Z Orange, czyli Tepsą, jestem za pan brat od prawie samego początku na GPW. Jest to jedna z kilku spółek, na których nigdy nie straciłem. Trzeba się trzymać tylko jednej zasady: spier..lać kiedy tylko pojawia się zysk na pozycji, bo za rok będzie taniej :)
Po co zatem kupować coś, co od zawsze spada? Bo po długiej serii spadków sprężyna się napina i kusi. Bo firma wciąż generuje gotówkę, a gdy skreślimy całkowicie telefonię stacjonarną, to jej sieć komórkowa oraz szybki internet są niedowartościowane. Spadek przychodów i odpisy z tytułu utraty wartości segmentu stacjonarnego będą jej jeszcze przez lata ciążyć, ale nie wpłyną już znacząco na realne zyski. I może w końcu będzie jak z Agorą, którą większość postrzega przez pryzmat Gazety Wyborczej, nie zauważając w aktywach popularnych portali internetowych i sieci kin Helios. A może właśnie rynek zaczął je w końcu dostrzegać?
Orange podbieram od zeszłego roku, o czym wspominałem kilka razy na blogu i mam średnią 6.30. Jest to jedna z blisko 50 spółek, aktualnie waży 2.1% w portfelu fundamentalnym, więc nie poświęcałem jej większej uwagi. Portfel rośnie jednostajnie od grudnia, dwie spółeczki pogłębiające dołki (druga to Atrem) nie spędzają mi snu z powiek.
Dopiero ostatni kraszek skusił mnie do analiz i postanowiłem znowu zagrać na OPL z portfela spekulacyjnego. Po pierwsze kurs zjechał w okolice dolnej bandy trwałego trendu spadkowego:
Po drugie spółkę bronią fundamenty. Zagrywki z papierowymi stratami wyznaczały dołki na PKN, energetykach czy KGH. Krach pod spadek dywidendy przerabiałem już rok temu na PZU. Wtedy kurs zanurkował o kilka zł, bo niby rynek spodziewał się kilkadziesiąt gr wyższej dywidendy. Oczywiście była to ściema pod zagrywkę, ale dzięki niej mogłem kupić dużo tanich akcji i zainkasować tłustą dywidendę.
Po trzecie przez ostatnie lata dołek na Orange występuje ok. półtora roku po dołku na WIG20:
Spekuluję zatem, że finalny dołek tej bessy na OPL wystąpi wraz z finiszem spadkowej korekty na WIG20 w ciągu kilku miesięcy. Pod takie zagranie zacząłem podbierać kontrakty na serię czerwcową. Traktuję je jak opcję na wypadek zbyt szybkiej ucieczki kursu, same akcje planuję kupować od ok. 4.40 w dół lub jeśli osiągnięty zostanie target czasowy na wykresie. Jeśli będzie ubijanie dna, jak często widzę w takich wypadkach, będę wielokrotnie kupował lokalne dołki i wywalał na podbitkach. A jeśli kurs zmieni trend, to jak zazwyczaj zostanę już z niewielką pozycją, bo większość skrócę z mikrozyskiem. Tak to działa i płaci u mnie od lat.
Pojawia się pytanie: czy warto w czasie hossy realizować scenariusz takiej gry, zamiast kupić coś, co rośnie? Przez blisko 8 lat gry na giełdzie największe zyski przyniosły mi:
1. trzymanie akcji w hossie,
2. strategie kombinowane typu 5% po krachu i w nogi,
3. dywidendy.
Najwięcej natomiast straciłem poszukując na siłę uzasadnienia do wejścia, szczególnie gdy aktywnie grałem kontraktami. Daytrading na kontraktach przyniósł straty, a na akcjach zyski znacznie niższe, niż siedzenie na tyłku.
Przedstawiony scenariusz zagrania na OPL należy do grupy 2. Raz na jakiś czas dostrzegam szansę na rynku i pod nią kładę pieniądze z puli rezerwowej. Opcje, kontrakty na akcje, akcje. Nie nastawiam się na wielki zysk - nawet gdyby OPL miał urosnąć 50% w ciągu roku, ja wyskoczę na pierwszym przystanku, bo mnie interesuje zbudowanie pozycji z niskim ryzykiem i pewnym, szybkim zyskiem. Ewentualne kompletne załamanie scenariusza nie może wyrządzić szkody portfelowi.
Nikogo nie namawiam do kopiowania tego zagrania. Pytaliście co sądzę o Orange, więc napisałem. Pozycja fundamentalna pozostanie w portfelu wraz z innymi trzymanymi pod hossę.
Czekałem na ten wpis o Orange z niecierpliwością, jednak uważam, że inwestowanie w tę spółkę to strata czasu, zwłaszcza przy obecnych wystrzałach i sygnałach kupna na wielu innych akcjach. Dedek, w twoim przypadku to chyba kwestia jakiegoś sentymentu do Tepsy ;-) Uważam, że w branży telefonii komórkowej i szybkiego internetu Orange i tak nie ma szans z rosnącą konkurencją, więc nie liczyłbym na znaczącą poprawę zysków. Wzrostu kursu Orange oczekiwałbym dopiero po przywróceniu dywidendy (wg mnie nie zostanie wypłacona tylko w tym roku) oraz nadejściu bessy, podczas której inwestorzy uciekają z gotówką na stabilne spółki dywidendowe typu Orange, PGE czy Assecco.
OdpowiedzUsuńPowoli kończą się promocje na GPW. Teraz już nie kupię PZU czy PKO po 25 zł. Nawet energetyki porosły kilkadziesiąt % od dołków. Nie mówiąc już o PBG czy PXM, które zaraz będą droższe niż w szczycie hossy 2007. Na placu boju została tylko Tepsa - ryzyko, że zjedzie 50% jest na tym poziomie cenowym znacznie niższe od szansy na 50% wzrostu. A mnie interesuje tu 10-20% i w nogi.
UsuńBardzo pesymistyczny wywiad potwierdzający mój długoterminowy czarny scenariusz dla Polski:
OdpowiedzUsuńhttp://innpoland.pl/133447,zaczeto-nas-niszczyc-dajcie-mi-czlowieka-a-znany-polski-matematyk-odslania-kulisy-walki-z-akademickimi-ukladami
Z drugiej strony - jak jest tak źle, to zawsze może być lepiej..