiedzUsuńMógłbyś sprecyzować co masz na myśli pisząc "sztuka odpuszczania grzechów"? Zadałeś mi świetne pytanie, dzięki!. Odpowiedź na nie sporo mi wyjaśniła to znaczy po raz kolejny coś potwierdziła.
OdpowiedzUsuńTo jest nawiązanie do procesu, który przechodziłem tutaj:
Usuńhttps://podtworca.blogspot.com/2024/03/odrodzenie.html
Szukając przyczyn poczucia winy bądź wstydu, wychodziły na wierzch różne zdarzenia, które wypierałem. Praktycznie wszystkie były już tak błahe i nieistotne, że zwykłe zrozumienie tego faktu wystarczało, żeby odebrać im moc. Ale niektóre były przykre i ciężkie do natychmiastowego naprawienia: wyśmianie kogoś, wywyższenie się i inne tego typu grzechy charakterystyczne dla dzieci w procesie ustanawiania hierarchii. Tutaj po prostu musiałem sobie wybaczyć i wierzyć, że w swoim dalszym życiu naprawię tamte niesprawiedliwości. Trapiło mnie też, że za bardzo wymagałem samodzielności od córki i nie zapewniłem jej przez to należytego wsparcia. Ona do mnie na to: przecież ja i tak nic nie pamiętam. Umysłem nie pamięta, ale w jakiś sposób wpływa to na jej wiarę w siebie. I to staram się naprawić.
Jednocześnie po uprzednim zdiagnozowaniu, że mnie to męczyło, odpuściłem sobie. Człowiek głupi jest trzymany w ryzach strachem. Człowiek kolektywny - wstydem. My, chowani w chrześcijańskim duchu, jesteśmy kontrolowani przez poczucie winy. Kiedy jednak zacząłem kontemplować 7 grzechów głównych, doszedłem do wniosku, że to świetne podsumowanie ludzkich traum i lęków. Każdy z tych grzechów jest formą adaptacji do rzeczywistości, z którą sobie nie radzimy. Uwolnienie od grzechów nie polega na biczowaniu się za nawroty do destrukcyjnych zachowań, tylko poszukiwaniu przyczyn i usuwaniu ich (np. za pomocą terapii czy metody z wpisu). W tym procesie nieodzowne jest wybaczanie sobie i innym. Wtedy zbliżamy się do poziomu kierowania się miłością i zrozumieniem. Warunkiem jest pełne przeżycie grzechów, bo byle psychopata chętnie sobie wszystko wybaczy, żeby dalej manipulować innymi. On ma bardzo niewielkie szanse, żeby wspiąć się wyżej. To jest droga człowieka współczującego, który chce się uwolnić od grzechu (więzów traum i zapętlonych wyrzutów sumienia), aby w sposób zdrowy kreować rzeczywistość w sobie i wokół siebie.
Bardzo Ci dziękuję, za tak sumienne i szczere wyjaśnienie. Bardzo doceniam Twoje zaangażowanie. Coraz częściej dostrzegam, że jako ludzie którzy chcą się rozwijać opisujemy swoje drogi w różnych słowach operując różnym aparatem pojęciowym, ale podążamy w tym samym kierunku, różnie nazywając podobne mijane aspekty doświadczeń, które każdy z nas przeżywa w różny sposób. Tak czy inaczej zawsze inspirującym jest spotykać na swoje drodze ludzi, którzy próbują coś robić. Za co ci Dominik dziękuję po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńRównież dziękuję za dyskusję :)
Usuń